Polska według kogo?

kulturaupodstaw.pl 2 dni temu
Zdjęcie: fot. archiwum redakcji


Swoje plakaty określał jako „scenograficzne”, a scenografie uznawał za „malarskie”. Grafiki i obrazy opisywał przymiotnikiem „teatralne”. Ryszard Kaja, nieżyjący poznański artysta, projektował także wnętrza (m.in. do galerii handlowej Stary Browar) i meble, na wzór chińskich, w których był zakochany. Chociaż jego twórczość obejmuje wiele obszarów sztuki, Ryszard Kaja kojarzony jest głównie jako twórca serii plakatów „Polska” i to ten cykl stał się dla Beaty Szady inspiracją do napisania książki „Polska według Ryszarda Kai”. W pierwszej jej części autorka splata życiorys artysty z odniesieniami do jego twórczości i cytatami z tego, co napisał sam o sobie i swojej twórczości. Oddała przy tym głos tym, którzy go dobrze znali i potrafili barwnie o nim opowiedzieć: m.in. Leszkowi Jamrozikowi, Krzysztofowi Marcinkiewiczowi, Małgorzacie Derwich czy Jackowi Staniszewskiemu. W drugiej części książki Szady sama zabiera głos w kilku reportażach inspirowanych słynnymi plakatami, podejmując tematy z naszej codzienności. Czy to jest Polska według Ryszarda Kai?

Zagracone życie

Czytelnik dowie się z książki, w jaki sposób dom rodziców Ryszarda Kai (również dwojga artystów) wpłynął zarówno na jego życie, jak i twórczość. Kaja opowiadał, iż wychował się w domu pełnym kolorów. Opis mieszkania rodziców przypomina ten, w którym potem mieszkał z partnerem, Leszkiem Jamrozikiem – zagracenie i bałagan był cechą dominującą obu tych przestrzeni, a Ryszard kontynuował po rodzicach zbieractwo książek, mebli i przeróżnych przedmiotów, często artystycznie cennych.

Beata Szady „Polska według Ryszarda Kai”, Wydawnictwo Czarne

Bywały jednak takie, które budziły zdziwienie, jak koło zapasowe do syrenki, które jakimś cudem mieściło się w pokoju artysty. Swój pokój określał jako „kliszę z zakodowanymi liniami papilarnymi człowieka, który spędził w nim większość swojego życia”. Te zagracone przestrzenie przepełnione były twórczą atmosferą i papierosowym dymem.

Nad bałaganem w domu i życiu Ryszarda próbował zapanować Leszek Jamrozik, zajmując się finansami, logistyką i sprzątaniem, akceptując te uciążliwości i w sposób wzruszający podsumowując, iż chociaż człowiek jest nieidealny, to „idealność pojawia się wtedy, kiedy jeden zaczyna lubić nieidealność tego drugiego”. Potwierdzał to Ryszard Kaja: „znamy swoje wady i potrafimy je sobie wybaczyć”. I określał ich związek jako „miłość cichą i spokojną”.

„W banale się pławię”

Tak sam Kaja określał swoje zamiłowania do kiczu, sztuki naiwnej i tego, co go inspirowało w kulturze: „niewyszukanej tandety”, „pompatycznej religijności”, „baroku uczuć”. Najważniejszym tego wyrazem był cykl „Polska”, zaprezentowany we wrocławskiej Galerii Polskiego Plakatu Marcinkiewiczów. Początkowo seria miała obejmować kilka egzemplarzy, a rozrosła się do 163 plakatów stworzonych na przestrzeni zaledwie siedmiu lat. Cykl pomyślany został jako osobista opowieść o kraju, który Kaję drażnił, ale który też lubił.

Beata Szady, fot. Janusz Jurek

Te przeciwstawne uczucia widoczne są na wielu jego plakatach. Beata Szady przywołuje kilkanaście wybranych, jednych z ciekawszych egzemplarzy serii, dając czytelnikowi wyobrażenie o charakterze tej twórczości, która dobrze się sprzedawała (za pieniądze także), chociaż wywoływała nieraz oburzenie. Na przykład oburzono się na „Warszafkę” (Syrenka z nagim biustem, lusterkiem i torebką) albo „Zadupie” (wychodek z serduszkiem i podpisem „Polska”).

Ale wiele miast i małych mieścin próbowało zamawiać u Kai kolejne prace, uznając posiadanie ich za prestiżowe. Co ciekawe, pomysły na plakaty „o zwyczajnym” rodziły się często po egzotycznych podróżach Kai z Jamrozikiem. Beata Szady przywołuje dla wyjaśnienia tego procesu słowa Marcinkiewicza: „W podróży, w tęsknocie rozwija się umiłowanie rzeczy bliskich, oswojonych, zwyczajnych”, dzięki „doświadczeniu inności”. Kai udało się – jak twierdził cytowany w książce Lech Majewski – połączyć dobry warsztat z dobrym komunikatem, stąd masowy sukces jego plakatów.

