Palaye Royale – Death or Glory – recenzja albumu

popkulturowcy.pl 2 tygodni temu

Palaye Royale to zespół z ciekawą przeszłością i wątpliwą reputacją. Formację tworzą trzej bracia: Sebastian Danzig, Remington Leith i Emerson Barrett. Rodzeństwo zaczęło przygodę z muzyką w 2008 roku, kiedy ledwo wkroczyło w wiek nastoletni. Od tego czasu powoli pną się w górę.

Najnowszy album Palaye Royale, Death or Glory, to tylko jedna z wielu pozycji na liście tegorocznych planów zespołu. Kanadyjsko-amerykańska grupa właśnie rozpoczyna trasę koncertową, która obejmuje duży występ na Wembley w Londynie. Polscy fani zespołu na pewno nie poczują się zawiedzeni, bowiem Palaye Royale jeszcze w tym roku zagrają u nas i to aż 3 razy. Czy 5. krążek chłopaków zdoła zachęcić nowych fanów do zakupu biletów na trasę? Moim zdaniem jest to możliwe.

Zobacz również: Nick Cave – Wild God – recenzja płyty

Death or Glory z pewnością jest szczególną płytą dla członków zespołu, którzy nowe wydawnictwo dedykują swojej mamie. Jak napisali na

:

Death or Glory dedykujemy naszej ukochanej Matce, Stephanie Rachel Cowper, która sprowadziła Palaye Royale na świat, aby nieść światło wszystkim Soldiers of the Royal Council (nazwa fandomu przyp. red.). Palaye Royale z największym zaangażowaniem kontynuuje swoje dziedzictwo. Mamo, bardzo Cię kochamy i obiecujemy, iż nigdy Cię nie zawiedziemy. Tęsknimy za Tobą i bardzo Cię kochamy.

Po zapoznaniu się z tym szczerym wyznaniem od razu przeszłam do słuchania Death or Glory. Album otwiera utwór o tym samym tytule. Można więc uznać go za zapowiedź całego wydawnictwa. Piosenka to mieszanka charakterystycznego wokalu Remingtona i agresywnej ścieżki instrumentalnej. Jak się jednak po chwili okazało, nie jest to stała dla tej płyty. Już drugi kawałek, Hot Mess, jest bardziej skoczny i łagodniejszy. Przypomina mi on punkowe utwory sprzed kilkunastu lat. Podobny nastrój wprowadza z resztą 3. pozycja, Just My Type, której perkusja z początku przywodzi mi na myśl piosenkę Dance, Dance zespołu Fall Out Boy.

Palaye Royale // materiały prasowe

Ache In My Heart ma z kolei potencjał na kawałek radiowy. Nieco delikatniejszy głos i popowe tło piosenki sprawiają, iż utwór jest bardziej przystępny dla przeciętnego słuchacza. For You również jest jedną z łagodniejszych pozycji. Nie różni się także tematyką, która jest wałkowana niemalże od początku płyty. Na szczęście przychodzi Dark Side of the Silver Spoon, który otwierają kościelne wręcz partie instrumentów smyczkowych i organów. Tym razem tekst nie mówi jedynie o relacji z kobietą, ale wyraża niechęć wobec osób, które żyją w dobrobycie, na który nie musieli sami zapracować.

Najpopularniejszy z singli, Showbiz, daje słuchaczowi wgląd w karierę zespołu. Jest to szczere wyznanie o zabijaniu młodzieńczych marzeń i wykorzystywaniu nieświadomych jeszcze muzyków. Tekst nawiązuje do samego początku Palaye Royale, kiedy to zaczynali jako Kropp Circle. Kolejny utwór to Mister Devil, który od samego początku jest agresywny. Zdecydowanie wyróżnia się spośród dotychczasowych piosenek. Jednak to Addicted to the Wicked & Twisted najbardziej zwróciło moją uwagę. Chwytliwy refren dopełniają gardłowe wykrzyknienia wokalisty.

Self-Loathing Conversation raz jeszcze zmienia nastrój płyty. Utwór rozpoczyna się od delikatnej gitary, która dopiero w refrenie podkręcana jest lekko mocniejszą chrypą Remingtona. Zarówno Been Too Long, jak i Pretty Stranger to już po prostu poprawnie zrobione utwory.

Death or Glory to dobry album. Zawiera kilka piosenek, które faktycznie mają charakter. Raczej ciężko doszukiwać się tutaj niewypałów, bo choć większość kawałków nie ma w sobie jakiejś magicznej iskierki, to jednak żadnej piosence nie mogę zarzucić niczego złego. Całość stanowi niejaką parabolę, co na pewno pomaga w utrzymaniu uwagi słuchacza. Nie wszystkim jednak spodoba się brak pewnego punktu zaczepienia, który trzymałby ten album w konkretnej kategorii.

Nigdy nie byłam fanką tego zespołu, a jego nazwa obijała mi się o uszy jedynie w czasach podstawówki, kiedy miałam swoją małą emo fazę. Właśnie do tych czasów przenosi mnie Death or Glory i niewątpliwie jest to czynnik, który zadecydował o pozytywnej ocenie. choćby jeżeli ktoś nie jest jednak fanem punku z lat 2000., to i tak może znaleźć w tym albumie coś dla siebie.

Idź do oryginalnego materiału