Aktorzy nie znoszą tych kultowych ról (LISTA)
Aktorstwo aktorstwem, ale często słaby występ jest wynikiem czynników niezależnych od aktora (m.in. od scenariusza i reżyserii). Czy tak też jest w przypadku 5 wyróżnionych przez nas aktorów? Zobaczmy...
Robert Pattinson – Edward Cullen ze "Zmierzchu"
Zanim Robert Pattinson wyjechał do deszczowego Forks, by błyszczeć tam w blasku słońca jako krwiopijca, zdobył popularność dzięki roli Cedrika Diggory'ego w "Harrym Potterze i Czarze Ognia". Można śmiało stwierdzić, iż już wtedy widzowie, a wraz z nimi media, widzieli w nim potencjał na kolejne bożyszcze nastolatek.
Przed dołączeniem do obsady filmowej adaptacji "Zmierzchu" Stephenie Meyer brytyjski aktor złapał po drodze gumę w postaci kilku nieudanych przesłuchań w Los Angeles. Dzień przed castingiem do roli Edwarda Cullena zaprzepaścił szansę na występ w filmie, który podobno "był pod niego stworzony". – I myślę, iż nie miałem wtedy już nic do stracenia – powiedział w rozmowie z magazynem "W".
Pattinson przyznał, iż nigdy nie wiedział, jak powinien grać wampira. W wywiadzie z czasopismem "GQ" mówił nawet, iż przed pójściem na casting do "Zmierzchu" dopadła go trema, przez którą musiał aż zażyć valium. – Myślę, iż podczas przesłuchania byłem nieco oderwany od rzeczywistości, co musiało zwyczajnie pasować do mojej postaci – tłumaczył.
Choć kilkanaście lat temu Edward Cullen rozkochiwał w sobie młode dziewczyny, dziś powiedzielibyśmy o nim, iż był chodzącym red flagiem, co od początku dostrzegał sam Pattinson. Z tego też powodu pierwsze dni na planie filmowym były dla niego niezwykle stresujące. Widział w przyszłym chłopaku Belli Swan psychopatę i tak też starał się go odgrywać.
Po kiepskich nagrywkach (przynajmniej w oczach producentów) do przyczepy gwiazdora przyszła agentka, która jasno przedstawiła mu, jak wygląda sytuacja dotycząca jego dalszego udziału w produkcji filmu. Albo zagra Edwarda tak, jakby był istnym aniołem, którym w książce zachwycała się Bella, albo dalej będzie grał złoczyńcę. Druga opcja była przestrogą przed wyleceniem. Pattinson nie miał więc wyboru i musiał nieco przystopować z aktorstwem metodycznym.
Po premierze sława uderzyła zarówno jego, jak i odtwórczynię protagonistki, Kristen Stewart ("Spencer"). Przez sześć lat od wyjścia pierwszej części "Zmierzchu" Brytyjczyk bał się wychodzić sam na zakupy, bo zewsząd potrafiły go nachodzić psychofanki. – Nie mam na szczęście już z tym problemu. Teraz normalnie mogę z każdym porozmawiać – oznajmił jakiś czas temu w wywiadzie z magazynem "People".
W rozmowach z prasą Pattinson zawsze starał się unikać tematu mormońskiego Edwarda, ale gdy tylko miał dobry humor (co w przeszłości zdarzało się stosunkowo rzadko w przypadku jego chęci rozmów o "Zmierzchu"), podkreślał, jak dziwny był jego bohater. Jako przykład podawał m.in. scenę, w której młody Cullen robi swojej żonie cesarkę i gryzie jej... łożysko.
Harrison Ford – Han Solo z "Gwiezdnych wojen"
Harrison Ford został najsłynniejszym przemytnikiem w galaktyce przez przypadek. W latach 60. nie mógł liczyć na dobre role – zresztą sam dyrektor studia Columbia Pictures, Jerry Tokofsky, uważał, iż pochodzący z Chicago aktor nie ma żadnej przyszłości w Hollywood. Kolejne lata nie zapowiadały się więc kolorowo. Przyszły Han Solo miał na utrzymaniu ówczesną żonę i dwójkę dzieci, dlatego zajął się fachowo stolarstwem – czymś, co mogło dać mu zabezpieczenie.
