Ostatnim odcinkiem Kaczora Howarda jest What If…? w najlepszym i najgorszym wydaniu

cyberfeed.pl 1 tydzień temu


Ciągły problem w całym tekście Animowany program wieloświatowy Marvel Studios Co jeśli…? wynika z zaskakującego sposobu kadrowania wielu odcinków. Każda część serii ma tytuł „Co by było, gdyby…”, ale tytuły te rzadko oddają sedno tego, co dany odcinek robi lub co może być w nim wciągającego lub ekscytującego. Sezon 2 był szczególnie słaby punkt w tym zakresiez choćby najlepszymi fabułami ukrytymi za tytułami pytań, pozornie zaprojektowanymi tak, aby wywołać apatyczne wzruszenie ramion. Sezon 3 ma ten sam problem, który pojawia się w przypadku zarazem najlepszego i najgorszego odcinka sezonu: „Co by było, gdyby… Kaczor Howard się zaczepił?”

Trudno sobie wyobrazić, iż choćby najbardziej oddany fan Marvela przejmował się w ten czy inny sposób stanem cywilnym Kaczora Howarda. Ale dziwne jest też oprawianie odcinka w ten sposób, bo zupełnie nie o to w nim chodzi. Bardziej trafny tytuł mógłby brzmieć: „A co, jeśli… zrobiliśmy odcinek tego serialu wyłącznie dla najbardziej oddanych fanów MCU?” Ten odcinek jest lekki i głupi, niemal do granic głupoty. Podobnie jak wiele innych seriali nie przesłuchuje w znaczący sposób niczego, co wydarzyło się na głównej osi czasu MCUlub wnieś jakikolwiek wgląd w uniwersum Marvela. To po prostu dziwny, wydłużony montaż pościgu, który wydaje się bliższy filmowi Scooby-Doo odcinek niż film Marvela.

Ale to daje historii i zespołowi scenarzystów swobodę, której nie mieli w przypadku większości pozostałych Co jeśli…? Pozwoliło im to stworzyć odcinek składający się wyłącznie z usług fanów i maniakalnej komedii, bez stawek, zasad i znaczących granic. To niesamowite przeżycie w porównaniu z prawie wszystkim innym w serialu. Jest to także dziwnie satysfakcjonujące doświadczenie dla obsesyjnych szefów MCU, którzy będą mogli zagrać gra polegająca na wskazywaniu Ricka Daltona praktycznie w każdym ujęciu i przytakuj wraz z oddzwonieniem w co drugiej linijce. Innymi słowy, jest idealny do czego Co jeśli…? mogło być.

Zdjęcie: Disney Plus

Założenie wymaga najmniejszej ilości poprzednich Co jeśli…? wiedzy, chociaż jest ona głównie opisana w krótkim podsumowaniu w samym odcinku. W odcinku pierwszego sezonu „Co by było, gdyby… Thor był jedynakiem?” Uciekinier-zbieracz i antropomorficzna kaczka Howard (Seth Green) bezmyślnie sugeruje doktorowi Darcy’emu Lewisowi (Kat Dennings, z różnych filmów o Thorze), iż powinni dostać połowę – wspólne ceny nachos w lokalnym specjalnym barze happy-hour. Przejdźmy do teraźniejszości, są małżeństwem i właśnie urodziło im się pierwsze dziecko – czyli oczywiście jajko.

Okazuje się, iż to jajo zostało wyprodukowane podczas Kosmiczna Konwergencjawydarzenie, które wcześniej miało tylko znaczenie Thor: Mroczny świat. Ze względu na moc, jaką Konwergencja mogła przekazać jaju, wiele różnych frakcji MCU chce je przejąć do celów od trywialnych (Wielki Mistrz chce to zjeść) po zagrażających galaktyce (Kaecilius, czarny charakter Madsa Mikkelsena z Doktor Strangechce zaoferować wszystko, co jest w jajku, jako ciało żywiciela Dormammu, „Kosmicznemu Zdobywcy, Niszczycielowi Światów”). Darcy i Howard szukają pomocy u innych frakcji, od szefa SHIELD Nicka Fury’ego po Lokiego i tak dalej. zamienia się w szalony pościg za McGuffinem, który też przypomina planety konkurs ciekawostek MCU.

Przez całe trzy sezony, Co jeśli…? zawsze działał na dwóch odrębnych ścieżkach: ponury i głupkowaty. Podobnie jak w przypadku samych filmów MCU, fragmenty komedii czasami pojawiają się choćby w opowieściach o poważnej twarzy i odwrotnie. Ale przede wszystkim istnieje ostra i czasami niepewna granica pomiędzy komedią serialu a próbą wywołania akcji na skalę (i na poziomie wizualnych odniesień do Jacka Kirby’ego), z którą nie jest w stanie udźwignąć akcja na żywo.

