Oskar Czapiewski: Czy mogłabyś opowiedzieć trochę o procesie powstawania „resident angel”?
karolina czarnecka: (imię i nazwisko pisane małą literą na prośbę autorki) W książce są wiersze, które pisałam przez trzy lata. Po raz pierwszy złożyłam je w całość w 2023 roku – wtedy wysłałam je na pierwszą edycję Nagrody „Reflektor”, organizowaną w Lublinie przez Muzeum Czechowicza.
W jury zasiadali Małgorzata Lebda i Jakub Skurtys – te nazwiska mnie przekonały.
O.Cz.: No tak, znana autorka i poważany krytyk…
k.cz.: To prawda, jednak mnie odrzucili (śmiech). Później wysłałam tomik do Girls and Queers to the Front. Odpisały, iż są już zabukowane. Potem próbowałam wydać wiersze w WBPiCAK-u (Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury). Najpierw odpowiedzieli, iż tak, ale potem zmienili zdanie, przez co projekt na pół roku umarł.
Na początku lipca zeszłego roku znów wysłałam propozycję do Girls and Queers to the Front i do SDK (Staromiejski Dom Kultury w Warszawie). Od pierwszego wydawnictwa dostałam podobną odpowiedź jak wcześniej, natomiast od drugiego – na szczęście – znacznie bardziej pozytywną.

fot. Joanna Witczak
Diana Krawiec, kierowniczka działu literackiego SDK, okazała się żywo zainteresowana opublikowaniem mojej książki. Bardzo chciała ją wydać.
O.Cz.: Czyli można powiedzieć, iż dobijałaś się z tą książką do różnych wydawnictw.
k.cz.: No, trochę tak. Jednak mimo wszystko miałam relatywnie łatwą drogę do debiutu. Prowadziłam spotkania autorskie, a krótko przed wysłaniem propozycji wydawniczej pisałam dla SDK blurba do książki Julii Tkacz…
O.Cz.: Czyli poza samym pisaniem trzeba mieć też znajomości, żeby wydać książkę?
k.cz.: Chyba tak… Choć trzeba też dobrze pisać. Ale rzeczywiście – rzadko się zdarza, iż ktoś spoza środowiska literackiego nagle wydaje książkę.
O.Cz.: To może zapytam o tych, którzy już od jakiegoś czasu je wydają – kto cię inspiruje?
k.cz.: Kiedy zaczynałam studia, bardzo dużo czytałam Urszuli Honek i Ilony Witkowskiej. Ta druga to moja ulubiona autorka. Obie piszą też o pieskach…
O.Cz.: No tak, Pluto – twój psi towarzysz – również odgrywa pewną rolę. Opowiesz o niej?
k.cz.: Kiedy Pluto był młodszy i miałam większą fobię społeczną, bardzo pomagało mi to, iż mogłam z nim chodzić w różne miejsca. Ludzie go lubili, co ułatwiało mi nawiązywanie znajomości. Teraz role się odwróciły – Pluto stracił wzrok, a ja zostałam jego przewodniczką. Psy to gatunek stowarzyszony – czuję, iż warto je włączać w procesy literackie.
O.Cz.: Oprócz inkluzywnej zoopoezji, jaki jeszcze gatunek uprawiasz? Jak byś skategoryzowała swój tomik?
k.cz.: Myślę, iż najbardziej pasuje do mnie kategoria poezji emancypacyjnej i reprezentacyjnej. Może to dziwić, ale z poezją slamerską identyfikuję się najmniej. To wynika z tego, iż środowisko slamerskie tworzą osoby, które się znają, a ja je raczej tylko kojarzę i czuję się bardziej na uboczu. Nie chodzę na slamy, ale organizuję Slamkę. To coś pokrewnego, ale jednak nie to samo.
Mam też ostatnio poczucie, iż trochę z tego wyrosłam. Nie, żebym była na to „za duża” (śmiech). Myślę, iż moje pisanie ma korzenie w slamie. Wiele osób określa mój tomik jako poezję konfesyjną. Na początku się przed tym broniłam, ale z czasem uznałam, iż to jednak prawda.
Czuję, iż ten tomik to świadectwo przemocy, której doświadczyłam. To także głos przeciwko groomingowi – z jednej strony osobisty, z drugiej publiczny i polityczny, bo w końcu wszyscy żyjemy w patriarchacie.
O.Cz.: A czy nazwałabyś się poetką zaangażowaną?
k.cz.: Myślę, iż tak. Kiedyś współorganizowałam nagrodę Z BUTA. To studencka nagroda literacka, przyznawana za najbardziej zaangażowane teksty. Pomysł pojawił się na zajęciach z Agnieszką Budnik. Pierwszą edycję w 2021 roku współtworzyły i współtworzyli Anna Artwich, Julita Semrau, Paweł Podsiadły, Piotr Marcinków, Aneta Karaban, Kinga Mazurkiewicz. W drugiej i trzeciej za wybór literatury i organizację finałowego wydarzenia odpowiadałam m.in. ja.
O.Cz.: Skoro przy nagrodach jesteśmy: co sądzisz o infrastrukturze literackiej z perspektywy ekonomicznej?

