Wielki Wyrzut nie tylko zmienił Krańcowo, ale przede wszystkim pokrzyżował plany Drugiego względem przyszłych nowoprzybyłych. W jego zamyśle większość miała zostać przechwycona i przygotowana do koszmaru Nowego Świata przez niego samego oraz jego kompanów. Grzesiek liczył, iż dzięki temu nie tylko ocali gro ludzi od niechybnej śmierci, ale budując z nimi nić porozumienia, ułatwi przetrwanie dla całej niespotworniałej jeszcze społeczności Krańcowa. Z założeń tych finalnie kilka wyszło, a tabuny pojawiających się ludzi rozpierzchały się po mieście błyskawicznie, rozpoczynając własną walkę o przetrwanie.
I słowo „walka” bardzo gwałtownie stało się dla tego okresu kluczowe…
Krańcowo jak każde pokomunistyczne miasto cierpiało bowiem na ogromny rozrzut społeczny. W ramach tych samych granic żyli obok siebie zarówno bogaci lekarze, oszuści i politycy, jak również wszelkiej maści patologia, drobni złodzieje i biedota.
W opozycji do wiecznie wymęczonych pracowników niezamkniętych jeszcze fabryk, marzących jedynie o świętym spokoju, ciągłe burdy toczyli ze sobą bezrobotni kibice miejscowych drużyn KSC-Krańcowo i KP-Wiślinka. Z kolei ogrom bezperspektywicznych nastolatków, których rodziców nie było stać na opłacenie studiów w Warszawie, wagarował na ławkach miejskiej auli zasilając przyszłe gromady antyspołecznych subkultur.
Nawet w Starym Świecie nie dało się więc powiedzieć, iż Krańcowo było miastem bezpiecznym i spokojnym. I tak, obok wiecznie patrolowanych ulic Centrum, na których można było bez obaw wyjść na spacer, znajdowały się dzielnice gdzie wizyta po zmrokukończyła się w najlepszym wypadku utratą portfela. Nowy Świat niczego w tym względzie nie poprawił.
Chociaż Drugi miał nadzieję, iż ludzie zjednoczą siły w walce z niewykształconymi, stało się coś zupełnie innego. Po Krańcowie bardzo gwałtownie zaczęły krążyć bandy, które nieświadome, iż sklepy mają szansę się odnowić, toczyły ze sobą walki o jedzenie i wodę. W większości przypadków były to jednak wymówki, bo w wielu sytuacjach grupy były z góry nastawione przeciwko sobie i traktowały brak policji jako okazję do wyrównania dawnych porachunków. Mieczem obosiecznym okazały się również porozrzucane po mieście kryjówki Pierwszego. Te, których nie zdążył on przenieść w jakieś mniej oczywiste miejsca, gwałtownie padały łupem szabrowników uzbrajając ich dodatkowo w broń palną.
Z tego powodu miasto na kilka kolejnych miesięcy miało pogrążyć się w totalnym chaosie, a przed ukształtowaniem się ostatecznie społeczności ‘’weteranów’’ jeszcze masa ludzi miała stracić życie. Nim jednak do tego doszło, dogasający Wielki Wyrzut miał powołać do Krańcowa jeszcze jedną „wyjątkową” postać.
***
Pierwszy siedział pod parapetem oparty plecami o stary żeliwny grzejnik. Tuż nad jego głową świsnęły właśnie kule roztrzaskując szklane okno. Odłamki rozsypały się po jego głowie i kamizelce kuloodpornej.
– To moja broń… - wysyczał wściekle. - … i moja amunicja!
Podrywając się do góry zobaczył w oknie sąsiedniego budynku jakąś czarną sylwetkę. Przymierzając przez ledwie sekundę wystrzelił i runął z powrotem pod parapet. W tym samym momencie tuż nad głową przeleciała mu kolejna seria pocisków.
– AAAAA! Przestańcie strzelać jak idioci! Przestańcie marnować moje naboje! – wykrzyczał rozwścieczony.
Gdy kanonada na chwilę ustała przeczołgał się do sąsiedniego pomieszczenia i znowu wychylił znienacka. Po drugiej stronie napastnicy zamarli czekając prawdopodobnie aż pojawi się ponownie w tym samym miejscu. Pierwszy bez pośpiechu wymierzył w głowę jednego z nich i nacisnął spust. Szyba przez którą celował rozprysnęła się, a trafiona postać padła na ziemię. Jej kompani natychmiast odpowiedzieli przypadkowym ogniem, ale nim zorientowali się skąd padł strzał, Pierwszy na spokojnie skrył się za ścianą.
Czekając, aż bezsensowny ostrzał ucichnie, poczuł jak ogarnia go prawdziwa irytacja. Szabrownicy, którzy okradli jego kryjówkę i postanowili zabić, zachowywali się jakby nigdy nie brali udziału w prawdziwej walce. Nie tylko stali ciągle w tych samych miejscach, ale marnowali masę amunicji, strzelając nawet, gdy nie mieli szans w nic trafić.
– Jakim cudem wy przetrwaliście do tej pory…? - pomyślał coraz bardziej rozwścieczony.
W końcu napastnicy przestali strzelać, a Pierwszy chciał już zmienić pozycję, gdy nagle uderzył go przedbłysk. Świadomy, iż w tym wypadku nie ma już sensu ryzykować, usiadł po prostu na podłodze by przygotować się na jego nadejście.
– Kończymy to… - szepnął sięgając do swojego plecaka. Z bocznej kieszeni wyciągnął kolejną już wersję mieszanki Kuby. Ta gwarantowałaniemal natychmiastowe wybudzenie i pozwalała przetrwać bez większego problemu cały Błysk.
Pierwszy nie zwlekając wcisnął sobie remedium w żyłę na ramieniu. Bardzo tego nie lubił, ale wkłucie się bezpośrednio do krwioobiegu przyśpieszało działanie substancji. Niemal natychmiast poczuł lekkie odrętwienie od środków przeciwbólowych, a w jego uszach pojawił się gwizd charakterystyczny dla rozpoczynającego się Błysku.
Nim jednak ten nadszedł, Pierwszy wyciągnął jeszcze z plecaka gogle spawalnicze. Te sprawdzały się o wiele lepiej niż chromowane szkła w jego masce.
Przedbłysk uderzył ponownie dając ostatni sygnał, iż zaraz nastąpi kulminacja. Mężczyzna zdążył jeszcze tylko spojrzeć na zegarek nim niewyobrażalna jasność pokryła okolicę, a przeraźliwy gwizd zaczął świdrować mu uszy. Tym razem już choćby nie krzyczał. Przez ostatnie kilka tygodni Błyski pojawiały się tak często, iż chyba jego organizm w jakimś stopniu się do nich przyzwyczaił. Nie słysząc już choćby własnych myśli po prostu zamknął oczy.
***
Pierwszy ocknął się i robiąc z dłoni rurkę, schował zegarek w cieniu by spojrzeć na godzinę. Nieprzytomny był zaledwie dwie minuty. Mieszanka, którą sporządzał Kuba była więc coraz lepsza. Ponieważ napastnicy nie mogli mu w tym momencie zagrozić, postanowił dać sobie chwilę by uszy i oczy przyzwyczaiły mu się lepiej do warunków panujących w Błysku.
Nie musiał jednak czekać długo. Słuch tępiał momentalnie tak, iż prawie przestawało się słyszeć gwizd, a oczy osłonięte przez gogle adaptowały się wyjątkowo szybko. Przygotowany Pierwszy ruszył więc w końcu na ulicę. Tam musiał mimo wszystko zrobić jeszcze jeden krótki postój, bo na zewnątrz było zdecydowanie jaśniej niż w budynku. - Prawie jakbym chodził po słońcu... - pomyślał odruchowo osłaniając oczy ręką. Nie miało to jednak żadnego sensu, bo w tracie Błysku światło zdawało się wylewać zewsząd.
Pierwszy przeszedł przez jezdnię i zbliżył się do przeciwległego domu, gdzie skrywali się napastnicy. Jego drzwi były oczywiście zablokowane, a mężczyzna nie czuł się na tyle dobrze by je forsować. Rozglądając się za alternatywną drogą gwałtownie odnalazł roztrzaskane w trakcie strzelaniny okno, przez które wskoczył wprost na korytarz.
Po drugiej stronie tuż przy wejściu dostrzegł jednego z szabrowników. Nieogolony chłopak o dość długich włosach ubrany w jeansową kamizelkę miał krwawiącą ranę na wysokości mostka, a w martwej dłoni wciąż trzymał pistolet.
