Pink Warm Belly Of A Dying Sun z nagraniem Black Lilies

nowamuzyka.pl 2 godzin temu

Mamy kolejny singiel duetu Pink Warm Belly Of A Dying Sun tworzonego przez Łukasza Polowczyka (Aint About Me) i Marca Jacobsa (Prairie). Zachęcamy do posłuchania utworu i przeczytania krótkiej rozmowy z Jacobsem.

Pod koniec 2023 roku ujrzał światło dzienne pierwszy singiel Pink Warm Belly Of A Dying Sun „Glacier Gospel” opowiadający o świecie, który znaliśmy jeszcze do niedawna, jaki skrupulatnie rozsypuje się na naszych oczach. Opisywał to nagranie szerzej Łukasz Polowczyk na łamach Nowej Muzyki – tutaj.

Dziś przypada pełnia Księżyca, co nie jest przypadkiem jeżeli chodzi o premierę utworu „Black Lilies”, a podczas kolejnego cyklu lunarnego (15 listopada) ukaże się już cała EP-ka Pink Warm Belly Of A Dying Sun w wersji cyfrowej. Tego samego dnia zostanie również otworzona w Berlinie wystawa pt. „OFF SPACE” oczywiście związana z tym przedsięwzięciem. „Black Lilies” powstało z punktu widzenia instalacji brytyjskiego artysty współczesnego Damiena Hirsta „The Physical Impossibility of Death in the Mind of Someone Living” zaprezentowanej w latach 90., kiedy to Hirst umieścił zwłoki całego rekina żarłacza tygrysiego w formalinie.

fot. mat. prasowe

Głęboki wydźwięki „Black Lilies” ma wiele z narracji snu zatopionego w „formalinie” wypełnionej rozmaitymi obrazami, gdzie jedną z takich sekwencji jest enigmatyczna opowieść Polowczyka zamieniona w słowną aranżację czarnych lilii umieszczonych w wazoniku zrobionym z łuski naboju po gazie bojowym. Ten obraz można potraktować jako emanację japońskiej sztuki układania kwiatów – ikebana. W „Black Lilies”, poza dronową elektroniką Jackobsa, słyszmy również skrzypce Tobias Preisiga i wiolonczelę Simona Houghtona.

The interview in English is below

Łukasz Komła: Muszę ciebie zapytać: Jak ty i Łukasz (AINT ABOUT ME) się poznaliście? On mieszka w Berlinie, ty w Brukseli.

Marc Jackobs: Poznaliśmy się dość dawno temu, kiedy on był w projekcie Al Haca, a ja programowałem wydarzenia w klubie zwanym Recyclart w Brukseli. Zaprosiłem ich na koncert, a potem ponownie, i jeszcze raz! Od razu złapaliśmy falę i przez te wszystkie lata utrzymywaliśmy głównie pisemny kontakt.

Jaki był początkowy impuls do tej współpracy?

Nie pamiętam dokładnie, ale ponieważ obaj ceniliśmy sobie nasze dokonania, w pewnym momencie poczuliśmy, iż po prostu nadszedł czas, by spróbować czegoś wspólnie. Potem przyszła pandemia COVID, i zaczęliśmy regularnie wymieniać się pomysłami i muzyką.

„Black Lilies” – to bardzo interesujący utwór i różni się on od reszty kompozycji na albumie. Napędzają go instrumenty smyczkowe, z Tobiasem Preisigiem na skrzypcach i Simonem Houghtonem, który gra drony na wiolonczeli. Wiersz został napisany z perspektywy rzeźby rekina Damiena Hirsta. Co ten utwór dla ciebie znaczy?

W trakcie naszej pracy nad tym utworem wysyłałem Łukaszowi muzykę, a on odpowiadał nagraniami swoich tekstów. Ten materiał był stopniowo przerabiany – przeszedł przez cały proces. Część z niego pozostała dość podobna do początkowych kompozycji, ale „Black Lilies” przeszło przez wiele transformacji. Moje początkowe dźwięki wciąż są tam w tle jako szkielet. Uwielbiam fakt, iż inne instrumenty żyją własnym życiem i tworzą coś nowego, czego nigdy nie zrobiłbym sam. Więc w procesie kompozycji i nagrywania, to podejście, to coś nowego dla mnie, choć wcześniej już pracowałem ze skrzypcami na żywo. Cieszę się, iż do naszej kompozycji dodane zostały inne warstwy. Ten utwór jest też pewnym wprowadzeniem do świata, w który wprowadza nas Łukasz, do opowieści, jakie nam przekazuje. Tutaj tworzy scenę – to jakby otwierająca sekwencja naszego filmu.

