Wracałam wieczorem z pracy. Ściemniało się już, a moim oczom ukazała się duża grupa dzieci wczesnoszkolnych. Stali w okolicach i we wnętrzu sklepu z pamiątkami. Każdy z nich wybrał laserek wysyłający czerwone światełko. Owy gadżet na drugim końcu dodatkowo miał umieszczone szkło powiększające. Młodzi ludzie, jak jeden zapragnęli takiej właśnie pamiątki z miasta, którego być może już nigdy więcej nie odwiedzą. Część szczęśliwców już bawiła się światełkiem, odbijając jego promień na zabytkowych budynkach, inni jeszcze kupowali to cudo i gorączkowo dyskutowali ze sobą w oczekiwaniu na możliwośc zapłaty. Ktoś zgubił portfel, komuś bateria nie chciała zadziałać a jeszcze inny nie miał do powiedzenia zupełnie nic.
Żadna to nowość. Przypomniałam sobie wyjazdy szkolne do Torunia , Częstochowy czy Karpacza. Zwykle cała nasza grupa rzucała się na jeden produkt. Jak to się działo… no pęd owczy jak mniemam. Dlaczego akurat ten konkretny produkt robi furrorę? Kto to kreuje?
Przeszłam kawałek dalej, bo mnie naszła chęć na Empik. Sklep jest położony w centrum dużego miasta. Obeszłam w nim dział muzyczny, żeby sobie odświeżyć wiadomości odnośnie cen płyt, przeszłam dział dekoracyjno-piśmienniczy i dotarłam do książek. Miałam w zamiarze zerknąć na półkę z poezją. Cztery razy przeszłam cały przybytek, poezji nie znalazłam. Zainteresowała mnie ta sytuacja. Widać bardzo mocno jest ukryte przed potencjalnym kupcem coś, co stanowi poezję. A, iż znudziły mi się samotne poszukiwania, podeszłam do kas z zapytaniem o owe produkty . Pani kasjerka okazała zdziwienie, poczułam się tak, jakbym ją zapytała o coś o czym kiedyś słyszała, ale nigdy nie spotkała.
– prawdopodobnie jest w dziale sztuka… o tu ma pani psychologię, tu historię malarstwa…
Zrobiłam na nią wielkie oczy, bo ten temat ewidentnie wymknął się jej z kompetencji.
– Ale ja szukam poezji współczesnej.
– Zaraz zapytam kolegi…
Uciekła mi, ale po chwili wróciła. Jak jej owy współpracownik poradził, zaczęła szukać na końcu literatury polskiej… nie znalazła. Poszła jeszcze raz do owego znawcy rozkładu książek i tym razem go przyprowadziła ze sobą. Nareszcie odnaleziono to, czego poszukiwałam. Poezję oznaczono małymi literkami. Była na drugiej i trzeciej półce od dołu, a może jeszcze czwartej. W każdym razie bardzo nisko. Na taki wielki sklep przypadły trzy półki czy jakoś tak. A co na nich było? Oto moim oczom ukazał się peleton znanych, umarłych i nie szukanych przeze mnie autorów. Ze współczesnych było niewiele. Jakiś zdobywca nagrody, jakaś zamknięta szczelnie w folię książeczka, albo jeszcze ktoś o kim nigdy nie słyszałam. Był też Bukowski i obowiązkowo Szymborska… no ogólnie wybór, jak nie wybór. Znalazłam dla siebie jeden tytuł i wyszłam.
Wracając, rozmyślałam o tym pędzie na horrory, kryminały, biografie i fantastykę. Nie mogąc pojąć, dlaczego ludzie tak bardzo szukają sensacji na zewnątrz, a tak mało w środku. Zupełnie jak dzieci, które są sterowane na posiadanie błyskotek, a nie na odnalezienie skarbów wewnątrz siebie: własnej woli i własnego piękna, no chyba iż wola jest jednokolorowa, a mi się coś ubzdurało być inną.
obrazek i wiersz pochodzi z książki: Rupi Kaur „Dom i ciało”