- To moje! – syknął Pierwszy wyciągając mu broń ze sztywnych palców.
Chowając ją do plecaka przeszedł dalej korytarzem aż do dość zniszczonej kuchni. Tam tuż pod oknem leżał drugi martwy szabrownik. Mężczyzna miał wyryty kanał w okolicy skroni co świadczyło, iż kula ledwie go musnęła.
- To też moje… - prychnął Pierwszy zabierając kolejny pistolet.
Na tym jednak nie skończył. Z tego co widział szabrowników była czwórka. Wychodząc z kuchni wrócił na korytarz i przeszedł do salonu. Tam zobaczył kilka wypchanych rybackich plecaków ułożonych na obiadowym stole. Te bez wątpienia również pochodziły z jego kryjówki.
Krążąc dalej po dość dużym domu natrafił na kolejne zaryglowane drzwi, tym razem od łazienki. Świadczyło to, iż napastnicy przeżyli już chociaż jeden Błysk i wiedzieli, iż stracą przytomność, a potwory mogą ich dopaść w tym czasie.
Pierwszy uderzył opancerzonym łokciem w szybę i przekładając rękę przez powstałą dziurę otworzył zamek. W środku zobaczył chłopaka i dziewczynę leżących na podłodze tuż obok siebie. Oboje byli bardzo młodzi.Na oko nie mogli mieć więcej niż dwadzieścia lat. Przyglądając im się uważnie prawie parsknął ironicznym śmiechem.
Dziewczyna miała pomalowane oczy, a włosy zawadiacko związane w luźną kitkę z dwoma pasmami opadającymi na boki twarzy. Nie miała kamizelki kuloodpornej, za to militarny zielony t-shirt. Do tego chodziła w krótkich bermudach, a na JEDNYM kolanie miała ochraniacz.
- I powiedz mi... W czym ci to niby miało pomóc? - pomyślał kręcąc głową.
Chłopak wyglądał nie mniej komicznie. Miał motocyklowe buty z blachami, tak sztywne i ciężkie, iż zrobienie w nich kilku kroków musiało być katorgą. Do tego ciasne jeansy, w których nie sposób było swobodnie biegać oraz ramoneskę. Ta oprócz tego, iż była dwa razy cięższa od kamizelki z wkładami balistycznymi to jeszcze nie dawała prawie żadnej ochrony.
- Cholerne dzieci… - szepnął Pierwszy siadając zszokowany na podłodze. – CHOLERNE DZIECI!!! – wykrzyczał po chwili do nieprzytomnych. – Wy myślicie, iż to zabawa? Że ktoś was przeniósł do jakiejś gry? Mieliście czas malować sobie oczy i ubierać się w to całe badziewie, a nie mogliście poszukać jedzenia?! – wykrzyczał z pretensją.
Po chwili poderwał się celując w głowę chłopaka z pistoletu. – Moje życie też było dla ciebie zabawą? Strzelaliście do mnie, bo myśleliście, iż będziecie przez to fajni?! – Pierwszy był już gotów nacisnąć spust, ale jego wzrok padł między leżącą parę. Ich ręce były splątane jakby tuż przed utratą przytomności ściskali swoje dłonie. Przyglądając się dziewczynie dostrzegł, iż jej makijaż jest rozlany przy oczach, a policzki świecą się w błysku od łez.
Ten widok sprawił, iż uszła z niego cała złość. – Niech was szlag jasny... – szepnął i przetrzepując parę odebrał im jeszcze dwa pistolety, które spakował do swojego plecaka.
- Jak ich tak zostawisz na pewno zginą… - wyszeptał cichy kobiecy głos w jego głowie.
- Co z tego? – prychnął. – Kazałem im się okradać?! Kazałem im do siebie strzelać?!
W jego podświadomości pojawił się nagle obraz. Wspomnienie jednej z sesji, które miał z Agnieszką w Starym Świecie.
- Czemu miałbym pomagać komukolwiek? Większość nigdy tego nie doceni.
- Bo tak postępują ludzie. – odpowiedziała kobieta. – Altruizm to cecha, którą spotyka się wyłącznie u naszego gatunku. Pomaganie innym bez korzyści dla siebie definiuje w nas to co ludzkie.
- Bo tak postępują ludzie. – powtórzył Pierwszy zdając sobie w pełni sprawę, iż nie może ich tak zostawić.
Krążąc przez chwilę po budynku zaczął szukać miejsca, w którym mógłby ukryć nieprzytomną parę. W końcu, na samym skraju domu tuż obok kotłowni, zobaczył solidną drabinę prowadzącą na strych. - Ok, tu was umieszczę... - szepnął ledwo słysząc własny głos i wrócił do łazienki.
Nieprzytomna dziewczyna była wręcz komicznie lekka. Pierwszy przerzucił ją sobie na plecy i z niewielkimi tylko problemami przetransportował na górę. Z chłopakiem niestety sprawa nie była tak prosta. Chociaż udało mu się przenieść go pod klapę, to o wejściu z nim na strych nie było mowy.
Szukając rozwiązania przejrzał plecaki, które szabrownicy zabrali z jego kryjówki. W jednym z nich udało mu się znaleźć linę, którą zawsze traktował jako niezbędne wyposażenie. Z jej pomocą przewiązał chłopaka pod pachami, następnie wciągnął go jak worek cementu na rusztowanie.
- Reszta należy do was... - pomyślał i zdecydowanie chciał już stąd odejść.
W tym momencie przeszło mu jednak przez myśl, iż gdyby po przebudzeniu tych dwoje spotkało niewykształconych i tak byliby bez szans.
Pierwszy westchnął ciężko i wyciągnął jeden z pistoletów. Napełnił jego magazynek i odłożył go na podłodze tuż obok ręki chłopaka. Nie miał jednak zamiaru zostawić go nie uświadomiwszy pary co tutaj zaszło. Sięgając do swojej kamizelki wyciągnął notatnik i zaczął pisać:
Idioto i idiotko.
Żyjecie tylko dlatego, iż mieliście szczęście zaatakować człowieka, który zachował w sobie odrobinę sumienia i nie zabiłby bezbronnych ludzi. Chociaż broń i jedzenie, które ukradliście należały do mnie, zostawiam wam jeden pistolet i amunicję.Bo puszczenie was całkiem bezbronnych byłoby i tak równoznaczne z waszą śmiercią.
Mimo tego, iż będziecie mieli broń nie czujcie się zbyt pewni w tym świecie. Mierzyłem się z wami i wiem, iż ani nie potraficie walczyć ani nie macie do tego ukrytego talentu. Zaatakowaliście mnie z zaskoczenia i to we czwórkę, a gdyby nie Błysk wszyscy leżelibyście już martwi! o ile macie zamiar przeżyć nie traktujcie tego jako przygody albo zabawy, co sądząc po waszym zachowaniu i ubiorze właśnie robicie. Gwarantuję wam, iż nie zrobiło na mnie wrażenia jak zawadiacko wyglądaliście, ani nie uchroniło to waszych kolegów przed śmiercią z mojej ręki. Niewykształconym, czyli potworom też będzie całkiem obojętne jak „dobrze” będziecie wyglądać w momencie śmierci. Zamiast poświęcać czas na głupoty skombinujcie sobie porządny strój. Taki, który będzie w stanie was przed czymś ochronić. Znajdźcie też porządne buty, bo choćby nie wiecie ile razy przyjdzie wam jeszcze uciekać.
Trzymajcie się daleko od bloków, a jedzenia szukajcie w wolnostojących domach z solidnymi ogrodzeniami. Przeważnie jest tam mniej potworów, co nie znaczy, iż na żadnego się nie natkniecie. Unikajcie też walki tak długo jak tylko możecie...
I o ile jeszcze raz spróbujecie okraść którąś z moich kryjówek...
Znajdę was i zabiję.
Pierwszy
Wyrywając kartkę z notatnika Pierwszy położył ją na pistolecie po czym zszedł ze strychu.
By uniemożliwić komuś dotarcie do nieprzytomnych, oderwał drabinę i wyniósł ją na zewnątrz, przerzucając następnie przez płot sąsiedniej działki. Skradzionego jedzenia nie było sensu zabierać bo było ciężkie, a Pierwszy i tak ukrywał go jeszcze mnóstwo w innych miejscach.
Spoglądając w niebo zauważył, iż nie zanosi się jeszcze na zakończenie Błysku. Ponieważ mógł sobie w tym momencie pozwolić na chwilę spokojnej podróży po mieście, postanowił udać się w okolice cmentarza w centrum. Przez głowę przyszło mu, iż nie tylko mógłby sprawdzić czy przypadkiem nie wyrzuciło kogoś nowego, ale ewentualnie spotkać kogoś z ‘’Pierwszej Grupy’’.
