Podróże senne / Hermann Hesse

odwieczna.com 1 tydzień temu
Zdjęcie: podróże senne


Hermann Hesse 1877 – 1962, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury w 1946 roku.

„Podróże senne”- Hermann Hesse, zbiór dwunastu opowiadań

„Często szukałem radości, marzenia, zapomnienia w butelce wina i bardzo często ona mi pomagała, chwała jej za to. Nie wystarczała jednak. I oto pewnego dnia odkryłem zupełnie nową radość. Mając czterdzieści lat, zacząłem nagle malować.
Nie, żebym uważał się za malarza albo chciał nim zostać. Ale malarstwo jest czymś cudownym, czyni człowieka radośniejszym i bardziej cierpliwym. Nie ma się potem, jak przy pisaniu, czarnych palców, ale czerwone i niebieskie. Również z powodu tego malowania irytuje się wielu moich przyjaciół. Tutaj mam mało szczęścia – ilekroć biorę się do czegoś naprawdę koniecznego, obiecującego i ładnego, ludzie stają się nieprzyjemni. Chcieliby, żeby człowiek pozostał tym,
kim był, żeby nie zmieniał twarzy. ale moja twarz opiera się temu, chce się często zmieniać, jest to jej potrzebą.
Inny zarzut, jaki mi się stawia, mnie samemu wydaje się bardzo słuszny. Odmawia mi się poczucia rzeczywistości.
Ani utwory literackie, które piszę, ani obrazki, które maluję, nie odpowiadają rzeczywistości. Kiedy piszę, często zapominam o wszelkich wymaganiach, jakie wykształceni czytelnicy stawiają porządnej książce, a przede wszystkim brakuje mi istotnie szacunku dla rzeczywistości. Uważam, iż o rzeczywistość potrzeba się troszczyć najmniej ze wszystkiego, ponieważ jest ona – i to w sposób dość uciążliwy – zawsze obecna, podczas gdy naszej uwagi i troski domagają się piękniejsze i potrzebniejsze rzeczy. Rzeczywistość jest tym, z czego pod żadnym pozorem nie można być zadowolonym, czego pod żadnym pozorem nie można wielbić i czcić, ponieważ jest ona przypadkiem, odpadem życia. I nie można jej, tej nędznej, wciąż rozczarowującej i czczej rzeczywistości, w żaden inny sposób zmienić, jak tylko jej zaprzeczając, pokazując, iż jesteśmy od niej silniejsi. W moich utworach literackich zauważa się często brak zwykłego szacunku dla rzeczywistości, a kiedy maluję, wówczas drzewa mają twarze, a domy śmieją się albo tańczą, albo płaczą, ale czy drzewo to jest gruszą, czy kasztanowcem, tego najczęściej nie sposób
rozpoznać. Ten zarzut muszę przyjąć. Przyznaję, iż również moje własne życie bardzo często wydaje mi się bajką, częstokroć widzę i odczuwam zgodność i harmonię świata zewnętrznego z moim wnętrzem, którą muszę określić jako magiczną.”

„Kiedy w dwunastym roku mego życia pojawiła się kwestia, czy mam się uczyć greki, bez wahania rzekłem „tak”, ponieważ wydawało mi się konieczne, bym w przyszłości stał się tak uczony jak mój ojciec, a jeżeli to możliwe, jak dziadek. Ale od tego dnia moje życie podporządkowane zostało pewnemu planowi; miałem studiować i zostać albo pastorem, albo filologiem, gdyż na tych kierunkach można było uzyskać stypendia. Również dziadek poszedł kiedyś tą drogą. Na pozór nie było w tym nic złego. Miałem teraz tylko nagle jakąś przyszłość przed sobą, na mojej drodze stał teraz drogowskaz. Każdy dzień i każdy miesiąc przybliżał mnie teraz ku wytyczonemu celowi, wszystko wskazywało ku niemu, wszystko odwodziło od swawoli i doraźności moich dotychczasowych dni, które nie były pozbawione sensu, ale brakowało im celu i przyszłości. Życie dorosłych pochwyciło mnie zrazu za kosmyk włosów albo za palec, ale niedługo miało mnie całkowicie uwięzić i przytrzymać, życie wedle celów, wedle liczb, życie porządku i posad, zawodów i egzaminów, niedługo ja również miałem być studentem, miałem być kandydatem, duchownym, profesorem, miałem składać wizyty z cylindrem, nosić do tego skórzane rękawiczki, miałem przestać rozumieć dzieci, a może choćby im zazdrościć. A przecież w głębi serca nie chciałem tego wszystkiego, nie chciałem opuścić mojego świata, w którym było mi dobrze i przyjemnie. Kiedy myślałem o przyszłości, istniał jednak dla mnie pewien zupełnie tajemny cel. Jednego pragnąłem gorąco, a mianowicie zostać czarodziejem. To pragnienie i marzenie długo we mnie żyło. ale zaczęło tracić swoją wszechmoc, miało wrogów, stały mu na przeszkodzie inne rzeczy, prawdziwe, poważne, którym nie dawało się zaprzeczyć. Powoli, powoli więdło kwiecie, powoli z nieograniczoności wychodziło mi naprzeciw coś ograniczonego, prawdziwy świat, świat dorosłych. Powoli pragnienie zostania czarodziejem, chociaż przez cały czas gorąco tego chciałem, w moich własnych oczach straciło na wartości, dla mnie samego stało się dziecinadą. Istniało coś, w czym nie byłem już dzieckiem. Nieskończony, zróżnicowany świat tego, co możliwe, uległ dla mnie ograniczeniu, został podzielony na pola, pocięty plotami. Powoli dziewiczy las moich dni się przeistoczył, raj zastygł wokół mnie.”

"Królestwo wolności jest także królestwem złudzeń."

„Ich umieranie nie było niczym innym, jak ostatecznym przeniknięciem wiedzą, ostatecznym, wreszcie udanym poświęceniem się. I być może każda śmierć miała to znaczenie, być może każdy umierający był kimś osiągającym doskonałość, kto uwalniał się od błędu dążenia, kto się poświęcał, kto nie chciał już być niczym.”

"Istniało coś, w czym nie byłem już dzieckiem."

Podróże senne, Hermann Hesse, PIW, 2005, tłumaczył Lech Czyżewski.

Idź do oryginalnego materiału