Poza tworzeniem muzyki, jesteś od dłuższego czasu również kuratorem, czy tak jest?

Tak, zgadza się. Głównie w muzyce elektronicznej i eksperymentalnej, działając w różnych miejscach i festiwalach w Brukseli. Zaczynałem od organizowania własnych imprez, gdzie łączyłem różne gatunki muzyki elektronicznej ze sztukami wizualnymi, co wtedy nie było zbyt popularne. Stąd stopniowo zacząłem pracować dla różnych miejsc; centrów sztuki, muzeów, kin – zarówno małych, jak i dużych – rozwijając tożsamości muzyczne, promując wschodzących artystów i mniej reprezentowane gatunki w stolicy lub zamawiając nowe dzieła. Ostatecznie stykałem się ze wszystkimi gatunkami i podgatunkami w ramach podejścia multidyscyplinarnego, w tym z orkiestrami symfonicznymi, a ostatnio z niesamowitymi gruzińskimi chórami polifonicznymi.

Czy są jacyś polscy artyści – muzycy, filmowcy, może także artyści wizualni – którzy pojawili się na twoim radarze w ostatnich latach?

Jest ich całkiem sporo. Polska ma bardzo bogatą historię muzyczną, jak i filmową. Pierwsi, którzy przychodzą mi na myśl to: Górecki i Penderecki zachwycili mnie, odkąd odkryłem ich jakiś czas temu. Byli dla mnie portalem do innych form kompozycji klasycznej. Ich wpływ na muzykę jest ogromny. Od kilku lat słucham delikatnej muzyki Jacaszka, a ostatnio odkryłem nagrania gitarzysty Raphaela Rogińskiego i jego wyjątkowe, ponadczasowe podejście do folku, bluesa i finger-pickingu. Ma natychmiast rozpoznawalne brzmienie. Śledzę też wydawnictwa i prace dwóch młodych kompozytorek eksperymentalnych, Martyny Basty i Aleksandry Słyż, które pracują z analogowym i elektronicznym instrumentarium. Tworzą mroczną muzykę, która przemawia bezpośrednio do mojej wyobraźni.
Co do filmu, był taki projekt w Brukseli, który skupiał się na cenzurze, estetyce i polityce, z programem prezentującym piękne i bardzo mocne krótkometrażowe filmy dokumentalne polskich reżyserów poddanych cenzurze. Jeden z nich szczególnie utkwił mi w pamięci: krótki film Grzegorza Królikiewicza z 1972 roku pod tytułem „Nie płacz”. Uchwyca on ostatnią celebrację młodych ludzi, poborowych przed wyruszeniem do jednostki wojskowej. Sposób, w jaki kamera rejestruje ten ostatni moment wolności w tych kilku minutach, jest niesamowity.

Swoją drogą, czy byłeś kiedyś w Polsce?

Byłem, niestety tylko raz, kiedy wspierałem Apparat moim projektem muzycznym Prairie. Graliśmy w klubie Eter we Wrocławiu. To było dość dziwne doświadczenie, ponieważ wyglądało to jak klub z lat 80., a musieliśmy grać na bardzo małej scenie, przed całym sprzętem Apparat, który zajmował dziewięćdziesiąt pięć procent sceny. To było dość zabawne, ale i intensywne! Graliśmy jako trio i nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek grał tak blisko innych dwóch muzyków, prawie się dotykając. Następnego dnia zagraliśmy w Progresji w Warszawie, co było dużym kontrastem w porównaniu do klubu Eter, ponieważ była to jakaś ogromna hala, w której dzień wcześniej występował Ian Gillan z Deep Purple. Pamiętam też piękną wiejską scenerię widzianą w trakcie podróży vanem.

