Po ośmiu latach miłości po prostu odszedł… Powiedział, iż tak będzie lepiej.
Nazywam się Weronika, mam 27 lat, mieszkam w Krakowie i jestem w tym stanie, gdy dusza krzyczy, ale nikt tego nie słyszy. To, co mi się przytrafiło, może wydawać się zwyczajną, choćby banalną historią. Jestem pewna, iż takich są tysiące. Ale gdy ból dotyka ciebie osobiście, przestaje być codzienny. Rozrywa od środka, odbiera sen, sprawia, iż nie wiesz, jak wstać rano.
Żyłam przez osiem lat z człowiekiem, którego uważałam za swojego na zawsze. Nazywał się Krzysztof. Poznaliśmy się, gdy miałam zaledwie dziewiętnaście lat, i od tamtej pory nie rozstawaliśmy się ani na dzień. Razem przeszliśmy przez wszystko: pierwszy wynajęty pokój, studencką biedę, nieprzespane noce przed egzaminami, pierwsze prace, pierwsze błędy. Dorastaliśmy razem. Znał mnie jak nikt. Wierzyłam, iż jeżeli coś jest wieczne, to właśnie my.
A potem, tydzień temu, wszystko się skończyło.
Po prostu usiadł obok i powiedział:
Werka, chcę, żebyśmy się rozstali. Nie czuję, iż mamy razem przyszłość. Kocham cię, ale to już nie to Musimy się rozejść. Tak będzie lepiej dla nas obojga.
Zamarłam. Wydawało się, iż w pokoju zabrakło powietrza. Nie rozumiałam, co się dzieje. Nie kłóciliśmy się. Nie było zdrady. Nie było dramatu, kłamstw. Byliśmy, jak myślałam, szczęśliwi. Codziennie mówił, iż mnie kocha. Każdego wieczoru przytulał mnie przed snem. Czy to wszystko było kłamstwem?
Zapytałam: Masz kogoś?
Spuścił wzrok: Nie. Po prostu wszystko się zmieniło. Nie umiem tego wytłumaczyć. Już nie czuję tego, co kiedyś.
A ja wciąż czuję. Kocham go. Nie tak jak w młodości szaleńczo, z huraganem w żyłach. Teraz inaczej głęboko, spokojnie, jak powietrze, jak nawyk oddychania. On był moją rodziną. On był moim człowiekiem. A przynajmniej tak myślałam.
W głowie tysiące pytań. Może kłamie? Może zakochał się w innej? A może po prostu zrobiło mu się ciasno w tych relacjach i przestraszył się odpowiedzialności? Może ktoś mu powiedział, iż w trzydziestkę życie dopiero się zaczyna, i uznał, iż jestem częścią starego scenariusza, który trzeba wymazać?
Ale dlaczego nie powiedział prawdy? Dlaczego zostawił mnie w tej próżni, gdzie wszystko się rozpada, ale nie ma się czego złapać?
Próbowałam z nim rozmawiać. Błagałam o wyjaśnienia. Chciałam zrozumieć. Chciałam, żeby dał mi szansę walczyć, odzyskać uczucia, spróbować inaczej. Ale był spokojny. Zbyt spokojny. I ten spokój zabijał mnie najbardziej.
Powiedział:
Po prostu doszliśmy do końca. Nie szukaj winnych.
Ale jeżeli nie ma winnych, dlaczego czuję się ukarana?
Teraz jestem sama. Wracam do domu a wszystko o nim przypomina. Oto jego kubek, którego nigdy nie mył. Jego poduszka, której nie potrafię wyrzucić. Jego szczoteczka do zębów, której ręka nie podnosi się, by schować. choćby cisza w mieszkaniu brzmi jego głosem.
Pracuję, załatwiam sprawy, uśmiecham się do znajomych. Wszyscy myślą u niej wszystko w porządku. A we mnie pustka. Taka, iż chce się wyć.
Czytam w sieci cudze historie. Ktoś przeżył zdradę, ktoś śmierć ukochanego, ktoś rozwód z dziećmi. Czytam i próbuję sobie wmówić, iż mój ból nie jest najgorszy. Że dam radę. Że czas zrobi swoje, i będzie lżej. Ale na razie lżej nie jest.
Najbardziej boli nie sama strata, ale niezrozumienie. Byliśmy przecież razem. Stanowiliśmy jedność. Jak można było po prostu odejść? Bez wyjaśnień. Bez próby ratowania. Jak można było kochać osiem lat i tak postawić kropkę?
Piszę to nie po to, by wzbudzić litość. Nie. Po prostu nie wiem, jak przeżyć to milczenie. Ten brak zrozumienia. To pytanie bez odpowiedzi: dlaczego?
Jeśli ktoś to czyta i przeżył coś podobnego powiedzcie, jak sobie poradziliście? Jak znów uwierzyliście, iż miłość to nie kaprys, nie chwilowe uczucie, ale coś prawdziwego?
Jeszcze nie wiem, jak żyć dalej. Ale wiem jedno ja nie byłam fałszywa. Moje uczucie było prawdziwe. Kochałam naprawdę. A jeżeli on nie potrafił tego zachować to on stracił więcej niż ja. Bo ja wciąż potrafię kochać. A on po prostu uciekł.
**Dzisiaj zrozumiałem jedno: czasem największym bólem nie jest to, iż ktoś odchodzi, ale iż odchodzi w ciszy, bez słowa wyjaśnienia. A życie uczy, iż choćby największa miłość może być tylko rozdziałem, nie całą książką.**