ZYTA RUDZKA: – Mówiłam znajomym, iż piszę pijacką sielankę, i widziałam niedowierzanie w ich oczach: wojna, apokalipsa, kryzys klimatyczny, a ty piszesz o chlaniu?! Dużo, i słusznie, mówi się teraz o inkluzywności, ale mam wrażenie, iż o ile myślenie staje się progresywne, to wzorce słusznej obyczajowości są coraz bardziej purytańskie. Ja wiem, iż bezpieczniej pisać o traumie, radykalnej nadziei, czułości i trosce czy też snuć sagi rozpaćkanym językiem. Picie kojarzy się wyłącznie z uzależnieniem i krzywdą. Ale ja nie mam przyjemności w pisaniu bezpiecznych rzeczy.
„Mam dobre życie, szczodre jak świński cyc” – mówi Lida, bohaterka książki.
„Tylko durnie żyją do końca” jest powieścią o wolności i hedonizmie. A hedonizm jest dziś podejrzany, stał się już tylko łatwą opozycją altruizmu. Skleja się go pochopnie z egoizmem, próżniactwem, narcyzmem. Moja powieść to portret wiejskiej nauczycielki z byłym powołaniem, która kontempluje ciała kochanków, lubi się sztachnąć życiem. Ale ten swobodny styl życia nie wynika z dosytu materialnego, z lenistwa, z wygody, ale ze świadomej decyzji, która dała jej wolność. Widzę w tym mądrość i odwagę, a wolność bez hedonizmu jest smętna i bez smaku. A ponieważ pisanie jest dla mnie absolutną wolnością, to pojawiła się myśl, by napisać sielankę.
Przy sielance chciała pani odpocząć?
Pisanie powieści, choćby o sielance, to nie jest sielanka. To dosyć napięty i wymagający czas, psychicznie i fizycznie. To również samotność. Ale czułam, iż przez te lata ciężkie, wymagające, kiedy przebywałam w różnych reżimach, również pisarskich, bo wydałam kilka powieści, świat się zdążył popsuć.