Od momentu gdy w mieście zaczęło pojawiać się coraz więcej ludzi, ci nienastawieni wrogo zaczęli określać tym mianem Drugiego i jego kompanów.
Pierwszy nie zwlekając ruszył więc środkiem drogi. Od dłuższego czasu w takie coś mógł sobie pozwolić wyłącznie w czasie trwania Błysku. W innej sytuacji idąc na otwartej przestrzeni narażał się na natychmiastową śmierć, czy to z rąk jakiejś bandy krążącej po mieście, czy potworów, które ciągle dość licznie pojawiały się na ulicach.
Bez przymusowych postojów Pierwszy dotarł do cmentarza zaledwie w kwadrans. Tuż przed jego bramą dostrzegł małe czarne auto, co nieco go zaskoczyło. Od dłuższego czasu nikt nie używał w Krańcowie samochodów, bo te stanowiły natychmiastowe, oczywiste cele dla bandytów i zdradzały twoją kryjówkę.
Przechodząc przez stalową bramę wszedł na teren nekropolii i brukowaną drogą ruszył w jej głąb. W pewnym momencie zobaczył jakąś postać siedzącą na ławeczce dość dużego i nowego grobu. Niemal natychmiast rozpoznał blondwłosą szczecinę Drugiego. Zamyślony mężczyzna wpatrywał się w przeciwległy koniec cmentarza. Słysząc jednak jego kroki podniósł się, a gdy go rozpoznał na twarzy pojawił mu się szczery uśmiech.
- Pierwszy! – zawołał wyciągając rękę na powitanie. – Cholera, tak długo nie dawałeś znaku życia, iż zaczynałem się już naprawdę martwić.
- Niepotrzebnie. – odparł rozglądając się po pobliskich mogiłach w poszukiwaniu nowo przybyłych. – Nikt jeszcze się nie pojawił?
- Nie. – odparł Drugi siadając z powrotem na ławce. – Ogólnie pojawia się coraz mniej ludzi…
- Błyski też coraz rzadsze. – dodał Pierwszy zajmując miejsce obok niego. Odruchowo odczytał w tym momencie tablicę nagrobną naprzeciw której siedzieli. - Igor Wawrzyn... To ktoś z twojej rodziny?
Drugi pokręcił głową. - Usiadłem, bo była ławka. - rzucił wracając natychmiast do tematu błysków. – Tak mi się zdaje, iż to wariactwo powoli cichnie. Myślałem już w pewnym momencie, iż oszaleję od tych ciągłych bóli głowy... - westchnął masując się odruchowo po skroniach.
Pierwszy doskonale rozumiał o czym mężczyzna mówi. W ostatnim czasie Błyski pojawiały się ciągle, a to wpływało w tragiczny sposób na organizm. Gdyby nie to, iż Trzeci naprędce poprawił swoje mieszanki, przeżywaliby naprawdę tragiczny okres. - Ale ten ostatni środek Kuby jest naprawdę dobry. - stwierdził próbując pocieszyć Grześka. - Nie wiem jak jest z tobą, ale póki ze mnie nie zejdzie to nie czuję choćby pobłyskowego kaca…
- No! Na całe szczęście jako tako go dopracował… - odparł Drugi, ale po tonie w jakim to zrobił słychać było, iż coś go martwi. Pierwszy zamiast domyślać się o co chodzi spytał po prostu.
- Ale?
Drugi zmarszczył czoło i odetchnął ciężko. - Na pewno ma skutki uboczne. Od kiedy zażywam to świństwo regularnie zaczęło mnie kuć w sercu. Mam też czasem problemy z oddychaniem. Jakbym w losowych momentach dostawał zadyszki.
Pierwszy skrzywił się zastanawiając przez chwilę, czy czuje się podobnie. - Może to zależy od organizmu? - spytał retorycznie. - Ja jeszcze nie czuję się tak źle, a sporadycznie zdarzało mi się odpuszczać Błyski.
Grzesiek słysząc to pokręcił głową milknąc przez chwilę. Pierwszy już od dawna zauważył, iż Nowy Świat zaczął odciskać na mężczyźnie wyjątkowo nieprzyjemne piętno. Jego kompan coraz częściej zamyślał się i tracił humor. Próbując ochronić go przed pogrążeniem się w całkiem w ponurym nastroju, robił to co zwykle, nie pozwalał na milczenie. - Przyjechałeś samochodem? Myślałem, iż też przestaliście ich używać...
- Jeżdżę tylko w czasie błysku żeby zdążyć na cmentarz. - odparł Drugi. - Przez samochód ostatnio o mało co nie spaliliśmy sobie kryjówki. Na szczęście Szósty i Dziewiąty ogarnęli, iż są śledzeni i przed powrotem zgubili ogon.
- Zaczynam już tęsknić do czasów, gdy jedynym problemem byli niewykształceni. - skwitował z przekąsem Pierwszy zmieniając po chwili temat. - Czuwasz dzisiaj sam?
Drugi pokręcił głową. - Trzymamy się przytomni parami. Kuba pilnuje reszty w domu…
- Rozumiem. – stwierdził Pierwszy otwierając swój plecak. Ze środka wyciągnął paczkę solonych chipsów. Otwierając opakowanie położył je na ławce między nimi.
Drugi popatrzył się zszokowany. - Ty możesz jeść w trakcie tego?
- Mhm. - potwierdził Pierwszy zjadając garść chipsów.
- Kurwa... ja mam ciągle mdłości. - stwierdził Drugi, mimo to sam sięgnął do paczki. – Widziałeś już jak wypadają? - spytał po chwili otrzepując ręce jakby nie miał zamiaru brać więcej.
- Raz. – odpowiedział Pierwszy. – Potem nie miałem już czasu zaglądać na cmentarz. Starałem się ratować to co zostało z moich kryjówek... Niestety, sporo zostało już odkrytych.
- Wiem. – potwierdził z przekąsem Drugi sięgając ponownie do paczki. – Ostatnio na mieście jest coraz więcej strzelanin. Nadzieja tylko w tym, iż komisariat nie zresetuje się po raz kolejny i w końcu skończy się amunicja... Kurwa, miałem nie brać więcej. - dodał po chwili, gdy po raz kolejny sięgnął po chipsy.
- Zanim tu przyszedłem sprawdzałem jedną kryjówek. - wtrącił Pierwszy. - W środku natknąłem się na grupę szabrowników. Na mój widok natychmiast zaczęli strzelać…
- Żartujesz? – spytał przestraszony Drugi ponownie otrzepując ręce – Nic ci nie jest? Nie oberwałeś nigdzie?
- Nie… - westchnął Pierwszy. – To byli gówniarze, wiesz? I to mnie przeraża… Nie zdążyłem się choćby odezwać, a oni już mierzyli w moją stronę. Uratowało mnie tylko to, iż strzelali naprawdę fatalnie…
Drugi zmarszczył czoło zamyślając się, a Pierwszy zaczął już żałować, iż poruszył ten temat. Nim jednak zdążył go zmienić Grzesiek spytał retorycznie. - interesujące jaka była ich historia...?
- Historia? - dopytał Pierwszy, a Drugi skinął głową ponownie lądując nieświadomie ręką w paczce.
- Dokładnie, historia. Wiesz, na świecie od zawsze są zjeby. Już nie chcę po raz kolejny przytaczać tego łoma Regulskiego, ale przecież nie powinno być ich tak dużo. Większość ludzi raczej nie powinna być w stanie strzelać do kogoś bez powodu. Oni przecież nie żyją w tym świecie tak długo jak my. Nie powinni być tak wypaczeni! Może zanim ich spotkałeś ktoś już zdążył ich skrzywdzić...
- Może… - westchnął Pierwszy. - Z drugiej strony gdybyś znał trochę tą prawdziwą „historię”, miałbyś mniej wątpliwości. Przed pierwszą wojną światową ludzie też mieli się za cywilizowanych. A potem mordowali się na bagnety. Przed drugą wojną światową wszyscy uważali, iż póki żyją pamiętający poprzedni konflikt, nowej wojny nie będzie. W określonych warunkach ludzie bardzo gwałtownie odrzucają człowieczeństwo...
Grzesiek zrobił w tym momencie przejętą minę spoglądając na Pierwszego badawczo. - Zabiłeś ich wszystkich? - spytał w końcu wyjątkowo poważnym tonem.
