Pożegnaliśmy ich w 2024 roku. Zestawienie największych nazwisk

angora24.pl 1 miesiąc temu

Janusz Majewski (10 stycznia, 92 lata)

Reżyser filmowy, pisarz, scenarzysta, rektor Warszawskiej Szkoły Filmowej. Kinomani pamiętają jego „Zazdrość i medycynę”, „Sprawę Gorgonowej”, „Królową Bonę” czy „C.K. Dezerterów”. Po 1989 roku żaden z jego filmów nie zyskał już sławy. Przez całe życie był zapalonym czytelnikiem literatury, którą chętnie przenosił na ekran. Jako reżyser bieżącymi wydarzeniami politycznymi się nie interesował, uważał je za domenę gazet, nie filmu. Jako obywatel zaangażował się w politykę dwa razy – był członkiem honorowego komitetu poparcia dla kandydatury Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich w 2010 i 2015 roku. Po jego śmierci „Polityka” napisała: Erudyta, autorytet, dżentelmen. Zawsze stał po słonecznej stronie życia.

Leszek Długosz (23 marca, 82 lata)

Człowiek renesansu – śpiewający poeta, aktor, pianista, kompozytor, nauczyciel, felietonista, autor programów radiowych i telewizyjnych. W latach 70. i 80. współtwórca kabaretu w Piwnicy pod Baranami. Kandydat PiS do Senatu w 2007 roku i członek Krakowskiego Społecznego Komitetu Poparcia Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich w 2010. Jego przyjaciele mówią, iż był przede wszystkim dobrym człowiekiem. Tuż przed osiemdziesiątką oświadczył dziennikarzowi „Gazety Prawnej”: – Dobry jest ten stan, kiedy już niczego nie muszę, nie muszę się napinać, nie muszę zdobywać, niczego udowodniać, brać udziału w wyścigach. To co zrobiłem, to zrobiłem…

Stanisława Ryster (27 marca, 82 lata)

Prezenterka TVP, gospodyni teleturnieju „Wielka gra”, który prowadziła przez prawie 31 lat, choć z początku wcale tego nie chciała. Popłakała się, kiedy wytypowano ją na prowadzącą: – Wiedziałam, co to za utrapienie program cykliczny – nie ma zmiłuj – wspominała w rozmowie z „Tele Tygodniem”. – choćby znalazłam kogoś, kto by mnie chętnie zastąpił, ale propozycja była nie do odrzucenia – polecenie służbowe. Później niechęć zmieniła się w miłość: – Ja tę pracę po prostu uwielbiałam. Żałowała tylko, iż jej kariera przypadła na komunistyczne czasy: – Gdybym pracowała w kapitalistycznym kraju, naprawdę byłabym bogata. Mieć swój program? Godzinny? Przez 31 lat? Jednak o telewizji po transformacji ustrojowej nie wyrażała się pochlebnie. – To dziadostwo (…). Teraz produkuje się głupoty, dlatego nie chcę wracać! – oznajmiła w wywiadzie dla „Faktu”.

Zofia Kucówna (6 kwietnia, 90 lat)

Jej debiut aktorski w 1955 roku w krakowskim Teatrze Młodego Widza pamiętają tylko najstarsi widzowie. Później występowała na najbardziej prestiżowych warszawskich scenach. W latach 70. i 80. grała w przedstawieniach męża, Adama Hanuszkiewicza. Rozwód z nim, po 30 latach małżeństwa, był podobno burzliwy, ale tylko w domowym zaciszu. Kucówna miała zbyt wielką klasę, by narzekać publicznie. Zawsze okazywała byłemu partnerowi lojalność i szacunek. Szersza publiczność znała Kucównę z Teatru Telewizji i z filmów, ale to teatr – sztuka, jak ją nazywała, najbardziej ulotna – pozostał jej największą pasją. Poza tym wykładała w Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, pisała książki i działała na rzecz Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie, gdzie spędziła ostatnie dziewięć lat życia.

