Pic na wodę – recenzja spektaklu

popkulturowcy.pl 2 godzin temu

Pic na wodę to komedia w reżyserii Jakuba Przebindowskiego. Jej autorem jest Jordi Gálceran. Sztuka miała swoją premierę 17 września na scenie RELAX w Warszawie.

Główny bohater spektaklu Pic na wodę – Igor Galicki (Szyman Bobrowski) w jednej chwili traci niemal wszystko: władzę, pozycję i rodzinę. Przyznam, iż to dość dramatyczny początek, jak na komedię. Wszystko ma jednak zmienić pojawienie się tajemniczej kobiety. To ona wprowadzi Igora w świat pełen komicznych sytuacji i napięć. Tylko jak do tego wszystkiego ma się tytuł?

Przyznam, iż – biorąc pod uwagę rodzaj przedstawienia – wybór sceny otwierającej był co najmniej intrygujący. Z początku fabuła choćby wciąga. Po opisie nie bardzo wiedziałam, czego tak naprawdę mam się spodziewać, więc ciekawość trzymała moją uwagę w ryzach.

Problem w tym, iż przy pierwszym zwrocie akcji, który ujawniał całą wielką intrygę moje zainteresowanie spadło niemal do zera. Po raz kolejny sprawdziło się stare porzekadło, które głosi, iż jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Naprawdę liczyłam na cos bardziej oryginalnego. Po tytule Pic na wodę spodziewałam się innego rodzaju oszustwa. Niestety mniej więcej od połowy przedstawienia spoglądałam ukradkiem na zegarek, wyczekując już końca.

Fot. materiały promocyjne

Pomagał fakt, iż przyszłam na komedię. Dialogi były naprawdę zabawne. Najbardziej bawiły chyba jednak momenty, w których bohaterowie zachowywali się kompletnie nieadekwatne do sytuacji. Oglądający wiedzieli, skąd wynikało absurdalne zachowanie aktorów, ale postać na scenie już nie – i to było najlepsze. Niestety elementy humorystyczne nie rekompensowały kiepskiej całości.

Sama gra aktorska była świetna. Nie mam się do czego przyczepić. Wręcz przeciwnie. W pamięć szczególnie zapadł mi moment, w którym postać grana przez Martę Ścisłowicz łamiącym się głosem zaczęła opowiadać o swoich problemach. To była niesamowita praca głosem, tym bardziej imponująca, iż na scenie, na żywo, bez szansy na cięcie i powtórkę, jak w telewizji. Emocje brzmiały autentycznie, szczerze, nie sprawiały wrażenie wymuszonych czy udawanych.

W teatrze nie ma dubli. Obserwowanie jak aktorka ze zgrozą wodzi wzrokiem za kopnięta walizką, upewniając się, iż ta nie spadnie ze sceny, bo najwidoczniej odbiła się od ściany kompletnie nie tak, jak trzeba, to niepowtarzalne doświadczenie. Można go doświadczyć tylko w sztuce na żywo. Czasami aktorzy są zmuszeni improwizować, czasami walczą z problemami technicznymi, ale przy komedii bywa tak, iż trudno jednoznacznie ocenić, czy coś, co wydaje się błędem, nie było jednak zgodne z planem. Trochę szkoda, iż Pic na wodę okazał się tym rodzajem sztuki, w którym ewentualne pomyłki obsady podnoszą jakość przedstawienia.

Kostiumy, za które odpowiadała Anna Poniewierska, były naprawdę dobrze dobrane. Współgrały z odgrywaną przez aktora rolą, podkreślając charakter i status postaci. Świetnie odzwierciedlały społeczne wyobrażenie o tym, jak prezentują się ludzie pełniący konkretną profesję. Nie zastosowano tu kontrastu i nie walczono ze stereotypami, bo nie było po co. Nie o tym była sztuka.

Muzyka z kolei okazała się średnia. Wiadomo, iż podczas takiego spektaklu widz nie oczekuje niczego wybitnego. Czasy kiedy w teatrze grała prawdziwa orkiestra może nie całkiem i nie do końca jeszcze minęły, ale na pewno nie spotykamy się już z tym na tego typu przedstawieniach. Muzyka nie była tu też zresztą najważniejsza. Można ją jednak dobrać lepiej lub gorzej i tu niestety zrobiono to gorzej. Część w ogóle mi się nie podobała, a reszta była w najlepszym wypadku znośna.

Podsumowując, sztuka jest raczej nudna. Pic na wodę zaczyna się cokolwiek niepokojącą sceną, ale nie jest wstanie utrzymać uwagi widza. No bo jak, skoro wiemy, iż to komedia? Pomimo humoru i absurdalnych żartów sytuacyjnych to z powodu dość przewidywanego zwrotu akcji historia zwyczajnie nudzi. Niestety, ale choćby najlepsza gra aktorska nie uratuje kiepskiego scenariusza.


Fot. główna: materiały promocyjne

Idź do oryginalnego materiału