Tekst może zawierać spoilery dot. filmu "Dom dobry".
Nie jestem w stanie jasno odpowiedzieć na pytanie, czy potrzebujemy takich filmów. Nie sądzę, bym była w ogóle upoważniona do tego, by wydawać w tej kwestii jednoznaczny werdykt. Jestem natomiast zdania, iż czasem musimy zobaczyć coś na własne oczy, by zacząć traktować dane zjawisko – w tym przypadku przemoc domową – na poważnie.
Przed seansem miałam wątpliwości, czy mężczyzna za kamerą zdoła oddać sprawiedliwość skrzywdzonym kobietom; czy zrozumie, jak głęboko sięga nasz strach, który w patriarchalnym świecie towarzyszy nam od maleńkości.
Przed filmem zapoznałam się z wywiadami Wojciecha Smarzowskiego ("Wołyń", "Drogówka"), który zapewniał, iż przy tworzeniu "Domu dobrego" kierował się głęboką empatią. Gdy na ekran wjechały napisy końcowe, czułam się przytłoczona przemocą, jaka wylała się na mnie z ekranu niczym kubeł zimnej wody. Jednocześnie zrozumiałam, iż reżyser dołożył wszelkich starań, by pojąć istotę siostrzeństwa, która w całej tej beznadziei daje nam ukojenie.
Recenzja filmu "Dom dobry" Wojciecha Smarzowskiego. Piekło w mieszkaniu obok
Poznajcie Gośkę, uśmiechniętą dziewczynę, której los nie oszczędzał. O miłych słowach z ust matki może tylko pomarzyć, a życie przyzwyczaiło ją do tego, by każdego dnia włączać u siebie tryb przetrwania. Gośka jest podręcznikowym przykładem DDA, czyli dorosłego dziecka alkoholików. Sympatyzujemy z nią już od pierwszych minut filmu i na całe szczęście nasze podejście do niej pozostaje niezmienne.
Gdy Gośka zaczyna spotykać się z poznanym przez internet Grześkiem, ma na nosie różowe okulary, na których najpierw pojawiają się drobne rysy. Bombardowana miłością za późno dostrzega, iż szkła w jej oprawkach całkiem popękały, a w pamięci zaczęły pojawiać się luki.
"Dom dobry" nie ocenia ofiary, za to kreśli dla niej możliwie jak najgorszy scenariusz. Jako cisi obserwatorzy przyglądamy się z boku domowemu piekłu; jak Gośka jest bita, wykorzystywana i poniżana przez męża. Spirala przemocy u Smarzowskiego jest niekontrolowana – kiedy myślimy, iż widzieliśmy już wszystko, reżyser za każdym razem kręci palcem na "nie" i urzeczywistnia jeszcze jeden koszmar każdej kobiety.
Owszem obraz na ekranie przytłacza i jako widzowie mamy ten przywilej, iż możemy w dowolnej chwili odwrócić wzrok lub opuścić salę kinową. Sama to rozważałam, aczkolwiek pojęłam, iż medium, jakim jest kino, to bezpieczna przestrzeń, która zderza nas z tematami wykraczającymi poza ludzkie pojęcie, choć dalekimi od fikcji.
Redefinicja ofiary, brak usprawiedliwienia dla przemocowca
Jedni zobaczą w historii Gośki samą krzywdę, jaką wyrządził jej Grzesiek. Smarzowski tworzy studium przemocowego związku, ale nie traktuje swojej bohaterki powierzchownie i wyłącznie przez pryzmat zadanego jej bólu. Nie marnuje czasu w zadawanie pozbawionych niuansów pytań, dlaczego Gośka po prostu nie odejdzie od męża. To nie takie proste.
Agata Turkot ("Wesele", "Przysięga Ireny") samą swoją obecnością na ekranie sprawia wrażenia, jakbyśmy ją skądś znali. Ze szkoły, z klatki obok, a może z jakiejś imprezy. Z Gośką, czyli nomen omen "everymanem" poruszanego przez Smarzowskiego problemu społecznego, obchodzi się jak z porcelanową lalką, odsłaniając przed nami najbardziej podatne na zranienia miejsca. W paraliżującej ją bezsilności dostrzeżemy nieustającą chęć walki.
Smarzowski zdołał w niecałe dwie godziny namalować tak złożony portret kobiety, iż aż brakuje mi słów. Ani razu nie obarcza Gośki winą, co w obecnym społeczno-politycznym klimacie bywa rzadkością – zwłaszcza gdy głos w dyskusji o przemocy wobec kobiet zabierają mężczyźni.
W "Domu dobrym" nie ma miejsca na romantyzowanie przemocy, czy usprawiedliwianie przemocowca. Tomasz Schuchardt ("Breslau", "Wielka woda") w roli oprawcy jawi się jako chodząca "czerwona chorągiewka" i drapieżca, który czeka na odpowiedni moment, by zaatakować.
Grzesiek nie jest manipulatorem doskonałym, nic z tych rzeczy. Jego plecy kryje cały system, który – gdyby tylko miał na sercu dobro kobiet – mógłby szybciej przerwać ten okrutny cykl.
Świat w obiektywie Smarzowskiego nie jest tym razem skąpany w samych odcieniach szarości. Kolory dramatowi nadają inne postaci kobiece, które pomimo swoich przywar solidaryzują się z Gośką. W finale uchwycono piękno siostrzeństwa i potrzebę istnienia ośrodków, takich jak domy samotnych matek.
"Dom dobry" z całą pewnością wywoła dyskusję, jakże potrzebną na polskim podwórku. Nie zamierzam wracać do tego filmu, jednak nie żałuję, iż go widziałam. Odradzałabym go jednak osobom, które małą słabe nerwy, bądź niezabliźnione rany.