Jan „Ptaszyn” Wróblewski (7 maja, 88 lat)

Legenda jazzu, ale również dziennikarz i krytyk muzyczny. „Ptaszyn” to nie nazwisko, ale pseudonim, który nadał mu Krzysztof Komeda. W jego zespole Melomani było aż trzech Janów. – Jak Krzysio mówił: „Jan, popraw się”, to każdy z tych trzech pytał: „Ja?”, więc Komeda wiedział, iż musi nas jakoś ponazywać. No i stąd wziął się „Ptaszyn” – opowiadał Wróblewski w wywiadzie dla portalu Culture.pl. Przygodę z jazzem zaczynał w latach 50. – Akurat wtedy był ten nieszczęśliwy moment socrealizmu, czyli nic ciekawszego nie można było zrobić, wszystko było beznadziejnie proste. Po śmierci Stalina uchyliła się brama na świat i okazało się, iż polscy jazzmani nic nie umieją. – No nic! Skąd! Człowiek nie miał pojęcia, iż jest jakaś harmonia, iż to się improwizuje po jakichś akordach… Tego wszystkiego trzeba było się nauczyć od zera, a nie było uczelni. Nie było choćby instrumentów! (…). Dom kultury mógł zamówić w centrali muzycznej obojętny instrument, ale prywatna osoba – nie (…). Było tak choćby w latach 70. Cztery lata przed śmiercią „Ptaszyn” Wróblewski wyznał: – Szczęścia mi nie brakuje. Ciągle jeszcze koncertów mam więcej, niż mogę ujechać.

Jan A.P. Kaczmarek (21 maja, 71 lat)

W grze dwoma smyczkami na fidoli Fischera był wirtuozem, w komponowaniu niewielu mu dorównywało. Napisał muzykę do kilkudziesięciu filmów fabularnych, dokumentalnych i sztuk teatralnych wystawianych w Polsce i w USA. Został laureatem Oscara 2004 za muzykę oryginalną do amerykańskiego filmu „Marzyciel”. Na początku ubiegłego roku pojawiły się informacje o jego chorobie. Cierpiał na zanik wieloukładowy, objawami przypominający chorobę Parkinsona. Gdy zachorował, jego żona Aleksandra zrezygnowała z pracy, by się nim opiekować. Organizowała zbiórki pieniędzy na leczenie i sprzęt medyczny do terapii domowej. Po jego śmierci napisała w oświadczeniu dla Polskiej Fundacji Muzycznej: Do końca był wojownikiem ufającym, iż wyzdrowieje i będzie dzielił się swoją twórczością z nami (…). Zmarł otoczony miłością, wartością, w którą wierzył najmocniej. Amerykańska Akademia Filmowa uczci jego pamięć podczas przyszłorocznej gali oscarowej.

Janusz Rewiński (1 czerwca, 74 lata)

Aktor, satyryk, niezapomniany Siara z filmu Juliusza Machulskiego „Kiler” i równie niezapomniany gospodarz programu „Ale plama”. Wspomnienia jego przyjaciela Krzysztofa Piaseckiego z pracy nad „Plamą” potwierdzają opinię, iż Rewiński był artystą, który potrafił wzbudzać śmiech już samym pojawieniem się na ekranie: – Dwóch facetów siedzi i gada, co jest wbrew wszelkim telewizyjnym zasadom. Na początku jeszcze to ubarwialiśmy: żona Janusza przebrana w różne stroje śpiewała piosenki, by widz się nie znudził, ale potem się okazało, iż widz się nie nudzi. Po zakończeniu cyklu „Ale plama” trafił do szpitala. – Potem się dowiedziałem, iż to chodziło o rodzaj cukrzycy. Pytałem go, czy sobie bada cukier, powiedział, iż nie – opowiada Piasecki. Pod koniec życia odizolował się od rodziny i przyjaciół. Zamieszkał na wsi. – Bez żadnych ekstrawagancji, po prostu zwykły człowiek – mówią mieszkańcy miejscowości, w której robił zakupy.

