Pora skończyć z zabijaniem! – recenzja komiksu „Talentless Nana”, t. 6-8

ostatniatawerna.pl 2 dni temu

Prawdziwy urok Talentless Nany

Najważniejszy dla mnie okazał się tom szósty i siódmy. To właśnie dopiero wtedy zrozumiałem, co mnie tak rajcuje w mandze Talentless Nana. Właśnie w tych częściach sytuacja się diametralnie zmienia. Między innymi wszyscy uzdolnieni trafiają z wyspy na stały ląd, a co najważniejsze nasza protagonistka zmienia front i występuje przeciwko wojskowym – co oznacza, iż przestaje zabijać na ich rozkaz! Wcześniej sądziłem, iż chodzi przede wszystkim, o te wymyślne sposoby na eliminacje osób obdarzonych nieludzkimi talentami. Prawdziwa zagwozdka jak pokonać na przykład nekromantę, a nasza niezwykła Nana zawsze znajdowała jakiś fantazyjny sposób na wykończenie „wroga ludzkości”. I to było genialne i wciągające. A skoro teraz Nana stara się nie zabijać, to czy znaczy, iż magia tej mangi zniknęła? Otóż nie! Bo przez cały czas mamy podobne motywy. Tylko tym razem ktoś na przykład wrabia protagonistkę w morderstwo albo jedna z utalentowanych próbuje zdyskredytować ją w oczach innych. I znów mamy jakiś trudny, do rozwiązania problem. Wydaje się, iż Nana jest w sytuacji bez wyjścia, a tu nagle pojawia się jakieś światełko w tunelu. I właśnie to jest kwintesencja Talentless Nany. Po lekturze tych trzech tomów najbardziej skojarzyła mi się ta manga z Sherlockiem Holmesem Arthura Conana Doyla. Tam też często była jakaś interesująca sprawa, a sednem nie było wcale wyjaśnienie, a to jak Holmes, do tego wszystkiego doszedł. I to właśnie, tak bardzo mi się podoba w Nanie. Te nagłe zwroty akcji, trudne zagadki i sytuacje, z których nie wiadomo, jak się wyplątać, aż tu nagle protagonistka znajduje sensowne i logiczne rozwiązanie.

Brwi… Co jest z nimi nie tak?

Po lekturze tomów 6-8, zmienił się też mój stosunek od oprawy graficznej. I to niestety na gorsze. Nie wiem, jakim cudem wcześniej w ogóle nie zwracałem na to uwagi, ale od szóstego tomu zaczęło drażnić mnie niemiłosiernie rysowanie brwi… Na włosach. Nie wiem dlaczego teraz, ale bardzo mnie to irytowało przy każdym kadrze. Niemniej Talentless Nana jest na tyle wciągająca, a poza tym drobiazgiem kreska rysownika na tyle przyjemna dla oka, iż jakoś to przebolałem. Do wydania nie mam zastrzeżeń. Chciałbym jednak przede wszystkim docenić trzymanie jednolitej ceny i to bez względu na grubość tomu. Część siódma jest co prawda najcieńsza, ale za to szósta ma ponad trzysta stron, a mimo to nie trzeba dopłacać choćby złotówki.

Czy warto poznać dalsze przygody Nany?

Umówmy się Talentless Nana, nie jest wybitną mangą. Nie, to jest po prostu świetny, wciągający akcyjniak, którego kolejnym atutem jest wiele wątków, mogących poprowadzić fabułę w niespodziewanym kierunku. przez cały czas jest sporo niewiadomych, przede wszystkim przez cały czas nie do końca rozumiemy motywacje wojska, a zwłaszcza głównodowodzącego – Tsuruoka. Choć otrzymujemy więcej tego samego, czyli co i rusz kolejny węzeł gordyjski, który musi rozwiązać Nana, to i tak chce się chłonąć tę opowieść. Przyczyniają się do tego bohaterowie, bo poza dwulicową protagonistką, która z jednej strony świetnie gra uroczą nastolatkę, a jednocześnie potrafi być wyrachowaną morderczynią, to mamy jeszcze jej dorosły odpowiednik, czyli Tsuruokę. To on stoi za wszystkim, on wysłał Nanę na wyspę i jest zimnym draniem, który o dziwo ma w sobie ociupinkę ciepła. Doceniam, iż autorka postarała się, aby nadać złolowi, też kilka odcieniu szarości. Kto wie, a może się mylę w jego ocenie? I po lekturze tomu ósmego muszę powiedzieć, iż wsiąkłem, bo ciągnie mnie, aby sięgnąć od razu po kontynuację. To niestety największa wada Talentless Nany, czyli cliffhangery, które powodują, iż najlepiej byłoby od razu całość przeczytać. Niestety, jeszcze nie wszystkie tomy wyszły po polsku, więc pozostaje tylko czekać.

Idź do oryginalnego materiału