W dniu 21 urodzin serwisu Nowamuzyka.pl pora na podsumowanie roku naczelnego.
Nala Sinephro – „Endlessness”
Tak, zdecydowanie mógłbym słuchać tej płyty w „Nieskończoność”, jest to prawdopodobnie mój osobisty album roku 2024. Pochodząca z Belgii, nagrywająca w Londynie Nala Sinephro na swojej drugiej płycie kontynuuje autorski pomysł na…jazz? Ambient?
Z jednej strony jest to materiał bliski pierwszym ambientowym nagraniom z lat 70, z drugiej mamy tu sporą domieszkę jazzu i eksperymentu. Partie smyczkowe, harfa, syntezatory modularne, saksofon – one wszystkie zdają się opowiadać własne historie niezależnie, całość jednak broni się zaskakującą spójnością, wyjątkową wrażliwością i skromnością. Płyta przepiękna, terapeutyczna, relaksująca.
Otto Taimela – „Inner Beauty”
Sinephro to rocznik 1996, pora na rocznik 1995. Z Londynu przenosimy się do Helsinek, gdzie pracuje Otto Taimela, absolwent Aaolto University w kierunku filmowego sound designu. Bardzo filmowy jest również jeden z dwóch solowych albumów wydanych przez Taimelę w tym roku.
„Inner Beauty” przez wiele miesięcy był moim faworytem tego rankingu. Ta muzyka daje mnóstwo radości, ujmuje zarówno fantastyczną produkcją, jak i pięknymi melodiami. Pojęcia nie mam z czym to porównać, choć wszystko wydaje się znajome. W tym chyba tkwi siła tego materiału.
Max High – „Recordings 3”
Pochodzący z Honolulu Maxime High-Cuchet zajmuje się głównie tworzeniem i edycją video, natomiast w roku 2024 opublikował dwa mikstejpy będące wynikiem muzycznych eksperymentów. „Recordings 3” to dość luźny zbiór pomysłów i improwizacji – momentami jest tu bardzo lo-fi, bardzo domowo, całość jednak brzmi niezwykle odrębnie i świeżo. W jakiś sobie tylko znany sposób Max High aranżuje te skrawki pomysłów w jakąś przyciągającą na dłużej opowieść. Jednocześnie ogranicza się jedynie do niezbędnych środków wyrazu – nie ma tu żadnego przepychu, być może dlatego słucha się tego tak dobrze i lekko.
Jamie XX – „In Waves”
Ok, pora na superprodukcję. O tej płycie po prostu trzeba wspomnieć. Czekaliśmy długo, Jamie XX jednak nie zawiódł. „In Waves” to popis elektronicznej wirtuozerii, dawno nie słyszałem płyty tak zrealizowanej i tak brzmiącej. Mamy tu oczywiście obowiązkowe hity, mamy gości, ten materiał musi się przecież świetnie prezentować na parkietach. Osobiście jednak zachwycam się brzmieniem tego krążka, dbałością o detale – to po prostu prawdziwy producencki popis. Z rewelacyjnym „Breathe” na czele. Jamie to mistrz.
Flore Laurentienne – „8 tableaux”
Wracamy do niszy. Pochodzący z Kanady Mathieu David Gangon to multiinstrumentalista, producent, kompozytor muzyki filmowej. Jego solowe albumy brzmią trochę tak, jakby Air wrócili nie tylko do studia, ale i do formy. Choć może to i tak porównanie niesprawiedliwe, bo nagrywający jak Flore Laurentienne artysta znalazł chyba swój własny język. Gdzieś na styku klasyki, elektroniki, ambientu – już sam początek „8 Tableaux” zachwyca: „Point d’ancrage” to prawdopodobnie mój numer roku, choć w zasadzie ciężko go w jakikolwiek sposób klasyfikować.
Paranoid Pyramid – „Analog Dream Simulator”
W zasadzie zarówno tytuł płyty, jak i okładka, dobrze opisują zawartość tego krążka. Wracamy gdzieś w okolice lat 70, do lat świetności analogowych syntów Mooga i im pochodnych, choć już z doświadczeniem dorobku elektronicznej psychodelii lat ’90. „Magiczne pady przywołują wizje odległych snów, którym towarzyszą melodie z prostych dziecięcych wspomnień” – ten prasowy opis materiału być może trąci egzaltacją, ale w gruncie rzeczy mógłby przecież opisywać choćby płyty Boards of Canada. Muzyka Paranoid Pyramid jest na pewno bardziej klasyczna, stonowana i przystępna. „Żyje jest tylko snem” mówi odpowiadający za całość Jackson Hendrix. Bardzo udany debiut.
Moo Latte – „Mellomaniac”
Brian Massaka Victorsson urodził się w Toruniu – jego ojciec przeprowadził się w latach 80 z Konga do Polski. Jak mówił dla portalu Culture: „Większość dorosłego życia spędziłem w Danii oraz Islandii”, pracował również z polskimi twórcami. Nie ma tu więc jasnych przynależności. Podobnie jak z muzyką – słychać tu mnóstwo inspiracji. Na materiał składa się 28 miniatur złożonych z sampli, instrumentów akustycznych, syntezatorów. I znów, jak w przypadku Maxa High, króluje tu kameralna domowa atmosfera. Zaciszna muzyka dla melomaniaków – akrobatyczne, ale moim zdaniem najcelniejsze.
Puli – „Swirling”
„Słuchanie ‚Swirling’ przypomina eksplorowanie bocznych uliczek w wiecznym słońcu.” – znów sięgam do prasowego opisu tej płyty. Co za kwiatki! Ale faktycznie, Puli to przecież projekt trzech producentów ze słonecznego LA, a „Swirling” to chillout rodem z przełomu 90/00. A może z lat jeszcze wcześniejszych? Trochę przypomina mi to nagrania The Irresistible Force, nie ma tutaj większych ambicji, ale stylu tej muzyce nie da się odmówić. W tym zestawieniu po prostu musiała pojawić się płyta z downtempo w stylu lat ’90 – oto i ona!
Jon Hopkins – „Ritual”
Nie byłem fanem poprzedniego albumu Jona („Music for Psychedelic Therapy”), tutaj jednak Hopkins pozytywnie zaskakuje i wraca do formy. Zalążkiem tego albumu była muzyka, jaką artysta przygotował na potrzeby instalacji Dreamspace w Londynie. Efektem jest niezwykle transowy, wciągający koncept – w zasadzie jeden utwór podzielony na osiem części, wspaniale rozpisany i wyprodukowany. choćby jeżeli chcemy obcować z nim przez moment, trudno przerwać. Dawno już muzyka Hopkinsa nie sprawiała mi tyle radości.