Marzena Kipiel-Sztuka (9 czerwca, 58 lat)

Aktorka, Halinka ze „Świata według Kiepskich”. Tą rolą zdobyła wielką sympatię widzów. Zagrała brawurowo w komediowym serialu, ale w życiu nie było jej do śmiechu. Wcześnie straciła rodziców, nie miała szczęścia w miłości. – Tak się ułożyło, iż wszyscy moi partnerzy, a było ich czterech, nie dożyli do pięćdziesiątki. Kariera zawodowa też się nie układała, więc żeby zarobić na życie, śpiewała w hotelu w Omanie, pracowała w Niemczech jako pomoc domowa. Przełom przyszedł wraz z serialem o Kiepskich, w którym grała przez 23 lata. Mimo osiągnięcia tak oszałamiającego sukcesu cierpiała na depresję. Ostatnim życzeniem aktorki było, aby uczestnicy jej pogrzebu ubrali się kolorowo.

Tadeusz Woźniak (8 lipca, 77 lat)

Piosenką o śmierci, „Zegarmistrz światła”, zwyciężył w Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu w 1972 roku. Uczył się w szkole muzycznej, ale zabrakło mu zapału, by dobrze opanować grę na skrzypcach. Zdał egzamin do szkoły baletowej – odkrył, iż balet nie jest jego pasją. – Na lekcjach tańca lał się pot, a ja byłem suchy. Czyli nie wkładałem w to żadnego wysiłku, co z jednej strony pozwalało mi się jakoś prześlizgnąć dalej, ale z drugiej nie wróżyło niczego dobrego – wspominał w Polskim Radiu. Ta szkoła obudziła w nim jednak zamiłowanie do sztuki, wszelkiej. Pisał muzykę do wierszy, filmów i spektakli teatralnych. Jego utwory śpiewały sławy – Bernard Ładysz, Krystyna Prońko, Zbigniew Wodecki, Michał Bajor. W wieku 75 lat został youtuberem. – Dołączyłem się do tej nowej cyfrowej cywilizacji – mówił z dumą.

Jerzy Stuhr (9 lipca, 77 lat)

Krakowianin z dziada pradziada. Polonista, pisarz, pedagog, reżyser, ale przede wszystkim aktor. Bohater „Kontrabasisty”, „Dziadów”, „Emigrantów” „Wodzireja”, „Seksmisji”, „Obywatela Piszczyka”, „Kilera”. Głos osła ze „Shreka”, Gargamela ze „Smerfów” i Świętego Mikołaja. Wszystkie tytuły spektakli i filmów, w jakich grał i jakie reżyserował, dubbingów, które stworzył, trudno wymienić. Jerzy Łukaszewicz, reżyser i operator, w pożegnaniu Stuhra opublikowanym w „Gazecie Uniwersytetu Śląskiego”, napisał: Tacy ludzie jak Profesor (…) dostrzegają zagadkowość świata oraz powody do zdumienia tam, gdzie nikt inny ich nie widzi. Ich wyobraźnia, talent, kompetencje nieustannie poszukują drogi do objaśniania rzeczywistości. To właśnie oni są otaczani przychylnością i podziwem, choćby przez tych, którzy nie rozumieją ich wizji świata. Pod koniec życia Jerzy Stuhr doświadczył wielkiego cierpienia. – Udar sprzed czterech lat bardzo go zmienił, potem był nawrót choroby nowotworowej i bardzo poważna operacja. Wycięto mu przełyk, żołądek miał przyszyty niemal do gardła. Do tego kłopoty ze słuchem, mówieniem, myśleniem – wyznał w wywiadzie dla „Newsweeka” syn Maciej.

Bogumiła Wander (30 lipca, 80 lat)

Gwiazda szklanego ekranu okrzyknięta najpiękniejszą spikerką Telewizji Polskiej. Także aktorka w filmie Barbary Sass „W klatce”, autorka filmów dokumentalnych i producentka. Do telewizji trafiła, poszukując swojej drogi, bo praca historyka, którym była z wykształcenia, jej nie interesowała. Wzięła udział w konkursie na spikerów. Wspominała w rozmowie z „Super Expressem”: – Widzowie listownie zdecydowali, kto spodobał im się najbardziej. Do dziś gdzieś w domu mam wycięty przez mamę artykuł, iż konkurs wygrała studentka, która pokonała 269 uczestników. Karierę w TVP zakończyła w 2003 roku. W 2020 zdiagnozowano u niej chorobę Alzheimera. Ostatnie lata spędziła w specjalistycznym ośrodku w Konstancinie. – Przyjeżdżam do niej, rozmawiamy, mówię normalnym swoim językiem, a ona swoim, który trudno zrozumieć. Można wyłowić z niego tylko pojedyncze zdania. Fizycznie się trzyma, ale psychicznie przebywa w innym świecie. I na szczęście nie zdaje sobie sprawy, w jakim – opowiadał jej mąż, Krzysztof Baranowski.

