Opowieści z Martwego Świata. - Historia Pierwszego XIII

krancowo-postapokaliptycznaopowiescinternetowa.com 2 lat temu

Z nowego dziennika Kuby – O Wielkim Wyrzucie.

Jeżeli wziąć pod uwagę historię Nowego Świata, wyłącznie od pojawienia się Pierwszego do powstania Zbawiciela, to moim zdaniem jednym z najbardziej znaczących wydarzeń tego okresu będzie właśnie ‘’Wielki Wyrzut”, nazywany też czasem ‘’Wielkim Wysypem”.

WW był serią Błysków pojawiających się w bardzo krótkich odstępach czasu (w szczególnych przypadkach pomiędzy poszczególnymi Błyskami nie mijał choćby kwadrans) trwającym przez około trzy tygodnie. W przeciągu tego ewenementu w mieście pojawiło się szacunkowo ponad osiemset osób, co stanowiło niemały odsetek całkowitej liczby mieszkańców Krańcowa. Co interesujące był to jedyny okres, w którym ludzie pojawiali się nie tylko na cmentarzu komunalnym w pobliżu hotelu, ale równocześnie na pozostałych nekropoliach, mieszczących się w granicach centralnej części miasta.

Nie jest do końca jasne co spowodowało WW, a ponieważ nie powtórzył się nigdy, trudno mi było doszukiwać się jego przyczyn. Niemniej z biegiem czasu pojawiło się kilka teorii, które sam uznaję za dość prawdopodobne. Jeżeli przyjmiemy założenie, iż Błysk jest czynnikiem niwelującym zmiany w Nowym Świecie, to przed pojawieniem się WW, musiało dojść do jakiegoś silnego zaburzenia panującej równowagi

Tutaj też przez długi czas byłem w kropce. Jako jeden z nielicznych pojawiłem się bowiem jeszcze przed WW i nie przypominam sobie wydarzenia, które mogłoby aż do tego stopnia zaburzyć balans w Krańcowie. Z pomocą w rozwiązaniu tej zagadki przybyły mi jednak opowieści ludzi zamieszkałych na Zarzeczu. w tej chwili przypuszczam, iż Centralne Krańcowo od momentu mojego pojawienia się, było jeszcze przez kilka miesięcy zupełnie oddzielną częścią rzeczywistości. Bardzo prawdopodobne jest, iż zaburzenie owej równowagi wywołało właśnie połączenie się tej części z inną. Nie sądzę jednak by chodziło tutaj o Zarzecze, a o Zatorze. Ta część Krańcowa, choćby przed ingerencją ‘’Zbawiciela”, była wyjątkowo opustoszała. Wedle mojej teorii, z jakiegoś nieznanego powodu, Zatorze przed przyłączeniem się do Centrum było niemal opustoszałe. Dołączenie go do Centralnego Krańcowa spowodowało więc ogromną dysproporcję w ilości istot żywych i doprowadziło do Wielkiego Wyrzutu.

***

- Do tego nie da się przyzwyczaić… - pomyślał Pierwszy, gdy w końcu wróciła do niego świadomość.

Po raz kolejny ocknął się w zupełnie innym miejscu niż padł nieprzytomny. Tym razem, zamiast w progu mieszkania, leżał na jakimś małym łóżku w dziecięcej sypialni. Tuż nad swoją głową zobaczył błękitny sufit z namalowanymi chmurkami i słoneczkiem w miejscu żyrandola. – Paskudne… - westchnął zbierając myśli. Ponieważ ktoś musiał go przenieść, gdy był jeszcze nieprzytomny, od razu przyszło mu do głowy, iż Drugi musiał z jakiegoś powodu obudzić się przed nim.

Podnosząc się powoli poczuł dość nieprzyjemny ból w okolicy skroni, ale nie było to choćby w połowie tak straszne jak jego doświadczenia z poprzednią mieszanką Trzeciego.

- Hej…! – zawołał nagle mdły głos Drugiego.

Pierwszy słysząc kompana oparł się o poduszkę i dostrzegł go w rogu pokoju. Grzesiek siedział w dość ciasnym obrotowym fotelu, a jego twarz zdradzała, iż toczy w tym momencie ekstremalną walkę z własnym żołądkiem. Zdziwiony spytał się natychmiast. – Długo już nie śpisz?

