Pomogła Polakom zdobyć Oscara. Teraz debiutuje w roli reżyserki

film.interia.pl 3 dni temu
Zdjęcie: materiały prasowe


Film "Słone lato" to opowieść pełna zmysłowości, psychologicznej głębi oraz autentycznych emocji. Za kamerą produkcji stanęła Rebecca Lenkiewicz, pochodząca z Wielkiej Brytanii scenarzystka, która wcześniej pracowała m.in. przy nagrodzonej Oscarem "Idzie" Pawła Pawlikowskiego. W rozmowie dla Interii debiutująca reżyserka opowiedziała o kulisach projektu i wzywaniach na planie. Od 25 lipca jej dzieło można oglądać na ekranach polskich kin!


Rebecca Lenkiewicz, współscenarzystka nagrodzonej Oscarem "Idy" Pawła Pawlikowskiego czy filmu "Słudzy" Ivana Ostrochovský'ego, po raz pierwszy stanęła za kamerą. Jej reżyserski debiut, "Słone lato", oparty został na bestsellerowej powieści Deborah Levy, jednej z najpopularniejszych i najbardziej cenionych współczesnych autorek. Film prezentuje całe spektrum kobiecych emocji. To ekscytująca i pełna pasji podróż w głąb kobiecych przeżyć, ukazująca rozdarcie między młodością i beztroską a powinnością wobec bliskich. W rolach głównych wystąpiło znakomite aktorskie trio - legenda brytyjskiego kina Fiona Shaw, Vicky Krieps ("Nić widmo", "W gorsecie") oraz Emma Mackey, gwiazda kultowego serialu "Sex Education".Reklama
Życie Sofi, studentki antropologii, kręci się wokół opieki nad chorą matką. W nadziei na polepszenie jej stanu zdrowia i znalezienie skutecznej kuracji dziewczyna zabiera ją do hiszpańskiej nadmorskiej miejscowości Almeria. Podczas gdy Rose odbywa leczenie w klinice enigmatycznego uzdrowiciela doktora Gomeza, Sofia spędza upalne letnie dni na poznawaniu mieszkańców miasteczka. Dotychczas podporządkowana opiece nad matką, zaczyna odkrywać własne pragnienia i nawiązuje relację z tajemniczą i wyzwoloną podróżniczką Ingrid.


Film "Słone lato" został przedpremierowo pokazany podczas 25. edycji MFF BNP Paribas Nowe Horyzonty. W trakcie wydarzenia reżyserka opowiedziała Interii o kulisach produkcji, która ma sporą szansę, by stać się hitem tegorocznych wakacji.


Rebecca Lenkiewicz o filmie "Słone lato" dla Interii: "To dość pierwotna historia. Uwielbiam w niej tą zmysłowość"


Paulina Gandor, Interia: Znajdujemy się na MFF BNP Paribas Nowe Horyzonty, gdzie możemy zobaczyć twój najnowszy film "Słone lato", bazujący na przepięknej powieści autorstwa Deborah Levy o tym samym tytule. Jak trafiłaś na tę książkę i co cię w niej tak urzekło, iż postanowiłaś przedstawić ją na ekranie?
Rebecca Lenkiewicz: - Historia wydała mi się zaskakująca i piękna. Dotyczyła trzech kobiet, co już samo w sobie jest niezwykłe, które są bardzo złożone psychologicznie. Żadna z nich nie jest zła, żadna z nich nie jest również bohaterką. Każda przechodzi przez różne sytuacje - jedne traumatyczne, inne piękne. Poznają, czym jest zakochiwanie się, obserwują to uczucie. Myślę, iż to dość pierwotna historia. Uwielbiam w niej tą pewnego rodzaju zwierzęcość, zmysłowość.
- Bardzo podobają mi się też nawiązywane relacje: między Sofią a jej matką, między Ingrid i Sofią. Gdy po raz pierwszy zetknęłam się z książką, nie byłam w stanie się oderwać. Byłam oczarowana opisami morza, okolicznych kawiarni, choćby psa, który gdzieś jest w tej opowieści i nie przestaje szczekać. Dla mnie ta powieść opowiada o wielu aspektach: o wolności kobiet, możliwości dokonywania wyborów. To właśnie mnie w niej zafascynowało.
Akcja książki i filmu toczy się w Hiszpanii, jednak zgłębiając szczegóły powstania twojej produkcji trafiłam na informację, iż zdjęcia powstawały w Grecji. Jak do tego doszło?
- To prawda. Początkowo pojechaliśmy do Hiszpani, szukaliśmy lokacji, zwiedziliśmy wiele miejsc. Ekipa produkcyjna była niesamowita, ale ostatecznie ze względu na ulgi podatkowe Grecja okazała się dla nas tańszym wyborem.
- Dzięki pomocy zdolnych ludzi udało nam się odtworzyć tamte plenery, przekształcić wszystko w Hiszpanię. Pomocne było również to, iż nie robiliśmy filmu miejskiego, nie musieliśmy szukać konkretnych budynków. A co do plaż to czuliśmy, iż z łatwością możemy je zrekonstruować.


