Poświęciła wszystko, by dać życie córce. Ostatni wywiad Agaty Mróz łamie serce

viva.pl 1 dzień temu
Zdjęcie: PIOTR GAJEK/East News


To już 17 lat odkąd Agata Mróz-Olszewska odeszła, pozostawiając po sobie niezatarty ślad... Wysoka, uśmiechnięta, silna nie tylko ciałem, ale przede wszystkim duchem. Choć lekarze zdiagnozowali u niej mielodysplazję szpiku kostnego, gdy miała zaledwie 17 lat, ona się nie załamała. Z determinacją walczyła o każdy dzień. Grała w reprezentacji, zakochiwała się, była żoną, a potem – spełnioną mamą. Macierzyństwo było dla niej wszystkim. Postawiła je ponad własne zdrowie...

Agata Mróz: Niezapomniana siatkarka, której serce biło dla najbliższych

9 czerwca 2007 roku Agata wyszła za mąż za Jacka Olszewskiego. Byli zakochani, szczęśliwi, a kiedy kilka miesięcy później ogłosili, iż spodziewają się dziecka, ich świat wypełniła nadzieja. 4 kwietnia na świat przyszła Liliana – wcześniak, o którego zdrowie Agata walczyła równie zaciekle, jak o własne. Kilka tygodni później przeszła przeszczep szpiku. Niestety, jej organizm był zbyt wyczerpany. Agata zmarła 4 czerwca 2008 roku. Miała zaledwie 26 lat.

Pozostawiła po sobie coś więcej niż wspomnienia – zostawiła siłę, miłość, inspirację. Polacy płakali, a dziś jej imię noszą szkoły i hala sportowa. Rozgrywane są memoriały ku jej czci. W 2012 roku powstał poruszający film „Nad życie” z Olgą Bołądź w roli głównej. Agata kochała książki Paulo Coelho i film „Piąty element”. Ale najbardziej kochała życie. I tych, których miała przy sobie.

Czytaj także: Dorota Gardias ujawnia, co zrobiła wbrew oczekiwaniom całej rodziny. Chodzi o córkę

Ostatni wywiad Agaty Mróz-Olszewskiej porusza do dziś

To był maj 2008 roku. Najtrudniejszy czas w jej życiu. Agata Mróz-Olszewska wiedziała, iż choroba nie odpuszcza, ale wciąż miała w sobie nadzieję. W rozmowie z Sylwią Borowską dla magazynu VIVA! opowiedziała o swojej największej miłości – do córki, do życia i do męża, który był dla niej wszystkim. Była słaba fizycznie, ale jej słowa – dojrzałe, głębokie i pełne czułości – poruszają do dziś.

Agata Mróz-Olszewska: Zaczęłam chorować, kiedy miałam siedemnaście lat. Przede mną było całe życie. Miałam propozycje grania w najlepszych klubach. Byłam ambitna. I nagle na trzy lata musiałam przerwać karierę sportową. Bardzo to przeżywałam. Chwilami myślałam, iż już po mnie. Pomogli mi wtedy rodzice. adekwatnie to tata namówił mnie, żebym wróciła do siatkówki. Po roku treningów pojechałam na mistrzostwa Europy i wygrałam.

To mnie nauczyło, iż warto walczyć do końca. Teraz mam przy sobie męża, który bardzo mnie wspiera. Kiedy trzeba – pogłaszcze, kiedy trzeba – zmotywuje do działania. Stoi za mną cały czas. Jacek jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Skoro on tak wierzy we mnie, to ja przecież nie mogę go zawieść. Nie wiem, czy sama dałabym sobie radę. Pół roku leżałam w szpitalu i zajmowałam się wyłącznie sobą i ciążą. Nie zawracałam sobie głowy w tym momencie tak prozaicznymi rzeczami, jak niezapłacone rachunki. Jacek był moim łącznikiem ze światem zewnętrznym. Chwilami tarczą obronną.

Jak Agata Mróz zareagowała na wiadomość o ciąży?