Choć producenci z Fabryki Snów skreślili go niemalże na starcie, Ford nie poddawał się. W latach 70. pracował jako cieśla u Francisa Forda Coppoli ("Ojciec chrzestny" i "Megalopolis"), przy okazji grając epizodyczne role w serialach telewizyjnych i filmach. Otrzymywał też zlecenia stolarskie od zaprzyjaźnionego dyrektora castingu, Freda Roose'a, który później zapoznał go z Georgem Lucasem, twórcą "Gwiezdnych wojen".
Reżyser galaktycznej sagi poprosił aktora o drobną pomoc w przesłuchaniu do ról Hana Solo i Luke'a Skywalkera. Miał podpowiadać kwestie uczestnikom castingu, wśród których znaleźli się m.in. Kurt Russell ("Coś") i Christopher Walken ("Łowca jeleni"). Charyzma Forda była dla Lucasa powiewem świeżości, który przesądził o tym, kto ostatecznie dostanie "kluczyki" do Sokoła Millennium.
"Nowa nadzieja" z 1977 roku okazała się kasowym sukcesem, podobnie jak następujące po niej "Imperium kontratakuje" i "Powrót Jedi". Im Ford kręcił więcej części "Gwiezdnych wojen", tym awersja do Hana Solo coraz bardziej rosła. Lucas musiał go namawiać do powrotu na plan w drugiej i trzeciej odsłonie oryginalnej trylogii (chronologicznie piątej i szóstej części).
Kręcąc "Powrót Jedi", Ford namawiał reżysera do zabicia przemytnika. Chciał w ten sposób nadać swojemu bohaterowie "trochę głębi". – Uważałem tę postać za papierową. Chciałem zobaczyć więcej komplikacji – mówił portalowi Starpulse.
– Han Solo ma dobre serce, ale myślę, iż jest mniej interesującą postacią niż Indiana Jones. Jest głupi. Jego użyteczność dla fabuły nigdy nie była zbyt duża. Był przeciwwagą dla mądrego starego wojownika i młodego protagonisty – wskazał w wywiadzie z "Entertainment Weekly" w 2014 roku.
Życzenie Harrisona Forda się spełniło dopiero po latach. W "Przebudzeniu Mocy" J.J. Abramsa ("Zagubieni") z 2015 roku Han Solo ginie z ręki swojego syna, Bena (aka Kylo Rena).
Megan Fox – Mikaela z "Transformersów"
Mikaela Banes z "Transformersów" była dla większości chłopców tym, kim dla dziewcząt Edward Cullen ze "Zmierzchu". Występ u boku Shia LaBeouf w "Transformersach" Michaela Baya ("Bad Boys") otworzył Megan Fox drzwi do Hollywood, niemniej nie wiązał się dla niej z dobrymi wspomnieniami. Wręcz przeciwnie – konflikt między nią a rozchwytywanym reżyserem doprowadził do jej odejścia z franczyzy.
Fox wygrała przesłuchanie do roli pierwszej dziewczyny Sama Witwicky'ego w 2007 roku. Pochodząca z Tennessee gwiazda powróciła jako przebojowa brunetka sequelu "Transformersów" zatytułowanym "Transformers: Zemsta upadłych".
Już w trakcie produkcji drugiej części coś zgrzytało w relacji między nią a Bayem. Konflikt musiał być bardzo duży, skoro filmowiec zdecydował się zwolnić Fox z pracy przy "Transformersach: Ciemnej stronie Księżyca", które miały premierę w 2011 roku.
Gdy wiadomość o rozłamie obiegła media, na łamach magazynu "Wonderland" ukazał się obszerny wywiad, w którym Megan Fox przybliżyła nieco kontekst całego zamieszania. – On (red. przyp. – Michael Bay) jest jak Napoleon. (...) On chce być jak Hitler na planie i taki jest – brzmiała jedna z jej wypowiedzi.
Popularna w tamtych latach aktorka skrytykowała Baya za mizoginistyczne podejście do reżyserii. Jego wskazówki często miały polegać na mówieniu jej: "Bądź sexy". Hiperseksualizacja odbiła się później na zdrowiu psychicznym Fox.