Realizacja filmu w tak ciepłym i pięknym miejscu musi być ciekawa. Jak to wspominasz? Udawało wam się czasem znaleźć chwilę, by odpocząć i skorzystać z uroków morza?
- Podczas kręcenia było bardzo gorąco. Tworzyliśmy ten film w sierpniu, więc temperatura w niektóre dni dochodziła do aż 45°C. W porze lunchu zwykle udawało mi się wskakiwać do morza razem z innymi osobami z ekipy, wyglądaliśmy jak pingwiny. Wyjątkiem niestety byli aktorzy, którzy musieli pilnować makijażu.
- Tak więc pory lunchu były dla nas czasem zabawy. Zdarzało się też tak, gdy kręciliśmy w późniejszych godzinach, iż chodziłam na plażę o poranku. To mnie uspokajało. Zakładałam okulary do pływania, wchodziłam do morza i obserwowałam ryby. Witałam się z nimi. Czułam się zjednana z naturą i to było bardzo uziemiające. Popływałam pół godziny, a potem mogłam iść i wykonywać swoją pracę.
Film "Słone lato" z pewnością jest ważnym punktem w twojej karierze, ponieważ debiutowałaś jako reżyserka. Jak dziś wspominasz to doświadczenie?
- Cóż, byłam z początku nieco przerażona, ale już po pierwszym dniu pokochałam to, co robię. A poza tym przygotowywałam się do tego zadania od wielu lat, poprzez m.in. szukanie funduszy. Pracując przy filmach we wcześniejszych latach, czułam, jakbym już wykonywała część pracy reżysera. To budowało moją pewność siebie. Gdy jednak przyszedł czas na stworzenie własnego filmu, czułam, iż jest to naprawdę wielkie przedsięwzięcie. Całe szczęście miałam wspaniałego operatora, Christophera Blauvelta, który jest przyjacielem, dobrym przewodnikiem i po prostu niesamowitym artystą, więc wszystko przebiegało w miłej atmosferze.
- Producenci natomiast od samego początku byli błyskotliwi, dopingujący, kreatywni. Czułam od samego początku ogromne wsparcie. Obsada również obdarzała mnie ogromnym zaufaniem. Podchodzili z entuzjazmem do moich sugestii, mówili: "Tak, zróbmy to". To było naprawdę piękne doświadczenie. No, być może z odrobiną przerażenia.


Co w takim razie wywoływało u ciebie to przerażenie?
- Cóż, wszystko, co nowe, jest przerażające, prawda? Z czasem zaczęłam do tego podchodzić z dozą humoru. Nie jestem też osobą techniczną; właśnie te aspekty filmowania, szczególnie na początku były dla mnie zbyt skomplikowane. Nie bałam się jednak prosić o pomoc. Robiłam to wiele razy i był to słuszny wybór.
Twój pierwszy film wyróżnia znakomity casting. Miałaś okazję współpracować z trzema wspaniałymi, utalentowanymi aktorkami.
- Tak absolutnie, to była obsada marzeń. Już na samym początku zaprosiłam do projektu Fionę Shaw. Znałyśmy się z teatru, jest prawdziwą legendą w Wielkiej Brytanii i zachwyca zarówno na scenie, jak i na ekranie. Świetnie się dogadywałyśmy, często też umawiałyśmy się na spotkania, rozmawiałyśmy o scenariuszu. Wytworzyła się między nami fantastyczna więź. A potem pomyślałam, iż Vicky Krieps również niesamowicie by do tego filmu pasowała. Bardzo gwałtownie zgodziła się na moją propozycję. Przeczytała scenariusz i praktycznie od razu powiedziała, iż się jej podoba i jeżeli tylko nie będzie mieć innych zobowiązań, to z chęcią wystąpi. Potem też pojawił się COVID, więc zrobiło się małe zamieszanie.
- Na sam koniec skontaktowałam się z Emmą Mackey i ona w zasadzie też od razu się zgodziła. Zachwyciła mnie już wcześniej rolą w serialu "Sex Education". Pomyślałam, iż te trzy bardzo różne, genialne aktorki będą się wzajemnie inspirować. Każda z nich miała niesamowity instynkt, była zaangażowana w tworzenie swojej postaci. Oglądanie ich było czystą przyjemnością. Wiadomo, zdarzało się od czasu do czasu, iż sugerowałam, by spróbować nakręcić jakieś ujęcie ponownie, ale w większości przypadków zupełnie nie było takiej potrzeby. Nie mieliśmy też niestety pieniędzy na wcześniejsze próby; to wywołało u mnie trochę obaw, ponieważ chciałam, by relacja matki z córką była przedstawiona realistycznie, by obie sprawiały wrażenie, iż spędziły razem całe życie. Całe szczęście Fiona i Vicky zaraz po zapoznaniu bardzo się polubiły. Ponadto Fiona przez cały czas siedziała na wózku inwalidzkim, więc rzeczywiście była ciągle zdana na Emmę, która wszędzie ją zabierała. W pewnym momencie ich relacja bardzo zaczęła przypominać tą z filmu - w taki sposób przemieszczały się po planie, chodziły razem na obiady... To było wspaniałe.