- Jakieś dwadzieścia minut… - westchnął Drugi chowając jednocześnie twarz w dłoniach. Po chwili zbierania sił wycedził z wyrzutem przez palce. – Jakim cudem tu dotarłeś? Znowu użyłeś tych chemikaliów od Kuby? – Pierwszy skinął głową, a mężczyzna jęknął niezadowolony. – Miałeś przecież tego nie robić…

- Nie zrobiłem tego z ciekawości! - zaprotestował Pierwszy. – Gdyby nie ten środek... Byłbym pewnie jak to truchło na zewnątrz.

Grzesiek słysząc to popatrzył na niego zawstydzony. – Cholera… - syknął wyraźnie zły. - Czy przyjdzie kiedyś taki dzień gdy poproszę cię o coś i nie będę potem musiał tego żałować? Albo za to przepraszać?

Pierwszy nie widział jednak powodu by o cokolwiek się wściekać. Nie tylko udało mu się przecież wyjść z całej sytuacji praktycznie bez szwanku, ale miała ona choćby pewien pozytywny aspekt. – Teraz przynajmniej wiemy, iż druga mieszanka działa. – wtrącił na tyle zadowolony na ile pozwalał mu ból głowy. - Byłem w stanie funkcjonować w Błysku i nie przypłaciłem tego stanem przedzawałowym...

Drugi słysząc to musiał zapomnieć na chwilę o swoich mdłościach, bo nachylił się gwałtownie w stronę Pierwszego. – I jak było? Co widziałeś?! – spytał wyraźnie podniecony, ale niemal natychmiast zrobił się całkiem zielony i odchylił głowę do tyłu, prawdopodobnie by powstrzymać wymioty.

Pierwszy popatrzył na niego ze zrozumieniem. Gdyby nie to, iż żołądek miał pusty od kilkudziesięciu godzin to pewnie jego zawartość już dawno leżałaby na podłodze. Nim jednak odpowiedział na pytanie musiał dać upust własnej ciekawości. – Powiedz najpierw co z tą wiadomością na balkonie? Sprawdziłeś blok? Są tu ludzie?

- Sprawdziłem… - odparł smętnie Drugi, a po jego minie od razu było widać, iż nie ma dobrych wieści. – Nikogo już tu nie ma... Przepraszam... Po raz kolejny nas naraziłem i do tego bez potrzeby.

- Co?! – zawołał zszokowany Pierwszy. – Przecież widzieliśmy ruch w oknie… Ktoś musiał tu być!

– W tamtym mieszkaniu z wywieszką na balkonie zamknięty był Gospodarz. - wyjaśnił niezadowolony Drugi. - Pewnie uwięzili go tam ci, którzy się tu wcześniej ukrywali…

Pierwszy westchnął zrezygnowany rozkładając się na łóżku. – Cholerny świat…

- To co z Błyskiem? – dopytał ponownie Drugi. – Widziałeś jakichś ludzi? Helikopter? Coś co mogłoby wyjaśnić cały ten bajzel?

Pierwszy spróbował skupić się przez chwilę. W trakcie Błysku czuł się jakby był pijany, a na głowie miał próbę ratowania się z „łap” niewykształconych. choćby przez chwilę nie myślał o sprawdzaniu tajemnic Nowego Świata. - Nie miałem czasu się rozejrzeć. – stwierdził czując, iż sam jest tym mocno rozczarowany. - Od razu wróciłem tutaj. Padłem też znacznie szybciej niż myślałem, więc mieszanka na pewno będzie wymagała dopracowania. Jedyne co mogę ci powiedzieć to, iż w trakcie Błysku potrzebna jest jakaś osłona na oczy. Światło jest tak ostre, iż przez moje przyciemnione wizjery ledwo dałem radę coś zobaczyć…

Drugi skinął głową, ale widać było, iż sam jest zawiedziony tą zmarnowaną okazją. – Przynajmniej mamy jakiś ruch w dobrą stronę. – powiedział w końcu głosem pełnym przekonania. - o ile Trzeci rzeczywiście zmiksował coś czego można użyć bez obawy o życie...Jedna z tajemnic świata zbliża się do odkrycia.