Zdjęcie: Disney Plus

W pierwszym sezonie serialu stopniowe przechodzenie od pozornie odrębnych, spekulacyjnych historii do kończącego sezon crossovera ma znaczną wagę dramatyczną. Ostatni odcinek sezonu, „Co by było, gdyby… obserwator złamał przysięgę?”, to jedyne miejsce, w którym serial w pełni wykorzystuje swój potencjał, łącząc pozornie niezwiązane ze sobą wątki w znaczący konflikt. Ale sezony 2 i 3 mają trudności ze zdobyciem tego samego hat-tricka i powtórzeniem zbyt wielu beatów z pierwszego sezonu. Gigantyczne walki stają się powtarzalne. Postacie mają mniej czasu w scenie i mniej rozwoju. (Burza X-Men jako Thor to szczególna strata — projekt wizualny i zestaw mocy, który nie ma fabuły ani żadnej znaczącej głębi postaci.)

Ale w okresie 3 niepowodzenie dramatu pozostawia więcej miejsca na wylądowanie komedii. W „Co by było, gdyby… Kaczor Howard się zaczepił?”, mylącym tytule i w ogóle, scenarzyści w końcu porzucają pomysł budowania szerszego obrazu i po prostu skupiają się na komedii. To nie jest świetny ani wnikliwy humor – to najmniejszy wspólny mianownik: „Hej, poznaję tego gościa!” referencyjny humor, gdy jedna po drugiej postać z najmniej lubianych filmów MCU pojawia się, by domagać się sceny. A jednak w sposób, w jaki znani z MCU nikczemni przejmujący władzę i ogromne bataliony typowych statystów CG złoczyńców, można dostrzec coraz większy dowcip, wpływają na szaloną eskalację historii. Pod koniec Darcy i Howard stają w obliczu… HobbitBitwa armii w stylu bitwy, w której na wpół zapomniany magiczny tłum z MCU po drugim rzuca się do walki, próbując złapać swoje przyszłe dziecko.

Nic z tego nie trafi do zwykłych fanów MCU, którzy nie mają pojęcia, dlaczego to zabawne, gdy pojawia się Czarna Paszcza lub gdy Malekith i Kaecilius krzyczą na siebie, kto jest najciemniejszy. Albo dlaczego propozycja wycieczki w ramach wakacji kosmicznych „nurkujących pary z klifów na Vormirze” jest ironiczna i niepokojąca. (Inne linie śmiechu są nieco bardziej oczywiste, jak powiedział Kaecilius Strażnicy Galaktyki antybohater Yondu, „Dormammu nie przychodzi się targować”.)

Odcinek jest skierowany bezpośrednio do najbardziej znanych twórców MCU. Jednak pogoń za tak specyficzną publicznością pozwala także scenarzystom stać się tak nerdowscy i ograniczeni, jak chcą – w jaskrawym kontraście z niektórymi bardziej dramatycznymi Co jeśli…? odcinki, które próbują nawlec igłę zadawania znaczących pytań na temat odejścia do MCU, opowiadając jednocześnie szerokie, znajome i łatwo dostępne historie o bohaterach kontra złoczyńcach, które nie różnią się znacząco od wersji kanonicznych, które nadpisują.

Zdjęcie: Disney Plus

W sezonie równie dobrze dopasowane i dobrze zmontowane jak Co jeśli…?pierwsza partia odcinków „Co by było, gdyby… Kaczor Howard został zaczepiony?” może po prostu wydawać się głupie, zbiór odniesień, które ledwo się ze sobą łączą, zbiór śmieci z dna pudełka z zabawkami MCU. Ale na tym etapie serii, gdy tak wiele dramatycznych odcinków wygląda tak podobnie do siebie, pełny skok w stronę eskalacji komiksu naprawdę ma wiele do zaoferowania. To pobłażanie sobie, ale ostatecznie daje to uczucie lepsze niż reszta sezonu. To dziwna mieszanka powiązania z ciągłością, w sposób, w jaki czerpie z tak wielu różnych części supernarracji MCU, i braku ciągłości, ponieważ wyobraża sobie dziwny świat, w którym dama i kosmita przypominający kaczkę mogą zrobić jajko… dziecko razem i niech to dziecko stanie się kosmiczną osobliwością.

A jeżeli nic więcej, ten odcinek trzeciego sezonu jest odważny w sposób niewystarczający Co jeśli…? kiedykolwiek był. Nie jest to serial w najlepszym wydaniu, ale z pewnością jest to serial w jego najdzikszej, najdziwniejszej i najbardziej bezkompromisowej odsłonie. W serialu, który w całości skupia się na alternatywnych ścieżkach narracji znanych historii, jest to odcinek, w którym najczęściej pojawia się alternatywna ścieżka dla znanych historii. Co jeśli…? To rzut oka na wersję serialu, w której twórcy nie starają się tak bardzo, aby stworzyć serię wiarygodnych, znaczących minifilmów MCU, które można by dodać do kanonu wieloświata. W tym jednym odcinku Co jeśli…? zespół w pełni wykorzystuje myślenie o niskich stawkach, zdolność animacji do tworzenia niewyobrażalnych nowych światów i mentalność „Co do cholery, zróbmy to dla fanów”, wywracając do góry nogami rozległą serię, którą twórcy przeważnie traktują nieco poważniej, niż to konieczne .

Co jeśli…? jest teraz transmitowany strumieniowo w Disney Plus.



Source link

Idź do oryginalnego materiału