Z pewnością było to dla nich obu bardzo łączące doświadczenie.
- Tak, całkowicie się zgadzam. Bardzo szczodre z nich aktorki. Naprawdę wyrozumiałe. Trafiły mi się czarujące osoby, które równocześnie były bardzo błyskotliwe i chętne do współpracy. Miałam ogromne szczęście, choć tak naprawdę myślę, iż większość aktorów, tak 97%, to jednocześnie wspaniali ludzie. (śmiech)
Wspomniałaś, iż COVID nieco pokrzyżował wam plany, jednak od pandemii minęło już kilka lat. Kiedy w takim razie zaczęliście planować stworzenie tego filmu?
- Pierwsze rozmowy w sprawie projektu rozpoczęły się siedem lat temu. Później czekało nas planowanie, dużo czasu zajęło także poszukiwanie funduszy i inwestorów. Ostatecznie budżet nasz wynosił 3.8 miliona. Na rozmowy z resztą obsady również potrzebowaliśmy chwili. A dwa lata temu zaczęliśmy już pracę na planie.
Czy miałaś już okazję porozmawiać z widzami na temat tej produkcji? Usłyszeć ich opinie?
- Szczerze mówiąc, to dopiero na festiwalach zaczęliśmy robić coś w rodzaju przedpremierowych pokazów. Wcześniej udało nam się zorganizować seans testowy, zaprosiliśmy około 30 znajomych, by obejrzeli film. Ich reakcja była bardzo pozytywna, co dodało nam otuchy.


Część polskiej widowni mogła zapoznać się z filmem właśnie na festiwalu BNP Paribas Nowe Horyzonty. Zetknęłam się już z kilkoma opiniami i wiele osób zwróciło uwagę, iż zakończenie jest... dość zaskakujące.
- Kontrowersyjne. Niektórzy je uwielbiają, inni nienawidzą. Tak właśnie jest. Premiera odbyła się w Berlinie i już wtedy pojawiły się skrajne reakcje. Niektórzy byli bardzo zaskoczeni, inni rozgniewani, a jeszcze inni pokochali i zaakceptowali zakończenie, które nieco różni się od książki. Chciałam po prostu, żeby było bardzo surowe, brutalne i mroczne. Mimo wszystko zauważam tu odrobinę optymizmu. Myślę, iż jest w nim pewnego rodzaju wyzwolenie. Córka w końcu odnalazła sposób na uniezależnienie. Zakończenie jest poniekąd takim testem osobowości - dla jednych będzie tu dużo mroku, inni odnajdą światełko w tunelu.
To z pewnością duży walor tego filmu - nie dajesz prostych odpowiedzi. Nic nie jest tu wyłącznie czarne czy białe. Wiele rzeczy pozostawiasz publiczności.
- Chciałam skłonić widzów do zadawania pytań: co tam się wydarzyło? Jaka przyszłość czeka bohaterki? Nastaje kilka sekund ciemności, w których czekamy na odpowiedź, a ona tak naprawdę nigdy nie nadchodzi. Podoba mi się to. Początkowo zakończenie było inne, łagodniejsze. Jednak podczas montażu poczułam, iż trzeba zrobić coś dosadniejszego, pójść w kierunku mroku.
Czy możesz zdradzić, nad czym w tej chwili pracujesz? Czym będzie twój kolejny projekt?
- Jestem w trakcie realizacji kilku pomysłów. Niedawno napisałam sztukę dla Ralpha Finnesa, jest już w większości opracowana i wystawimy ją w październiku. Planujemy pokazy w teatrze w miejscowości Bath, która leży w południowo-zachodniej części Wielkiej Brytanii. Spędzę tam dwa tygodnie. Kto wie, być może sztuka będzie wystawiana również w innych miejscach. Muszę przyznać, iż kooperacja z Ralphem była wspaniała. Bardzo się też cieszę, iż mogę wrócić do teatru, ponieważ tam zaczynałam swoją karierę. To też zupełnie inne doświadczenie, kiedy piszesz coś i potem jest to grane na żywo. Lubię patrzeć, gdy moje sztuki wydarzają się "tu i teraz". W przyszłym roku z kolei mam nadzieję, iż uda mi się napisać oryginalny scenariusz filmowy i znaleźć zespół, który pomoże mi go zrealizować. Wtedy również chciałabym stanąć za kamerą.
"Słone lato" (Hot Milk), reż. Rebecca Lenkiewicz, Wielka Brytania 2025, dystrybutor: M2Films, premiera kinowa: 25 lipca 2025 roku.
Zobacz też:
Te filmy trzeba koniecznie obejrzeć. Niełatwo było wybrać najlepsze
Kultowa komedia wraca po latach! Poznaliśmy już tytuł
Idź do oryginalnego materiału