Franciszek Smuda (18 sierpnia, 76 lat)

Z wykształcenia technik budowlany, z zamiłowania piłkarz i trener. Selekcjoner reprezentacji Polski od 2009 do 2012, Osobowość Roku 2009, Trener Roku 1996, 1997, 1999 i 2008. Dzień po swoich 72. urodzinach, udzielając wywiadu redakcji TVP Sport, mówił, iż nie rejestrował upływu czasu, kiedy pracował z młodzieżą. – Nie czułem, czy mam pięćdziesiąt, sześćdziesiąt czy ileś (…). Dopiero teraz, jak człowiek przez rok nic nie robił, było trochę inaczej. Do tego to kolano. Ta kontuzja rzuciła mnie na kolana, ale jak już mam zdrową nogę i mogę się znów normalnie poruszać – znów wrócił zapał. Kontuzje są najgorsze. Piłkarz się nie przejmuje, bo jest młody i wie, iż zdrowie zaraz wróci. Natomiast w moim wieku to już się zwraca uwagę. Człowiek jest znacznie bardziej ostrożny, by nic złego się nie przydarzyło. Niestety, przydarzyło się najgorsze – białaczka. Przeszedł przeszczep szpiku. – Dawcą był jego brat – opowiada jeden z przyjaciół trenera. – Początkowo wszystko było w porządku. Myśleliśmy, iż pokona chorobę (…), ale potem jego stan się pogorszył.

Zbigniew Lew-Starowicz (13 września, 81 lat)

Najsłynniejszy polski seksuolog, także psychiatra i psychoterapeuta. Poza pracą kochał muzykę i… swój tablet: – Zupełnie oszalałem, kiedy odkryłem jego możliwości. Mam dostęp do wszystkich nowości płytowych, które ukazują się na świecie, a choćby do zapowiedzi nowości. Mogę sobie to wszystko zamówić i ściągnąć do komputera, jedyny minus to koszty. W autobiografii „Pan od seksu” pisał i o fałszywych wyobrażeniach o jego fortunie: Wbrew pozorom i plotkom wcale nie jestem najbogatszym lekarzem w Polsce (…). Kiedy ludzie słyszą, iż mam kredyty do spłacenia, nie mogą uwierzyć. Myślą, iż każdy, kto często pokazuje twarz w telewizji, zarabia krocie. I o tym, co myślą o nim mężczyźni: Moja praca jawi się im jako erotyczny raj. Zazdroszczą, iż przychodzą do mnie kobiety i mogę z nimi zupełnie bezkarnie i swobodnie rozmawiać o seksie. Zapominają jednak, iż te kobiety to pacjentki, a ja, wbrew ich przypuszczeniom, nie mam kochanki w każdym mieście. Wręcz przeciwnie, przez 40 lat miłością Starowicza była żona Danuta. Zmarła w 2020 roku, a on przez następne cztery lata żył w żałobie.