- Mhm. – potwierdził Pierwszy zamykając oczy. Przez chwilę gotów był ponownie odpłynąć, ale Drugi wciąż go zagadywał.

- Jak myślisz?Czemu kolejny Błysk? - spytał mocno zaniepokojony. - Przecież od ostatniego minęło ile… Dwanaście? Trzynaście godzin?

Chociaż głos mężczyzny zdradzał, iż ledwo utrzymuje się w przytomności to ewidentnie oczekiwał odpowiedzi, bo Pierwszy poczuł, iż świdruje go wzrokiem na wylot. Ponieważ myślał już tylko o tym by znowu się położyć, rzucił pierwszą myślą jaka wpadła mu do głowy. - Może ci, którzy zarządzają Nowym Światem potrzebowali zmienić coś na szybko? - wydumał bez przekonania nie otwierając choćby oczu.

Miał już naprawdę nadzieję, iż Grzesiek skończy rozmowę i pokonany własnymi bólami sam położy się spać. Niestety, mężczyźnie musiało coś mocno ciążyć, bo mimo wycieńczenia ciągnął rozmowę dalej. - Kuba od samego początku upiera się przy tym, iż eksperymentują na nas, obserwują, kontrolują. Przez to sam zacząłem się zastanawiać… Myślę, iż to co się teraz dzieje to nasza wina. - stwierdził niespodziewanie przez co Pierwszy aż usiadł na łóżku.

– Skąd u ciebie takie… Coś? – spytał skonfundowany.

Grzesiek popatrzył przez chwilę w sufit dysząc ciężko, a Pierwszy miał wrażenie, iż mężczyzna już dłużej nie wytrzyma. Ten zebrał jednak w sobie siły i wysapał. – Wiesz… Mam takie wrażenie, iż to wszystko zaczęło się pieprzyć od kiedy ruszyliśmy na H-Market. Może złamaliśmy jakieś zasady? Zrobiliśmy coś czego nie powinniśmy? I teraz nie wiem… Dostajemy za to karę?

Pierwszy pokręcił głową co w jego stanie wcale nie było dobrym pomysłem. Walcząc przez chwilę z z rozbujanym helikopterem stwierdził. – Załóżmy nawet, iż to jest eksperyment. Co do czego jednak mam wątpliwości. W tym wypadku ma on założony jakiś scenariusz. Musi prowadzić do jakichś wniosków. o ile jego twórcy są bystrzy i wzięli pod uwagę, iż możemy podejmować różne decyzje to i tak poruszamy się tylko w ramach, które nam ustalili. o ile zdecydowali, iż na końcu tego mamy umrzeć to po prostu nas uśmiercą w ten czy inny sposób.Choćbyśmy stawali na głowach…

Drugi, wsłuchując się w słowa Pierwszego, pochmurniał co raz bardziej. – Naprawdę tak myślisz? To… dołujące.

- Czemu…? - westchnął Pierwszy. – o ile spojrzysz na to szerzej zrozumiesz, iż nic nie jest wieczne, a cała ta sytuacja kilka różni się od tego jak przebiega normalne życie. Czy w Starym Świecie czy w Nowym ciągle podejmujemy decyzje, które mają na celu odwlec lub przybliżyć nieuniknione, ale nieuniknione jest po prostu „nieuniknione”. Wszyscy w końcu umrzemy…

- Jak możesz podchodzić do tego w ten sposób? Jakby to cię nie dotyczyło! – przerwał mu wściekły Drugi.

Pierwszy poczuł w tym momencie irytację, ale nie miał pewności czy wynikało ona z tonu Drugiego czy po prostu był już tak zmęczony. – Czego ode mnie oczekujesz Grzesiek? Mam cię okłamać? Pobawić się w plakaty motywacyjne? Powiedzieć, iż jak będziesz się bardzo, bardzo starał to zostaniesz kosmonautą? Albo może, iż wszyscy będziemy się tu bawić w okradanie sklepów do późnej starości? Ja pogodziłem się z tym, iż nie mamy dużo czasu! – syknął wściekle, ale po chwili opanował się. – Przepraszam… To przez pobłyskowego kaca.Jestem podminowany. – wyszeptał skruszony.