- Tylko tych, których musiałem. - odparł Pierwszy. - Potem przyszedł błysk. Pozostałą dwójkę rozbroiłem i ukryłem poza zasięgiem potworów. Zostawiłem im też krótki list z paroma „radami na przyszłość”.
Z niewiadomego powodu Grzesiek uśmiechnął się. - Takie gesty jak ten sprawiają, iż jeszcze nie tracę nadziei. - stwierdził spoglądając dziwnie rozmarzony w stronę grobowca. – Szkoda tylko, iż z nimi nie poczekałeś. Mógłbyś przyprowadzić ich do nas… Może dałoby radę ich jakoś „nawrócić”.
Pierwszy pokręcił głową. – Zabiłem im dwoje towarzyszy. Myślisz, iż jakby na mnie zareagowali? Wysłuchaliby? Uznali za przyjaciela? Nie wiesz choćby kim byli. Młody wiek nie gwarantuje, iż ktoś jest dobrym człowiekiem…
- Heh. – westchnął Drugi. – Masz rację. Stare przyzwyczajenia ze studiów pedagogicznych. Uczyli nas, iż do pewnego wieku zawsze można kogoś zresocjalizować.
- Ja bym nie ryzykował. – wtrącił Pierwszy. – Masz już ludzi o których się troszczysz. Myśl głównie o nich…
W tym momencie Drugi wyskoczył z dość niespodziewanym przykładem. - Gdybyś ty nie zaryzykował, nie byłoby mnie tu dzisiaj.
- Tylko, iż ja nie ryzykowałem. - zaprotestował Pierwszy. - Miałem nad tobą przewagę pod każdym względem.
- My też mamy przewagę. - stwierdził nagle Drugi. - Znamy ten świat dłużej niż inni. Umiemy utrzymać przytomność w błysku… - dodał unosząc ręce jakby chciał podkreślić w jakiej anomalii się teraz znajdują.
Pierwszy miał co do tego odmienne zdanie. O ile jeszcze dwa tygodnie temu, gdy Błysk pojawiał się od kilku do kilkunastu razy dziennie, mogło to dać jakąś przewagę. O tyle teraz wracając do swojej dawnej formy był zbyt nieprzewidywalny. - To w tej chwili niewiele. - odparł podkreślając swoje negatywne nastawienie.
Drugi opuścił głowę. – Może masz rację... ale jest pewna pozytywna strona. Złapaliśmy niedawno kontakt z pewną grupą, która wydaje się w porządku. Łączymy się teraz przez radio. Spotkaliśmy się choćby raz by wymienić rzeczy i informacje.
- Dowiedziałeś się od nich czegoś ciekawego? - spytał zaskoczony Pierwszy, który jak do tej pory spotykał wyłącznie wrogo nastawionych ludzi.
- Też próbowali uciec z Krańcowa, ale dotarli dalej, bo aż do Zakładów Chemicznych. Po tamtej stronie jest już podobno armia niewykształconych. Odbili się od niej i wrócili do Centrum. Za to Kuba uzupełnił swój notatnik o kilka nowych „gatunków”. A właśnie, pamiętasz stwora w masce spawalniczej? - spytał nagle Drugi. - Tego, którego widzieliśmy pod muzeum? - Pierwszy skinął głową, a Grzesiek dodał. - Wiesz, iż on tropi?
- Jak to tropi? - dopytał zdziwiony.
Drugi uśmiechnął się ironicznie. - Tamta grupa starła się z takim jak wracali. Od kilku dni nie daje im spokoju, a najlepsze jest to, iż podobno jakby się nie ukrywali jest w stanie ich odnaleźć.
- Żartujesz... - wtrącił Pierwszy. - A nie próbowali go po prostu załatwić?
- To przypomnij sobie jak nam poszło... - odparł rozbawiony Drugi.
Pierwszy musiał zastanowić się dłuższą chwilę. W trakcie ratowania towarzyszy Grześka z muzeum wydarzyło się tak dużo, iż obraz zamaskowanego potwora nieco uciekł mu z pamięci. W końcu jednak przypomniał sobie jak ostrzelali go z ciężkiego karabinu PKS i kilka to dało. - Hmm. Czyli jak nie patrzeć utknęliśmy...
W tym momencie Drugi zrobił zszokowaną minę. - Przepraszam. Czy ja się nie przesłyszałem? Powiedziałeś „utknęliśmy” ?
Pierwszy poprawił gogle spoglądając w niemal białe niebo. - Słuchaj Grzesiek. Agnieszka nie żyje. Krańcowo jest teraz pełne nie tylko potworów, ale też ludzi, którzy są o wiele bardziej nieprzewidywalni. Jestem uparty, ale nie głupi i wiem, iż nadszedł czas by stąd uciekać...
- WOW! - zawołał Drugi. - Czekaj... Ja na pewno wziąłem remedium? Może jestem nieprzytomny i mi się to śni? Bo wydawało mi się, iż TY zasugerowałeś opuszczenie miasta...
- W czasie Błysku nie ma snów. - zakpił Pierwszy, ale Grzesiek nie zdążył mu odpowiedzieć, bo ich przekomarzanie przerwał jeden z ewenementów Nowego Świata.
Obraz przed ich oczami zaczął się zaginać. Wyglądało to tak jakby ogromna część cmentarza namalowana była na wielkim płótnie i zawieszona wysoko na niebie. Po drugiej stronie zaś ktoś przy użyciu potężnego odkurzacza zasyłałby ten rysunek, marszcząc go i tworząc spore wgłębienie. Pierwszy widząc to od razu pomyślał o hipotetycznych rysunkach czarnych dziur z czasopism naukowych.
Tajemnicze zagięcie przesuwało się po cmentarzu płynnym magnetycznym ruchem. Mężczyźni wstali, by w razie potrzeby zejść mu z drogi.
- Czyli dziś tylko jeden. - stwierdził nagle Drugi.
Pierwszy zahipnotyzowany widokiem spytał dopiero po chwili. - Jak wypada więcej ludzi jest więcej zagięć?
- Mhm. - mruknął Drugi obserwując anomalię, która zawisła nagle nad jednym z grobów. „Marszczenie” rzeczywistości pogłębiało się, aż w końcu na środku pojawiła się mała dziura. Nagle okolicę wypełnił krótki huk przypominający pękającego balona. Zmarszczka momentalnie zniknęła, a jakaś postać runęła twardo między grobami.
Pierwszy i Drugi podeszli do niej.
Nowoprzybyły miał na sobie sprane jeansy i rozciągniętą szarą koszulę na ramiączkach. Fakt, iż nie miał na nogach choćby butów świadczył, iż Błysk musiał zaskoczyć go gdy był w domu. Pierwszy przyglądał mu się z uwagą gdy nagle go zmroziło. Znał tą postać! Znał ją aż nazbyt dobrze. Mężczyzną, który wypadł z Błysku był jego kuzyn.
Drugi przyglądając się reakcji Pierwszego spytał natychmiast. – Wiesz kto to jest?
***
Pierwszy i Drugi jechali samochodem z mężczyzną leżącym na tylnym siedzeniu. Za szybą niebo przybierało powoli brunatno-czerwony kolor co znaczyło, iż Błysk zbliżał się do końca.
W głowie Pierwszego trwała teraz istna burza. Nowoprzybyłym był nie kto inny, a jego kuzyn Daniel. Człowiek z którym spędził kilka wczesnych lat dzieciństwa. W Starym Świecie odizolował się jednak od niego, bo z dość wesołego i rozmownego dziecka, mężczyzna wyrósł na straszliwego egoistę i wykorzystywacza. - Nie powinniśmy go zabierać… - zaczął nagle Pierwszy.
- Przecież sam powiedziałeś, iż to twoja rodzina… - odparł zdziwiony Drugi.
Pierwszy pokręcił głową i prychnął . – Rodzina… Co z tego? To nie jest człowiek, któremu można zaufać w takich okolicznościach.
Grzesiek odwrócił się na chwilę, by spojrzeć na pasażera z tyłu. - Nie wygląda na mordercę... To, iż w Starym Świecie nie był godny zaufania, jeszcze nie znaczy, iż powinno się go zostawić na pewną śmierć.
Pierwszy westchnął spoglądając przez okno. Zbliżali się już do kryjówki. W tym tempie była spora szansa, iż wygaszenie zastanie ich już na miejscu. Tylko czy na pewno powinni tam wracać? - Posłuchaj! - szepnął Pierwszy. - Daniel nie jest jak ja. Potrafi się dobrze sprzedać, oczarować ludzi, ale nie ma w sobie choćby odrobiny moralności. Spędziłem z nim dzieciństwo i wtedy już był bardziej jak maszyna niż człowiek. Poświęci bez skrupułów wszystko i wszystkich dla własnego dobra...
