Słuchaj mnie uważnie ciągnął dalej współlokator. Albo twoja córka oddaje mi samochód, albo niech się wynosi! Nie będę mieszkał w domu, gdzie mnie nie szanują! A gdzie ona się podzieje? To nie twój problem! Dorosła już. Czas stanąć na własne nogi
Weronika stała w korytarzu rodzicielskiego domu i słuchała, jak matka tłumaczy przez drzwi łazienki, dlaczego ma oddać swój samochód.
Werono, pomyśl głową! Marek przecież jeździ do pracy codziennie. A ty jesteś studentką. Naprawdę nie możesz jeździć autobusem?
Dziewczyna przytuliła się do ściany i zamknęła oczy. Samochód dostała od dziadka na dwudzieste urodziny. Stary, ale jej własny. Pierwszy w życiu. Dziadek wtedy powiedział: Żebyś nie zależała od nikogo. Żebyś sama decydowała, dokąd jechać.
Mamo, samochód jest na mnie zarejestrowany spokojnie odparła Weronika.
I co z tego? Jesteśmy rodziną! głos matki stał się piskliwy. Marek jest dla ciebie jak ojciec. Pamiętasz, jak ci pomagał z matematyką w liceum?
Weronika pamiętała. Pamiętała, jak krzyczał za każdy błąd, jak rzucał książką o stół, gdy nie rozumiała od razu.
Głupia jak but! Cała w matkę! mówił wtedy.
Z łazienki dobiegł warkot suszarki matka wyraźnie się gdzieś szykowała. Za pięć minut wyjdzie, a rozmowa się powtórzy. Weronika tego nie chciała.
Zastanowię się skłamała i wyszła do swojego pokoju.
Ale nie było nad czym się zastanawiać. Samochodu nie odda. Tylko co dalej tego nie wiedziała.
Weronika studiowała na ostatnim roku, dorabiała jako korepetytorka z angielskiego. Pieniędzy było mało, ale na życie starczało.
O ile nie liczyć tego, iż życie toczyło się w domu, gdzie każdy jej krok był komentowany i krytykowany.
Marek pojawił się w ich rodzinie, gdy Weronika miała jedenaście lat. Matka poznała go w pracy. Wysoki, z brodą, mówił pewnie i dużo.
Matce się to podobało. Ojciec był zupełnie inny cichy, zamyślony. Po rozwodzie wyprowadził się do Warszawy, dzwonił rzadko.
Na początku Marek się starał. Przynosił cukierki, pytał o szkołę, choćby kilka razy zabrał ją do kina. Weronika wtedy pomyślała: Może nie jest taki zły. Ale to nie trwało długo.
Gdy tylko Marek na dobre się u nich zadomowił, wszystko się zmieniło. Zaczął rozkazywać. Nie prosić, nie proponować rozkazywać. Jakby Weronika nie była córką gospodyni domu, a służącą.
Zrób herbatę. Posprzątaj po sobie. Nie tupaj. Nie trzaskaj drzwiami. Ścisz telewizor. Ta lista rosła każdego dnia.
A matka matka stała się adwokatem Marka. Każdą jego pretensję natychmiast podchwytywała i rozwijała.
Werono, Marek jest zmęczony po pracy. Naprawdę nie możesz chodzić ciszej?
Werono, on ma rację. Po co tak głośno puszczasz muzykę?
Werono, pomyśl o innych.
O innych oznaczało o Marku. Bo gdy Weronika uczyła się do egzaminów i prosiła, by nie puszczać telewizora na cały regulator, nikt się tym nie przejmował.
To nie biblioteka odpowiadał Marek. Chcesz ciszy? Idź do swojego pokoju.
Pokój Weroniki był malutki, dawną spiżarnią. Mieściło się tam tylko łóżko i biurko. Gdy się tam chowała, ściany zdawały się przygniatać, brakowało powietrza. Ale innego wyjścia nie było.
Z czasem Weronika nauczyła się być niewidzialna. Wracała, gdy Marek spał lub go nie było. Jadła w kuchni, gdy nikogo nie było. Nie brała udziału w rodzinnych rozmowach.
To działało, dopóki nie zaczęła się sprawa z samochodem.
Następnego ranka matka zapukała do jej pokoju.
Werono, obudziłaś się? Musimy porozmawiać.
Weronika usiadła na łóżku. Na matce była nowa sukienka, wyraźnie droga. Włosy starannie ułożone. Szykowała się gdzieś wyjść.
Słucham.
Marek był wczoraj zmartwiony. Myślał, iż zgodzisz się oddać samochód bez problemu.
A dlaczego tak myślał?
Matka usiadła na brzegu łóżka, spojrzała przez okno.
Werono, rozumiesz Ja i Marek planujemy ślub. Chcemy zrobić wszystko ładnie, zaprosić gości. A pieniędzy no wiesz, teraz ciężko.
Weronika milczała.
Markowi samochód jest potrzebny do pracy. Dostał nowe stanowisko, odpowiedzialne. Będzie jeździł po różnych dzielnicach. Autobusem to niewygodne.
Niech kupi sobie własny.
Za co? Matka podniosła głos, ale zaraz się opanowała. Werono, nie jesteśmy sobie obcy. Jesteśmy rodziną! Marek tak wiele dla ciebie zrobił
Co konkretnie dla mnie zrobił? spytała Weronika.
Matka się zmieszała. Milczała, dobierając słowa.
No wychowywał cię. Jak rodzony ojciec. Pomagał ci z lekcjami
Krzyczał na mnie, chciałaś powiedzieć.
Nie waż się tak mówić! Matka zerwała się z łóżka. On się starał! A ty zawsze byłaś niewdzięczna. Ojciec cię rozpuścił, i taki efekt.
W pokoju zapadła cisza. Weronika patrzyła na matkę i nie poznawała jej. Kiedyś były blisko. Kiedyś matka ją broniła, a nie obcego mężczyznę.
Samochodu nie oddam powiedziała Weronika.
To sobie szukaj gdzie mieszkać zimno odparła matka i wyszła.
Weronika została sama. W piersi coś się ścisnęło, oddychało się ciężko. Nigdy nie myślała, iż do tego dojdzie.
Wieczorem, gdy Marek wrócił z pracy, w domu rozpoczęło się przedstawienie. Weronika słyszała ich rozmowę przez cienką ścianę.
No i co, rozmawiałaś z córką? spytał Marek.
Rozmawiałam. Nie chce.
Jasne. Wychowywać ją trzeba było inaczej. Za bardzo ją rozpieszczaliście.
Marku, ona jeszcze młoda. Nie rozumie.
A kiedy zrozumie? Jak sama zostanie matką? Nie, Ewo. jeżeli teraz jej nie postawimy do pionu, to nam na karku usiądzie.
Matka coś odpowiedziała, ale cicho. Weronika nie dosłyszała.
Słuchaj mnie uważnie ciągnął Marek. Albo oddaje samochód, albo się wyprowadza. Nie będę mieszkał w domu, gdzie mnie nie sz