- Wiem. - odparł Drugi milknąc przez chwilę, a Pierwszy miał już nadzieję, iż w końcu zaśnie. Nim jednak zdążył odpłynąć Grzesiek zadał naprawdę ciężkie pytanie. – Pierwszy? Dlaczego tak bardzo chcesz pomóc Agnieszce?

W tym momencie w głowie mężczyzny eksplodowała myśl, której nie był w stanie odgonić. - Bo chciałbym jeszcze raz zobaczyć jak się do mnie uśmiecha…

- Zamknij się... - wyszeptał Pierwszy uciszając głos w głowie, a Drugi dopytał.

- Co powiedziałeś…?

- Nic… Idź spać – westchnął zarzucając poduszkę na głowę.

***

Za każdym razem, gdy Pierwszy otworzył oczy, ból głowy zmuszał go by położył się ponownie. Drugi w tym czasie choćby się nie przebudzał. Zesztywniał po prostu na fotelu z otwartymi ustami pochrapując cicho. W końcu nadszedł wieczór, a w mieszkaniu zaczęło robić się chłodno.

Pierwszy walczył przez chwilę ze sobą, by nie wślizgnąć się pod kołdrę na której leżał, ale widok ciemności ogarniającej pomieszczenie zmotywował go by w końcu się podnieść. – Nie mogę stracić kolejnego dnia… - pomyślał siadając na łóżku.

Kątem oka dostrzegł, iż jego maska leżała na stoliku nocnym. Podniósł ją i po chwili zadumy, zaciągnął na głowę. W chwili gdy guma ścisnęła jego policzki, z jakiegoś powodu poczuł się naprawdę dobrze. – Dlaczego czuję ulgę, gdy to wkładam? – spytał sam siebie. – To przyzwyczajenie? Czy ja już naprawdę zacząłem tracić rozum…

Podniósł się z łóżka i podszedł do krzesła na którym spał Drugi, po czym obudził go szarpiąc za ramię. – Robi się ciemno… - wyszeptał. – Wolałbym nie czekać z powrotem do rana…

Grzesiek ocknął się i nieco roztrzęsionym głosem odparł. – Tak, tak. Jasne… - podnosząc się z fotela przeciągnął się, aż coś strzeliło mu w plecach. – Cholera, ale mnie wyorało. Jeszcze po poprzednim Błysku nie wydobrzałem…

- Doprawdy… - stwierdził Pierwszy, który ostatni błysk prawie okupił życiem.

- No tak… - westchnął Drugi. – A teraz jak się czujesz? Żadnych skutków ubocznych? Bóli w klatce? Niekontrolowanej erekcji?

Pierwszy wzniósł oczy do góry. – Drugi…

Mężczyzna widząc jego irytację zaśmiał się. – Dobra. Reagujesz na głupie zaczepki tak jak powinieneś! Jest ok… - po chwili jego twarz zupełnie się zmieniła. Spoglądając na Pierwszego z niespodziewanym przejęciem wyszeptał. – Słuchaj, jeżeli chodzi o wczorajszą rozmowę…

- Przepraszam. – przerwał mu Pierwszy. – Nie jestem dobry w pocieszaniu. Nauczyłem się żyć nie mając nadziei. Zdaję sobie jednak sprawę, iż niektórzy wolą jakąś mieć... Naprawdę mi głupio, ale nie umiem podnosić na duchu.

- Jasne… - stwierdził Drugi, ale po jego twarzy widać było, iż nie dało mu to spokoju. Niemniej natychmiast zaczął wiązać buty – Tym razem nic nas nie zatrzyma! – stwierdził zupełnie innym tonem. – Choćbyśmy mieli przejechać po nowoprzybyłych, jedziemy prosto do twojej kryjówki.

Pierwszy poczekał, aż Grzesiek się pozbiera i we dwóch wyszli na klatkę schodową. Pomieszczenie ze względu na nieliczne okna było naprawdę ciemne, ale mężczyźni nie zapalali latarek by nie zwracać na siebie uwagi z zewnątrz. Trzymając się poręczy zeszli na dół ledwo widząc schody.

- Mam tylko nadzieję, iż te potwory nie wróciły… - stwierdził z niepokojem Drugi, gdy zbliżyli się do zabarykadowanych drzwi na dole.