Felicjan Andrzejczak (18 września, 76 lat)

„Jolka, Jolka pamiętasz”, „Czas ołowiu”, „Noc komety” – mało kto nie potrafi zanucić choćby kilku taktów tych hitów Andrzejczaka i Budki Suflera. Ale debiutował o wiele wcześniej, w latach 70. śpiewał utwory Czesława Niemena, a po rozstaniu z Budką wydał jeszcze wiele własnych płyt solowych, zaśpiewał wiele koncertów. Jego kolega Marek Dutkiewicz, autor tekstów piosenek, twierdzi, iż był antyidolem. Nie zwracał uwagi na sceniczny image. Wyglądał jak emerytowany nauczyciel geografii, ale za to był profesjonalistą, który wykonywał swoją robotę na scenie, kłaniał się i potem oddalał się w stronę zachodzącego słońca. Mieszkał w Świebodzinie, przez 53 lata był mężem tej samej kobiety, lubił kwiaty, kochał wnuki, wspomina Izabela Trojanowska na antenie TVN. – Zadzwoniłam do niego dzień (…) przed śmiercią, w celu zaproponowania mu wspólnego koncertu i zderzyłam się ze ścianą, iż jest w szpitalu, iż miał udar. Myślałam, iż słuchawka wypadnie mi z ręki. Jego kalendarz był zapełniony koncertami do końca roku. Odszedł niespodziewanie, we śnie.

Bogusław Kukuć (26 września, 77 lat)

Legenda sportowego dziennikarstwa. Łodzianin, zagorzały kibic Widzewa, autor książki „Mój Widzew”. Zaczynał w latach 70. w „Głosie Robotniczym”, był redaktorem „Wiadomości Dnia”, szefował działowi sportowemu „Dziennika Łódzkiego”. Na emeryturze pisał w mediach ukochanego klubu. Mówił o sobie w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”: – Nie ma na świecie osoby, która widziałaby na żywo więcej meczów Widzewa ode mnie: w ekstraklasie, w pucharach, pierwszej i niższych ligach, w sparingach. Przez pewien czas mógł ze mną konkurować Tadeusz Gapiński, były piłkarz i kierownik drużyny. Zyskałem nad nim przewagę, gdy wyjechał grać do Danii, a wyprzedziłem go na dobre, gdy kilka lat temu odszedł z klubu. Z 66 meczów pucharowych Widzewa widziałem na żywo 60, począwszy od tego z Manchesterem City, skończywszy na Monaco. Zasłabł podczas konferencji prasowej Widzewa przed meczem z Lechią Gdańsk. Umarł na zawał. W mediach społecznościowych klub pożegnał go słowami: Boguś, kibicuj Twojemu Widzewowi z góry.

Jadwiga Barańska (24 października, 89 lat)

Umarła trzy dni po swojej rocznicy urodzin. Kiedy zdawała egzaminy do łódzkiej Szkoły Filmowej, jej przyszły mąż, reżyser Jerzy Antczak, będący wówczas asystentem na uczelni, nie miał o kandydatce na aktorkę dobrego zdania. „Brzydka, chuda i niezdolna” – pomyślał. – Pojechałam zdawać do Warszawy, tam też mnie nie przyjęli, ale nie wiadomo dlaczego wybiegł za mną Aleksander Bardini i powiedział, żebym na pewno zdawała za rok. I zdałam – wspominała aktorka. Znów trafiła na Antczaka, prowadził zajęcia z jej grupą. W niespełna rok zostali małżeństwem. W jego filmach zagrała największe role – Barbary Niechcic w „Nocach i dniach”, faworyty Augusta Mocnego w „Hrabinie Cosel”. U szczytu sławy zrezygnowała z uprawiania zawodu, postanowiła poświęcić się rodzinie. Od 1979 roku mieszkała w Ameryce. Wróciła do Polski w latach 90. Nakręciła z mężem film, „Damę kameliową”, sama napisała do niego scenariusz. Później były dwa spektakle w Teatrze Telewizji i następny scenariusz do filmu „Chopin. Pragnienie miłości”, który wspólnie z Antczakiem reżyserowała i w nim zagrała. Ostatnio gwałtownie podupadała na zdrowiu. Wiadomościami o jej stanie mąż dzielił się na Facebooku: Jadwiga zamknięta w sobie leży nieruchomo na łóżku całymi godzinami. Zwracał się do żony w imieniu własnym i syna Mikołaja: Błagamy, bierz lekarstwa, nie odmawiaj wizyt w szpitalu, uważając to za bezcelowe. Ale ona była już coraz dalej od nich i od świata. – Ano cóż, widocznie już nasz czas minął – mówiła.

Idź do oryginalnego materiału