fot. Joanna Witczak
k.cz.: W wydawnictwach literackich funkcjonuje wiele patologicznych praktyk. Słyszałam, iż są wydawnictwa, które w ogóle nie płacą osobom autorskim, albo płacą raz – na początku. Później spotkania autorskie nie są już opłacane. Mnie się jednak poszczęściło. Miesiąc po wysłaniu tomu miałam już umowę. Dostałam też godną kwotę – jak na debiut.
O.Cz.: Zdradzisz ile? Myślę, iż trochę transparentności nie zaszkodzi rynkowi książki…
k.cz.: Dokładnie trzy i pół tysiąca złotych brutto. To tak naprawdę więcej niż moja miesięczna pensja. Dostałam też wynagrodzenie za organizację premiery w Poznaniu.
O.Cz.: Myślisz, iż da się utrzymać z literatury?
k.cz.: Myślę, iż z pisania poezji – na pewno nie. Z pisania, redagowania i korekty poezji równocześnie – być może. Pewna infrastruktura istnieje, ale trzeba się bardzo starać i – jak to w kapitalizmie – dbać o siebie.
O.Cz.: Ciekawi mnie też twój proces twórczy. Pisząc, myślisz bardziej o audialnym czy wizualnym wymiarze wiersza? Obydwu? Pytam, bo niedawno widziałem, jak czytasz je do muzyki…
k.cz.: Gdy piszę, staram się, żeby tekst był interesujący zarówno wizualnie, jak i dźwiękowo – myślę o obu tych wymiarach. Dobrze się to sprawdza w internetowych czasopismach poetyckich – tam często prosi się grafików o zilustrowanie poezji i to dobrze działa.
O.Cz.: Które czasopisma masz na myśli?
k.cz.: To zwykle miejsca działające na zasadzie open call. Należą do nich m.in. „Składka”, „Tlen Literacki”, „Zakład”. Są też czasopisma internetowe z tzw. naborem wiekuiście otwartym, np. „Szajn”, oraz ziny, np. Girls and Queers to the Front czy Brokat. Jako Slamka też publikujemy, ale dość rzadko – raz do roku.
O.Cz.: W twoim tomie są też ilustracje autorstwa Jagody Kalisz.
k.cz.: Dla mnie bardzo ważne było, żeby książka była ładna. Wiedziałam, iż dla wydawnictwa Staromiejskiego Domu Kultury to też istotne i iż Diana Krawiec – koordynatorka projektów literackich w SDK – ma bardzo dobre wyczucie w sztukach wizualnych.
Myślę, iż wrażliwość Jagody naprawdę dopełnia ten tomik. Miałyśmy jedną rozmowę o tym, jak te ilustracje powinny wyglądać. Chciałam, żeby były to takie „emotional landscapes”. Nie nadzorowałam niczego – wiedziałam, iż nie ma takiej potrzeby.
Jagoda zrobiła coś unikatowego: zapytała mnie o zdjęcia ważnych obiektów z mojego pokoju. Wysłałam jej zdjęcie mojej rodziny oraz autoportret zrobiony w liceum. Rozpikselowała tę fotografię i zmieniła jej barwy – bardzo mi się to spodobało.
O.Cz.: Ponieważ studiowałem na tym samym kierunku, mam pytanie: czy Karolina Czarnecka byłaby poetką, gdyby nie poznańska polonistyka? Jak dalece środowisko stwarza osobę piszącą?

fot. Joanna Witczak
k.cz.: interesujące pytanie. Na tych studiach dowiedziałam się wiele o obiegu poezji współczesnej. To na pewno było pomocne, jednak nie była to wiedza, która by mnie satysfakcjonowała. Chyba nie czuję, iż należę do obiegu akademickiego. Funkcjonują w nim osoby mi znajome, jednak SDK, wydawnictwo, w którym ostatecznie opublikowałam, nie tworzy środowiska stricte poetycko-akademickiego, jak np. WBPiCAK.
Myślę, iż tych środowisk jest wiele; tworzą je miasta, wydawnictwa i magazyny. Slamka, którą (współ)organizuję, jest gdzieś pomiędzy – łączy środowiska skupiające się na sztuce wizualnej, muzyczki i muzyków, jak i osoby piszące.
O.Cz.: Mam wrażenie, iż slam ewoluuje w kierunku intermedialności. Co o tym myślisz?
k.cz.: O rozwój slamu w Poznaniu (i w Polsce) dba Dagmara Świerkowska. Jest jedną z organizatorek mistrzostw slamu w Poznaniu. Założyła też WASP (Wirtualne Archiwum Slamu Poetyckiego)…
O.Cz.: Czyli szerszeń… Gałczyński napisał kiedyś, iż „poezja to złoty szerszeń, co kąsa…”.
k.cz.: Być może coś w tym jest (śmiech). Na mistrzostwach slamu od kilku lat jest konkurs na wideowiersz. Slamka inspirowała się projektem Alex Freiheit (z duetu SIKSA) i Wacława Zimpla pt. „Progrom”. Podoba mi się, co robią z muzyką i słowem mówionym, to się świetnie komponuje. Wiem też, iż Szczepan Kopyt w Teatrze Ósmego Dnia robił poetycko-muzyczne performanse w czasach pandemii.
O.Cz.: W twoim tomiku dużo jest słownictwa zaczerpniętego z cyberprzestrzeni. Czy celowo nawiązujesz do niektórych platform, a może dzieje się to już samoistnie?
k.cz.: Instagram jest dla mnie dużym źródłem inspiracji. O wielu inicjatywach dowiaduję się z platform. Mam też wiele parasocjalnych znajomości. Myślę, iż social media to już nasza naturalna część życia.