Decyzja Urzędu Regulacji Energetyki wywołała ogromne poruszenie. Zatwierdzono nowe taryfy na ciepło systemowe, które oznaczają wzrost rachunków choćby o 86 procent. Dla milionów Polaków to najpoważniejszy skok kosztów ogrzewania od lat.

Fot. Shutterstock
Koniec rządowych dopłat – rachunki idą w górę
Dotychczas część kosztów ogrzewania była rekompensowana przez państwo, ale system dopłat wygasł 1 lipca 2025 roku. To właśnie ten moment stał się punktem zwrotnym dla tysięcy gospodarstw domowych. od dzisiaj odbiorcy ciepła systemowego będą płacić pełne stawki – bez wsparcia rządowego, które przez ostatnie dwa sezony chroniło ich przed drastycznymi podwyżkami.
Nowe taryfy zatwierdzone przez URE pokazują, iż średni wzrost cen sięga 86 procent w skali roku, a w niektórych miastach może być jeszcze wyższy. Dla wielu rodzin to oznacza konieczność reorganizacji budżetu i rezygnacji z innych wydatków, by pokryć rachunki za ciepło.
Dlaczego ceny rosną tak gwałtownie?
Głównym powodem jest nie tylko koniec dopłat, ale też rosnące koszty emisji CO₂, które wynikają z unijnego systemu handlu emisjami ETS. W 2023 roku ponad połowa energii cieplnej w Polsce – dokładnie 55,6 procent – pochodziła ze spalania węgla kamiennego. Wysokie opłaty za emisje uderzają więc bezpośrednio w ciepłownie i elektrociepłownie, które muszą przenosić koszty na odbiorców.
Do tego dochodzą rosnące ceny paliw i koszty modernizacji infrastruktury energetycznej, które również wpływają na ostateczną wysokość rachunków.
Rząd zapowiada pomoc, ale nie dla wszystkich
W odpowiedzi na sytuację rząd planuje wprowadzenie bonu ciepłowniczego – formy wsparcia dla osób o niższych dochodach. Wysokość dopłaty będzie zależeć od ceny ciepła i wyniesie od 500 do 3500 złotych rocznie.
-
Osoby płacące od 170 do 200 zł za gigadżul otrzymają 1000 zł,
-
przy stawkach od 200 do 230 zł – 2000 zł,
-
a powyżej 230 zł – maksymalnie 3500 zł.
Bon ma być przyznawany po złożeniu wniosku w urzędzie gminy, podobnie jak wcześniejsze dodatki osłonowe.
Zima 2025 może być najtrudniejsza od lat
Eksperci ostrzegają, iż tegoroczny sezon grzewczy może być szczególnie ciężki. Wzrost cen ciepła systemowego o kilkadziesiąt procent dotknie głównie mieszkańców bloków i osiedli korzystających z miejskich sieci.
W praktyce oznacza to, iż rachunek za ogrzewanie mieszkania o powierzchni 60 m² może wzrosnąć z około 400 zł do choćby 700 zł miesięcznie.
Co to oznacza dla przeciętnego Polaka
Dla wielu rodzin podwyżki będą szokiem finansowym, który wymusi oszczędzanie na innych wydatkach. Specjaliści radzą, by już teraz zadbać o efektywność energetyczną mieszkań, uszczelnić okna i zoptymalizować zużycie ciepła.
Polska energetyka wciąż jest silnie uzależniona od węgla, a kolejne lata – wraz z wejściem w życie unijnego systemu ETS2 – mogą przynieść jeszcze wyższe rachunki. Jak mówią eksperci, to dopiero początek nowej ery drogiego ciepła.
















