gdyś Polakiem, znaj go fest.
Rośnie problem, kiedy słowa
dziatwa nowe pleść gotowa.
Co tu zrobić, gdy do ciebie
młokos mówi. Ty, jak cielę,
w malowane wrota patrzysz.
„Co on rzekł? To jakiś Matrix!”.
Niby w polskim gaworzymy,
lecz rozkminić? Ni za Chiny!
Pokolenie w pokolenie
trudno jest o zrozumienie.
Czy on do mnie szyfrem gada?
Przecież „polski” znać wypada.
Już się zżymam. ”Matko, broń mnie!
Prędzej hotentota pojmę”.
Niby dziecko z mojej krwi.
W polskim słowie wiele dni
poświęciłem na naukę…
Teraz ja jestem nieukiem?
…a te w esemesach słowa,
te skrótowce… boli głowa,
gdy główkuję, co me dziecię
do mnie pisze. Chyba plecie
piąte przez dziesiąte dziś.
Może chore? Jakem Zdziś,
mus ratować młode plemię
przed języka skarlaceniem.
Wtem… młodości pamięć wraca.
Też mówili, iż zagracam
mowę polską: „Biblioteki
utrwaliły ją na wieki”.
Lecz… przez lata wciąż trwa „dramat” –
język własne ramy łamał,
w słowa nowe się wzbogacał,
w starych czasem sens odwracał.
Jak mi żyć z taką zagwozdką,
besztać młodzież niedorosłą?
Nawet nie wiem, jak spuentować…
Czas mi się pod stołem chować.
Statystyki: autor: Hardy — 07 paź 2024, 15:30