Pochody organizowano z ogromnym rozmachem. W centralnych punktach miast ustawiano bramy triumfalne, ogromne portrety przywódców – od Marksa, Engelsa i Lenina, po Gierka czy Jaruzelskiego – oraz czerwone flagi i transparenty z hasłami: „Niech żyje sojusz robotniczo-chłopski!”, „PZPR przewodnią siłą narodu!”, „Pokój, praca, socjalizm!”.
Już od wczesnego rana na ulicach gromadziły się tłumy. Do udziału w pochodzie wyznaczano całe zakłady pracy, szkoły, uczelnie, organizacje społeczne, kombatantów, harcerzy i członków Związku Młodzieży Socjalistycznej. Każdy niósł przygotowane wcześniej chorągiewki, baloniki, kwiaty z bibuły. Często obecność była obowiązkowa, a nieusprawiedliwiona nieobecność mogła skutkować problemami w pracy lub szkole.
Szły całe rodziny – dzieci w mundurkach szkolnych, rodzice w odświętnych ubraniach, dziadkowie pamiętający przedwojenne święta klasy robotniczej. Na czele kolumn szli dyrektorzy, działacze partyjni i przodownicy pracy, często wyróżnieni przez zakład jako „wzorcowi obywatele socjalizmu”.
Pochody miały starannie wyreżyserowany przebieg. Uczestnicy machali do trybuny honorowej, na której stali przedstawiciele władz partyjnych i państwowych – od lokalnych sekretarzy po pierwszego sekretarza KC PZPR. Gdy kolumna mijała trybunę, wiwatowano, skandowano nazwiska liderów, prezentowano transparenty z nazwą zakładu lub oddziału i zorganizowane układy choreograficzne – kwiaty, flagi czy plansze układające się w napisy.
W większych miastach, jak Warszawa, Katowice, Łódź czy Wrocław, pochody transmitowała na żywo Telewizja Polska. Spikerzy komentowali kolejne grupy z entuzjazmem, używając języka nasyconego patosem i propagandą. Pokazywano „entuzjazm ludu”, „siłę narodu” i „wyraz poparcia dla polityki partii”.
Po oficjalnym pochodzie nadchodziła pora na świętowanie. W parkach i na placach organizowano festyny ludowe: występy artystyczne, loterie fantowe, karuzele, strzelnice, grochówka wojskowa i oranżada. Dla dzieci były konkursy plastyczne i teatrzyki, dla dorosłych – występy estradowe i dancingi w domach kultury.
Dzień 1 maja był często jednym z niewielu dni w roku, kiedy dostępne były w sklepach lepsze towary – np. kiełbasa, czekolada czy piwo – przygotowywane specjalnie „na święto”. Jednocześnie milicja i funkcjonariusze SB dbali o porządek i pilnowali, by żadna niezależna inicjatywa nie zakłóciła „spontanicznego” charakteru wydarzeń.
W rzeczywistości pochody miały kilka wspólnego z autentycznym świętowaniem czy oddolnym ruchem pracowniczym. Były starannie zaplanowanym spektaklem politycznym – wizualną manifestacją władzy partii nad społeczeństwem. Ich główną funkcją było podtrzymanie iluzji powszechnego poparcia i mobilizacji społecznej, mimo narastających z czasem kryzysów gospodarczych, społecznych i politycznych.
Ostatnie lata PRL przyniosły stopniowe osłabienie masowego charakteru pochodów. Coraz częściej pojawiały się głosy sprzeciwu, niektórzy przychodzili z własnymi transparentami, inni – zostawali w domu. Po 1989 roku tradycja pochodu pierwszomajowego przestała być przymusowa i państwowa.
Dziś, z perspektywy lat, dawne pochody pierwszomajowe budzą nostalgię u niektórych – jako część dzieciństwa, kolorowego rytuału czy dnia wolnego z balonikami – ale też krytyczną refleksję nad naturą władzy, przymusu i politycznego teatru, który kształtował codzienność PRL.