Polska według Beaty Szady

Kilka plakatów Ryszarda Kai zainspirowało autorkę do stworzenia reportaży o – nazwijmy to – polskiej (nie)codzienności. „Mikstat”, ukazujący piramidę zwierząt, stał się podstawą rozbudowanej opowieści o rytuale święcenia naszych „braci mniejszych”, kontynuowanym od przynajmniej trzystu lat (najstarszy zachowany dokument pochodzi z 1705 roku).

fot. archiwum redakcji

Autorka przedstawia źródła obrzędu, zmiany w nim zachodzące oraz interpretacje różnych osób dotyczące jego znaczenia: od uzasadnień religijnych po te związane z bardziej wrażliwym traktowaniem zwierząt.

Interesujący jest także reportaż inspirowany „Sadami grójeckimi” o kraju jabłka, którego spożycie u nas podobno spada. To opowieść o rozwoju samoświadomości sadowników poprzez… edukację ich dzieci (m.in. o znaczeniu królowej Bony dla dzisiejszego dziedzictwa regionu) oraz przegląd historii rozwoju „biznesu jabłkowego” po roku 1989. Reportaż pokazuje zaskakujący fakt, iż można od wstydu z powodu pochodzenia i poczucia nieważności przejść – dzięki edukacji właśnie – do tożsamościowej dumy.

Ważkość i nieważkość

Kolejne reportaże wydały mi się już mniej angażujące. Przyczyną nie był fakt, iż rzecz jest o sprawach małych: grobach przy szosach; o tym, czy Polacy się myją i jak się myją ci, którzy nie mają łazienki; albo jak się zachowują podróżujący komunikacją miejską wobec „kanarów” i odwrotnie. Zastanawiałam się, dlaczego – po przyjemności czytania pierwszej części książki – moje dobre nastawienie i ciekawość topniały wraz z kolejnymi tekstami. Być może problemem nie są same tematy, zrodzone ze swobodnych skojarzeń autorki z danym plakatem, ale sposób podejścia do podejmowanych zagadnień i wytracenie impetu wraz z kolejnymi tekstami.

fot. archiwum redakcji

Na przykład reportaż „o tym, jak płaczą Polacy” (na podstawie plakatu „Wierzbie”) nie jest w rzeczywistości o płaczu Polaków, ale mężczyzn w ogóle, bo to, iż „chłopaki nie płaczą”, jest dominującą tendencją „międzynarodową”. Ponadto z tekstu dowiadujemy się tego, co jest powszechnie wiadome i wałkowane po wielekroć w rozmaitych mediach i książkach. To, iż Polacy mają różny stosunek do mycia, a naukowcy piszą o nadmiernym „szorowaniu skóry”, też nie jest niczym nowym i reportaż nie wniósł w ten temat istotnej wartości dodanej.

Mamy również reportaż dołączony post factum (wcześniej napisany i nieinspirowany pierwotnie plakatem Kai), o rzeczach zgubionych i znalezionych, przypięty niejako arbitralnie do „Lusławic”, gdzie mieszkał i założył swój park Krzysztof Penderecki. Między poetycką frazą kompozytora, iż „posadzenie drzewa jest jak postawienie akordu w symfonii”, a tym, co zawiera reportażowy tekst, nie ma połączenia, co było dla mnie rozczarowujące.

Czy to Polska według Ryszarda Kai?

Dzieląc się mieszanymi odczuciami, nie chcę jednak zniechęcać potencjalnego czytelnika. Każdy ma inną wiedzę wyjściową, inne oczekiwania, inne gusta. Inne też może mieć wolne skojarzenia z poszczególnymi plakatami Kai. Być może wiele osób znajdzie dla siebie w tej pozycji coś interesującego, zwłaszcza iż pierwsza część, o artyście, jest ciekawa, barwna, bardziej rozwinięta i bogatsza w odniesienia niż krótkie reportaże z drugiej części. To już istotny powód, by po książkę sięgnąć. Pytanie natomiast, co miałby znaczyć w kontekście konstrukcji tego tomu tytuł? Ile tu Polski według Ryszarda Kai, ile według Beaty Szady? I właśnie to zagadnienie może być ciekawym punktem wyjścia dla wszystkich, którzy zechcą zagłębić się w lekturę.

Idź do oryginalnego materiału