„Poniemieckie” w sztuce polskiej i niemieckiej – ujęcie chwili

forumdialogu.eu 2 tygodni temu
Zdjęcie: Cmentarz-Ewan.fot_M_Wieliczko+


Olsztyn ma nowy dworzec kolejowy. Na początku 2023 roku otwarto stację Olsztyn Śródmieście. Przez dziesiątki lat stały tu garaże, na jednym z wielu terenów między domami po północnej stronie ulicy Partyzantów a torami prowadzącymi do dworca głównego. W trakcie pierwszych prac ziemnych odnaleziono zapomniany cmentarz ewangelicki sprzed 1945 roku, kiedy to jeszcze Olszytyn nazywał się Allenstein. Niektóre nagrobki użyto potem do budowy dziedzińca i garaży. Z początku może to brzmieć szokująco, ale nie jest to nic nowego w historii dawnych niemieckich ziem na wschód od Odry. W przeciwieństwie do cmentarzy katolickich, które po 1945 roku były nieprzerwanie użytkowane, cmentarze protestanckie niszczały, a nagrobki, obramowania i inne elementy wykorzystywano jako materiał budowlany. Jak pisze Karolina Kuszyk w książce „Poniemieckie”: „Jeszcze pod koniec lat pięćdziesiątych, w chwili wejścia w życie ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych, na ziemiach zachodnich znajdowało się ponad trzy tysiące cmentarzy niemieckich określanych jako „nieczynne”, o łącznej powierzchni prawie dwóch tysięcy hektarów. To miejsce dostępne dla wszystkich i przez nikogo nie chronione. […] W miarę cofania się gorączki szabru, gdy dzięki napływowi coraz to nowych osadników i przesiedleńców zaczęło ubywać nadających się do wypatroszenia domów i mieszkań, nadciągnęły coraz liczniejsze rzesze hien cmentarnych. Niejednokrotnie byli wśród nich kamieniarze, którzy kradli płyty nagrobne i poddawali je recyklingowi: po skuciu niemieckich liter i starciu napisów dobry poniemiecki kamień służył jako surowiec na nowy nagrobek, a jeżeli był zbyt zniszczony, zawsze można było przerobić go na kostkę brukową”.

Cmentarz w Olsztynie został jednak przywrócony miastu. Dzięki zaangażowaniu działaczy ze stowarzyszenia Święta Warmia, parafii ewangelickiej i władz miasta podjęto decyzje, aby z szacunkiem potraktować to niemieckie dziedzictwo. W planach nowego dworca kolejowego uwzględniono pomnik upamiętniający dawny cmentarz.

Projekt biura architektonicznego cechuje prostota. Między ścianami z betonu, na których wygrawerowano lata istnienia cmentarza (1873-1947), z białych kamiennych płyt wzniesiono Pawilon Pamięci. Zarówno na płytach, jak i na pozostałych kamiennych tablicach zapisano nazwiska pochowanych tutaj 1300 obywateli Olsztyna. Wśród nich widnieje Oskar Belian (1832-1918), były burmistrz Allenstein, który podczas swego urzędowania w okresie 1903-1908 zmodernizował miasto. Niektóre znaleziska na dawnym cmentarzu, takie jak ściana garażu z wmurowanym nagrobkiem zostały zintegrowane z miejscem pamięci. Ponadto w pawilonie znajdują się dwie tablice informacyjne, które wraz ze starymi mapami i zdjęciami opisują historię tego miejsca. Rozważne i otwarte podejście projektu do wrażliwych relacji polsko-niemieckich czyni miejsce pamięci w Olsztynie reprezentatywnym przykładem na to, jak dziedzictwo niemieckie – fizyczne i metaforyczne – jest w Polsce kontekstualizowane i uobecniane w publicznej świadomości. W 2023 roku Stowarzyszenie Architektów Polskich wyróżniło Pawilon Pamięci Nagrodą SARP.