English version

Łukasz Komła: I cannot not ask: How did you and Lukasz (AINT ABOUT ME) meet? He’s based in Berlin, you live in Brussels.

Marc Jackobs: We met quite a while back when he was in Al Haca, and I was programming for a venue called Recyclart in Brussels. I booked the duo for a show and then booked them again and again! We hit it off immediately and stayed in touch, mostly through writing to each other during all these years.

What was the initial spark for this collaboration?

I can’t recall exactly, but as we both liked each other’s work, at some point we felt it was time to try something together. Then COVID happened, and we started exchanging ideas and music on a regular basis.

‘Black Lilies’ – it’s a very interesting piece, and it’s different from the rest of the compositions on the album. It’s string-driven, with violinist Tobias Preisig playing the lead and Simon Houghton laying down the cello drones. The poem was written from the point of view of Damien Hirst’s shark sculpture. Can you tell me what it means to you?

During our workflow, I would send Lukasz music, and he would reply with recordings of his voice and texts. This material got gradually reworked during the whole process. Some of it stayed quite similar to the initial composition, but ‘Black Lilies’ went through multiple transformations. My initial sounds are still there in the background, the skeleton. I love the fact that the other instruments live their own lives and create something new that I would never have done alone. So, in the compositional and recording process, this is quite new to me, even though, in a live setting, I have worked with violins before. I’m happy to have other layers added to our recording. The track is also some kind of introduction into the world Lukasz is leading us to, to the tales he is telling us. Here, he sets the stage—it’s like the opening scene of our film.

Outside of making music, you are also a curator and have been for quite some time now, correct?

I am, yes. Mostly in electronic and experimental music for various venues and festivals in Brussels. I started out by organizing my own parties back in the day, mixing different kinds of electronic music with visual arts, which was not really a thing then. From there, I gradually started working for venues, art centers, museums, cinemas—both big and small—developing musical identities, showcasing emerging artists, and highlighting less-represented genres in the capital or commissioning works. Eventually, I worked with all genres and subgenres within a multidisciplinary approach, including symphonic orchestras and, recently, amazing polyphonic Georgian choirs.

Are there any Polish artists—whether musicians, filmmakers, or even visual artists—that have shown up on your radar in recent years?

Quite a few, actually. Poland has a very rich musical history and a cinematographic one as well. Here are the first that come to mind: Górecki and Penderecki have blown my mind ever since I discovered them a while back. To me, they were gate-openers to other forms of classical composition. Their impact on music is huge. I’ve been listening to the delicate music of Jacaszek for a few years and recently discovered the recordings of guitarist Raphael Roginski and his quite unique and timeless take on folk, blues, and finger-picking. He has an immediately recognizable sound. I’m also following the releases and works of the two young experimental composers Martyna Basta and Alexandra Słyż, who both work with analog and electronic instrumentation. They make brooding music that speaks directly to my imagination.

In film, there was a project in Brussels focused on censorship, aesthetics, and politics, with a program screening beautiful and very strong short documentary films by censored Polish filmmakers. One of them particularly stayed in my mind: the 1972 short by Grzegorz Królikiewicz called Nie płacz. It captures the last celebration of young people, conscripts before heading off to a military unit. The way the camera manages to record this last moment of freedom in those few minutes is quite incredible.

By the way, have you ever been to Poland?

I have, but only once, unfortunately, when I was supporting Apparat with my music project Prairie. We played in Eter Club in Wroclaw. That was quite a strange experience, as it looked like some kind of ‘80s club, and we had to play on a very small stage in front of all of Apparat’s gear, which took up 95% of the space. That was quite funny yet intense! We played as a trio, and I can’t recall ever playing so close to the other two musicians, nearly touching each other. The next day, we played Progresja in Warsaw, and that was quite a contrast with Eter Club, as this was some kind of huge hangar where the day before, Ian Gillan from Deep Purple had played a show. I also remember the beautiful countryside passing by through the window of the van.

Na zdjęciu: Marc Jacobs (Prairie)


Strona Aint About Me: www.aintaboutme.com

Strona FB Prairie: www.facebook.com/prairiehounds

Idź do oryginalnego materiału