Podrabiani zakochani – recenzja filmu. Robot też człowiek

popkulturowcy.pl 11 miesięcy temu

Wylewające się ze wszystkich stron kino, opowiadające o relacjach ludzi z szeroko pojętą sztuczną inteligencją, zdominowało produkcje sci-fi czy akcyjniaki. Nic więc dziwnego, iż filmowi twórcy coraz częściej eksperymentują z tym tematem. Co wyniknie ze spotkania duńskiego aktora Caspera Christensena, który zadebiutuje w roli reżysera, ze scenarzystą serii o Boracie Anthony’m Hinesem? Po obejrzeniu Podrabianych zakochanych odpowiedź jest jedna: pokrętna komedia romantyczna, która bawi i równocześnie żenuje.

Pustynia i bezkres. Inauguracja pięknego, nowoczesnego muru oddzielającego Stany Zjednoczone od Meksyku, okraszona jest pełną entuzjazmu przemową. Przy każdym zdaniu prelegentowi towarzyszą oklaski zacnej garstki gości, zajmujących miejsca na rozkładanych krzesełkach i wiwatującej na cześć Ameryki. Oto rządowi udało się pozbyć ze Stanów wszystkich niedobrych Meksykanów, którzy kradli pracę dobrym Amerykanom. W ich miejsce postawiono roboty, które wykonują swoją pracę za darmo, są całkowicie podporządkowane rządzącym. Nie trzeba z nimi rozmawiać, a gdy się zepsują wystarczy je wyrzucić i dostarczyć nowe. Taką sceną otwiera się komedia romantyczna Podrabiani zakochani. Od razu wyczuwalny jest polityczny pstryczek w nos. Efekt staje się jeszcze mocniejszy, kiedy po chwili dowiadujemy się, iż w Meksyku roboty mają takie same prawa jak ludzie. Jak to? Czyżby liberalne Stany Zjednoczone nie gwarantowały wolności robotom? To Meksyk jest American dream?

Kadr z filmu Podrabiani zakochani.

Czułam po tej scenie, iż jednak jest zbyt pięknie, aby było prawdziwie. adekwatne już tutaj zabolało mnie serce, iż film nie poszedł w tym kierunku. Polityczności, puszczania oczka do widza i odwrócenia sytuacji Stany Zjednoczone-Meksyk, w którym to ten drugi okazuje się rajem. Twórcy przeszli jednak w zupełnie inną historię, gdzie oczywiście Meksyk stanie się pewną osią napędową. Zabrakło jednak pazura, który zafundował mi początek filmu. Dość gwałtownie poczułam się oszukana. Ze świeżego i interesującego pomysłu zostałam brutalnie wrzucona w średniej jakości komedyjkę romantyczną z rubasznymi żartami na pierwszym planie. A szkoda…

Charles jest kobieciarzem i leniem. Ma dużo pieniędzy i ciepłą posadę w firmie ojca. Jednak co najważniejsze, jest właścicielem nielegalnego klona C2. Robot, zaprogramowany na ideał, przynosi matce kwiaty, zachwyca ojca dzięki swojej skrupulatności w firmie oraz… chodzi na randki z dziewczynami. Dopiero w momencie, kiedy dziewczyna decyduje się na kolejny krok, Charles przejmuje pałeczkę i spotyka się z nią tylko na seks, po czym porzuca ją. adekwatnie to choćby nie on. C2 ma za zadanie za każdym razem zrywać z kobietami przez sms. Elaine jest zaś dziewczyną, która wie, czego chce i spotyka się z mężczyznami tylko po to, aby wyłudzić od nich drogie prezenty. Do tego również posiada nielegalnego klona E2, którą… wysyła na randki w celu uprawiania seksu. Jak łatwo się domyślić drogi Charlesa i Elaine krzyżują się.

Zgodnie z przekrętami, które stosuje zarówno Charles, jak i Elaine, na decydującą randkę z finałem w sypialni powinni pójść Charles oraz E2. W obliczu serii niefortunnych zdarzeń na spotkaniu pojawią się jednak wyłącznie klony. C2 oraz E2 odkrywają w sobie uczucia i zakochują się w sobie bez pamięci. Postanawiają zemścić się na swoich właścicielach, a następnie przejąć ich życie lub po prostu uciec do Meksyku, gdzie mogą być wolni i szczęśliwi razem. Pościg Charlesa i Elaine, jak łatwo się domyślić, skutkuje tym, iż para również się w sobie zakochuje. Mamy tu najbardziej klasyczny zabieg z komedii romantycznych. Dwójka bohaterów, która nie przepada za sobą, w zgodzie z zasadą „kto się czubi ten się lubi”, przeżywa olśnienie i postanawia zmienić swoje dotychczasowe życie.

Podrabiani zakochani jednak bardzo dobijają rubasznymi i wujaszkowymi żartami, które bywają bardzo niesmaczne, a swoją przesadą zahaczają aż o granice absurdu. Nie powiem, prawdopodobnie fani serii American Pie będą zachwyceni, jednak niebanalne komedie romantyczne typu I tak cię kocham postawiły już poprzeczkę nieco wyżej. Może po prostu było tu tego za dużo? Zakochane klony to całkiem niegłupi pomysł, ale wielka miłość między głównymi bohaterami jest już lekką przesadą. Tym bardziej o ile weźmiemy pod lupę postać Charlesa, który jest po prostu leniem, idiotą i totalnym prostakiem. Jack Whitehall w roli Charlesa jest zdecydowanie bardziej sztuczny niż w roli robota C2. Ewidentnie jest to problem z tą postacią, iż jest aż nazbyt groteskowa. Najzwyczajniej w świecie nie da się go polubić. Za to Shailene Woodley sprawdza się zarazem w roli cholerycznej oraz zdecydowanej Elaine, jak i klona E2.

Kadr z filmu Podrabiani zakochani.

W Podrabianych zakochanych to roboty uczą ludzi człowieczeństwa. Pokazują im, jak łatwo zapomnieli o tym, co tak naprawdę w życiu ważne. To właśnie sztuczna inteligencja staje się tutaj ostoją prawdziwej miłości i dobra. Twórcy filmu, tak jak wielu innych sięgających po tę tematykę, krytykują postawę ludzkości. Filmy, w których bohaterami są roboty, coraz częściej zwracają uwagę na to, iż największym niebezpieczeństwem jest właśnie człowiek, a nie szalejąca maszyna z kałachem przewieszonym przez ramię.

Źródło obrazka głównego: materiały prasowe.

Postaw nam kawę wpisując link: https://buycoffee.to/popkulturowcy
Lub klikając w grafikę
Idź do oryginalnego materiału