Po tym filmie trudno się pozbierać. Straszy tym, czego boimy się najbardziej

glamour.pl 2 godzin temu
Zdjęcie: fot. materiały prasowe


„Klątwa Jenny Pen” to jeden z najbardziej oryginalnych i niezwykłych filmów, jakie można w tej chwili zobaczyć w streamingu. Jego polski tytuł wprowadza jednak w błąd, ponieważ sugeruje, iż pojawiają się w nim jakieś nadnaturalne zjawiska. Nic bardziej mylnego. Nie ma tu żadnej klątwy. Nie jest to także horror, mimo iż umiejętnie wykorzystuje elementy narracyjne zaczerpnięte z tego gatunku – ani przez moment nie przekracza granicy konwencji – od początku do końca jest to realistyczne dzieło. Co wcale nie znaczy, iż nie jest straszne. Jest, i to bardziej niż można by podejrzewać, bo straszy tym, czego boimy się najbardziej. I nie są to duchy, demony czy wampiry. Na świecie są znacznie gorsze rzeczy, boleśnie prawdziwe, o których istnieniu wolelibyśmy nie pamiętać, ale twórcy „Klątwy Jenny Pan” brutalnie nam o nich przypominają.

Fabuła „Klątwy Jenny Pen” toczy się w domu opieki [zwiastun]

Surowy i pryncypialny sędzia Stephen Mortensen (w tej roli Geoffrey Rush) doznaje udaru w trakcie rozprawy i musi przejść na emeryturę. Trafia więc do domu opieki, gdzie zamierza odzyskać siły i jak najszybciej wrócić do zdrowia. Ale rzeczywistość gwałtownie weryfikuje jego plany. Wbrew temu, co mu się wydaje, jego stan zdrowia wcale się nie poprawia, a do tego odkrywa, iż rezydentów ośrodka terroryzuje Dave Crealy (grany przez Johna Lithgowa), który nigdy nie rozstaje się upiorną laleczką. Mortensen próbuje stawiać opór sadystycznemu oprawcy, bezwzględnie wykorzystującemu fizyczną i psychiczną słabość pacjentów, ale nie jest to takie proste, bo ledwo sobie radzi sam ze sobą i nie może liczyć na żadną pomoc – pozostali rezydenci są zbyt zastraszeni lub bezradni, a personel domu opieki wydaje się bagatelizować sytuację. Opór byłego sędziego sprawia jednak, iż Crealy jeszcze bardziej chce go złamać, więc ich wrogość narasta i prowadzi do brutalnej konfrontacji, którą przetrwać może tylko jeden z nich.

View oEmbed on the source website

Dwie gwiazdy w obsadzie „Klątwy Jenny Pen”

Nie da się ukryć, iż atrakcyjność tego filmu bierze się nie tylko z ciekawie poprowadzonej fabuły, ale także, a może przede wszystkim, z tego, iż główne role grają tu dwaj fenomenalni aktorzy, którzy natychmiast przykuwają uwagę i wirtuozersko manipulują emocjami widza. Obaj są dobrze znani. Geoffrey’a Rusha, który w „Klątwie Jenny Pen” wcielił się w emerytowanego sędziego Mortensena, widzieliśmy już w wielu wybitnych rolach, m.in. w „Blasku” (za który dostał Oscara), „Jak zostać królem”, „Zakochanym Szekspirze”, „Zatrutym piórze”, czy „Piratach z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły”. Natomiast Johna Lithgowa, który gra tu psychopatycznego Dave’a Crealy'ego, możemy pamiętać z „Czułych słówek”, „Wybuchu”, „Strefy Mroku” (i kultowej roli przerażonego pasażera samolotu), „Interstellar”, „Czasu Krwawego Księżyca” a ostatnio „Konklawe”. niedługo pojawi się również jako nowe wcielenie profesora Albusa Dumbledore'a w serialu „Harry Potter” i z pewnością świetnie sobie poradzi, bo na ekranie potrafi się zmieniać jak kameleon. Może być niebywale sympatyczny i godny zaufania albo wręcz przeciwnie – skrajnie antypatyczny, złowrogi, przerażający, napędzany mrokiem, którego nie potrafimy nazwać. I właśnie taki jest w „Klątwie Jenny Pen”.

„Klątwa Jenny Pen” – opinia

To sprytnie zrobiony film, który zachęca, aby samemu łączyć narracyjne kropki. Jego reżyser i współscenarzysta – James Ashcroft – nie prowadzi nas oczywistą drogą, chociaż początkowo wydaje się, iż opowieść podąża doskonale znanymi ścieżkami. Sędzia Mortensen trafia do ośrodka, zaczyna leczenie, a potem w nocy odwiedza go koszmarny Crealy ze swoją diaboliczną laleczką i nieprzyjemne napięcie gwałtownie zaczyna rosnąć. Ale coś się nie zgadza i sami musimy to rozgryźć, wykorzystując podsuwane przez twórców poszlaki. Kluczem do zrozumienia tego, co naprawdę dzieje się w tym filmie jest scena, w której Mortensen dostaje od doktora zadanie, żeby narysować tarczę zegara ze wskazówkami. Były sędzia robi to gwałtownie i z dużą pewnością siebie, ale po chwili, gdy lekarze oglądają jego rysunek, widzimy co naprawdę tam narysował. I tu zaczyna się prawdziwa groza. Wiele wskazuje bowiem na to, iż poczytalność i zdolności percepcyjne byłego sędziego są mocno zaburzone i nieustannie się pogarszają. Więc jego ogląd rzeczywistości znacząco różni się od tego, co widzą i czego doświadczają inni rezydenci, a zwłaszcza personel ośrodka. Co by wyjaśniało, dlaczego wydają się oni bagatelizować protesty Mortensena. Całkiem możliwe, iż spora część tego, co go przeraża, dzieje się tylko w jego głowie, ale sadystyczny Crealy i jego upiorna laleczka tak mocno oddziałują na degenerującą się świadomość sędziego, iż zapada się ona jeszcze szybciej, stopniowo tracąc kontakt ze wszystkim, co zapewnia poczucie bezpieczeństwa.

„Klątwa Jenny Pen” prowadzi widza na spotkanie z najstraszniejszymi, bo boleśnie prawdziwymi potworami – demencją i afazją – oraz wynikającą z nich utratą kontroli nad swoim ciałem i świadomością, co w konsekwencji prowadzi do postępującego zagubienia w rozpadającym się umyśle. Twórcy tego filmu są bezlitośni. Stworzyli opowieść, w której boleśnie doświadczamy momentu, gdy bohaterowi wydaje się, iż cały czas jest nadzieja na zachowanie poczytalności i poczucia bezpieczeństwa, i walczy o nie z całych sił, ale z zewnątrz widać, iż jest już po wszystkim i nie ma ucieczki przed pochłaniającą ciemnością. Trudno się po tym pozbierać.

„Klątwa Jenny Pen” – gdzie obejrzeć?

Film dostępny jest w serwisie Amazon Prime w ramach subskrypcji.

Idź do oryginalnego materiału