W rozmowie z czasopismem "Sporsts Illustrated Swimsuit" z ubiegłego roku hollywoodzka aktorka potwierdziła, iż walczy z dysmorfofobią, czyli z cielesnym zaburzeniem dysmorfofobicznym polegającym m.in. na skupianiu się na nieistniejących wadach w swoim wyglądzie.
George Clooney – Bruce Wayne z "Batmana i Robina"
"Batman i Robin" z 1997 roku w reżyserii Joela Schumachera ("Straceni chłopcy") uchodzi za jeden z najbardziej znienawidzonych filmów na podstawie komiksów DC, a jego gwiazdor wcale się temu nie dziwi. George Clooney, któremu powierzono rolę Bruce'a Wayne'a, czyli Batmana, przez bardzo długi czas myślał, iż "zrujnował całą franczyzę". Laureata dwóch Oscarów chwalono za interesujące podejście do wątku playboya-miliardera, natomiast krytykowano za kiczowate przedstawienie mrocznego superbohatera, który chronił miasto Gotham przed zbirami.
W 2000 roku gwiazdor powiedział Movieline, dlaczego "Batman i Robin" jest okropny. W jego opinii problem produkcji polegał na tym, iż fabuła była "zapętlona". I faktycznie, w dziele Schumachera pojawia się sporo niepotrzebnych wątków, które w ogromnej mierze zmierzały donikąd.
– Zagrałem w jednym filmie o superbohaterach i tak go spieprzyłem, iż zabroniono mi zbliżać się do planu zdjęciowego – żartował Clooney podczas sesji Q&A w 2021 roku. Jak sam przyznał, zabronił choćby swojej żonie, Amal Clooney, sięgać po tego "komiksowego akcyjniaka".
Nadmieńmy, iż odtwórca Bruce'a Wayne'a nie był też zadowolony z faktu, iż większość obsady – już po zakończeniu pracy na planie – musiała od nowa nagrywać dialogi w studiu.
Daniel Radcliffe – Harry Potter w "Księciu Półkrwi"
Daniel Radcliffe z sentymentem wspomina czasy dorastania na planie filmowej adaptacji "Harry'ego Pottera" J.K. Rowling. Angielski aktor nigdy nie zachowywał się w sposób roszczeniowy, nie odcinał się usilnie od roli "chłopca, który przeżył", ani nie był nazywany przez fanów "niewdzięcznym". Nie zmienia to jednak faktu, iż nie ze wszystkich filmów – a zwłaszcza swoich scen – jest zadowolony. Szósta część, "Książę Półkrwi", nie daje mu żyć.
W wywiadzie dla "Playboya" z 2015 roku Radcliffe ocenił występ w "Księciu Półkrwi" za "niezbyt dobry". – Nienawidzę tego. Moje aktorstwo jest tam jednowymiarowe i widzę, iż popadłem w samozadowolenie. To, co próbowałem zrobić, po prostu nie wychodziło – stwierdził.
– W każdym filmie – aż do szóstej odsłony – widać duży postęp w moim aktorstwie. A potem zatrzymałem się, albo cofnąłem. Miałem zamysł, by Harry był jak żołnierz z traumą po wojnie. (...) To nie był zły pomysł, ale to nie jest też najciekawsza rzecz do oglądania przed dwie i pół godziny – dodał odtwórca kultowego czarodzieja.
Aktor najlepiej wspominał "Zakon Feniksa", ponieważ miał tam sporo scen razem z Davidem Thewlisem ("Sandman"), który grał Remusa Lupina, i Garym Oldmanem ("Czas mroku"), ekranowym Syriuszem Blackiem.
Przypomnijmy, iż w swoim pamiętniku Alan Rickman ("Szklana pułapka"), czyli Severus Snape z serii "Harry Potter", tak opisywał Radcliffe'a: "Nadal nie sądzę, iż jest prawdziwym aktorem, ale niewątpliwie w przyszłości będzie reżyserem lub producentem".
Jak zareagował na to młodszy gwiazdor? – Wszystko, co napisał Alan, bardzo miło się czytało. Nostalgicznie. choćby jego komentarze na nasz temat: "Te dzieciaki muszą nauczyć się swoich kwestii, to na razie jakiś koszmar" – skomentował dwa lata temu w programie "Watch What Happens Live".