Podczas kolacji moja córka podsunęła mi dyskretnie złożoną kartkę. Udawaj, iż jesteś chora i zmykaj stąd widniało w niechlujnym druku jej ręki. Otworzyłam pomięty kawałek papieru i nie spodziewałam się, iż te pięć słów odmienią moje życie: Udawaj, iż jesteś chora i zmykaj. Spojrzałam na nią, zdezorientowana, a ona mocno pokręciła głową, patrząc na mnie z błagalnym wyrazem. Dopiero później zrozumiałam, dlaczego.
Rano zaczęło się jak każdy inny w naszym domu na przedmieściach Warszawy. Od dwóch lat była żona Ryszarda, odnoszącego sukcesy przedsiębiorcy, którego poznałam po rozwodzie. Z zewnątrz nasz świat wyglądał idealnie: przytulny dom, konto w banku pełne złotówek i nasza córka Jadwiga, wreszcie z stabilizacją, której tak bardzo potrzebowałam. Jadwiga była zawsze ciekawa, cicha jak szpula, chłonęła otoczenie jak gąbka. Na początku jej relacje z Ryszardem były napięte cóż, typowy bunt nastolatka wobec nowego ojczyma ale z czasem udało im się znaleźć wspólny rytm. Przynajmniej tak myślałam.
W sobotę rano Ryszard zaprosił partnerów na brunch do domu. To miał być istotny biznesowy meetup, a on chciał zrobić wrażenie. Tydzień spędziłam na planowaniu menu i drobnych ozdobach. Gdy kończyłam sałatkę, Jadwiga wkroczyła do kuchni bladą, jej oczy zdradzały niepokój.
Mamo wyszeptała, skulona, jakby chciała prześlizgnąć się niezauważona muszę ci coś pokazać w pokoju.
W tym momencie wszedł Ryszard, poprawiając drogo wyglądający krawat. Co tam szepcicie? zapytał z uśmiechem, który nie dosięgał oczu.
Nic pilnego odparłam automatycznie Jadwiga prosi o pomoc w zadaniu domowym.
No to pośpieszcie, goście już za pół godziny, a ja muszę przywitać ich razem z tobą dodał, spoglądając na zegarek.
Poszłam za córką korytarzem. Gdy weszłyśmy do jej pokoju, zamknęła drzwi z impetem. Co jest, kochanie? spytałam, czując, iż coś nie gra.
Jadwiga nie odpowiedziała. Wyjęła mały kartonik ze swojego biurka i podała mi w ręce, nerwowo patrząc w stronę drzwi. Rozwinęłam go i przeczytałam pospieszne słowa: Udawaj, iż jesteś chora i zmykaj. Teraz.
Jadwiga, co to za żart? zapytałam, lekko zirytowana. Nie mamy czasu w zabawy, goście zaraz przyjdą.
To nie żart szepnęła. Proszę, mamo, zaufaj mi. Musisz wyjść z tego domu natychmiast. Wymyśl wymówkę, powiedz, iż źle się czujesz i idź.
W jej oczach zobaczyłam przerażenie, jakiego nigdy nie widziałam u własnej córki. Jadwiga, co się dzieje? zapytałam, serce przyspieszyło.
Patrzyła w stronę drzwi, jakby obawiała się podsłuchu. Nie mogę teraz wyjaśnić, obiecuję, iż po wszystkim opowiem. Teraz po prostu mi zaufaj.
Wtem usłyszeliśmy kroki. Drzwi otworzyły się i wstąpił Ryszard, wyraźnie zirytowany. Co wy tak długo? Pierwszy gość już zapukał.
Spojrzałam na Jadwigę, której spojrzenie błagało w milczeniu. Z niewytłumaczalnego impulsu zdecydowałam się wierzyć córce. Przepraszam, Ryszardzie rzekłam, dotykając czoła. Nagle czuję zawroty. Myślę, iż to migrena.
Ryszard zmarszczył brwi. Teraz? Przed pięcioma minutami wyglądałaś świetnie.
To już się dzieje krzyknęłam, udając ból. Wezmę tabletkę i położę się na chwilę.
Zanim zdążył jeszcze cokolwiek powiedzieć, zadzwonił dzwonek. Dobra, zaczynajcie bez mnie odrzucił, ruszając w stronę gości.
Gdy zostaliśmy same, Jadwiga chwyciła mnie za ręce. Nie kładź się. Musimy stąd wyjść. Powiedz, iż musisz iść po mocniejsze lekarstwo, ja pójdę z tobą.
To absurd, nie mogę zostawić gości protestowałam.
Mamo, proszę, to nie żart. To twoje życie błagała.
Zrozumiałam, iż coś się naprawdę dzieje. gwałtownie wzięłam torbę i klucze, podbiegłam do salonu, gdzie Ryszard prowadził rozmowę z dwoma eleganckimi mężczyznami. Przerwałam go: Ryszardzie, boli mnie coraz bardziej, idę do apteki. Jadwiga jedzie ze mną.
Jego uśmiech zamierał, gdy wpatrywał się w nas. Dobrze, jedźcie. Wracajcie gwałtownie powiedział, choć w jego oczach widać było coś niepokojącego.
W samochodzie Jadwiga trzęsła się. Prowadź, mamo spojrzała na dom, jakby spodziewała się najgorszego. Zostaw to miejsce.
Ruszyłam, a w głowie burzyły się pytania. Co może być tak groźnego? Jadwiga nagle wybuchnęła: Ryszard chce mnie zabić! Słyszałam go wczoraj w telefonie, jak planuje wlewać truciznę do twojej herbaty.