- Brzmi to jakbyś opisywał każdego typowego „egocentryka”. - wtrącił Drugi. - To jeszcze nie powód by skazywać go na samotną tułaczkę.
Pierwszy pokręcił zirytowany głową. - Ty dalej nie rozumiesz. Typowego egoistę rozpoznasz bardzo szybko. On sprawia wrażenie najlepszego z możliwych kompanów zanim nie wbije ci noża w plecy...
W tym momencie Drugi zatrzymał samochód. - Ok, Pierwszy. - stwierdził niespodziewanie. - Jesteś moim przyjacielem i ufam ci jak nikomu innemu. o ile uważasz, iż nie warto go ratować zdaję się na ciebie. Powiedz tylko słowo, a wywalamy go z auta i niech sam sobie radzi! Możemy też zostawić w jakimś bezpieczniejszym miejscu o ile chcesz zachować minimum przyzwoitości.
Po tych słowach Pierwszego zamurowało. Spodziewał się, iż mimo jego ostrzeżeń Grzesiek będzie obstawał za zabraniem Daniela do kryjówki. - Poważnie? - spytał jakby to miał być żart.
- Jasne! - stwierdził Drugi. - Dlaczego miałbym ci nie wierzyć? Nie znam go! Ty tak. Wygląda jak człowiek, ale może być diabłem w ludzkiej skórze! Zdaję się tu w pełni na ciebie...
Pierwszy z jakiegoś powodu poczuł nagle ogromną wdzięczność w stosunku do Drugiego. Nie chodziło tu choćby o to, iż zgodził się porzucić nowoprzybyłego, ale iż tak po prostu zaufał jego opinii. - Ok! To jedź do butików przy Iwaszkiewicza. Mam tam małą kryjówkę. Upchniemy go i niech sobie radzi!
Drugi natychmiast wykręcił samochód, ale nim zdążyli odjechać od kryjówki, Krańcowem wstrząsnęło jak przy grzmocie. - Cholera! Wygaszenie... Co robimy? Pierwszy? Co teraz?
Pierwszy spojrzał w twarz Daniela. Jego oczy biegały jak szalone pod powiekami. Nie było już szans by zdążyli go „porzucić”.
***
Ponieważ wykopanie nieświadomego Daniela nie wchodziło już w grę, mężczyźni zabrali go na podwórko kryjówki. Tam bez angażowania reszty grupy odczekali w samochodzie, aż się w końcu przebudzi.
Zszokowanego kuzyna Pierwszego, który był przekonany, iż jeszcze przed chwilą popijał piwko w domu, musieli teraz wprowadzić do „Nowej Rzeczywistości”. Daniel, który całą sytuacje traktował z początku jako żart i często przerywał im pytając o „kamery i nagrywającego”, po krótkim objechaniu okolicy zaczął powoli przyswajać do siebie, iż świat mógł zupełnie się zmienić.
Gdy dość oczywisty etap wyparcia był już za nim, mężczyźni zabrali kuzyna Pierwszego do kryjówki i tam w jednym z pokoi zaczęli tłumaczyć jak wygląda teraz życie i co adekwatnie zdążyli się dowiedzieć. Ku zdumieniu obu, Daniel wyjątkowo gładko przyjął całą tę wiedzę. Nie było momentu w którym miałby dość albo dał im znać, iż musi to wszystko przemyśleć. Wyjątkowo gwałtownie zaczął też zadawać pytania, a choćby na jego twarzy pojawiało się czasami niezdrowe podniecenie.
W końcu, gdy większość tematów zostało omówionych, Daniel rozsiadł się wygodnie w fotelu podsumowując wszystko jednym zdaniem. - Mimo wszystko to dość zabawne, iż po takim czasie nikt nie odkrył co mogło się stać.
- Jak do tej pory nie. - odparł mu Pierwszy, który przez całą tę rozmowę musiał hamować w sobie niechęć do kuzyna.
Daniel uśmiechnął się kpiąco. - Powiem wam szczerze bracie, iż gdybym podejrzewał was o poczucie humoru, uznałbym to za naprawdę dobry żart! A tak jestem w kropce...
Pierwszy słysząc nowo-mowę kuzyna od razu poczuł jak przelewa się przez niego irytacja. - Przestań z tym swoim „wam” i „bracie”. To już nie jest zabawa w PRL, a my nie jesteśmy dziećmi.
- Jak sobie życzysz. - stwierdził Daniel kłaniając się teatralnie. - Mogę używać twojego prawdziwego imienia, ale miałeś na jego punkcie taką paranoję, iż wolałem pominąć tą część w której się o to pieklisz...
Pierwszy słysząc lekceważący ton kuzyna, poczuł jak zaczyna gotować się w środku. - Posłuchaj mnie! Jeszcze nie zdecydowaliśmy czy chcemy ci pomóc, a sam nie przetrwasz tu choćby chwili! Dlatego jeżeli masz zamiar zostać z nami lepiej się zachowuj i nie kombinuj!
- Oczywiście... - stwierdził Daniel nieco mniej kpiącym tonem. - Wy tu jesteście kapitanami, a to wasza załoga! - podkreślił salutując do pustego czoła. - Jestem, iż tak powiem, „zdany na waszą łaskę”.
- Dobra. - westchnął Drugi. - pozostało trochę nauki jeżeli chodzi o ten świat, więc nie będziemy cię zarzucać na raz! Odpocznij trochę i...
- Nie jestem zmęczony. - stwierdził Daniel zakładając ręce na piersi. - I chętnie poznałbym resztę waszej grupy! Może jakiś wieczorek zapoznawczy przy piwku!
Pierwszy był już gotów wybuchnąć po raz kolejny, ale wtedy do pokoju wpadła Siódma, która najwidoczniej podsłuchiwała pod drzwiami. - I ktoś w końcu rzucił jakąś genialną myśl!
Grzesiek spojrzał na nią zszokowany. - Sandra? Czemu nie jesteś umierająca z pozostałymi?
- Bo podbieram Kubie remedium z torby. - stwierdziła zadowolona dziewczyna podchodząc raźno do Daniela.
- Jestem Sandra, ale możesz mówić Sara albo Siódma! Lubię obie ksywy! - zawołała dziewczyna wyciągając rękę.
Daniel chwycił jej dłoń delikatnie a jego ton zupełnie się zmienił. - No nie wierzę! Bracie, nie zasłużyliście żeby stać w blasku tak pięknych istot!
Sandra zaśmiała się, a Pierwszy poczuł jak oczy wywracającą mu się na drugą stronę. - Przestań mówić do mnie bracie.
- Mów Pierwszy! - wtrąciła Siódma wszyscy tak mówimy.
- Pierwszy? Czyli te numeroksywy to wasza kolejność pojawiania się w świecie? - dopytał Daniel.
- Nom. - potwierdziła Sandra ciągnąc Daniela w stronę wyjścia. - Chodź ze mną! Nie mamy piwa, ale wypijemy razem kawkę!
- Wybaczcie Pierwszy i Drugi, ale w tych okolicznościach nie mogę odmówić. - zawołał Daniel i ignorując mężczyzn ruszył razem z Siódmą na korytarz.
Pierwszy czuł w tym momencie ogromny ból w środku. - No i co o nim myślisz? - spytał w końcu zerkając na Drugiego.
- Wiesz co? - odparł Grzesiek. - Jest dokładnie tak okropny jak mówiłeś! No, ale jak już oprzytomniał to głupio byłoby go tak po prostu wywalić z samochodu. Trochę dziwi mnie natomiast jedna kwestia...
- To znaczy? - spytał Pierwszy.
- No wiesz, te „zdecydowaliśmy” i „zostać z nami”... Brzmiałeś prawie jakbyś sam miał zamiaru w końcu się do nas przyłączyć.
Pierwszy odetchnął ciężko patrząc na Drugiego. - Ktoś musi go pilnować żeby nie dał się wam za mocno we znaki. Po za tym nie przesadzałem mówiąc o opuszczeniu Krańcowa... Naprawdę chcę pomóc to zaplanować.
- Nareszcie! - stwierdził Drugi. - A teraz chodź. Przypilnujemy żeby nie wybuchł nam na dole ognisty romans...
- Zmiłuj się. - jęknął Pierwszy.
***
Dołączenie na stałe Pierwszego i jego kuzyna do grupy zostało wbrew pozorom przyjęte dość pozytywnie.
