Pojął on (jako i ja) tajemnicę dobrego życia – nie dać się zwieść przez drogowskazy, które nie chodzą wskazaną przez siebie drogą. Lepiej już zginąć pozbawionym posady, poczęstowanym cykutą lub dźgniętym nożem. Filozoficzny morał mojej historii jest prosty w swojej romantycznej wymowie – pacyfistyczny „Kaspar” przychodzi znikąd, a wszędzie widzimy go w okopach.