Piotr powiedział to wówczas spokojnie, niemal z troską:

twojacena.pl 17 godzin temu

Dlaczego musisz pracować, kochanie? powiedział spokojnie, niemal troskliwie Piotr, patrząc na mnie z lekka podniesioną brew. Ja już zarabiam wystarczająco. Ty zajmij się domem, nami, dziećmi, kiedy przyjdą.

Uwierzyłam mu, bo go kochałam i myślałam, iż tak powinno być. Lata minęły, a zajmij się domem zamieniło się w milcz i nie wtrącaj się.

Obudziłam się o świcie w kawiarni przy dworcu Centralnym w Warszawie. Oczy były spuchnięte, a w piersi czułam dziwną lekkość. Nie wiedziałam, co dalej, ale jedną rzecz miałam pewną nie wrócę.

Pociąg do Gdańska odjechał o siódmym rano. Usiadłam przy oknie i patrzyłam, jak tory znikają w oddali, a stukot kół zmywał przeszłość. Z każdą minutą oddalałam się od kobiety, którą byłam, i zbliżałam do tej, którą mogłabym stać się.

Po przyjeździe nie miałam planu. Błąkałam się po mieście, aż natrafiłam na małą kawiarnię z szyldem: Kawa i Dusza. W witrynie leżała kartka z napisem: Poszukiwany projektant wnętrz.

Zatrzymałam się. To był znak. Weszłam do środka.

Za barem stała kobieta około czterdziestu pięciu lat, z krótkimi włosami i ciepłym uśmiechem.

Czy przez cały czas szukacie kogoś na to stanowisko? zapytałam.

Tak. Masz doświadczenie? odparła.

Mam wykształcenie, ale od dwunastu lat nie pracowałam.

Uśmiech z jej twarzy nie zgasł.

To się nie traci. Narysuj mi, jak zmieniłabyś to miejsce, gdyby było twoje.

Podniosła kartkę i ołówek. Usiadłam przy stoliku. Najpierw ręka drżała, ale kiedy narysowałam pierwszą linię, strach zniknął. Po pół godzinie podałam jej rysunek.

Przejrzała go dokładnie, spojrzała mi prosto w oczy.

Zaczynasz jutro.

Wyszłam z kawiarni i nie wytrzymałam płakałam. Tym razem nie ze smutku, ale z ulgi. Po raz pierwszy od lat poczułam, iż żyję.

Minął tydzień. Telefon zadzwonił. Na wyświetlaczu: Piotr.

Nie chciałam odebrać, ale palce same wcisnęły przycisk.

Gdzie jesteś? zapytał chłodnym tonem. Moja mama pyta, kiedy przyjdziesz przeprosić.

Nie ma za co przepraszać, Piotrze.

Nie ma?! Wystawiłeś mnie na pośmiewisko! Ludzie mówią, iż zostałem sam, bo moja żona była szalona!

Milczałam.

Wróć, dopóki nie jest za późno. Przebaczę ci.

Wziąłam głęboki oddech.

Nie, Piotrze. Teraz ty musisz poprosić o wybaczenie.

Zapanowała cisza. Jego głos stał się twardy jak kamień:

Dobrze. Ale nie dotykaj wspólnych pieniędzy. Zablokowałem już kartę.

Uśmiechnęłam się.

Nie martw się. Samodzielnie już zarabiam.

Nie uwierzył, ale to już nie miało znaczenia.

Trzy miesiące później wynajęłam małe mieszkanie w starej dzielnicy nad morzem. Kupiłam stary laptop i pracowałam nocami. Najpierw pomagałam w kawiarni, potem dostawałam zamówienia ludzie chcieli, żebym zaprojektowała ich mieszkania, biura, sklepy. Klienci doceniali mój styl, polecali mnie innym.

Pewnego dnia zadzwonił nieznany numer.

Pani Maria Kowalska? Dzwoni adwokat Andrzej Zieliński. Czy zna Pan Piotra Nowaka?

Tak, to mój mąż.

Złożył pozew o rozwód i twierdzi, iż wydałaście wspólne oszczędności bez jego zgody.

Zaśmiała się.

Wydałam tylko za bilet. Za swoją wolność.

Po krótkiej przerwie adwokat odezwał się z uśmiechem w głosie:

Podoba mi się, jak myślisz. jeżeli chcesz, pomogę bez honorarium. Po prostu tak.

Tak poznałam Andrzeja. Pomógł mi ze wszystkimi dokumentami, sądem, podziałem majątku. Co ważniejsze, przywrócił wiarę w siebie.

Andrzej był inny. Nie rozkazywał, nie litościł. Po prostu był przy mnie z kawą, z uśmiechem, z szacunkiem.

Jednego wieczoru, wracając z pracy, zobaczyłam go przy wejściu z bukietem białych róż.

Pamiętasz, jak wszystko się zaczęło? zapytał cicho. Z tym bukietem, który wyrzuciłaś. Teraz chcę, żebyś ten zachowała.

Oczy wypełniły się łzami, ale nie ze smutku, a z wdzięczności.

Po sześciu miesiącach otworzyłam własne studio.

Na tablicy nad drzwiami widniało: Maria Design Studio.

Czasem budzę się i nie mogę uwierzyć, iż to prawda.

W niedzielny poranek dostałam wiadomość.

Widziałem cię w czasopiśmie. Nie rozpoznałem cię. Zmieniasz się. Piotr

Patrzyłam w ekran i napisałam:

Nie zmieniłam się, Piotrze. Po prostu znów jestem sobą.

Wyszłam na balkon. Powietrze pachniało kawą i różami. Słońce muskało moje policzki. Wtedy zrozumiałam nigdy więcej nie będę czekała, by ktoś ustąpił mi miejsca przy obcym stole. Bo już mam swoje.

Idź do oryginalnego materiału