Pierwszy wyjrzał na zewnątrz przez niedokładnie zasłonięte okno. W półmroku dostrzegł ściany sąsiednich bloków i opustoszały plac . – Nie ma ich. – powiedział, by uspokoić czekającego w napięciu kompana. – choćby ciało zniknęło…

- Myślisz, iż zabrali je Grabarze? - spytał Drugi podchodząc jednocześnie do szafki na buty, którą zastawione były drzwi.

- Może… - odparł Pierwszy pomagając mężczyźnie odsunąć mebel na bok. – Najwidoczniej nie przeszkadza im dojadanie po kimś.

Grzesiek zmarszczył czoło odrzucając do tyłu pogniecione metalowe kosze. – Myślisz, iż Grabarze byli kiedyś ludźmi? – spytał niespodziewanie.

Pierwszy oparł się o ławeczkę, którą przesuwał, zamyślając się jednocześnie. – Chyba… - stwierdził zdawkowo. – Noszą ubranie… Nie widzę powodu dla którego zwierzęta miałyby się pojawiać w ubraniu.

- A jeżeli ten płaszcz to nie jest ubranie? – wypalił niespodziewanie Drugi. – Może to jakiś rodzaj drugiej skóry, która tylko przypomina nam czerwony płaszcz?

Pierwszy musiał stwierdzić, iż teoria Drugiego była interesująca. Sam jednak dalej uważał, iż Grabarze wywodzili się od ludzi. – Trudno powiedzieć czym jest ten płaszcz. Sam wolałbym też nie próbować rozbierania Grabarzy…

Drugi prychnął. – Czuję, iż i tak lepiej poszłoby ci rozbieranie Grabarza niż dziewczyny. – Pierwszy westchnął, ale Grzesiek niespecjalnie się tym przejął. - Tak swoją drogą, dlaczego nie mogły się pojawić takie niewykształcone... Nimfy. Pochodzące od pięknych kobiet istoty, których jedynym celem jest rzucić cię na łóżko i ujeżdżać aż padniesz…

- OZYRYSIE! – ryknął Pierwszy, który osiągnął granicę swojej wytrzymałości na zboczenia. – Co ty do cholery masz w głowie!

- Ja? – spytał zdziwiony Grzesiek. – Co ty w ogóle powiedziałeś? Co to było za słowo?!

- Odpowiednik Jezusa w mitologii egipskiej. – jęknął Pierwszy.- Nie mogę ciągle przerywać ci przekleństwami, bo stracą w końcu na mocy…

- Heh… - westchnął Drugi z jakiegoś powodu wyraźnie z siebie zadowolony.

W trakcie rozmowy mężczyźni oczyścili drogę i wyszli w końcu na zewnątrz. Na widok stanu radiowozu, który stał obok klatki, Grzesiek cmoknął zaintrygowany. – To robota tych czarnych plujków? – spytał wsadzając palec w jedną z dziur na tylnej klapie.

- Tak. – odpowiedział Pierwszy stając po stronie kierowcy.

Drugi zamiast wsiąść oparł się przez chwilę o dach samochodu wyraźnie zaniepokojony. Pierwszy spoglądając w jego zamyśloną twarz spytał przejęty. - Co się dzieje?

- Boję się Pierwszy… - odparł niespodziewanie Drugi. – Naprawdę od długiego już czasu nie czułem takiej niepewności jak teraz. Ten świat był niebezpieczny, ale od kiedy zebrałem grupę nie dopuszczałem jakoś myśli, iż możemy nie dać rady. Wiedziałem, iż jeżeli popełnimy błąd to ktoś zginie, ale po raz pierwszy zacząłem myśleć, iż niezależnie od tego co zrobimy i tak nie mamy szans…

- Nie próbuj małpować mojego podejścia do życia, bo do ciebie nie pasuje… - westchnął Pierwszy, a Drugi uśmiechnął się półgębkiem. – Chyba nie masz tak przez to co wczoraj powiedziałem? – spytał czując się trochę odpowiedzialny za stan kompana.

Drugi milczał przez chwilę, aż w końcu odparł zupełnie innym tonem . – Daj temu spokój. Jedziemy!

