Opuściłam teściową, by wrócić do mamy

twojacena.pl 1 tydzień temu

Porzuciłam teściową dla mamy

Gdy moja teściowa, Halina Stanisławówna, oznajmiła: „Kasia, umowa to umowa, weź kredyt!”, poczułam, jak coś we mnie pęka. To nie była zwykła rada – to ultimatum rzucone mi w twarz przed całą rodziną. Mój mąż Marek milczał, jego krewni udawali, iż nic się nie dzieje, a ja stałam jak osaczony zwierz, wiedząc, iż nikt mnie nie wesprze. W tamtej chwili podjęłam decyzję: spakowałam rzeczy i wyjechałam do mamy, Haliny Antoniny. Dość już znoszenia – nie zamierzam żyć tam, gdzie moje uczucia są ignorowane, a mną rządzą jak marionetką.

Z Markiem byliśmy małżeństwem od trzech lat, a przez cały ten czas starałam się być „dobrą synową”. Halina Stanisławówna od początku dawała mi do zrozumienia, iż muszę się dostosować do ich rodziny. Mieszkaliśmy w jej dużym mieszkaniu – tak zadecydował Marek, bo „mamie samej ciężko”. Zgodziłam się, myśląc, iż dam radę. Ale teściowa krytykowała wszystko: moje gotowanie, sprzątanie, choćby sposób ubierania. „Kasia – mówiła – musisz wyglądać godnie, jesteś żoną mojego syna!” Cierpiałam, bo kochałam Marka i chciałam zachować spokój. Ale ta sprawa z kredytem stała się kroplą, która przelała czarę.

Wszystko zaczęło się, gdy Halina Stanisławówna postanowiła wyremontować dom letniskowy. Chciała nowego tarasu, drogich mebli, choćby basenu. „To dla dobra rodziny!” – przekonywała. Ale brakowało jej pieniędzy, więc zaproponowała, żebyśmy z Markiem wzięli kredyt. Byłam przeciw – mieliśmy przecież własny kredyt hipoteczny, a ja zbierałam na kurs, by zmienić pracę. „Halino Stanisławówno – powiedziałam – to zbyt drogie, nie damy rady”. Ona tylko machnęła ręką: „Kasia, nie bądź egoistką, to dla wspólnego dobra!” Marek, jak zwykle, milczał, a ja poczułam, iż zostaję zepchnięta do muru.

Podczas rodzinnej kolacji teściowa postawiła sprawę jasno: „Marek, Kasia, bierzecie kredyt, już dogadałam się z projektantem. Umowa to umowa!” Próbowałam protestować: „Nie możemy, mamy własne zobowiązania!” Ale przerwała mi: „Jeśli nie chcecie, sama go załatwię, ale płacić będziecie wy!” Marek tylko mruknął: „Mamo, pomyślimy”, a jego siostra z mężem wbili wzrok w talerze, jakbym była powietrzem. Nikt nie powiedział: „Kasia ma rację, to niesprawiedliwe”. Poczułam się obca w tym domu, gdzie moje zdanie nic nie znaczy.

Tej nocy nie spałam, rozważając, co zrobić. Gdy próbowałam porozmawiać z Markiem, odparł: „Kasia, nie dramatyzuj, mama chce tylko dobrze dla wszystkich”. Dla wszystkich? Dla kogo? Dla siebie? A moje marzenia, moje nerwy – one się nie liczą? Zrozumiałam: jeżeli zostanę, zostanę zmiażdżona. Rano spakowałam walizkę. Marek był w szoku: „Gdzie idziesz?” Odpowiedziałam: „Do mamy. Nie mogę już tak”. Próbował mnie zatrzymać: „Kasia, pogadajmy!” Ale mój wybór był już jasny. Halina Stanisławówna, widząc moje rzeczy, prychnęła: „Uciekaj do mamusi, skoro nie szanujesz rodziny”. Rodziny? Tak to nazywa?

Mama, Halina Antonina, przyjęła mnie z otwartymi ramionami. „Kasia – powiedziała – dobrze zrobiłaś. Nikt nie ma prawa cię zmuszać”. Wreszcie poczułam się jak w domu. Gdy opowiedziałam jej wszystko, tylko pokręciła głową: „Jak można tak ciążyć drugiemu człowiekowi?” Zaproponowała, żebym u niej zamieszkała, dopóki nie zdecyduję, co dalej. A ja wciąż nie wiem. Część mnie chce wrócić do Marka, ale tylko jeżeli zrozumie, iż nie jestem dodatkiem, tylko osobą. Druga część myśli: może to szansa, by zacząć od nowa?

Przyjaciółka, której się zwierzyłam, dodała mi otuchy: „Kasia, brawo, iż wyszłaś. Niech sami się martwią o ten kredyt!” Ale dodała też: „Porozmawiaj z Markiem, daj mu szansę”. Szansę? Jestem gotowa, ale tylko jeżeli stanie po mojej stronie, nie po stronie matki. Dzwoni, prosi, bym wróciła, ale słyszę, iż wciąż się waha. „Kasia, mama nie chciała cię urazić” – mówi. Nie chciała? A co chciała? Żebym wzięła kredyt i żyła według jej zasad?

Teraz szukam nowej pracy, by stać się niezależna finansowo. Mama pomaga, a ja czuję, jak wracają mi siły. Halina Stanisławówna pewnie nigdy nie przeprosi – należy do tych, którzy zawsze mają rację. Ale ja już nie jestem jej marionetką. Nie uciekłam tylko do mamy – uciekłam do siebie. I niech Marek zdecyduje, czy chce być ze mną, czy z willą swojej matki. Ja już wiem: dam radę, choćby jeżeli trzeba będzie zaczynać od zera. W życiu warto pamiętać, iż czasem tylko odejście pozwala znaleźć siebie na nowo.

Idź do oryginalnego materiału