Agata Mróz-Olszewska: Kiedy już ochłonęliśmy, pomyśleliśmy z Jackiem, iż to dobry znak od Boga. Że jeszcze w naszym wspólnym życiu coś jest nam dane. Że zasługujemy na szczęście. Najpierw czekałam na adekwatnego mężczyznę, a kiedy już byliśmy z Jackiem po ślubie, to skłamałabym, gdybym powiedziała, iż nie rozmawialiśmy o dziecku. Nie planowaliśmy tego, ale też nie broniliśmy się. Ostatnią szansę miałam przed przeszczepem. W moim przypadku ryzyko donoszenia ciąży było większe niż u zdrowej kobiety. Przekonywało mnie to, iż mielodysplazja szpiku nie jest chorobą genetyczną. Gdyby było inaczej, w ogóle nie byłoby mowy o ciąży. Nie zaryzykowałabym.

Na pewno pojawiła się duża radość, ale i lęk. Co będzie?

Agata Mróz-Olszewska: I dziś nie wiadomo, co się wydarzy. Żyję ze świadomością, iż ludzie po przeszczepach szpiku też umierają. Mogę po miesiącu wyjść do domu i czuć się świetnie, ale mogą również wystąpić powikłania. Kiedy moja mama dowiedziała się, iż będzie po raz pierwszy babcią, najpierw ucieszyła się, a potem była zaniepokojona: „Jak ty sobie dasz radę? Jak zniesiesz ciążę?”. Tego nikt do końca nie był w stanie przewidzieć. W dziewiątym tygodniu zobaczyłam na USG tę maleńką kijankę i od razu zaczęłam szukać kontaktu z hematologami, którzy poprowadziliby moją ciążę. Byli lekarze, którzy sugerowali, iż powinnam ją usunąć. Na szczęście trafiłam też na takich, którzy podjęli ze mną walkę o moje dziecko.

Skąd Agata Mróz wiedziała, iż Jacek Olszewski to "ten" mężczyzna?

Agata Mróz-Olszewska: Byłam w kilku związkach, które kończyły się, bo zawsze coś nie grało. Jacka poznałam przypadkowo. Spotkaliśmy się na stoku w Szczyrku. To był dzień, kiedy pierwszy raz w życiu założyłam narty na nogi. Nie można było mnie nie zauważyć. gwałtownie znaleźliśmy wspólny język. Nie mogliśmy się rozstać. Grałam wtedy w Bielsku-Białej, on przyjechał ze znajomymi na tydzień do Szczyrku. Od chwili poznania codziennie do niego przyjeżdżałam. Rano trenowałam, jechałam do Szczyrku, choćby na obiad, a potem wracałam znowu na trening. Od początku czuliśmy się dobrze w swoim towarzystwie. Samo to coś znaczy, iż po tygodniu znajomości zaryzykowałam podróż nocą w zamieci śnieżnej do Warszawy, żeby znowu go zobaczyć.

Po meczu w Kaliszu wsiadłam w dresach do samochodu i ruszyłam. Nie wiedziałam nawet, gdzie mieszka. Dojechałam o czwartej nad ranem. Wykręcam numer komórki i modlę się, żeby odebrał. Odbiera. Mówię: „Cześć, jestem w Warszawie, spotkamy się?”. Potem wszystko gwałtownie się potoczyło. Od chwili, kiedy zachorowałam, nie odkładam już nic na później. Niczego nie planuję. Nauczyłam się żyć tu i teraz. Wierzę w chwilę. Nie wiem, co ze mną stanie się za miesiąc czy za rok. Ludzie chorzy bardziej cieszą się życiem. Kiedy wyjeżdżałam grać w hiszpańskim klubie, znaliśmy się osiem miesięcy. Widywaliśmy się raz w miesiącu i przetrwaliśmy. Rok temu wzięliśmy ślub, z czego pół roku spędziłam w szpitalu. Nie mieliśmy choćby czasu nacieszyć się sobą. Czasami musiało nam wystarczyć tyle, iż zjedliśmy w szpitalu pizzę przy świeczce.

Czytaj także: Mama prezydenta elekta przerywa milczenie. Jego imię to nie przypadek. To hołd oddany wielkiemu Polakowi

Co dla osoby, która trenowała przez tyle lat, oznaczają chwile, kiedy organizm odmawia posłuszeństwa?

Agata Mróz-Olszewska: To jest dramat. Czasami, kiedy patrzę na swoje mecze sprzed lat, na swoje zdjęcia, nie mogę uwierzyć w to, kim dzisiaj jestem. Jestem cieniem tamtej Agaty. Kiedyś w tygodniu mogłam zagrać siedem meczów. Przelecieć pół świata. Dziś czuję się zmarnowana. Słaba. Czasem rano nie mam siły wstać z łóżka. Widzę, co dzieje się z moim ciałem, jak zanikają moje mięśnie.

