"The Morning Show" to jeden z flagowych seriali platformy Apple TV+. Produkcja zdobyła popularność już przy premierze pierwszego sezonu, choć w Polsce początkowo nie mówiło się o niej tak wiele. Nic dziwnego, iż gwałtownie podbiła serca widzów: przyciągnęła gwiazdorską obsadą z Jennifer Aniston i Reese Witherspoon na czele, a zatrzymywała angażującą, pełną napięcia opowieścią o bezwzględnej rzeczywistości pracy w amerykańskich mediach.Reklama
W moim odczuciu to właśnie pierwsza odsłona była najlepsza. Pamiętam, iż nie mogłam się oderwać od ekranu i obejrzałam całość dosłownie w dwa, może trzy wieczory. Tempo narracji przypominało "The Bear", ale realia bliższe były "Sukcesji". To była jakość z najwyższej półki. Drugi sezon nie zdołał utrzymać poziomu, a trzeci uznaję wręcz za porażkę fabularną - finałowe odcinki oglądałam już z poczuciem znużenia.
Teraz hit Apple TV+ wrócił z czwartą serią, a już zapowiedziano piątą. Po obejrzeniu dziewięciu z dziesięciu odcinków mogę powiedzieć jedno: rozczarowania nie ma. To wciąż solidna produkcja, choć nie jest już tym samym serialem, który tak mocno zachwycał w 2019 roku.
"The Morning Show": kobiety u władzy
Akcja nowych epizodów rozgrywa się prawie dwa lata po wydarzeniach z finału trzeciego sezonu, czyli wiosną 2024 roku. W międzyczasie stacja UBA połączyła się z konkurencyjną NBN, tworząc nowy podmiot – UBN. W centrum zarządzania są Alex Levy (Jennifer Aniston) i Stella Bak (Greta Lee). Pojawia się nowa postać - Celine Dumont (Marion Cotillard), prezeska zarządu.
Fabuła czwartego sezonu skupia się na problemach związanych ze sztuczną inteligencją i deepfake’ami. Na drugim planie wybrzmiewają zbliżające się Igrzyska Olimpijskie w Paryżu, które mają być wielkim sprawdzianem dla UBN, zarówno organizacyjnym, jak i wizerunkowym. Już w pierwszym odcinku sytuacja wymyka się spod kontroli, gdy Alex zostaje wplątana w międzynarodowy konflikt, który nie pozostanie bez znaczenia dla stacji. Twórcy nie rezygnują też z tematów, które od początku były siłą "The Morning Show": roli kobiet w mediach, nierówności i walki o władzę. Równolegle Bradley (Reese Witherspoon) odkrywa trop zatajenia sprawy o globalnym znaczeniu.
Już od drugiego sezonu trudno nie zauważyć, iż serial zamiast naprawdę dotykać aktualnych problemów współczesnego świata, raczej za nimi nie nadąża. Oczywiście, rozumiem, iż scenariusze powstają na długo przed premierą, ale ta próba komentowania bieżących wydarzeń w praktyce obnaża opóźnienie. Twórcy chcą uchwycić to, z czym mierzą się dziś media, a jednak zawrotne tempo zmian sprawia, iż fabuła gwałtownie traci na aktualności. Sztuczna inteligencja i deepfake’i to bez wątpienia tematy ważne i budzące niepokój, ale na ekranie wypadają wtórnie. Podobny problem pojawił się wcześniej przy wątku pandemii – wszyscy ją przeżyliśmy i dobrze wiemy, jak wyglądała, ale bohaterowie serialu nie stają się przez to ani bliżsi, ani bardziej wiarygodni. Przez tego typu decyzje scenariuszowe serial traci tempo.
"The Morning Show": świetne występy aktorów
Fabuła czwartego sezonu próbuje poruszyć wiele wątków naraz, od problemów o globalnym znaczeniu po prywatne rozterki bohaterów, które pozwalają nam lepiej ich poznać. Ten drugi aspekt szczególnie doceniam - wreszcie więcej czasu ekranowego otrzymują Stella czy Yanko (Nestor Carbonell). To postacie z ogromnym potencjałem, które wcześniej ginęły w tle, a teraz mogą wyraźniej wybrzmieć. Z drugiej strony, mam wrażenie, iż "The Morning Show" otwiera nowe wątki bez konsekwentnego ich domykania. Przykładowo Bradley nie ponosi aż takich konsekwencji, jakich można by oczekiwać po zbudowanym wcześniej napięciu. To tworzy atmosferę chaosu, a ja mam coraz mniejsze przekonanie, iż w kolejnych odsłonach uda się to uporządkować.
Na szczególne uznanie zasługują aktorzy, zwłaszcza ci drugoplanowi. Greta Lee znakomicie odnajduje się w roli chłodnej, zdystansowanej dyrektorki, która w środku jest kompletnie rozsypana psychicznie. Marion Cotillard, zgodnie z oczekiwaniami, dostarcza występ na najwyższym poziomie, dopracowany pod względem najmniejszego niuansu na twarzy. Aniston, Witherspoon i Ellison pozostają z kolei niezawodni w swoich rolach; choćby jeżeli scenariusz nie zawsze im sprzyja, ich charyzma sprawia, iż chce się podążać za ich bohaterami.
Czwarty sezon "The Morning Show" pozostawia pewien niedosyt, ale to dobrze. Choć w mojej ocenie przez cały czas nie dorównuje znakomitej pierwszej odsłonie, jestem ciekawa, co wydarzy się w kolejnej i czy twórcom wreszcie uda się powtórzyć sukces. To wciąż solidny serial z wybitnym aktorstwem. Problem w tym, iż poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko już na początku i od tamtej pory trudno ją przeskoczyć.
Czytaj więcej: O tym serialu jest za cicho. Ukryta perełka, która rozbawiła mnie do łez