Próbne spotkanie
– No, życie potrafi zaskoczyć myślała sobie Grażyna, siedząc samotnie w kuchni. Ludzie żyją razem latami, a potem nagle się rozchodzą. No cóż, znam takich pełno, sama taka jestem. U mnie na szczęście nie trwało to długo z tym moim tyranem, ale przeszłość mam.
Grażyna niedawno przeszła na emeryturę, teraz mieszka sama. Córka już dawno założyła rodzinę i mieszka w Warszawie. Wyjechała ze wsi po liceum, poszła na studia i wyszła za mąż. Teraz odwiedza ją tylko od święta oboje z mężem pracują, czasu nie ma. Wnuczka chodzi do podstawówki.
Kiedy jeszcze pracowała, koleżanki z pracy namawiały ją:
– Grażynka, no jak tak można? Samej samej? Chłopów wolnych pełno wdowcy, rozwodnicy, których małżeństwo się rozpadło. Ogłoszeń w gazetach, w Internecie mnóstwo. Znajdź sobie kogoś!
– Boję się pierwszego kroku broniła się. Jak to, ja mam do faceta dzwonić? Poza tym, jeżeli ktoś rozwiedziony, to coś z nim nie tak. Od dobrych mężów żony nie uciekają, a ci naprawdę dobrzy są już zajęci. Nie ufam takim.
– Nikt cię nie zmusza od razu do ślubu przekonywała ją najbardziej Krystyna, która sama poznała męża przez ogłoszenie i teraz żyje szczęśliwie. Pogadasz, nie spodoba ci się odpuścisz. Co w tym złego?
**Znajomość z ogłoszenia**
W końcu Grażyna się przełamała. Pierwszy raz było dziwnie dzwonić do obcego mężczyzny? Ale potem uznała:
– No przecież to tylko telefon. Nie podoba się odłożę słuchawkę i tyle.
Zadzwoniła do kilku panów. Różni byli, ale już po pierwszej rozmowie wiedziała, z kim nie warto kontynuować. Zaczęła choćby inaczej patrzeć na rozwodników:
– W końcu w kłótni nigdy nie ma jednego winnego. Kobiety też potrafią być trudne. Cudza rodzina ciemna sprawa.
Tak więc od czasu do czasu poznawała kogoś nowego, ale nikt jej nie poruszył. Unikała rozwodników, ale los i tak postawił na jej drodze właśnie takiego. Po pierwszej rozmowie spodobał jej się Tadeusz. Gadali długo przez telefon.
Mieszkał w sąsiedniej wsi, miał własny dom i gospodarstwo. To on zaproponował pierwsze spotkanie:
– Przyjedź do mnie, Grażynka. Gadamy już tyle, iż pewnie gdybym ci nie pasował, dawno byś odpuściła. Spotkam cię na przystanku, dobrze?
– Dobrze zgodziła się.
Podobał jej się jego sposób bycia nie narzekał na byłą żonę. Mówił, iż rozstali się po latach małżeństwa, gdy dzieci już dorosły.
Nie dopytywała o szczegóły sama nie lubiła wracać do przeszłości. Jednak zaniepokoiło ją, gdy spytała:
– A z dziećmi się widujesz? Odwiedzają cię?
– Nie. Są po stronie matki, choćby nie dzwonią odparł.
– Co by nie było między rodzicami, dzieci powinny mieć kontakt z ojcem myślała Grażyna. jeżeli nie dzwonią, to coś jest nie tak.
**Wizyta i poczęstunek**
Trochę się denerwowała w autobusie, ale z każdym kilometrem było lepiej. Na umówionym przystanku stał wysoki, przystojny mężczyzna.
– Grażyna?
– Tak, to ja uśmiechnęła się, a on od razu to zauważył.
– No to ja Tadeusz. Chodź, mój rumak czeka wskazał na czarny terenowy samochód. Pojedziemy, zobaczysz, jak żyję.
Spodobało jej się, iż przyszedł z kwiatami i iż nie kazał jej czekać.
Dom był duży, zadbany. Widać było, iż ktoś tu dba o porządek. Tadeusz oprowadzał ją, opowiadał, a ona podziwiała ale zaczęła się zastanawiać:
– Żona zostawiła to wszystko jemu? Dlaczego? Przecież to jej też było drogie
– Siadaj, napijemy się herbaty zaproponował.
– Pomóc ci? spytała z grzeczności.
– Nie, dam radę.
Wyjął z szafki filiżanki, herbatę już miał przygotowaną. Elegancko podał ciasto.
– Może wina? zapytał.
– Nie, dziękuję. Nie piję.
– Ja też tylko od święta.
Rozmawiali, a Grażyna chwaliła dom:
– Piękny masz dom, Tadeusz. Widać, iż o niego dbasz.
**Próba gospodarności**
– A jakże, dom nie lubi zaniedbania mówił z dumą.
Po herbacie nagle oznajmił:
– No to teraz, Grażynko, sprawdzian.
– Co?
– Sprzątnij stół, umyj naczynia, potem podłogę. Później pójdziemy do obory pokażesz, jak doi się krowę.
Grażyna spojrzała na niego jak na kosmitę. choćby gdyby nie powiedział tego tak bezceremonialnie, sama by posprzątała. Ale to było chamskie.
Umyła filiżanki, wytrzęsła okruchy.
– Podłogi ci nie umyję powiedziała stanowczo. Dlaczego stoisz i mnie kontrolujesz? Mogłeś grzecznie poprosić. Nie podoba mi się to.
Chciał z tego zrobić żart, ale nalegał, żeby doiła krowę. W końcu się otworzył:
– jeżeli już tak szczerze, to mówię ci od razu: kobieta, która do mnie przyjdzie, musi mieć wiano. Żeby było sprawiedliwie. Przywieziesz swoje krowy, kury, owce. Nie sprzedawaj krewnym ja po nie przyjadę.
Grażyna wybuchnęła śmiechem:
– Aleś ty cwaniak! Jeszcze choćby nie wiesz, co myślę, a już planujesz! Myślisz, iż jak pochwaliłam twój dom, to marzę, żeby się do ciebie wprowadzić? Źle trafiłeś. Nie potrzebuję ani ciebie, ani twojej krowy, ani twojego domu. Szukasz kogoś, kto będzie na ciebie pracował? Ze mną to nie przejdzie.
Wzięła torbę i wyszła.
Po drodze spotkała miejscową kobietę. Ta, usłyszawszy, kim jest, pokiwała głową:
– Do tego Tadka różne baby jeżdżą, sprzątają, gotują, a on i tak niezadowolony. Żonę zmęczył swoimi wymaganiami. Gdzie się nie rusz, słychać, iż po rozwodzie choćby doniczek jej nie oddał. Sama z walizką do dzieci pojechała. Uciekaj od niego, póki możesz.
Teraz Grażyna była pewna: od dobrych mężów żony nie odchodzą.