Podejmowanie tematów takich jak wypędzenia, pamięć i przyswajanie w dzisiejszej Polsce Północnej i Zachodniej nie jest niczym nowym w sztuce polskiej, szczególnie w literaturze i filmie. Gdańsk i jego mieszkańcy zajmują centralne miejsce w twórczości Stefana Chwina i Pawła Huelle, a powieść tego ostatniego „Weiser Dawidek” z 1987 roku zekranizował Wojciech Marczewski. Przeniósł ona wszakże akcję filmu do Wrocławia (dawnego Breslau). Utwory poety Kazimierza Brakonieckiego, współzałożyciela Wspólnoty Kulturalowej Borussia i redaktora czasopisma o tej samej nazwie, opowiadają o dawnych i dzisiejszych mieszkańcach Olsztyna. Powieść Olgi Tokarczuk „Dom dzienny, dom nocny” z 1998 roku rozgrywa się na dawnym niemieckim pograniczu sudeckim, a film Wojciecha Smażowskiego „Róża” z 2011 roku opowiada o brutalnych i chaotycznych latach na terenie Prus Wschodnich zaraz po 1945 roku. Do lat 90. istniało równie silne zaangażowanie w tą tematykę w literaturze niemieckiej za sprawą Guentera Grassa, Siegfrieda Lenza czy Arno Surminskiego. Jednakże obecnie, jak mi się wydaje, w literaturze i sztuce niemieckiej nie poświęca się zbyt dużej uwagi „niemieckiemu dziedzictwu” w Polsce czy ogólnie w Europie Środkowej. Aż 12 milionów ludzi z terenów wschodnich, z ich różnymi kolejami losu i wspomnieniami, po 1945 roku osiedliło się w RFN i NRD, ale temat pamięci w Niemczech Zachodnich pozostawiono w dużej mierze skrajnym nacjonalistom i prawicowcom, a w Niemczech Wschodnich w ogóle nie był poruszany. Wydaje się, iż w niemieckim odbiorze społecznym ludzkie historie z dawnych terenów wschodnich w dużej mierze są zamknięte lub zalatują staroświeckością.

W moich oczach to zaprzepaszczona szansa. Przykład: moja kuzynka Gisela urodziła się w 1941 r. w Allenstein, gdzie – po tym jak Olsztyn stał się polskim miastem – mieszkała do 1963 roku. Jej ojciec namówił rodzinę do przenosin do Niemiec Zachodnich, chociaż jej rodzina tutaj nie miała krewnych ani przyjaciół. W Kaiserslautern przybyli najpierw do ośrodka dla uchodźców. Gisela przez cały czas mieszka w Kaiserslautern. Dorastała z akcentem wschodniopruskim, potem w szkole, i z przyjaciółmi rozmawiała po polsku, a po przeprowadzce do Palatynatu jej niemiecki nabrał pięknego, nie dającego się określić akcentu, który można umiejscowić między rzekami Łyną, Odrą i Neckarem. A to tylko jeden przykład z wielu. Moja rodzina składa się z uchodźców i wysiedleńców, którzy rozproszeni są po całych Niemczech i Polsce. Jako niemiecko-irlandzki autor, który pisze o pamięci, tożsamości i historii, kiedy wygłaszam odczyty i wykłady w Niemczech o historii i doświadczeniach mojej rodziny, podchodzą do mnie często ludzie z publiczności i opowiadają podobne fascynujące historie rodzinne.

Karolina Kuszyk, z którą przeprowadziłem wywiad na temat „Poniemieckiego”, potwierdziła istniejące zainteresowanie w Niemczech: „Wielu czytelników rzeczywiście dzieli się ze mną własnymi historiami lub historiami swoich przodków. Podczas odczytów powstaje często intymna atmosfera, która ułatwia dialog. Mam wrażenie, iż potrzeba rozmowy i opowiadania o własnych przeżyciach szczególnie duża jest w Niemczech Wschodnich. W NRD temat wypędzenia i ucieczki był wyrugowany z opinii publicznej. Wypędzeni nazywani byli eufemistycznie „przesiedleńcami” albo „osiedleńcami”. Mieli budować socjalistyczną ojczyznę, a skąd pochodzili, nie grało żadnej roli. Mogę sobie wyobrazić, iż to wielka ulga, kiedy można opowiedzieć o własnych historiach, które kiedyś zostały wyparte, przemilczane lub zinstrumentalizowane”.

Do 1989 roku w Polsce Ludowej podobne wyparcie i przemilczanie zostało narzucone repatriantom z terenów dzisiejszej Litwy i Ukrainy, którzy osiedlili się na nowych ziemiach zachodnich po 1945 roku. Być może jest to jeden z powodów, dla których w polskiej literaturze temat ten ciągle jest poruszany, również przez młodych twórców. Wśród nich znajduje się przywołana już książka Karoliny Kuszyk, która daje nazwę całemu zakresowi tematycznemu. Kolejna książka to „Miedzianka. Historia Znikania” Filipa Springera z 2011 roku, która opowiada o polsko-niemieckiej historii tytułowej miejscowości albo „Mein Gott, jak pięknie” z 2023 roku tego samego autora, czyli historia wyprawy rowerowej przez Polskę Zachodnią i ingerencji człowieka w przyrodę. Paulina SIegień w „Mieście Bajka” opowiada historię Królewca, a Beata Szady w „Wiecznym początku” z 2020 roku o mieszkańcach Warmii i Mazur przed i po 1945 roku. Temat ten w ostatnich latach pojawiał się wielokrotnie również w muzyce i sztukach wizualnych, jak na przykład w inspirowanym miejscem urodzenia albumie „Singing Warmia” z 2023 roku, muzyczki i DJ-ki Zosi Hołubowskiej. Pierwszy utwór na albumie nosi wymowny tytuł „Las wypędzonych”. W tym samym roku Katarzyna Szeszycka zaprezentowała cykl obrazów „Nocą będę opisywał słońca”, na którym drzewa mrocznie i złowieszczo stoją na tle pomorskich mgieł i bagnisk.

