Po rozwodzie córka wróciła do mnie. Bardzo się o nich martwiłam – jak chłopiec ma dorastać bez ojca? Choć czasami myślałam – co to za ojciec z mojego byłego zięcia… Starałam się zrobić wszystko, by mój wnuk był szczęśliwy. Całą swoją emeryturę wydawałam na jedzenie, ubrania i zabawki – przecież dziecko nie jest niczemu winne

przytulnosc.pl 6 dni temu

Zawsze wiedziałam, iż nie będę się mieszać w życie osobiste córki. Kiedy przyprowadziła do mnie swojego chłopaka, od razu mi się nie spodobał – małomówny, zamknięty w sobie. Ale co mogłam zrobić? To jej wybór. Mówiła, iż jest dobry, iż ją kocha i iż widzi z nim wspólną przyszłość.

Minęło pół roku – wynajęli mieszkanie, wyprowadzili się. Ale nie zapomniała o mnie. Każdy weekend Tania przyjeżdżała, opowiadała, jak im się układa. Tylko iż te opowieści zawsze były takie same: zakupy, galerie handlowe. Zero przyjaciół, żadnych wspólnych wyjść, żadnych emocji. Jakby zamknęli się we własnym świecie.

Trochę mnie to niepokoiło, ale to było ich życie. Wynajmowali mieszkanie już kilka lat. Wzięli ślub, ale bez wesela. Namawiałam córkę, żeby kupili coś na kredyt – mogłam pomóc, dać im pieniądze na wkład własny. Po kilku latach mieliby swoje.

Na szczęście do kredytu nie doszło, bo wszystko się posypało. Urodził się mały Artemek. Tania poszła na urlop macierzyński. Jej pensja wcześniej była głównie „do ręki”, więc zasiłek był śmiesznie niski.

Zięć ciągle wypominał jej, iż za mało zarabia, choć sam zarabiał jeszcze mniej. Potem stwierdził, iż ma wracać do pracy – iż dziecko nie może być wymówką. Córka przyjeżdżała do mnie po pieniądze. Aż któregoś dnia przywiozła Artemka i powiedziała: „Mamo, zostaw go na trochę u siebie, muszę wszystko przemyśleć”.

Został. A ja właśnie przeszłam na emeryturę, miałam czas. Czytałam mu bajki, chodziliśmy po parku, jeździliśmy do zoo, uczyłam go drzew, nazw kwiatów. Bardzo to lubił. Mieszkał u mnie rok.

Ciągle pytałam córkę, kiedy go zabierze. A ona przyjechała z walizkami i powiedziała, iż wraca na jakiś czas – iż się rozwodzi. Nie dopytywałam. W końcu sama mi opowiedziała – iż jej mąż mówił, iż dziecko mu przeszkadza, iż on kocha ciszę i samotność, iż ona rodziła tylko po to, żeby nie pracować. A potem zaczął wracać do domu pijany i ją wyrzucać. Całe szczęście, iż to było wynajmowane mieszkanie, więc miał tyle do powiedzenia, co nic.

Tania wróciła do mnie. Martwiłam się, zwłaszcza o wnuka. Jak chłopcu rosnąć bez ojca? Ale potem myślałam: czasem bez ojca lepiej niż z kimś, kto nie wie, jak nim być.

Całą emeryturę oddawałam wnukowi – ubrania, jedzenie, zabawki. Córka była przygaszona, zamknięta w sobie. Chciała rzucić pracę. Wyperswadowałam jej to – mówiłam, iż jeszcze wszystko się może ułożyć.

I ułożyło się. Po roku, w pracy, Tania poznała Olega. Parę lat starszy, spokojny, czuły. Sam po rozwodzie, z synem pod opieką. Spotykali się, potem oświadczyny, piękne wesele. Wzięli kredyt, kupili mieszkanie. Żyją teraz jak z bajki.

Były zięć? Najpierw się nie odzywał, potem błagał o wybaczenie. Ale było już za późno. Rozwód był dawno, córka miała nowe życie. On wszystko przegrał – i niech tak zostanie.

Idź do oryginalnego materiału