Czy płakała?

Agata Mróz-Olszewska: Ostatnio dużo. Ale może to baby blues?

Jak wiele można znieść?

Agata Mróz-Olszewska: Coraz mniej. Widzę, iż mam mniejszą niż kiedyś tolerancję na ból. Drażnią mnie kolejne zabiegi. Ludzie wokół mnie. Ciągle ktoś mnie dotyka, podłącza coś, wkłuwa igłę. W szpitalu przed porodem liczyłam tygodnie. Tak jakbym chciała przyspieszyć czas. Trzydziesty, trzydziesty pierwszy, drugi. Wytrzymywałam do trzydziestego trzeciego tygodnia. Cały czas przetaczano mi krew. Czułam się trochę jak żywy inkubator dla dziecka. Lilianka nabrała wagi. Zaczęły się skurcze. Zapadła decyzja. Teraz trzeba zająć się mną, a dziecko jest już na tyle bezpieczne, iż samo da sobie radę.

Czwartego kwietnia córeczka pojawiła się na świecie. Przed porodem miałam operowaną nogę. Zawsze czułam się mocna psychicznie, ale w szpitalu życie toczy się inaczej. Coś się we mnie złamało. Potrzebuję ludzi wokół siebie. Mój mąż, kiedy wchodził na oddział, śmiał się, widząc, jak na wózku inwalidzkim znowu pędzę do dyżurki pielęgniarek, aby napić się z nimi herbaty. Nie mogłam wytrzymać w izolacji. choćby nie wiesz, ile dla mnie znaczy to, iż wczoraj pierwszy raz mogłam zasnąć w domu przy mężu. We własnym łóżku. Kiedy stanęłam w progu naszego mieszkania, to w pierwszej chwili nie wiedziałam, gdzie jestem.

Co czuła, gdy zobaczyłaś córeczkę po raz pierwszy?

Agata Mróz-Olszewska: Urodziła się w siódmym miesiącu i, jak każdy wcześniaczek, musi jeszcze chwilkę pomieszkać w inkubatorze. Przez następne trzy miesiące będzie pod bacznym okiem lekarzy.

(...)
Kiedy obudziłam się z narkozy, Jacek pokazał mi film, który nagrał po urodzeniu. Kiedy mogłam już usiąść na wózku, wydałam komendę: „Jedziemy!”. W jednej ręce z cewnikiem, w drugiej z drenem. Nieważne. Jedziemy. Kiedy zobaczyłam Lilianę, zaczęłam płakać. Taka maleńka. Dwa kilogramy szczęścia. Cieszyłam się, iż się udało. Że jest z nami. Że jest zdrowa. Widzę w niej Jacka. Wykapany tata.

Czytaj także: Kiedyś zachwycała u boku Jamesa Bonda. Zobacz, jak dziś wygląda Izabella Scorupco

Myślała o sobie „mama”?

Agata Mróz-Olszewska: Tyle kobiet daje sobie radę, dlaczego ja miałabym nie dać? Mam duże oparcie w rodzinie. Moja mama będzie ze mną pod koniec maja podczas przeszczepu szpiku we Wrocławiu. Bardzo pomaga mi Fundacja Przeciwko Leukemii. Znaleźli dawcę, lekarza, który podejmie się przeszczepu, praktycznie pomagają mi cały czas, bo żeby wyleczyć ząb, muszę iść do specjalizującego się w takich przypadkach, jak mój, dentysty. Mówię sobie: „Teraz jest taki moment, iż musimy to przejść”. Mój mąż będzie na urlopie macierzyńskim. Żałuję, iż kiedy wrócę do domu po operacji, Liliana będzie już odchowana. Że stracę te pierwsze tygodnie jej życia. I przeraża mnie to, iż wtedy sama będę potrzebować pomocy.

Czy zastanawiała się, co by było, gdyby…?

Agata Mróz-Olszewska: Odganiam takie myśli od siebie. Wierzę, iż wszystko się uda. Nie ma innej opcji!

Modliła się?

Agata Mróz-Olszewska: Codziennie przed snem dziękuję Bogu, iż przeżyłam kolejny dzień. I iż moja córka jest zdrowa.

CZYTAJ TAKŻE: Poprosiła go o przysługę, są razem od 5 lat. Jarosław Bieniuk i Zuzanna Pactwa są dla siebie wszystkim

Idź do oryginalnego materiału