Pikmin 4 – recenzja gry. Kto wypuścił Oatchiego?

moviesroom.pl 1 rok temu

Pikmin zawsze był franczyzą, która nie cieszyła się dużą popularnością. Wystarczy spytać o serię kogoś mniej obeznanego z grami Nintendo, a z dużym prawdopodobieństwem nie będzie nic o niej wiedział. Na pewno więcej osób kojarzy włoskiego hydraulika czy – także latającego za swoją księżniczką – Linka. Niemniej jednak myślę, iż choć część graczy coś tam o Pikminie słyszała, a przynajmniej kojarzy te słodkie, kolorowe stworki, które towarzyszą nam przez całą grę.

W rozpoznawalności serii Pikmin nie pomagał długi czas oczekiwania na kontynuację. Poprzednia pełnoprawna odsłona ukazała się jeszcze na Wii U w 2013 roku. Po drodze mogliśmy tylko zagrać w port na Switcha, który ukazał się w 2020 roku, ale zdecydowanie nie na to czekali gracze. W oczekiwaniu na Pikmin 4 gracze musieli uzbroić się w ogromną cierpliwość, bo choć plotki o powstawaniu tej odsłony krążyły od 2012 roku, to oficjalne ogłoszenie nastąpiło dopiero w 2022 roku. No cóż, ważne, iż w końcu ukazała się ta niecodzienna i zdecydowanie warta uwagi produkcja.

Fot. Pikmin 4 / materiały prasowe

Pikmin 4 niestety nie pozostawia dobrego pierwszego wrażenia. Długi samouczek i masa niepotrzebnych dialogów z naszą załogą utrudniają wejście w akcję i dotarcie nam do ciekawszych elementów rozgrywki. Samouczki w końcu ustępują miejsca docelowej rozgrywce , ale rozwleczone dialogi realizowane są przez cały czas, a ilość powtarzających się przerywników filmowych, które na pewno przewiniecie, graniczy z absurdem. Trochę się obawiałem, iż wstęp popsuje całą grę, bo odbije się od niego dużo osób, które serii jeszcze tak dobrze nie znają. Na szczęście przez samouczek udało się przebić dość gwałtownie i mogłem przejść do tego, co Pikminach najlepsze – swobodnej zabawy z małymi, kolorowymi skrzatami.

Świat Pikmina 4 stanowi największy atut gry. Rozległe, zielone tereny przypominają ogromną piaskownicę, w której możesz swobodnie się poruszać i stawiać czoła wyzwaniom według własnych preferencji. Z uwagi na brak restrykcyjnego limitu czasowego na ukończenie gry, mamy możliwość poświęcenia czasu w dociekliwe zanurzenie się we wszystkich detalach otoczenia. Oddalając kamerę, ujawniają się malutkie fragmenty rzeczywistości, które po przybliżeniu stają się olbrzymimi dioramami, odtwarzającymi małe kawałki ogrodu lub salonu. Pomimo obecności obcych mieszkańców, te miejsca emanują autentycznością. Kałuże przekształcają się w rozległe jeziora, zamki z piasku przemieniają się w rzeczywiste warowne budowle, a kuchenne blaty stają się klifami. Do tego dochodzą rozległe jaskinie, których eksploracja jest niesamowicie wciągająca.

Fot. Pikmin 4 / materiały prasowe

Seria Pikmin zawsze słynęła z ciekawych i oryginalnych projektów stworków, a Pikmin 4 nie jest wyjątkiem – tutaj są one jeszcze bardziej wyraziste i szczegółowe niż kiedykolwiek wcześniej. Dostępnych warianty pikminów jest więcej oraz zwiększyła się różnorodność naszych przeciwników, dzięki czemu trzeba jeszcze więcej kombinować, a rozgryźć przygotowane dla nas zagadki środowiskowe. Rzucenie lodowego Pikmina w przeciwnika unoszącego się w powietrzu spowoduje jego zamrożenie, a następnie upadek na ziemię, a niektórych wrogów pokonać możemy tylko przy pomocy silnego fioletowego Pikmina, podczas gdy inni podatni są na truciznę, ogień lub porażenie elektryczne. Pająkowate kreatury będą nas atakować i usiłować ukraść skarb, jednak gdy mamy przy sobie Oatchiego, możemy przypuścić szarżę i rozgromić ich, zanim zdążą cokolwiek ukraść. Każdy wróg to osobna, miniaturowa łamigłówka.

Pojawienie się w Pikmin 4 Oatchiego, czyli niezwykle słodkiego psa, to chyba największa rewolucja jaka spotkała serię od pierwszej części. Poza wspomnianą możliwością ataku wrogów, kosmiczny czworonogi przyjaciel umożliwia nam szybsze poruszanie z ekipą na plecach czy też przepływanie przez rzeki. Z czasem możemy też ulepszyć Oatchiego, dzięki czemu zyskuje na przykład odporności na żywioły. Co do rozgrywki, twórcy ograniczyli wybór stworków na misję do trzech typów jednocześnie, co zmusza nas do opracowywania strategii i precyzyjnego planowania działań na danym etapie. Żółty Pikmin potrafi skakać wyżej i radzi sobie z przeszkodami elektrycznymi, podczas gdy czerwony Pikmin jest bardziej wytrzymały w walce. Niebieski Pikmin doskonale spisuje się w przenoszeniu przedmiotów z dna jeziora, jednak w niektórych przypadkach zamiast niego przydatne mogą okazać się lodowe Pikminy do zamrożenia wody. Odkrycie nowego rodzaju Pikmina podczas podróży zawsze jest niezwykłym i ekscytującym momentem.

Pikmin 4 zapewnia dobrą równowagę pomiędzy swobodną eksploracją a momentami pełnymi napięcia. Gra utrzymuje też odpowiednie uczucie niepewności – jako mały odkrywca poruszający się w ogromnym, niezbadanym świecie, nigdy nie wiesz, jakie dziwaczne istoty czy przeszkody mogą czaić się tuż za rogiem. Walka nie jest za to przesadnie trudna, zwłaszcza mając Oatchi jako kompana, i mimo iż czasami stracimy pewną liczbę Pikminów, pokonanie choćby największego wroga jest względnie osiągalne. Przejście fabuły do napisów końcowych zajmuje trochę mniej niż 20 godzin, ale twórcy przygotowali naprawdę rozbudowany endgame, przez co możemy zostać z grą na drugie tyle czasu. Fani serii na pewno się z tego powodu ucieszą.

Pikmin 4 to produkcja, obok której nie powinni przejść obojętnie gracze szukający oryginalnej i nietypowej rozgrywki. Macie dość otwartych światów, powtarzalnych shooterów? Tu możecie znaleźć coś zupełnie innego. Oczywiście gameplay polegający na sterowaniu kolorowymi stworkami i rozwiązywaniu nimi zagadek środowiskowych nie dla wszystkich musi być ciekawy. Jednak mogę potwierdzić, iż twórcy dostarczyli masę zróżnicowanych wyzwań, przez co gameplay nie nudzi się przez całą historię – może dopiero w endgamie wkrada się trochę powtarzalności. Zdecydowanie gra warta sprawdzenia.

Ilustracja wprowadzająca: materiały prasowe

Idź do oryginalnego materiału