Piękna Katastrofa to kolejne z dzieł powstałych na bazie trendu ekranizacji książek dla nastolatek o podtekście erotycznym. Choć każdy wie, iż już seria o Grey’u sprawiła iż ten podgatunek pożarł kilkukrotnie swój własny ogon, to ów trend przez cały czas ma swoje miejsce w kinie. Wszak chociażby seria książek After ma w tym roku zadebiutować z już 5 częścią! Polska również dołożyła swoją cegiełkę do dumnej kolekcji thrillerów erotycznych w postaci trylogii 365 dni, Pokusy czy Heaven in Hell. Jak jednak na tle tego całego bałaganu plasuje się najnowsza produkcja z Dylanem Sprousem i Virginią Gardner w rolach głównych? Cóż, całość to…
Piękna Katastrofa opowiada historię Abby Abernathy, która aby uciec od swojej trudnej przeszłości wybiera się do college’u. Bohaterka jest córką hazardzisty, wychowaną w Las Vegas złotym dzieckiem pokera znaną powszechnie jako Fartowna 13. Wiadomo jednak, iż tak niepokorna dusza z tak nieszablonowym backgroundem nie może zbyt długo żyć spokojnie. Prędko poznaje ona Travisa „Mad Doga” Maddoxa, który poza studiowaniem umila sobie studenckie życie udziałem w nielegalnych walkach. Co może wyjść z romansu niepokorne dzikusa i z pozoru grzecznej dziewczyny? To stara się nam opowiedzieć film w ramach swojego półtoragodzinnego metrażu i cóż. Określając to dość eufemistycznie jest cholernie dziwnie.
Sama Abby jest absolutnie niewiarygodna w swojej roli ułożonej uczennicy college’u. Od początku widzimy, iż coś z nią ewidentnie nie tak. Przede wszystkim strasznie toksyczna z niej zołza. Jakby z uporem maniaka reżyser i scenarzysta starali się przedstawić nam z pomocą Abby wszystko co w młodych ludziach czy przede wszystkim kobietach najgorsze. Na podstawie tego dysonansu wychowany przez wilki dziki fighter Travis wypada jak całkiem miły, choć trochę odklejony, chłopak z sąsiedztwa i to właśnie dzięki chemii z Mad Dogiem główna bohaterka zyskuje na sympatii widza. W gruncie rzeczy nie ma co tu kryć, jeżeli ktoś właśnie tak postrzega relacje romantyczne powinien jak najszybciej zrobić sobie detoks od tego typu tworów. Piękna Katastrofa bowiem zupełnie nie działa jako historia romansu. Dużo lepiej sprawuje się jako alternatywa dla programu Z kamerą wśród zwierząt, doprawionego syto kokainą i sporą dawką socjopatii. Film tak pokracznie zły, iż aż dobry.
Film krocząc od sceny do sceny zalewa nas kolejną dawką absurdu. Nie jest to jednak dozowane widzowi delikatnie niczym lekarstwo dziecku, a dużo bardziej przypomina siarczysty chlust z wiadra w Lany Poniedziałek. Wystarczy przytoczyć choćby scenę w której nasi bohaterowie się poznają. Ma to miejsce podczas walki w Podziemnym Kręgu Studenckim, o którym się nie mówi. Także gdyby to była moja ostatnia recenzja, wiecie co się stało. Tak więc w trakcie pojedynku w dość garażowym wydaniu nasz Travis najpierw wpada „przypadkiem” na Abby. Wszystko po to jednak aby przyozdobić na koniec całą kreację bohaterki czerwoną cieczą. Widocznie wspaniałomyślnie stwierdził, iż do twarzy jej w tym kolorze. A dalej robi się jeszcze dziwniej.
Piękna Katastrofa wzięła sobie na barki karkołomne zadanie bycia zarówno kompetentnym dziełem w swoim gatunku (co już i tak wydaje się totalnym Mission: Impossible), a do tego jeszcze podejmuje próbę bycia samoświadomą parodią. Nie brakuje zatem scen, którym bliżej jest do American Pie czy serii Adrenalina z Jasonem Stathamem. Porównanie to zrozumie każdy kto zobaczy scenę seksu w hotelowym apartamencie w trzecim akcie filmu. Głupotom nie ma końca. Na dokładkę warto zostawić fakt iż w scenie kulminacyjnego pocałunku, bohaterka wymiotuje swojemu amantowi w twarz od nadmiaru przytłoczonych trunków alkoholowych. Absolutnie poruszający młode, niewieście serca romans. Nie muszę chyba dodawać, iż całe backstory zarówno związane z walkami jak i grami hazardowymi służy głównie temu aby film „uniegrzecznić”. Wszystkim fanom Creeda czy Hazardzistów mówię stanowcze nie, nie znajdziecie w Pięknej Katastrofie tego za co pokochaliście te filmy.
Narzekanie jednak pozostanie narzekaniem i bez krztyny wątpliwości powiedzieć mogę iż Piękna Katastrofa to film absolutnie zły, ale zły w sposób nieszablonowy i po prostu piękny. Z czystym sumieniem nie mogę powiedzieć żebym bawił się w kinie źle. Seans sprawił mi nie małą przyjemność, choć okupioną sporym wstydem, którego myśl przewodnia brzmiała „co ja robię ze swoim życiem”. Na swój sposób był to seans iście odtruwający i choć szczerze nikomu tego nie polecę to hej! Na tym filmie można się naprawdę świetnie bawić. To wszystko choćby mimo tego iż film nabijając się z gatunkowych klisz, świadomie bądź nie, sam w nie ostatecznie wpada. Niemniej robi to wszystko tak nieudolnie, iż trudno nie czerpać z tego pewnego rodzaju perwersyjnej przyjemności. Tytuł się nie mylił…zaiste piękna to była katastrofa.
Wszystkie zdjęcia wykorzystane w recenzji pochodzą z materiałów prasowych filmu Piękna Katastrofa