Pierwszy mimo, iż uważany był za dziwaka to jednak miał pełne wsparcie Drugiego. Wiele razy wykazał się też wyciągając jego kompanów z opresji, a przy okazji wciąż był w stanie dostarczyć sporo broni i innych przydatnych przedmiotów.
Daniel z kolei zaskarbiał sobie łaski swoją wyjątkowo otwartą postawą i swoistym poczuciem humoru. Finalnie większość grupy zaakceptowała go w pełni i tylko Pierwszy oraz Drugi dalej traktowali go z dystansem.
Sam kuzyn Pierwszego wyjątkowo dobrze aklimatyzował się w Nowym Świecie. gwałtownie nadrobił braki w wiedzy i bez marudzenia zaczął zgłaszać się do wypraw po zaopatrzenie. To zostało wyjątkowo dobrze odebrane, bo w odróżnieniu od Szóstego, który bał się wyściubiać nosa poza bazę albo Siódmej, która mimo chęci odstawała od reszty fizycznie, nie sprawiał wrażenia ciężaru.
Pierwszego bardzo irytowało to, iż jego kuzyn był w stanie dogadać się choćby z Ósmym i Dziewiątym, którzy zaczęli traktować go jak swojego „ziomala”. Niespodziewanie pojawiła się jednak jeszcze jedna osoba która, poznała się na Danielu.
Było to w trakcie jednego z pierwszych wypadów jakie mężczyzna odbył poza bazę.
Pierwszy, Piąta i Trzeci wyruszyli do jednej z kryjówek po broń, a Daniel towarzyszył im w ramach swoistego szkolenia. Gdy gromada wracała już z powrotem natknęła się na Gospodarza zablokowanego pod jedną z klatek.
Grupa zaczaiła się po przeciwnej stronie drogi i zaczęła obserwować go przez lornetki. Chcieli dać w ten sposób Danielowi szansę, by mógł przyjrzeć się niewykształconym na własne oczy.
- To jest ten cały potwór? - spytał w końcu wyraźnie rozczarowany. - Z waszych opisów myślałem, iż bardziej się od nas różnią...
- To Gospodarz. - wyjaśnił Kuba.- U nich zmiany fizyczne są naprawdę niewielkie.
Daniel ponownie przyłożył lornetkę do oczu. - To jak ich adekwatnie odróżnić od zwykłych bandytów?
Trzeci podrapał się po brodzie zaczynając swoje standardowe tłumaczenie. - Z nimi rzeczywiście jest drobny problem, bo wymaga to dłuższej obserwacji, a przede wszystkim doświadczenia. Jest jednak kilka cech na które powinieneś zwracać uwagę. Często się okaleczają, ale nie jest to reguła. Możesz spróbować śledzić ich wzrok. Gospodarze, gdy nie widzą człowieka mają przez cały czas puste spojrzenie, jakby byli ciągle zamyśleni. No i ruchy! Jak trochę ich poobserwujesz to zauważysz, iż brakuje im ludzkiej płynno...
Nim Trzeci zdążył dokończyć Gospodarz wrzasnął i uderzył z całej siły głową w ścianę budynku.
- A to? - spytał Daniel.
Kuba cmoknął odpowiadając. - No cóż. Gdy nie są w stanie dostać się przez dłuższy czas do swojego domu popadają w obłęd...
W tym momencie Pierwszy postanowił nieco przetestować swojego kuzyna. - Dobra, Daniel. Prędzej czy później będziesz musiał nauczyć się walczyć z tymi potworami. Lepiej teraz w kontrolowanych warunkach niż gdy będziemy w niebezpieczeństwie. Idź i go zabij...
- Może to nie jest dobry... - chciał już zaprotestować Trzeci, ale Daniel uśmiechnął się i odłożył lornetkę.
- Jasne! Mam go zastrzelić? - spytał wyciągając pistolet.
- W ostateczności... Spróbuj najpierw to zrobić maczetą. Jakby poszło źle wkroczymy. - skwitował Pierwszy, a Daniel kiwnął głową i chowając broń pod kurtką ruszył bez ociągania w kierunku potwora.
- Niezły gość... - stwierdził Trzeci, ale Dix pokręciła głową patrząc chłodno na oddalającego się mężczyznę.
- Nie! Nie ma w tym nic nie złego! To jest dziwne...
- O co ci chodzi? - spytał natychmiast Kuba.
- O to co tu się dzieje! Pamiętasz co czułeś jak zabiłeś swojego pierwszego niewykształconego? - spytała dziewczyna spoglądając na Trzeciego z pewną zaciętością.
Kuba zmarszczył czoło. - Wiesz, trochę już minęło...
- A ja ci powiem co czułam! - przerwała mu natychmiast. - Rozkojarzenie, przerażenie, a choćby trochę wyrzutów sumienia. Chociaż wiedziałam już, iż to potwór to dla mojego umysłu dalej wyglądał jak człowiek. On poszedł zabić coś co wygląda jak człowiek tylko dlatego, iż Pierwszy mu tak kazał. Bez słowa oporu, bez cienia niepewności na twarzy...
Kuba pokręcił głową. - Dix, chcę ci powiedzieć, iż jak poznaliśmy Pierwszego też zabijał niewykształconych bez oporu i nie miałaś do tego awersu.
Pierwszy chciał już na to odpowiedzieć, ale Dominika toczyła w tym momencie własną wojnę na argumenty. - Pierwszy akurat żył w tym świecie dłużej niż my. Miał czas się w tym pozbierać, przyzwyczaić... Dla niego. - stwierdziła wskazując skradającego się do potwora Daniela. - Normalny świat skończył się parę dni temu. To jest naprawdę niepojące...
W tym momencie wszyscy zamilkli, bo Daniel zbliżył się do potwora. Pierwszy myślał już, iż jego kuzyn wykorzysta element zaskoczenia i po prostu zaatakuje bestię od tyłu. Ten zrobił jednak coś zupełnie innego. Krótkim wrzaśnięciem zwrócił uwagę Gospodarza, który z krzykiem ruszył na niego. Daniel zwinnie odskoczył na bok jak torreador od byka, a potwór przebiegł obok wyhamowując po chwili. Gdy szykował się do kolejnego ataku Daniel podbiegł do niego i gdy tylko potwór zdążył się obrócić, sprzedał mu kopniaka centralnie w mostek. Gospodarz potoczył się na plecy i dopiero w tym momencie mężczyzna sięgnął po maczetę. Potwór zaczął się podnosić, a Daniel przygotował się biorąc ogromny zamach.
Gdy Gospodarz wyskoczył po raz kolejny mężczyzna wykonał potężne cięcie, które w połączeniu z ciężarem maczety, prawie go zdekapitowało. Daniel bez ogródek podszedł do leżącej na ziemi bestii i drugim uderzeniem w szyję całkiem odciął mu głowę od tułowia. Te zresztą podniósł po chwili i pokazał w ich stronę w geście triumfu.
- I powiedz mi, iż to jest normalne... - wyszeptała z obrzydzeniem Dix.
***
Od testu z Gospodarzem, Piąta podobnie do Pierwszego i Drugiego podchodziła do Daniela z dystansem. Tego samego nie dało się powiedzieć o jej ukochanym, którego mężczyzna kupił jak większość ekipy pewnym nieplanowanym wypadem.
Gdy kuzyn Pierwszego był już jako tako obeznany w świecie, a choćby za zgodą Drugiego została mu na stałe podarowana broń (wcześniej dostawał ją tylko w trakcie ewentualnych podróży poza bazę), zniknął na kilka godzin nie informując o tym nikogo.
Pierwsza grupa zaczęła się już zbierać by go szukać, a wtedy mężczyzna wrócił do kryjówki z beczką piwa. Drugi i Pierwszy uznali to oczywiście za idiotyczne i niepotrzebne ryzyko, ale Danielowi udało się to przedstawić reszcie w zupełnie innym świetle.
- Nie prosiłem nikogo o pomoc! Nie narażałem też nikogo oprócz siebie, a dodatkowo przyniosłem coś z czego skorzystamy wszyscy żeby się wreszcie odprężyć. Nie muszę wam chyba tłumaczyć, iż „przeżycie to nie życie”. Jak mamy już do końca świata się nie bawić to od razu palnijmy sobie w łeb. - stwierdził pokrętnie i o zgrozo większość mu przyklasnęła.
Ten wieczór zmienił się więc w nieplanowaną imprezę i chociaż Drugi apelował o umiarkowanie, sam dał się namówić na „kubek” piwa.