Zatrzymałam auto przed sygnalizacją, ledwo nie uderzając w ciężarówkę. Nie wierzę wyszeptałam, serce waliło jak młot. Jadwiga wzięła oddech i zaczęła opowiadać:
Wczoraj wróciłam po wodzie, było już po drugiej w nocy. Drzwi do jego biura były lekko uchylone, a on rozmawiał po telefonie, szeptem. Na początku myślałam, iż chodzi o firmę, ale potem usłyszałam swoje imię. Powiedział: Wszystko gotowe na jutro. Helen wypije herbatę, będzie wyglądało jak zawał. Będzie miał dostęp do polisy życiowej i domu. Potem dodał z pogardą: I zajmę się Jadwigą, kiedy będziesz nieobecna.
Złapałam kierownicę tak mocno, iż moje dłonie poszarzały. Ryszard planował zabić mnie dla miliona złotych polisy życiowej i domu. Jadwiga dodała, iż znalazła w jego biurze stos dokumentów o długach firma ledwo utrzymywała się na powierzchni. Kiedy dalej przeszukiwała szufladę, natrafiła na wyciąg z konta, na które od miesięcy przelewał małe sumy, żeby nie rzucać podejrzeń.
Wzięłam wyciąg, patrząc na cyfrę: setki tysięcy złotych, które nie pojawiały się na naszym wspólnym koncie. To był dowód, iż Ryszard nie tylko był w bankructwie, ale i systematycznie wykradał nasze oszczędności z domu, który odziedziczyłam po rodzicach.
Jak mogłam tak bardzo przymknąć oczy? myślałam, trzymając papier z wyciągiem. Jadwiga położyła dłoń na mojej.
Nie twoja wina, mamo. On nas oszukał pocieszyła.
Zanim zdążyłam podjąć dalsze kroki, telefon zadzwonił. To był Ryszard, pytający, gdzie jesteśmy i dlaczego go nie ma. Wysłałam sms: Jesteśmy w drodze, już wracamy. Nie było już odwrotu.
Wpadłyśmy do kawiarni przy centrum handlowym Centrala. Tam odebrałam telefon od przyjaciółki z uniwersytetu, Agnieszki, prawniczki. Zostańcie tam, przyjdę w trzydzieści minut. Nie rozmawiajcie z policją, dopóki nie przyjdę kazała.
Czekaliśmy, a Jadwiga drżała. W pewnym momencie Ryszard pojawił się w holu, zaskoczony naszym wyjściem. Co się dzieje? zapytał, choć wyraźnie szukał winy.
Nie czuję się najlepiej, chcę wrócić do domu, ale Jadwiga potrzebuje lekarstwa powiedziałam, starając się brzmieć wiarygodnie. Przyniosę leki później.
Ryszard skinął głową, ale w jego spojrzeniu widać było coś złowrogiego. Gdy odszedł, Jadwiga szeptem: Musimy znaleźć dowody i zadzwonić na policję, zanim on nas znowu zmyśli.
Zanim Agnieszka przyjechała, wpadliśmy w panikę: Ryszard wrócił z telefonem w ręku, mówiąc, iż policja już się nas spodziewa i iż zarzuca nam niepoczytalność. Jadwiga wyciągnęła telefon i pokazała mu zdjęcia butelki bez etykiety, którą znalazła w szufladzie, oraz notatki z harmonogramem zbrodni. Ryszard spojrzał na to z przerażeniem, a potem próbował się bronić, twierdząc, iż to wszystko to zmyślenia.
Wtedy wejść Agnieszka ubrana w kostium prawnika, z teczką pełną dokumentów. Mam dowody, iż pan Ryszard podszywa się pod mojego klienta i planuje morderstwo rzekła stanowczo. Zanim zdążył coś powiedzieć, wezwano wsparcie policja przybyła i zaczęła przesłuchiwać.
Ryszard został aresztowany przy wyjściu, a jego słowa o zaburzeniach psychicznych zderzyły się z twardymi dowodami: próbka krwi znaleziona w domu nie pasowała ani do Heleny, ani do Jadwigi, a analiza chemiczna wykazała śladowe ilości arsenu w butelce.
Proces był medialny. Ryszard, który przed laty był szanowanym przedsiębiorcą, został skazany na trzydzieści lat więzienia za próbę morderstwa oraz piętnaście lat za oszustwa finansowe. W toku śledztwa odkryto, iż nie był to jego pierwszy projekt przed nim zmarła żona, której śmierć pierwotnie przypisano naturalnym przyczynom, a później znalazły się ślady trucizny.
Po sześciu miesiącach Jadwiga i ja wprowadziłyśmy się do nowego mieszkania. Pewnego poranka, przeglądając książkę, natknęłam się na kolejny złożony kawałek papieru znowu ręka Jadwigi. Udawaj, iż jesteś chora i zmykaj. Schowałam go do małej skrytki, jako przypomnienie, iż przetrwaliśmy i iż nasze przetrwanie zaczęło się od pięciu słów.
Rok później Agnieszka przyniosła wieści, iż ciało pierwszej żony Ryszarda zostało exhumowane i w nim wykryto arsen. Teraz czeka go kolejny proces, a ja dostałam od sądu odszkodowanie w wysokości pół miliona złotych trochę mniej niż milion dolarów, ale wystarczająco, by zacząć od nowa.
Za zdrowie! wzniosłam toast przy kolacji z Jadwigą, śmiejąc się, iż nie ma co się martwić o przeszłość. Nasze blizny pozostały, ale stały się oznaką siły, nie słabości. Ryszard chciał nas zniszczyć, a my wyszłyśmy z tego silniejsze niż kiedykolwiek. I to wszystko zaczęło się od jednego, pośpiesznie napisanego liściku od nastolatki: pięć słów, które ocaliły żywot.








