Marco Bellocchio od lat udowadnia, iż jest jednym z najwybitniejszych włoskich reżyserów-klasyków. Zawsze sumiennie wyczerpuje wybrany temat i mimo podeszłego wieku (84 lata) wciąż nie zdecydował się na podsumowujące, autotematyczne kino. W Porwanym opowiada prawdziwą historię, której należał się godny film.
Włochy, Bolonia rok 1858 papież Pius IX sprawuje faktyczną władzę w kraju. Ustanawia prawo i je egzekwuje. Żydowską rodzinę Mortara spotyka tragedia. Ich sześcioletni syn Edgardo został w sekrecie ochrzczony kilka lat temu. Zgodnie z papieskimi zasadami ochrzczone dziecko nie może być wychowywane przez innowierców. Na rozkaz papieża zostaje ono odebrane rodzicom. Salomone oraz Marianna poruszą niebo i ziemię, aby odzyskać syna. Historia wydaje się nieprawdopodobna, ale wydarzyła się naprawdę. David I Kertzer opisał wszystko dokładnie w swojej książce Porwanie Edgarda Mortary. Skandal, który pogrążył Państwo Kościelne. Uprowadzenie chłopca miało dalekosiężne skutki. We Włoszech doszło do buntu oraz starcia między starym a nowym porządkiem. Władza papieża przestała być absolutna.
Jednak w Porwanym sytuacja polityczna jest jedynie tłem, a reżyser skupia się przede wszystkim na dramacie rodziny Mortara. Starania rodziców przeplata z perypetiami małego Edgardo w Rzymie. Chłopiec już pierwszej nocy otrzymuje radę od innego dziecka, iż szybciej wróci do domu, o ile będzie posłuszny. Salomone i Marianna szukają pomocy w rabinacie, prasie oraz za granicą. W tym czasie ich syn wzorowo opanowuje modlitwy oraz rutyny kościelne. Mimo poruszenia w prasie, chłopak wciąż pozostaje pod opieką Piusa IX. Papież zdaje sobie sprawę, ile kosztowało go porwanie chłopca i tym bardziej nie zamierza ustąpić.
Porwany stawia poważne pytania dotyczące tożsamości. Edgardo, początkowo broniący się rękoma i nogami przed kościołem, po dziesięciu latach stara się na siłę ochrzcić umierającą matkę. W trakcie przenoszenia trumny z Piusem IX procesja zostaje zatrzymana przez buntowników. Młody chłopak najpierw zapalczywie broni papieża, jednak po chwili wylewa się z niego narastająca przez lata irytacja oraz ból i dołącza do niszczenia trumny. Ostatecznie w tym całym zamieszaniu i chaosie opanowuje się i ucieka. Edgardo żyje bez tożsamości. Nie czuje się już żydem, ale nie jest też do końca katolikiem. Został odebrany rodzicom, złamany, straumatyzowany oraz wielokrotnie upokorzony (w jednej ze scen Pius IX każe mu rysować językiem znak krzyża na podłodze). Reżyser pokazuje, jak trudne stało się życie chłopca oraz jego rodziny i jak poważne były skutki porwania.
Po raz kolejny w swojej karierze Marco Bellocchio dokonał rewelacyjnego doboru obsady. Enea Sala jako mały Edgardo jest przekonywujący, a do tego niesamowicie uroczy – jak aniołek z kaplicy. Jego wielkie i hipnotyzujące oczy często zachodzą łzami i trudno mu nie współczuć. W rolach rodziców wystąpili Fausto Russo Aleksi oraz Barbara Ronchi. Zarówno aktor, jak i aktorka prowadzą swoje postacie w sposób przemyślany i naturalny, bez przesadnych reakcji. Często ich spojrzenia mówią więcej niż słowa. A sceny kulminacyjne w ich wykonaniu na długo pozostaną w pamięci. Fillipo Timi jako kardynał Giacomo Antonelli oraz Fabrizio Gifuni w roli Piera Gaetano Felettiego samym tylko wyrazem twarzy potrafią wywołać u widzów frustracje. Patrząc na nich, nie mogłam wybić sobie z głowy obrazu sędziego Frollo z Dzwonnika z Notre Dame.
Jednak zdecydowanie największy ukłon należy się Paolo Pierobonowi za wcielenie się w papieża Piusa IX. Kadrowany w zbliżeniach, z lubieżnym wyrazem twarzy i śladami potu na skórze, już wizualnie jest obrzydliwy. o ile dodamy do tego popis aktorski Pierobona to powstaje nam czarny charakter, który bez najmniejszej wątpliwości może się pojawiać w nocnych koszmarach. Pius IX jest bezwzględny, ordynarny i skupiony tylko na sobie. Uważa się za króla świata i nie dopuszcza do siebie myśli, iż ktoś może się nie zgadzać z jego zdaniem.
W Porwanym pojawia się wiele symbolicznych scen, pełnych metafor oraz snów na jawie. Przyznam, iż całkowicie nie pasowały mi one do reszty filmu. Rozumiem zabiegi reżysera, ale historia zdecydowanie broniła się sama. Nie ma tu potrzeby animowania rysunków, które ogląda Pius IX czy ożywiania Chrystusa na krzyżu. Problematyczne jest również tempo filmu. Pierwsze kilkanaście minut, w których następuje odebranie dziecka rodzicom, ogląda się naprawdę przyzwoicie, ale potem produkcja zaczyna się bardzo dłużyć. Wznowienie akcji następuje dopiero w drugiej połowie seansu.
Porwany, mimo wszystko, jest porządnym filmem, który opowiada historię Edgardo Mortary. Przerażającą, tym bardziej iż wydarzyła się naprawdę. Marco Bellocchio po raz kolejny udowodnił, iż wciąż potrafi robić produkcje na wysokim poziomie. Nie pozostaje teraz nic innego, jak czekać na kolejny film reżysera.