Pierwszy skinął głową siadając za kółkiem, ale gdzieś w myślach zaczęło mu krążyć, iż Drugi go właśnie zbył. Zaniepokojony odpalił samochód i wyjechał z pomiędzy bloków na drogę.

Ponieważ jego towarzysz wciąż milczał, co w jego wypadku było naprawdę niepokojące, spróbował wciągnąć go w rozmowę. – A propos… Ehm…Współżycia z niewykształconymi… - zaczął nagle, a Drugi natychmiast wszedł mu w słowo.

- Nie wierzę! – przerwał zszokowany. – Podłapałeś ten temat? Zdejmuj tę maskę! Tu siedzi ktoś inny… - zarzucił próbując ściągnąć Pierwszemu gazówkę z twarzy.

Pierwszy odruchowo odciągnął głowę na bok szarpiąc przy tym kierownicą, przez co o mało nie wylądowali na chodniku. - Przestań! – jęknął odchylając się jeszcze bardziej, bo Drugi wciąż wyciągał ręce w stronę jego maski. Dopiero gdy mężczyzna się uspokoił i usiadł spokojnie na fotelu, dokończył to co chciał powiedzieć. – Po prostu nigdy ci o tym nie mówiłem, ale gdy przeszukiwałem mieszkanie Regulskiego znalazłem niewykształconą skrępowaną w łóżku. Wyglądało na to, iż Regulski miał więc swoją „Nimfę”…

- Taka nigdy nie powie „nie”. - stwierdził rozbawiony Drugi. – Tylko, iż jak się uwolni to ty możesz choćby krzyczeć „nie” i zbyt wiele to nie pomoże…

- Facet był dewiantem… - stwierdził dobitnie Pierwszy, a Drugi skinął głową przyznając mu rację.

- Powiem ci szczerze, iż byłbym zdziwiony gdyby taki ktoś nie wystąpił. – podkreślił przesadnie poważnym tonem. - W Starym Świecie ludzie potrafili mieć różne odchyły, a co dopiero w okolicznościach jak te. Brzydko mówiąc, widziałem „świeże” niewykształcone, które poza morderczymi skłonnościami naprawdę cieszyły oko. Podejrzewam, iż gdyby było tu więcej ludzi ten proceder byłby powszechny…

- Obrzydliwe… - syknął Pierwszy, a Drugi ponownie zamilkł. Ponieważ nie chciał by mężczyzna zagłębiał się w ciężkich przemyśleniach, ciągnął dalej ten bolesny temat.- Ty też jesteś dewiantem… - stwierdził wyzywająco.

- Ja? - spytał zaintrygowany Drugi. – Mówię o seksie tyle ile powinien mówić każdy zdrowy mężczyzna. To już raczej ty wyglądasz na „cichego domowego onanistę”.

Pierwszy rąbnął w tym momencie w hamulce tak, iż Drugi o mało nie uderzył szczęką w kokpit. Zaciskając pięści nabrał już powietrza by zagrozić mężczyźnie dotkliwą śmiercią, ale Drugi zupełnie niespodziewanie roześmiał się szczerze. Po jego spochmurnieniu nie było już śladu.

- Co cię tak do cholery bawi… - syknął Pierwszy.

Drugi pokręcił głową, patrząc na niego jak zupełnie odmieniony. – To jak wciąż reagujesz na pewne rzeczy jest po prostu genialne! – stwierdził krztusząc się ze śmiechu.

Pierwszy pokręcił głową, ale w duchu cieszył się, iż Grzesiek wypadł z ponurego nastroju. – Zdajesz sobie sprawę, iż jak przekroczysz granice oberwiesz? – spytał ciągnąc dalej tę grę.

- I to jest świetne! – zawołał nagle Drugi. – To, iż trzymasz się tego. Mimo, iż mógłbyś już odpuścić, mimo iż nikt by cię nie ocenił. Mimo, iż co chwila ocieramy się o śmierć, dla ciebie ciągle ważne są postanowienia, które gdzieś tam sobie uroiłeś. Dalej trzymasz się obrazu swojej osoby, który stworzyłeś i nie pozwalasz światu tego zmieniać…

- Nie rozumiem…– przerwał szczerze zdziwiony Pierwszy.

