Po niezbyt udanej i bardzo hermetycznej części pierwszej, na sequela Pięciu koszmarnych nocy poszedłem z nastawieniem na próbę przetrwania stu koszmarnych minut w kinie. O dziwo, jest jednak odrobinę lepiej, bo Emma Tammi nieco rozhermetyzowała scenariusz. Jest trochę bardziej przystępny dla osób niezaznajomionych z grą wideo i książkami, ale doskwiera mu wiele innych problemów, w tym ten niewybaczalny – brak zakończenia.
Aż do finałowej sceny nic nie wskazuje na to, iż na rozwikłanie konfliktowej sytuacji trzeba będzie poczekać do kolejnej części, a jednak aż trzy wątki zostają nagle urwane i pozostawione bez konkluzji. Niespodziewanie zaangażowanie w fabułę – które nie-fanowi serii wcale nie przychodzi łatwo – zostaje roztrwonione przez rozczarowanie po odkryciu, iż mamy do czynienia ze środkową częścią trylogii.
Kadr z filmu „Pięć koszmarnych nocy 2” / United International Pictures Sp. z o.o.Dziur jest w tej historii więcej niż w koszuli Tony’ego Montany po ostatniej scenie Człowieka z blizną. Nie wiadomo, w jaki sposób animatroniczna Marionetka wnika w ciała ludzi, przejmując nad nimi kontrolę. Takiej technologii choćby spece od japońskiego cyberpunka z fantazją dorównującą Masamune Shirow (Ghost in the Shell) nie byliby w stanie wymyślić. Niejasne są motywacje żądnego mordu czarnego charakteru, który zapowiada jedynie, iż zamierza kontynuować dzieło ojca, Williama Aftona (Matthew Lillard). Czym to dzieło adekwatnie jest, ani ta, ani poprzednia część nie wyjaśnia.
W jaki sposób duchy dzieci, uwięzione w maszynach, materializują się i komunikują z żywymi? Jakim cudem tak rozwinięta technologia zdalnego sterowania maszynami istnieje w 2001 roku? Po co angażować do filmu Skeeta Ulricha w roli, która nie ma żadnego znaczenia dla rozwoju wydarzeń? Dlaczego Mike (Josh Hutcherson) nie wierzy w ostrzeżenia Vanessy (Elizabeth Lail) po tym, przez co przeszli? kilka się tutaj trzyma kupy, choćby przy wzmożonych wysiłkach, by zawiesić niewiarę.
Kadr z filmu „Pięć koszmarnych nocy 2” / United International Pictures Sp. z o.o.Dla fanów – sądząc po opiniach krążących w internecie – nie jest to aż tak dotkliwym problemem, bo znają szerszy kontekst i uzupełniają luki wcześniej zdobytą wiedzą. Pięć koszmarnych nocy 2 nie jest jednak wyświetlane na zamkniętych wydarzeniach, na które wstęp mają wyłącznie osoby legitymujące się przynależnością do klubu wtajemniczonych. Udana ekranizacja powinna wzbudzać zaciekawienie dziełem, na którym bazuje, a nie poczucie alienacji. Na tym polu Tammi poniosła porażkę. Nieco mniejszą niż poprzednim razem, ale wciąż w wielu momentach wygląda to tak, jakby oglądać Avengers bez informacji, dlaczego jeden z bohaterów jest nordyckim bogiem, do czego służy Tesseract i czym zajmuje się T.A.R.C.Z.A.
Ratunkiem mogłoby się okazać podkręcenie absurdu do maksimum, zwłaszcza w scenach zabójstw. Tylko to zatrzymuje przed ekranami przy ostatnio licznych horrorowych wersjach klasyków pokroju Kubusia Puchatka, Parowca Williego czy Popeye’a. Dzięki temu też świetną rozrywką okazała się makabryczna wersja The Banana Splits, programu dla dzieci z końca lat 60., w reżyserii Danishki Esterhazy. Pięć koszmarnych nocy 2 to jednak film z kategorii PG-13, więc na na naszych oczach nie zostaje przelana ani kropla krwi, a do każdego z morderstw dochodzi poza zasięgiem obiektywów.
Kadr z filmu „Pięć koszmarnych nocy 2” / United International Pictures Sp. z o.o.W sprawnych rękach takie ograniczenie mogłoby zostać przekute na atut i skupienie na wywołującej dreszcze atmosferze. Jak w Łowcach potworów, Bramie albo Gęsiej skórce i innych filmach grozy dla młodszej publiczności. Reżyserka nie potrafi jednak wykrzesać z niespójnego scenariusza tej specyficznej aury. choćby Chubby Cheese – jeden z odcinków Laboratorium Dextera, który wydaje się oczywistą inspiracją dla Pięciu koszmarnych nocy – wywołuje silniejsze dreszcze. Ostatecznie Tammi posługuje się więc jedynym zabiegiem, jaki jej pozostał – jump scare’ami. Większość jest dość dobrze dopasowana, odzwierciedlają i potęgują reakcje postaci, a nie tylko zmuszają publiczność do podskakiwania w siedzeniach, ale tak duże ich nagromadzenie sygnalizuje desperację.
Kiedy w finale zmarnowany zostaje dodatkowo potencjał walki pomiędzy animatronicznymi kreaturami, pozostaje już tylko machnięcie ręką. Dobrze, iż przynajmniej wykorzystano praktyczne efekty specjalne i od strony wizualnej jest na czym zawiesić oko, ale ta seria mogła być czymś znacznie więcej. Miała zadatki albo na „horror wejścia”, czyli wprowadzenie do gatunku dla młodzieży, albo na szaloną, krwawą masakrę. Zamiast tego powstał kolejny pozbawiony tożsamości film, który próbuje zadowolić fandom upychaniem jak największej liczby wątków w zbyt krótkim metrażu, by miały szansę należycie się rozwinąć. Wywołująca podobne doznania pizza z Freddy Fazbear’s Pizza musiałaby okazać się kilkutygodniową mrożonką o smaku lodówki. Amatorów głęboko mrożonego fast foodu nie brakuje jednak, więc na pewno na kolejne części również znajdzie się popyt.
Korekta: Michalina Nowak















