Ostatni Wiking – recenzja filmu. A żeby tak to wszystko rzucić i wyjechać w Bieszczady…

popkulturowcy.pl 1 rok temu

…albo do Norwegii, bo właśnie tam spotykamy Martina, bohatera filmu Ostatni Wiking. Nieoczekiwane przyjaźnie, dzicz i pustkowia, humor, trzymająca w napięciu akcja i kryzys wieku średniego. To wszystko znajdziecie w produkcji, która już 14 lipca zadebiutuje w polskich kinach.

Martina (Rasmus Bjerg), poznajemy w środku norweskiego lasu, polującego na kozę. Z łukiem w ręku, odziany w skory i futra Duńczyk wygląda jak prawdziwy wiking. Można odnieść wrażenie, iż właśnie leci Upadek Królestwa albo Wikingowie a nie film, którego akcja dzieje się w XXI wieku. Kamera podąża za naszym bohaterem, gwałtownie jednak zauważamy, iż do prawdziwego nordyckiego woja mu daleko, a jego umiejętności survivalowe są raczej przeciętne. Niech dowodem na to będzie żaba, którą Martin zmuszony jest się posilić zamiast rzeczonej kozy.

Z łukiem w jednej ręce i toporem w drugiej Martin wparowuje na stacje benzynową. I choć nasz wiking w obozie ma telefon z powerbankiem i słuchawki, to pieniędzy przy sobie nie posiada, w żadnej postaci. Za nie-do-końca wikińskie przekąski, papierosy i alkohol próbuje zapłacić posiadanymi skórami czy toporem, co prowadzi do niechcianej awantury. od dzisiaj Martin jest poszukiwanym zbiegiem, a po piętach depcze mu Øyvind (Bjørn Sundquist), podstarzały, lokalny glina.

Martin i Musa Fot. Kadr z filmu

W międzyczasie przyjdzie nam jeszcze oglądać inny wątek, którego bohaterem jest Musa (Zakki Youssef), przemytnik i szmugler, w towarzystwie dwójki partnerów. Pewne wydarzenie sprawia, iż ich podróż jednak bardzo gwałtownie się kończy. Ranny Musa rusza w las z torbą wypchaną pieniędzmi. To właśnie tam spotka dziwaka w skórach, z którym nawiąże nietypową relację.

Wszystkie wątki rozchodzą się, łączą i przeplatają, pchając fabułę do przodu. Scenariusz to naprawdę mocny element tego filmu. Reżyser Thomas Daneskov w duecie z Mortenem Pape stworzyli historię ciekawą, wciągającą, jednocześnie zniuansowaną i absurdalną.

Martin sam w sobie jest postacią złożoną, pełną sprzeczności. Z jednej strony mamy człowieka, z którym każdy z nas, na jakimś etapie życia, będzie się utożsamiał. Człowieka, który ma dość, człowieka, który rzucił to wszystko i wyjechał w przysłowiowe Bieszczady. Człowieka zblazowanego, wyzutego z energii i chęci – do życia, do pracy, do starania się. Wreszcie człowieka, który próbuje odnaleźć siebie i swoją męskość. Z drugiej strony jednak mamy człowieka, który nie potrafi odmówić sobie wycieczki po czipsy i piwo, a w namiocie trzyma naładowany telefon. choćby swoje łucznicze ćwiczenia w środku dziczy odbywa ze słuchawkami na uszach.

Oyvind i Martin Fot. Kadr z filmu

Nie zmienia to faktu, iż ta z pozoru niewinna przygoda, kryzys wieku średniego ktoś by mógł powiedzieć, wpływa niesamowicie mocno na życie Martina. Pomaga mu przewartościować pewne rzeczy, widzimy jak bohater się zmaga, jaką drogę przechodzi. Jak w ciągu niecałych dwóch godzin jego poglądy ewoluują, zmieniają się, jak wpada w skrajności, z których później stara się wygrzebać. Psuje relacje i stara się je naprawić. Do tego Bjerg jest w naprawdę dobrej formie, odnajduje się w każdej roli, którą musi odegrać w tym filmie – zagubionego korposzczura, nieustraszonego wikinga, ojca i męża.

Obok tego niemalże psychologicznego dramatu dzieje się historia kryminalna. Stary, doświadczony glina wraz z dwójką lekko nieogarniętych partnerów wpada na trop zarówno wspomnianych bohaterów, co prowadzi do naprawdę emocjonującego i trzymającego w napięciu finału.

Najlepsze jest to, iż mimo tych rzeczy, które dotychczas napisałem, jest to naprawdę przyjemny i ciepły, a miejscami i zabawny film. Daneskov fantastycznie operuje tutaj naszymi emocjami, wie doskonale co kiedy ma się wydarzyć żeby to nas oddziaływało jak należy. Tylko te żarty jakoś nie do końca mi siadły, a przynajmniej nie wszystkie. Czasami zupełnie wyrwane z kontekstu, niekiedy w ogóle nie zabawne, częściej wywołujące uśmieszek niż faktyczny śmiech. Szkoda, bo ostatecznie to jednak miała być komedia.

Warto jeszcze zwrócić uwagę na naprawdę udany soundtrack i, a może przede wszystkim, świetne zdjęcia. Norwegia w stanie niemal surowym. Niezwykle wyraźna, ostra, aż czuć chłód bijący z ekranu. Pomaga to wczuć się w ten fantastyczny klimat nordyckich lasów, gór i rzek.

Ostatni Wiking to film, któremu warto dać szansę. To nie tylko wciągająca historia człowieka, który zaszył się w lesie. To opowieść po trochu o każdym z nas. Bywa smutny, zabawny, wzruszający, emocjonujący, wszystkiego po trochu.

Za udostępnienie filmu do recenzji dziękujemy polskiemu dystrybutorowi, Velvet Spoon.

Postaw nam kawę wpisując link: https://buycoffee.to/popkulturowcy
Lub klikając w grafikę
Idź do oryginalnego materiału