Exit 8 – przedpremierowa recenzja filmu. New fear unlocked

popkulturowcy.pl 3 godzin temu

Exit 8 to jedna z głośniejszych premier jesieni. Czy japoński film oparty na grze o anomaliach i uważnej obserwacji ma szansę stać się czymś więcej? Odpowiedź wcale nie jest oczywista – jak miałam okazję przekonać się jeszcze przed kinową premierą, która przypada na najbliższy piątek.

Exit 8 opiera się na pomysłe z japońskiej gry wideo o tym samym tytule. Młody człowiek trafia do zapętlonego korytarza metra, gdzie cały czas przechodzi przez tę samą przestrzeń. Aby przedostać się na zewnątrz, musi poprawnie rozpoznać anomalie pojawiające się w komentarzu. jeżeli się pomyli – zaczyna od zera. jeżeli rozpozna anomalię i zawróci, zbliża się do wyjścia.

Zobacz również: Downton Abbey. Wielki Finał – recenzja filmu. Wielkie zmiany

W grą miałam do czynienia przez mniej więcej pięć minut przed seansem, gdzie mogłam pograć w ramach atrakcji na przedpremierowym pokazie filmu. Jako absolutna gamerska ameba poniosłam porażkę bardzo szybko, ale przynajmniej napatrzyłam się na mechanikę gry i samą estetykę. Ten manerw okazał się świetny w kontekście późniejszego seansu, a osobom niezaznajomionym z grą polecam chociaż rzucić okiem na gameplay’e.

Pierwsza połowa Exit 8 to świetna zabawa. Początek filmu przebiega w growej perspektywie i zachowuje grową płynność ruchu, co już na wstępie pozytywnie nastawia widza do produkcji. Główny bohater spędza chwilę w metrze, patrząc na scenkę z płaczącym dzieckiem, wkłada słuchawki i zmierza w stronę korytarza. W międzyczasie dowiaduje się, iż będzie ojcem – ale do niego należy decyzja, czy rzeczywiście tak będzie. Nie za bardzo znamy jego opinię o sprawie, a po chwili trafia już do zapętlonego korytarza.

Czas spędzony w pętli to najlepsza część filmu – jednocześnie najbliższa grze. Razem z bohaterem szukamy wzrokiem anomalii, sprawdzamy szczegóły i obserwujemy otoczenie. Poziom trudności nie jest co prawda wysoki, ale ta część z łatwością angażuje widza i jest bardzo rozrywkowa. Trafia się tu parę scen z mocno przesadną ekspresją aktorów, ale z tego słynie aztatyckie kino, nie jest to więc znaczny minus.

Fot. Kadr z filmu

Poziom spójności spada w drugiej połowie filmu i stopniowo robi się coraz gorzej. Pojawiają się inni bohaterowie uwięzieni w metrze, którzy również poszukują anomalii. Nie do końca wiadomo jednak, jak i dlaczego ich pętle się łączą, czy kooperacja jest pożądana i ogólnie jest tu sporo niedopowiedzeń. Po chwili skupiamy się ponownie na głównym bohaterze, do którego dołącza mały chłopiec.

Jakie znaczenie ma ten manewr, warto odkryć samemu – bo różne teorie pojawiają się już w pierwszej połowie filmu. Tutaj Exit 8 odchodzi od gry i kolokwialnie mówiąc, zamysł jest dobry, ale wykonanie złe. Im bliżej finału, tym więcej głupot scenariuszowych. Bohaterowie stoją w miejscu, patrząc na zbliżające się zagrożenie. Nie mówią sobie wzajemnie o anomaliach. Poziomy przeskakują bez wyjaśnienia. Są tu choćby próby kina artystycznego i sceny pełne metafor. Nie jest to złe, ale nie do końca wpasowuje się w klimat.

Gdybym miała opisać film jednym słowem, byłoby to „dziwny”. Exit 8 wychodzi poza ramy gry i widać, iż pomysł na to rozszerzenie był ciekawy. Film wykłada się na głupotach, które rzucają się w czy i odzierają go z aury tajemniczości, którą zbudowano na początku. Zamiast zmienić widza w paranoicznego poszukiwacza anomalii, daje mu bardziej osobistą historię.

Czy warto wybrać się na Exit 8 do kina? Zdecydowanie tak. Może nie jest to absolutne arcydzieło, ale jest to na tyle dziwny twór, iż nie można go ominąć. To solidna dawka rozrywki, choćby o ile tempo zwalnia w drugiej połowie. Trochę paranoi jednak podarowuje widzowi – po seansie jakoś niepewnie szło mi się podziemnym przejściem…

Fot. główna: Materiał promocyjny.

Idź do oryginalnego materiału