Party – recenzja książki. Kameralna posiadówka

popkulturowcy.pl 1 tydzień temu

Jak widzę zdanie „najnowsza powieść królowej horrorów”, to oczekuję większej zabawy z książką. Party Natashy Preston jest jednak, jakie jest – albo ja jestem mało imprezowa.

Tytułowe Party to sekretna impreza grupki bogatych dzieciaków z jednego roku szkoły z internatem. Zanim wrócą na ferie do domów, planują huczny weekend w remontowanym zamku należącym do rodziny uczniów. Chcą się dobrze bawić, ale zależy im też na zacieśnieniu więzi wewnątrz kilkuosobowej grupy przyjaciół, która oddaliła się od siebie po zeszłorocznym wypadku samochodowym. Ostatecznie weekend w posiadłości spędza tylko ta mała grupa – bo zanim przybędą pozostali, powodzie oddzielają resztę od świata.

Fot. Okładka książki

Niezmiennie wąskie grono bohaterów, zamknięta przestrzeń i niejasna przeszłość to dobry punkt wyjściowy. Czytając opis książki, miałam przed oczami chociażby film A24 Bodies Bodies Bodies. Chociaż taki start nie jest niczym szalenie oryginalnym, to wciąż może z tego być dobra opowieść. I powiem tak – Party jest fajną i przyjemną historią, ale na żadne wiwaty nie zasługuje.

Przede wszystkim, brakuje tutaj ciekawych bohaterów. Główną bohaterką jest Bessie, uczestniczka wypadku – nic z niego nie pamięta, ale żałuje jego wpływu na grupę. Dalej jest jej najlepsza przyjaciółka, która dobrze zna plany zamku. Imprezę organizują bliźnięta – lekko apodyktyczna siostra i brat, były chłopak Bessie. W tle przewija się jeszcze kilka postaci, o których nie da się powiedzieć zupełnie nic.

Wszyscy bohaterowie są niestety nijacy. Część ewidentnie jest wprowadzona do odstrzału, kiedy zaczynają się śmierci w zamku. Ci bardziej znaczący jednak też zbytnio nie interesują, co więcej – na morderstwa przyjaciół reagują dziwnie choćby jak na traumatyczne reakcje i często przypominają sobie nawzajem, jacy to nie są bogaci. Kiedy więc pojawiały się kolejne ciała, kilka mnie to obeszło – obiecane napięcie raczej rozeszło się po kościach.

Ku mojemu zaskoczeniu jednak, ta nijakość dobrze przełożyła się na odwieczne pytanie: kto zabił? Moje typy zmieniały się często, bo bazując na strzępach informacji trudno było zdecydować się na jedno z nich. Imprezowicze byli na tyle płytcy, iż nie dało się żadnego wyeliminować z roli mordercy i ostatecznie to rozbudziło moje zainteresowanie. Niemniej jednak autorka padła ofiarą własnego prowadzenia bohaterów – skoro wszyscy są pozbawieni charakteru, motywacji i pobudek, taki jest też morderca. Kiedy więc zbliżamy się do rozwiązania, wyjaśnienie pojawia się w formie karykaturalnego wywodu czarnego charakteru na temat swoich planów. Nie jest to całkowicie położone – mamy tutaj interesujące twisty – ale szału nie ma.

Szczerze mówiąc, nietrudno znaleźć thrillery lepsze od Party. Pomysł jest sprawdzonym i działającym schematem, ale bohaterowie rzucają się cieniem na całą historię, zamiast być jej fundamentem. Książka jako tako utrzymuje uwagę, ale napięcia i emocji jest w niej niewiele. Party kończy jako pozycja mierna – czytelnik nie męczy się nad jej stronami, a może choćby sięgnie po inne propozycje autorki, z pewnością nie jest to jednak klejnot w koronie królowej thrillerów.

Powyższy tekst powstał w ramach współpracy z wydawnictwem Feeria. Dziękujemy!

Fot. główna: Kolaż z użyciem oficjalnej okładki/Wydawnictwo Feeria.

Idź do oryginalnego materiału