Pierwszy postanowił odseparować się od tego twierdząc, iż ktoś musi pilnować domu, ale Daniel nie miał zamiaru dać mu spokoju. - Bracie, wrzućcie raz na luz. Sami mówiliście, iż prawie nikt nie podróżuje nocą! Zamiast się bawić w samotnego wilka, zróbcie to co prawdziwy wilk i dołączcie do stada. - swoje wyznanie zaś podkreślił długim wyciem, któremu zawtórowała podchmielona Siódma, a po niej reszta grupy.
Pierwszy został więc zmuszony do wzięcia udziału w tym jak to określił „cyrku”. Zrobił to jednak tylko dlatego, iż chóralne wycie mogło zostać usłyszane przez coś niekoniecznie przyjaznego. Drugiemu udało się jednak tę sytuację przedstawić w trochę lepszym świetle. - Przynajmniej mamy w końcu okazję się razem napić. - stwierdził stukając się z Pierwszym kubkami.
Ten mimo wszystko miał w tej kwestii odmienne zdanie. - Wolałbym inne okoliczności... - Po za tym oni już przesadzają... - stwierdził obserwując coraz bardziej rozbawioną gromadkę.
- Wiem, wiem... - podkreślił Drugi przygryzając nerwowo wargę. - Ale od tak dawna nie widziałem, żeby byli w dobrych nastrojach... Po prostu nie mam serca im tego przerwać.
- To co słuszne rzadko jest przyjemne. A to co nieprzyjemne nigdy nie spotka się z poklaskiem tłumu. - skwitował Pierwszy pokrętnie parafrazując Fryderyka Wielkiego. - Ale teraz gdy masz utalentowanego błazna, baw się gawiedzi... Zapominając, iż wróg czyha w każdym momencie.
Pierwszy bowiem, mimo całej niechęci jaką darzył Daniela, musiał przyznać jedną rzecz. Umiał się bawić, a przede wszystkim wciągać w tę zabawę innych. Pierwsza Grupa siedziała dookoła niego wpatrzona jak na wodzireja podczas biesiady. A ten krążąc między nimi rzucał różnymi anegdotami i płytkimi żartami, które starczyły jednak by rozbawić pijane towarzystwo.
W końcu, gdy atmosfera w pełni się rozluźniła, Daniel wyskoczył z dość nietypową propozycją. - Dobra! Bracia, siostry, ziomki i wilki! Mimo tego, iż jesteśmy jednym stadem to tak naprawdę gówno o sobie wiemy! Dlatego mam zajebisty sposób na przełamanie lodów ‘’Prawda czy odwaga”.
- A co to niby jest? - czknął ledwo już przytomny Ósmy, który wlewał w siebie najwięcej ze wszystkich.
- Gra o prostych zasadach. - wyjaśnił Daniel stając w kółku, które zrobili członkowie grupy. - Wyznaczona osoba musi wybrać między prawdą a odwagą. Gdy osoba zdecyduje i wybierze prawdę musi odpowiedzieć na pytanie, a o ile odwagę wykonać zadanie!
- A skąd mamy wiedzieć czy ktoś mówi prawdę? - spytał dość rozsądnie Dziewiąty.
- To proste. - odparł Daniel. - Nie możemy! Dlatego trzeba tak formułować pytania żeby ktoś nie mógł skłamać.
- ZAJEBISTE! - krzyknęła Siódma, która w kategorii zalania była tylko trochę trzeźwiejsza od Ósmego - A kiedy się przegrywa?
- Nie przegrywa się! To gra na zabawę, a nie rywalizację. - odparł Daniel. - To żeby dać wam przykład zacznę wybierać... - stwierdził rozglądając się teatralnie po grupie. W końcu jego wzrok, co było dość oczywiste, padł na Pierwszego. - Wy, bracie! Prawda czy odwaga?
- Nie gram w tą durną grę. - syknął Pierwszy, ale Daniel nie miał zamiaru odpuszczać.
- Bracie, to żeby się zjednoczyć! - zawołał. - No, nie dajcie się prosić swojemu stadu. AUUUU! - zawył natychmiast, a reszta, o zgrozo, łącznie z Drugim dołączyła do niego.
Pierwszy toczył w tym momencie naprawdę potężną wewnętrzną walkę. Zdawał sobie jednak sprawę, iż z pijaną bandą nie wygra. - Dobra, tylko już bądźcie cicho, bo naprawdę coś tu zwabimy! - stwierdził zrezygnowany.
- No to prawda czy odwaga? - spytał ponownie Daniel spoglądając na niego wyzywająco.
To było wręcz oczywiste, iż liczył na „prawdę” co dałoby mu możliwość wydłubania jakiegoś kompromitującego sekretu albo ośmieszenia Pierwszego. Dlatego ten postanowił nie dać mu tej satysfakcji. - Odwaga... - rzucił jak od niechcenia.
Kuzyn popatrzył się na niego z zacięciem w oczach. - Dobrze! Oto wasze zadanie. - Przy następnej kolejce musicie wybrać prawdę.
- EJ! - zaprotestował Pierwszy. - Tak się w to nie gra! To niezgodne z zasadami!
- Dokładnie tak się gra! - stwierdził Daniel. - Wiem, iż wolelibyście zjeść żarówkę niż wybrać „prawdę”, dlatego waszym testem odwagi będzie przymus powiedzenia prawdy następnym razem. Wybierajcie kolejną ofiarę bracie... - dodał kłaniając się nisko.
Pierwszy spojrzał na kuzyna szukając okazji by mu się odgryźć. - Dobra Daniel, prawda czy odwaga?
- Nie ma oddawanych! - zaprotestował mężczyzna.
Słysząc to Pierwszy poczuł jak zaczyna się w nim gotować złość. - Wymyślasz zasady w trakcie!
- Oj Pierwszy, daj spokój! - zawołała Siódma. - To normalne żeby uniknąć potencjalnej zemsty! Wybierz kogoś innego! - stwierdziła prostując się jakby oczekiwała, iż to ona będzie kolejnym graczem.
Pierwszy odwrócił się od niej i spojrzał na Dziewiątego. - Prawda czy odwaga?
- Odwaga. - odpowiedział mężczyzna, a Pierwszy wypalił natychmiast.
- Rzuć w Daniela piwem, które ci zostało!
- Co? - spytał chłopak, a Daniel rozłożył teatralnie ręce szykując się na przyjęcie uderzenia.
- No dalej! Takie zasady! - stwierdził zamykając oczy.
Dziewiąty wziął zamach i cisnął w Daniela kubkiem piwa, a ten zadowolony spojrzał na Pierwszego. - Widzicie bracie? Można się bawić bez spiny! Twoja kolej Dziewiąty...
Mężczyzna rozejrzał się po zgromadzonych, a jego wzrok padł na Siódmą. - Sandra, prawda czy odwaga?
- Odwaga. - odparła wyraźnie zadowolona dziewczyna zacierając ręce.
- Zdejmij stanik! - zażądał Dziewiąty, a Dix i Kamil jęknęli razem.
- Ej, no nie przeginaj! - stwierdziła Dix, która poza Pierwszym i Drugim była najtrzeźwiejsza z całej grupy.
Niespodziewanie jednak Siódma zakończyła spięcie. - Podejmuję się! - zawołała i gmerając chwilę pod bluzką ściągnęła stanik nie pokazując jednak piersi na co prawdopodobnie liczył Dziewiąty. Dziewczyna rzuciła nim za siebie i ze znacznie „luźniejszą” bluzką spojrzała na Daniela. - Daniel, prawda czy odwaga?
- Prawda. - odpowiedział Daniel spoglądając wyzywająco na dziewczynę.
Siódma uśmiechnęła się i przeciągając każdą sylabę spytała. - Jak ma na imię Pierwszy?
W tym momencie wszyscy spojrzeli zszokowani w stronę mężczyzny. Atmosfera zrobiła się bardziej napięta niż w momencie, gdy Siódma prawie się rozebrała. Pierwszy poczuł jak skóra mu cierpnie, a Daniel spojrzał na niego unosząc brwi. Po chwili zastanowienia podniósł się i podchodząc do dziewczyny wyszeptał jej odpowiedź do ucha.
- Naprawdę? W życiu bym się nie domyśliła! - stwierdziła zadowolona Siódma.
- Ej, no powiedz! - zawołał Trzeci, a Siódma wypięła na niego język.
- Poświęć swoją kolejkę! - wymamrotała wlepiając teraz oczy w Pierwszego.
W tym momencie Daniel spojrzał się na Szóstego z przesadnie sztucznym uśmiechem. - Szósty! Prawda czy odwaga!- Przestraszony chłopak na którego przez większość czasu nikt nie zwracał uwagi po prostu pobladł, ale kuzyn Pierwszego wybrał już ofiarę i nie miał zamiaru odpuścić. - No dalej! Dalej młody!
