"I tak po prostu" to nowy rozdział przełomowej produkcji HBO "Seks w wielkim mieście". Serial prezentuje dalsze losy Carrie (Sarah Jessica Parker), Mirandy (Cynthia Nixon) oraz Charlotte (Kristin Davis), które po przejściu przez skomplikowany okres życia i przyjaźni po trzydziestce, mierzą się z jeszcze bardziej skomplikowaną rzeczywistością życia i przyjaźni po pięćdziesiątce.Trzeci sezon "I tak po prostu" zadebiutował w Polsce w piątek 30 maja 2025 roku na platformie Max i ma liczyć 12 odcinków.
"I tak po prostu" kontynuuje historie uwielbianych przez widzów bohaterek "Seksu w wielkim mieście". Produkcji od samego początku towarzyszą zażarte dyskusje, a zagorzali fani oryginału nie szczędzą słów krytyki, punktując wszelkie niedociągnięcia. Trudno się z nimi nie zgodzić. Owszem, "Seks w wielkim mieście" nie był serialem idealnym, ale z lekkością podejmował niektóre tematy. Tego samego nie można powiedzieć o sequelu, z którego bije pretensjonalność, a bohaterki momentami nie przypominają siebie sprzed lat.
Na platformie Max właśnie zadebiutował trzeci sezon. Obejrzałam już sześć odcinków. Podobnie jak w poprzednich odsłonach, mam kilka zastrzeżeń, ale muszę przyznać, iż scenarzyści w kilku aspektach poradzili sobie lepiej.
"I tak po prostu": nowojorska wydmuszka
W finale drugiego sezonu "I tak po prostu" wydawało się, iż Carrie otrząsnęła się po śmierci Biga (Chris Noth) i wreszcie ułoży sobie życie u boku Aidana (John Corbett). Jednak sielanka nie mogła trwać wiecznie. Aidan zdecydował się wrócić do Wirginii, by skupić się na wychowywaniu syna, który przechodził trudny okres. Zaproponował Carrie pięcioletnią przerwę w ich związku. Trzeci sezon rozpoczyna się bezpośrednio po tych wydarzeniach. Para próbuje kontynuować relację na odległość. Trudno jednak nazwać to prawdziwym związkiem, bo nie ustalili jasno, jak ma on wyglądać. Nic więc dziwnego, iż gwałtownie pojawiają się przeszkody, niedopowiedzenia i przekraczanie granic.
Nowa odsłona rozwija też wątki pozostałych bohaterek. Miranda z odwagą wkracza na lesbijski rynek matrymonialny, ponownie szukając miłości. Charlotte mierzy się z wyzwaniami związanymi z wychowywaniem dzieci. Natomiast Seema (Sarita Choudhury) przeżywa bolesne rozczarowanie w związku z producentem filmowym. Niestety, Samantha grana przez Kim Cattrall nie powraca w tej odsłonie, mimo iż pojawiła się w finale poprzedniej...
Moim największym problemem z sequelem "Seksu w wielkim mieście" jest hipokryzja ze strony twórców. Z jednej strony pokazują oni miłosne perypetie bohaterek w sposób, który ma pozwolić widzowi na utożsamienie się z ich doświadczeniami. Serial stara się być "na czasie", poruszając wątki związane z tożsamością czy współczesnym randkowaniem. Z drugiej jednak - codzienne życie tych kobiet jest skrajnie nierealistyczne (o ile nie jesteście bogatymi mieszkankami Nowego Jorku, ja przynajmniej nie jestem).
Carrie, Miranda i Charlotte żyją na najwyższym poziomie społecznym. Mało pracują, a mimo to nigdy nie brakuje im pieniędzy. Ot tak mogą sobie pozwolić na mieszkanie warte kilka milionów dolarów, noszą ubrania od najdroższych projektantów i wpadają na wydarzenia organizowane przez luksusowe marki. Są przedstawiane jako kobiety sukcesu, ale serial adekwatnie nie pokazuje, na czym te sukcesy miałyby polegać. Wyjątek stanowią Seema i Lisa (grana przez Nicole Ari Parker). Po trzech sezonach można śmiało powiedzieć, iż obie zapracowały na swoje pozycje, a w ich wątkach aspekt pracy zawodowej rzeczywiście się pojawia i ma znaczenie.
Oczywiście, już w "Seksie w wielkim mieście" pojawiały się podobne zarzuty. Jednak tam chociażby Carrie miewała problemy finansowe, zmagała się ze zmianami w pracy, a jej sytuacja była bardziej zniuansowana. W "I tak po prostu" każda z bohaterek ma stabilne, wygodne życie — podczas gdy wszyscy wiemy, iż rzeczywistość potrafi być o wiele mniej przewidywalna.
"I tak po prostu": kiepski wątek Carrie, nadrabiają pozostałe bohaterki
W sześciu odcinkach trzeciego sezonu "I tak po prostu", które obejrzałam, najbardziej szwankuje wątek Carrie. Tak, nie uczy się na błędach. przez cały czas nie stawia granic i godzi się na minimum. I wciąż pozwala się ranić mężczyźnie, który sam nie do końca wie, czy chce z nią być. Najbardziej absurdalne sceny w tej historii rozgrywają się w domu Aidana w Wirginii. Carrie przyjeżdża tam w nowojorskich ciuchach i wysokich szpilkach, łowi ryby z jego synami w stylizacji rodem z pokazu mody. Może się wydawać, iż kompletnie nie pasuje do świata mężczyzny, w którym się zakochała.
Na szczęście twórcy wyciągnęli wnioski, jeżeli chodzi o wątek Mirandy. W pierwszym sezonie sposób przedstawienia jej postaci mocno mnie rozczarował, ale w trzeciej odsłonie wreszcie widzimy kobietę z krwi i kości – Mirandę, którą pamiętamy z czasów "Seksu w wielkim mieście". I naprawdę chce się jej kibicować w tym całym randkowym chaosie. Wątek Charlotte rozkręca się z biegiem odcinków, ale tutaj powstrzymam się od spoilerów. Jestem ciekawa, jak dalej potoczą się jej losy. Podobnie z Seemą – mam wrażenie, iż twórcy jeszcze nie do końca wykorzystali potencjał tej postaci.
Mimo wszystkich zastrzeżeń, "I tak po prostu" to serial, przy którym się zostaje. I tak – będę oglądać kolejne odcinki, czekając na następne sezony. Dlaczego? Bo to totalny "odmóżdżacz". Nie da się z nim utożsamić, ale działa jak lekki przerywnik w ciągu dnia. Ot, taka obyczajówka, przy której nie trzeba za dużo myśleć, a można pooglądać ładnych ludzi, w ładnych ubraniach, w jeszcze ładniejszych wnętrzach.
Czytaj więcej: Tydzień pełen emocjonujących premier. Co przygotowały platformy streamingowe?