Gdy na Ziemi dochodzi do ekologicznej hekatomby, duński rząd wysyła w przeszłość agenta. Jego misją jest odnalezienie badaczki, której odkrycie może uratować świat.
Jest rok 2095. Po katastrofie klimatycznej poziom oceanów na świecie gwałtownie się podniósł, powodując ogromne straty: zalanie kontynentów, zanieczyszczenie słodkiej wody oraz wymieranie roślin i zwierząt. Aby zapobiec kataklizmowi, opracowano technologię podróży w czasie; korzystają z niej specjalni agenci pod kryptonimem QEDA (Quantum Entangled Divided Agent, czyli kwantowo splątany podzielony agent). Zgodnie z założeniami mechaniki kwantowej każdy agent zostaje rozdzielony na dwa byty, z których jeden dokonuje przeskoku w czasie, drugi zaś pozostaje w teraźniejszości, oba są jednak ze sobą powiązane. Szef duńskiego wywiadu Fang Rung wysyła do roku 2017 swoją drugą połowę – Gordona Thomasa, aby odnalazł genetyczkę Monę Lindkvist, której zaginione badania mogłyby uratować świat przed apokalipsą. Rung traci kontakt z Thomasem i sam musi wybrać się w przeszłość, ryzykując tym samym nieuchronne zmiany w przyszłości.
Podzielony to pełnometrażowy debiut fabularny duńskiego reżysera Maxa Kestnera – autora filmów dokumentalnych [m.in. Nede på jorden (2002), Drømme i København (2009), Jestem fikcją (2012) i Amatorzy w kosmosie (2016)]. „Podstawową ideą filozoficzną Podzielonego jest to, iż w naszym codziennym życiu jesteśmy agentami czasu, którzy mogą zmienić przyszłość, ale możemy zmieniać rzeczy tylko tu i teraz” – mówił Kestner w wywiadzie dla Soundvenue.com. Film trafił do duńskich kin w listopadzie 2017 roku; w kolejnym roku dostał nagrodę Méliès d’argent na festiwalu filmów science fiction w Trieście i aż dziesięć nominacji do Roberta, najważniejszej nagrody filmowej w Danii. Pomimo tych sukcesów Podzielony spotkał się z chłodnym przyjęciem krytyków; pisano, iż uznany dokumentalista poległ w walce z fabułą, do czego zresztą przyznawał się sam Kestner w rozmowie z portalem EkkoFilm: „Nie wiedziałem, co wnieść [do filmu] jako reżyser”.
Jeśli sam twórca nie potrafi obronić swojego dzieła, tym trudniej jest to zrobić odbiorcy. Spróbujmy jednak i zacznijmy od walorów Podzielonego, bo film – choć niewątpliwie niedoskonały – posiada ich co najmniej kilka. Pierwsze, co zwraca uwagę widza, to sposób realizacji: zdjęcia utrzymane w chłodnych, mrocznych tonach w przekonywający sposób ukazują ponurą przyszłość po apokalipsie (martwe drzewa, podniszczone budynki i częściowo zatopiona Kopenhaga, która wygląda tak, jak mogłaby wyglądać Wenecja, gdyby leżała nad Gangesem). Wizja planety po zagładzie ekologicznej kojarzy się z Elementem zbrodni (1984) Larsa von Triera – jest równie sugestywna i wybrzmiewa donośnie szczególnie dziś, gdy niepokojące zmiany klimatyczne dzieją się już na naszych oczach. Max Kestner może opowiadać, iż nie wiedział, co wnieść do filmu, ale najwyraźniej wiedział, jak wykreować na ekranie melancholijną atmosferę świata pozbawionego wszelkiej nadziei.
Pod interesującą formą kryje się jednak kilka treści. Główną wadą Podzielonego jest scenariusz [zainspirowany prawdopodobnie 12 małpami (1995) Terry’ego Gilliama], który ani nie eksploruje dogłębnie postapokaliptycznego świata, ani nie kreśli wyrazistych sylwetek bohaterów. Nie sposób przejąć się losem Runga/Thomasa i Mony, bo oni sami wydają się zobojętniali na wszystko. Kwantowy agent próbuje zmienić losy świata, ale robi to od niechcenia, jakby sam nie wierzył w powodzenie swej misji. Tu ujawnia się jeszcze jedna słabość fabuły: powody, dla których Rung/Thomas podróżuje do roku 2017, nie mają sensu, ponieważ odtworzenie kodu genetycznego wydaje się łatwiejsze i mniej ryzykowne niż podróże w czasie. Niepotrzebna jest też irytująca narracja zza kadru, która przeczy zasadzie „pokazuj, nie opowiadaj”. A jednak, na przekór tym wadom, warto obejrzeć film Kestnera. Choćby dla obrazów zagłady, które w kontekście niedawnej powodzi wyglądają niepokojąco aktualnie.