Być może w porównaniu z Polską zbyt surowo oceniam niemiecką sztukę. Takiego zdania w każdym razie jest Karolina Kuszyk: „W ostatnich dziesięciu latach wiele się zmieniło. Z pewnością impulsu nadała przełomowa książka Andreasa Kosserta „Kalte Heimat. Die Geschichte der deutschen Vertriebenen” [„Zimna ojczyzna. Historia niemieckich wypędzonych”] z 2008 roku. Wielu autorów w Niemczech zajmuje się w tej chwili tematem ucieczki i wypędzenia, między innymi Roswitha Schieb, Ulrike Draesner, Sabrina Janesch, Christiane Hoffmann. Książka Christiane Hoffmann „Alles was wir nicht erinnern” [pol. wyd. 2024, „Czego nie pamiętamy”], w której autorka udaje się w drogę śladami ucieczki jej ojca z Dolnego Śląska na Zachód, była bestsellerem w 2023 roku. Bez wątpienia ma to związek ze zmianą pokoleniową. Świadkowie umierają, a drugie i trzecie pokolenie przepracowuje ich traumy. Odnoszę wrażenie, iż ten temat w Niemczech bynajmniej nie jest zamknięty”.

Zgadza się z tym Marcin Piekoszewski, tłumacz, publicysta i właściciel polskiej księgarni Buchbund w Berlinie: „W Polsce wiele mówi się o tym, iż Niemcy zbyt mało wiedzą o polskich doświadczeniach i historii. Nie sądzę jednak, iż więcej informacji i szczegółów np. o niemieckich zbrodniach w Polsce automatycznie przyczyni się w Niemczech do większego zrozumienia Polski. Paradoksalnie jest wręcz przeciwnie, jak pokazała książka Joanny Bator „Gorzko, gorzko” (Znak 2020, przetłumaczona przez Lisę Palmes i wydana przez Suhrkamp w 2023 r.). W tej zadziwiającej i brutalnej opowieści o Niemce, która staje się Polką, oraz o Polce, która odkrywa własną niemiecką przeszłość, historia II wojny światowej została przez autorkę celowo pominięta. Bator pokazała, iż można opowiedzieć coś głęboko ludzkiego o dwóch narodach, bez oglądania się na oficjalną, politycznie kultywowaną historię. W Niemczech przyjęto jej książkę z entuzjazmem.”

Materiał do kontynuowania literackiego i artystycznego dialogu o znaczeniu pamięci w Polsce i Niemczech jest zatem dostępny, czy mają to być kamienie na cmentarzu w Olsztynie, czy też historie rodzinne w obu krajach. Pozostaje mieć nadzieję, iż wciąż będzie tłumaczonych dużo książek w tym temacie, z polskiego na niemiecki i odwrotnie.

Czy to literatura, film, muzyka, czy sztuka – one mogą pomóc pamięci w najbardziej szczery sposób: fragmentarycznie, subiektywnie i skłaniając do refleksji. Oprócz „poniemieckich” książek z Niemiec odkryłem podczas pracy nad tym tekstem przykłady niemieckiej sztuki, które poruszają te kwestie. Na początku 2024 roku berlińska artystka konceptualna Ursula Neugebauer wystawiła w Kunstraum München swoją pracę „schwarzer Schnee” [„czarny śnieg”]. W ramach projektu autorka jeździła często na Śląsk do Dzwonowa Dolnego, niegdyś Nieder-Schellendorf, miejsca urodzenia jej matki, która po ucieczce w 1945 roku do Niemiec Zachodnich nigdy już tu nie wróciła. Wystawa pokazuje różne aspekty podróży jako eksponaty, prace video, projekcje i przetworzone artefakty. Jednym z nich jest łupina kasztana. Ursula Neugebauer zaznaczyła na niej rok 1945, chociaż drzewo istniało już o wiele wcześniej, a potem bujnie się rozrosło. Stało na cmentarzu.

Idź do oryginalnego materiału