Moja osiemnastka.
Les Cyclades – Glika, Hi Scores
Tajemniczy duet w podróży dookoła świata swoich inspiracji muzycznych w nurcie sweet balearic. Czasami atakuje eksperymentami dźwiękowymi, które niezbyt chcą się szufladkować. Piękne wydanie na winylu.
Varius Artists – Athos: Echoes from the Holy Mountain, FLEE Project
Dubowe (w większości) rekonstrukcje chóralnych tematów od mnichów ze świętej góry Athos. Zbieranina artystów dostała wolną rękę w temacie obróbki dźwiękowej. Polecam sprawdzić utwór zmajstrowany przez Jimi’ego Tenora. Oczyszczające.
GRAY – Last of the Beats, Plush Safe Records
Supergrupa, której założycielem był nie kto inny, jak Jean-Michel Basquiat. Dokładnie wyselekcjonowani goście w postaci UNKLE lub King Britta. Muzycznie – klimaty oscylujące wokół trip-hopu, jazzu i contemporary adult. Mam wrażenie, iż płyta przemknęła niezauważona, a szkoda.
Coco Bryce – City Pop, MYOR
Butikowy dramenbejs, któremu nieobce są wycieczki w atmosferyczne rejony tegoż gatunku. Oszczędne, samplowe podejście do wokali bez przeginki w żadną stronę.
Mk.gee – Two Star and the Dream Police, R&R Digital
Ulubiony artysta waszych idoli muzycznych, co można sprawdzić po relacjach instagramowych z jego koncertów po Europie. Jegomość ze stanów wziął na tapetę tandetne, plastikowe brzmienie ejtisowych łamaczy serc a’la Phil Collins i zafundował im sekcję zwłok dodając odrobinę cekinowego glitchu. Talentu do pisania piosenek również nie można mu odmówić.
Jawnino – 40, True Panther Records
Mikstejp londyńczyka to fuzja post-grime’owych sztuczek producenckich i leniwej nawijki w stylu CASISDEAD. Wśród remiksujących gości znalazł się choćby BOK BOK.
Syclops – Black Eye, BubbleTease Communications
Maurice Fulton płodnym artystą jest. Tym razem powrócił w swoim najbardziej eksperymentalnym alter ego. Chwilami słychać dźwięki ocierające się o industrial. Nie zawodzi.
u – Life isn’t a Fountain?, Lex Records
Agresywne zestawienie przeróżnych sampli od jazzu po Bliski Wschód z intrygującymi perkusjonaliami, w postpunkowym duchu. Echa ponowoczesności, a to wszystko dla legendarnej oficyny wydawniczej Lex Records.
Darone Sassounian – Synthetic Instincts, Rocky Hill Records
Emocjonalnie naładowany, świetnie wyprodukowany house ze smykałką do eksperymentów. Śledząc wszelkiego rodzaju sklepy muzyczne wnioskuję, iż wersja winylowa jest bestsellerem. Spora dawka analogowych brzmień.
Fergus Jones – Ephemera, Numbers
Potraktowane basem pejzaże dźwiękowe Szkota mieszkającego w Kopenhadze, zaszufladkowane przezeń jako trip-pop. Wśród gości Huerco S. i Koreless.
Ka – The Thief Next to Jesus, Iron Works Records
Oszczędny w bity (jak mniemam) ostatni album nieżyjącego już artysty. Jednym tchem powinien być wymieniany pośród kultowych pozycji uduchowionego boom-bapu. Niesamowicie tajemnicza atmosfera zbudowana wokół creepy gospelowych sampli. Klasyk.
Ike Yard – 1982, Dark Entries
Dzieła zebrane i wydane z opóźnieniem od grupy, która rozwiązała się zanim, tak naprawdę, zdążyła zaistnieć. Pomost pomiędzy niemiecką nową falą, a jej odpowiedniczką gatunkową z Nowego Jorku. Słuchając z pewnością zauważycie, skąd wczesne tuzy popularnej wytwórni z Sheffield czerpały swoje inspiracje. Kawał historii.
Jack J – Blue Desert, Mood Hut
Australijski multiinstrumentalista z Vancouver serwuje nam klasyczny powrót do brzmień z lat osiemdziesiątych. Zgrabnie żonglując estetyką kiczu, psychodelii i easy listening. Grał niedawno w Warszawie, bardzo sympatyczny jegomość.
Staś Czekalski – Przygody, Mondoj
Każdorazowo, gdy odpalałem płytę Stasia Czekalskiego czułem się jakbym grał w grę przygodową z wąsatym Włochem w roli głównej, albo jako „Flimbo’s Quest”. Sypialniana indietronica najlepszego sortu, z momentami.
Tom Carruthers – DOWNTOWN RHITHMS, L.I.E.S.
Niezmiernie nośny i, niemalże, dyskotekowy album z nowojorskiej wytwórni L.I.E.S. Mariaż pomiędzy Delroy’em Edwardsem, a tanecznym Legoweltem.
Beans – ZWAARD, Tygr Rawwk Rcrds
Fiński Midas – Sasu Ripatti w mistrzowskim stylu wyciągnął pana Beansa z artystycznego i producenckiego impasu. Jego zimne, wykalkulowane, emanujące elektronicznym eksperymentem podkłady perfekcyjnie podbijają melodeklamacje nowojorczyka na poziom niedostępny dla większości współczesnych raperów.
Seven Davis Jr. – Stranger Than Fiction, Secret Angels Records
Hedonistyczny, taneczny house, inspirowany, ponoć, dokonaniami: Portishead, Esthero i Outkast. W ogóle tam tego nie słychać, ale może to i choćby lepiej.
Nacho Marty Meyer – Half-Forgotten Digital Dreams, Sound of Speed
Prymitywna, pod względem wykorzystanych środków syntezatorowych, kompilacja szkiców muzycznych Argentyńczyka z ostatniej dekady. Czterdzieści lat obsesji nie poszło na marne.