- Prawda... - wyszeptał nieśmiało chłopak, a Daniel pokiwał głową szykując prawdziwą bombę.
- Był błysk, a ty jako jedyny zdołałeś się po nim przebudzić. Nasza kryjówka się pali! Musisz wyciągnąć stąd wszystkich ludzi. W jakiej kolejności to zrobisz? Oczywiście zakładając, iż ci których wybierzesz jako ostatnich prawdopodobnie zginą... - W tym momencie Szósty wyglądał jakby miał stracić przytomność, a wszyscy oprócz Pierwszego wydali z siebie ciche buczenie. Zestresowany chłopak złapał łyk piwa, a Daniel zaczął go ponaglać. - No dalej chłopcze! Dom się pali! RATUJ LUDZI!!!
- Dokładnie, ogień wszędzie! - wtrąciła Siódma. - Ratuj nas, boże! RATUJ!
Szósty złapał kolejny łyk i zaczął wymieniać. - To może tak: Siódma, Piąta, Drugi, Trzeci... - tu zrobił chwilę przerwy próbując chyba zebrać myśli i ostatnie pseudonimy wykrzyczał błyskawicznie - Potem Czwarty, Dziewiąty, Ósmy, Ty i Pierwszy...
Pierwszy westchnął czując prawdziwe zażenowanie, a Drugi klepnął go w plecy. - Spokojnie, u mnie byłbyś zaraz po dziewczynach...
- Panie przodem! - stwierdził Daniel dolewając chłopakowi piwa. - Bardzo szlachetnie, prawdziwy z ciebie dżentelmen.
- Przepraszam, najmniej się z wami znam i... - chciał już wytłumaczyć się zestresowany chłopak, ale Daniel przerwał mu.
- Ej! Ta gra polega na złośliwościach i podpuszczaniu. Nie przejmuj się! Twoja kolej... - stwierdził klepiąc chłopaka w ramię.
Szósty rozejrzał się po grupie i po raz drugi wybrana została Siódma. - Sandra... prawda czy odwaga?
- Odwaga! - wybrała dziewczyna, a chłopak zmarszczył czoło...
- Kurczę, myślałem, iż wybierzesz teraz prawdę... Nie mam pomysłu... - westchnął zestresowany.
- Niech rozepnie bluzkę. - domagał się Ósmy
W tym momencie zarówno Dix jak i Drugi popatrzyli na na niego jak na zwierzę.
W którymś momencie całkiem czerwony Szósty wyszeptał. - To może... Przytulisz mnie?
Słysząc to Ósmy parsknął śmiechem, a Dziewiąty plasnął dłonią w twarz. Niemniej dziewczyna podeszła do chłopaka i ścisnęła go od tyłu przez co ten aż zrobił się już całkiem jak burak.
Pierwszy pomyślał w tym momencie, iż jest mu go choćby trochę szkoda. To, iż Siódma mu się podobała wręcz biło po oczach. - Niestety, boję się, iż jesteś dla niej zdecydowanie za skromny. - pomyślał popijając odruchowo piwo. - Myślę jednak, iż to lepiej dla ciebie. To nie jest ktoś z kim stworzyłbyś rodzinę o jakiej ludzie twojego pokroju myślą...
- Dobra, moja kolej. - zawołała Siódma klaszcząc w dłonie. - Pierwszy, masz obowiązek wybrać prawdę, więc o to moje pytanie. Ja czy Dix? - zawoła rozsuwają wyzywająco bluzkę i prostując się przesadnie.
Pierwszy wyciągnął w tym momencie pistolet. - Samobójstwo...- powiedział przykładając sobie lufę do podniebienia.
- Ej! - zawołał Drugi wyszarpując mu broń. - To tylko dla draki! Odpowiadaj!
Pierwszy odetchnął, a w jego głowie rozpoczęła się prawdziwa burza myśli. W jego oczach Dix była zdecydowanie ładniejsza, ale mówiąc to mógł narazić się Kamilowi i samej Dix. Z drugiej strony za żadne skarby nie chciał dać Siódmej satysfakcji. W końcu wybrał coś co nie było kłamstwem. - Piąta... - wymamrotał spoglądając odruchowo na dziewczynę.
Chociaż konkurencja była bardzo ograniczona to na twarzy Dix pojawił się w tym momencie delikatny uśmiech. Czwarty natomiast przerzucił ostentacyjnie rękę przez jej plecy.
- NO, MHYM! - jęknęła natychmiast oburzona Siódma
Sam Czwarty uznał najwidoczniej, iż nie może tego nie skomentować. - Dobrze wybrałeś. - stwierdził pół żartem. - Ale spróbuj podejść to zabije!
- Jesteście okropni! - zaperzyła się Siódma.
Daniel uznał najwidoczniej, iż dobrze będzie zagrać w tym role pocieszyciela. Przyklękając obok dziewczyny szepnął jej tak by wszyscy słyszeli. - Mają po prostu wypaczone gusta. - po chwili dodał już znacznie. - I znowu wy, bracie!
Pierwszy nie czuł w ogóle zaangażowania w tę grę i chciał to już po prostu mieć z głowy. Dlatego kolejnego gracza wybrał zupełnie przypadkowo - Trzeci, co wybierasz? Prawda czy odwaga?
Słysząc to Dix parsknęła. - Kuba z oboma ma spory problem!
Kamil i Drugi zakrztusili się, a Trzeci kręcąc głową wybrał prawdę.
W tym momencie Pierwszy miał absolutną pustkę w głowie, więc przekręcił po prostu pytanie Daniela. - Dobra dom się pali, a ty masz czas by uratować tylko jedną osobę oprócz siebie. Kogo wybierasz?
Trzeci zmarszczył czoło i po chwili odpowiedział. - Nikogo...
- Nie ściemniaj i powiedz, iż mnie! - zawołała Siódma machając w jego stronę stopą, ale Kuba pokręcił głową.
- Szósty miał chociaż szansę uratować wszystkich. Daniel nie powiedział, iż ostatni nie zginą na pewno tylko „prawdopodobnie”. Gdy masz wybrać tylko jedną osobę, jakiegokolwiek wyboru byś nie dokonał nie będzie on sprawiedliwy wobec reszty. Jedyną uczciwą decyzją jest tutaj nie ratować nikogo...
- To skurwiel! - zawołał Ósmy. - Nie pomógłby nikomu!
W tym momencie w stronę Kuby poleciały pogniecione kubeczki, ale Pierwszy miał wrażenie, iż była to wbrew pozorom jedna z najlepszych odpowiedzi jakiej dało się udzielić. Sam oczywiście uratowałby Drugiego, ale tylko i wyłącznie dlatego, iż był z nim najbardziej związany. Z drugiej strony, gdyby ktoś oceniał jego czyn mógłby naprawdę podejść do tego różnie. Ludzie o bardziej „rycerskiej” duszy powiedzieliby, iż powinien raczej uratować którąś z dziewczyn, ale którą? Z kolei zwolennicy szkół przetrwania wybrali by pewnie kogoś kto ma największe szanse przeżycia jak Dziewiąty, który bądź co bądź był z nich fizycznie najsilniejszy. Oportuniści na złość systemowi ratowaliby Szóstego ,bo jego nie wybrałby nikt, a czy jakieś zakapiory wybrałyby Ósmego? Trudno powiedzieć...
Tak w tym wypadku nie ratowanie nikogo było jednocześnie najbardziej moralnie wątpliwe i sprawiedliwe.
Trzeci ukarany salwą śmieci strzelił już palcami gotów wybrać swój cel, ale w tym momencie trzeszczenie radia przerwało im grę.
- To pewnie nasi znajomi! - stwierdził Drugi. - Spytam co chcą i wracamy do gry! - mówiąc to podszedł do leżącego na parapecie manualnego radia i przekręcił manipulator głośności. - Tu Pierwsza Grupa, Hubert to ty?!
- Drugi! Dzięki Bogu, iż się odezwałeś! - zawołał trzeszczący głos z głośnika. - Jesteśmy w naprawdę kiepskiej sytuacji. Ten potwór nie odpuszcza! Znajduje nas wszędzie gdzie tylko się ukryjemy! Nie mamy już amunicji by z nim walczyć i paliwa do samochodu by uciekać. Jesteśmy wymęczeni i kończy nam się woda... Potrzebujemy waszej pomocy!
- To chyba koniec gry. - skwitowała Dix odkładając resztkę piwa na stolik.