Nożyłam byłemu mieszkać u siebie, żeby stanął na nogi, a on przyprowadził nową dziewczynę bez pytania.
Mam na imię Katarzyna Nowak i zawsze starałam się pomagać innym, zwłaszcza tym, którzy są mi bliscy. Dlatego kiedy mój były chłopak, Marek, poprosił o pomoc w trudnej sytuacji, nie wahałam się długo. Otworzyłam mu drzwi swojego mieszkania, licząc, iż to tylko chwilowe. Ale to, co zrobił, przewróciło wszystko do góry nogami i mi udowodnił, iż można być zdradzonym we własnym domu.
Z Markiem rozstaliśmy się dwa lata temu, ale zostaliśmy w przyjacielskich relacjach. Czasem wpadaliśmy na kawę, gadaliśmy o życiu. Nie był złym człowiekiem, po prostu poszliśmy w różne strony. Kiedy stracił pracę i został bez dachu nad głową, postanowiłam mu pomóc. „To tylko na krótko, Kasia – obiecał. – Dopóki nie ogarnę spraw”. Zgodziłam się, myśląc, iż to tylko tymczasowy kryzys. I tak wprowadził się do mojego mieszkania w małym miasteczku na Podlasiu.
Początkowo wszystko szło gładko. Marek szanował moją przestrzeń, w dzień szukał pracy, a wieczorem rozmawialiśmy o tym, co u kogo. Było dziwnie znów mieć go tak blisko, choćby jeżeli tylko jako współlokatora, ale się przyzwyczaiłam. Nie wymagał wiele – tylko dach nad głową i trochę czasu, by poukładać sobie życie. Widziałam w nim człowieka, z którym kiedyś dzieliłam marzenia, i chciałam, żeby dał radę. Ale z czasem zaczęłam dostrzegać zmiany, które niepokoiły.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej niż zwykle. Spodziewałam się ciszy, ale usłyszałam głosy z salonu. Myślałam, iż Marek zaprosił kolegę, ale kiedy weszłam, zamarłam. Na mojej kanapie siedziała obca dziewczyna, tuż przy Marku. Śmiali się, wyglądali, jakby znali się od lat. Stałam w drzwiach, nie mogąc się ruszyć, dopóki mnie nie zauważył. Zrobił się blady. „Kasia – wydukał, wstając. – Nie spodziewałem się, iż wrócisz tak wcześnie”.
Wzięłam głęboki oddech, starając się zachować spokój. „Widzę, iż masz gościa – powiedziałam, powstrzymując drżenie w głosie. – Kto to?” Marek zawahał się, patrząc to na nią, jakby tłumaczył. „To Ania – w końcu odpowiedział. – My… spotykamy się od jakiegoś czasu”. W głowie mi się zakręciło. Mieszka u mnie, je moje jedzenie, śpi pod moim dachem – i choćby słowem nie wspomniał, iż ma dziewczynę? „Nie powiedziałeś, iż ktoś jest” – powiedziałam, czując, jak w gardle rośnie mi gula.
Marek wyglądał na winnego. „Nie myślałem, iż to ważne – mruknął. – Dopiero niedawno zaczęliśmy się widywać na poważciu. Nie chciałem cię obciążać”. Obciążać? Tu nie chodziło o obciążenie, tylko o szacunek. To mój dom, który otworzyłam dla niego w trudnej chwili, a on przyprowadził tu obcą osobę, choćby nie pytając. „Musimy porozmawiać – powiedziałam, starając się nie wybuchnąć. – Nie spytałeś, czy możesz kogoś przyprowadzać. To nie fair”.
Marek wyglądał na zaskoczonego. „Kasia, no co ty – zaczął. – Nie myślałem, iż to problem. Ona tylko wpadła. Nie mieszka tutaj”. Ale patrząc na Anię, wygodnie rozpartą na mojej sofie, czułam nie tylko irytację – czułam się zdradzona. Granice, które uważałam za oczywiste, zostały przekroczone. „To nie jest tylko wizyta – odparłam. – Przyprowadziłeś ją do mojego domu bez mojej zgody. To nie w porządku”.
Marek podszedł bliżej. „Nie chciałem cię zranić, Kasia. Ania tylko mnie wspierała, kiedy szukałem pracy”. Jego słowa tylko dolewały oliwy do ognia. „A o mnie pomyślałeś? – wybuchnęłamam. – Dałam ci dach nad głową, kiedy nie miałeś gdzie się podziać, a ty choćby nie raczyłeś zapytać!” Ania wstała, zmieszana. „Nie chciałam problemów. Po prostu przyszłam do Marka”. Ale nie chodziło o nią – chodziło o niego.
Następne dni były nie do zniesienia. Marek próbował się tłumaczyć, ale nie wiedziałam, jak odbudować zaufanie. Nie miałam pretensji do Ani – była tylko częścią układanki – ale ból po tym, co zrobił Marek, nie mijał. Zachowywałam się, jakby mój dom był jego własnością, zapominając, iż to ja pomogłam mu z dobroci. Czułam, iż tracę kontrolę nad swoją przestrzenią, nad swoim życiem.
W końcu postanowiłam się dogadać. „Marek, zrobiłam dla ciebie wiele – powiedziałam spokojnie, ale stanowczo. – Ale to mój dom i musisz szanować moje granice. Nie zgadzałam się, żeby mieszkali tu obcy ludzie”. Skulił się trochę. „Rozumiem, Kasia. Przepraszam. Porozmawiam z Anią, ogarniemy to”. Rozmowa była ciężka, ale konieczna. Marek przyznał, iż czas znaleźć własne mieszkanie, a Ania już się więcej nie pojawiła, dopóki tu mieszkał.
Potem atmosfera w domu stała się dziwna. Marek chodził jak na szpilkach, a ja byłam wyczerpana emocjonalnie. Nie lubię konfliktów, ale ta sytuacja uświadomiła mi, iż mój dom przestał być mój, dopóki on tu był. Pewnego ranka przy kawie Marek cicho powiedział: „Zaczynamy szukać mieszkania”. Spojrzałam na niego, czując ulgę. „To dobrze” – odparłam, ukrywając, jak wielki ciężar spadł mi z barków.
Skinął głową, nerwowo kręcąc kubkiem. „Kasia, przepraszam jeszcze raz. Byłaś dla mnie niesamowicie dobra, a ja cię zawiodłem”. Wiedziałam, iż mówi szczerze, ale ból nie znikał. „Pomogłam, bo chciałam, Marek – powiedziałam. – Ale teraz potrzebuję mojej przestrzeni. Tak będzie lepiej dla nas obojga”. Zgodził się i po raz pierwszy miałam wtedy wrażenie, iż naprawdę zrozumiał.
Wkrótce Marek znalazł kawalerkę i się wyprowadził. W dniu, kiedy wyjeżdżał, czułam dziwną mieszankę nostalgii i ulgi. Kiedyś się kochaliśmy, a choćby po rozstaniu myślałam, iż możemy zostać przyjaciółmi. Ale rzeczywistość okazała się trudniejsza. Kiedy pakował swoje rzeczy do auta, zatrzymał się na chwilę. „Dzięki za wszystko, Kasia. Naprawdę jestem wdzięczny”. Uśmiechnęłam się lekko: „Trzymaj się, Marek”. I odszedł.
Zamknęłam drzwi i wzięłam głęboki oddech. Po raz pierwszy od dawna mój dom znów był tylko mójW końcu mogłam znów poczuć, iż to miejsce należy tylko do mnie.