Grzesiek zamilkł przez chwilę, a gdy odpowiedział zrobił to dziwnym strasznie przejętym tonem. – To, iż ciągle starasz się być sobą daje mi nadzieję, iż gdzieś tam w środku się nie poddałeś. A skoro ty się nie poddałeś, ja też się nie poddam.

- Hmm… Skoro tak mówisz. - stwierdził Pierwszy zwalniając nieco. Tuż przed nimi wyrastało właśnie z mroku osiedle, na którym miał swoją kryjówkę. Okolica jak zwykle była opustoszała co znacznie go uspokoiło.

Dojeżdżając do budynku, w którym mieściła się jego baza, Pierwszy poczuł mimowolnie silniejsze tętno. Nie chodziło tu choćby o to co zastanie po tylu dniach nieobecności. Przez myśl przeszło mu, iż być może Agnieszka znowu odezwie się do niego tak jakby za nim tęskniła. Z jakiegoś powodu na myśl o tym poczuł, iż robi mu się cieplej. – Naprawdę? – spytał się w głowie łapiąc odruchowo za klatkę piersiową, gdzie jego serce z jakiegoś powodu po prostu się rozszalało.

- Wszystko ok? – spytał nagle Drugi.

- Tak! Tak… - odpowiedział nieco zbyt raptownie, by uznać to za naturalne. - To co wracasz do siebie? – spytał natychmiast, by odwrócić uwagę od tego dziwnego gestu.

- Zapomnij! – prychnął Grzesiek. - Już od dawna chciałem poznać twoją psycholog.

Pierwszy popatrzył na niego zdziwiony. – Po prostu powiedz, iż idziesz sprawdzić czy nic mi nie grozi we własnej kryjówce…

- Też trochę… - potwierdził Drugi otwierając raźno drzwi.

Mężczyźni wyszli z samochodu i przez okutą furtkę przeszli na podwórko.

– Wygląda na nietknięty… - stwierdził Pierwszy świecąc po budynku latarką. – Czyli Agnieszka była bezpieczna…

- Mam nadzieję. – wtrącił Drugi. - Nie chciałbym, żeby… No wiesz, przeze mnie naprawdę długo cię tu nie było.

- Akurat o jej stan fizyczny się nie martwię. - uspokoił go Pierwszy. - Niewykształceni potrafią nie jeść i nie pić tygodniami.Jeżeli nic nie zagroziło jej z zewnątrz to wszystko będzie w porządku. – Mówiąc to ruszył w stronę drzwi i otworzywszy je kluczem wszedł do środka.

Stając na korytarzu Pierwszy myślał, iż za chwilę usłyszy kakofonię wrzasków Agnieszki, ale z kuchni, gdzie uwięziona była kobieta, nie dochodził najlżejszy szmer. Nie przejął się jednak tym szczególnie, bo po jego ostatniej dłuższej nieobecności było dokładnie tak samo. Wyprzedzając nieco Drugiego, by nie zaburzyć reakcji niewykształconej, otworzył pewnie drzwi. Wyobrażał już sobie jak kobieta podnosi głowę i spogląda na niego spokojnym ciepłym wzrokiem. Nie wiedzieć czemu pomyślał nawet, iż ta dłuższa nieobecność wpłynęła na nią dobrze i być może dadzą radę porozmawiać jak dawniej. Gdy jednak stanął w progu kuchni zamarł. Krzesło do którego przywiązana była wcześniej Agnieszka, leżało w kawałkach, a po samej niewykształconej nie było choćby śladu.

Pierwszy poczuł wściekłość przelewającą się przez jego wnętrzności, której dał upust uderzając pięścią w futrynę. – KURWA! – ryknął, a Drugi dobiegł do niego natychmiast.

- Uciekła… Ja pierdolę. Ale gdzie? Myślisz, że…

- Musimy sprawdzić dom! – przerwał mu Pierwszy nie chcąc dopuścić do siebie, iż niewykształcona mogła już zbiec gdzieś znacznie dalej.

– Trzymajmy się razem. We dwóch obezwładnimy ją bez problemu… - zarządził Drugi.

Mężczyźni wypadli z kuchni z powrotem na korytarz i świecąc po ciemnym domu latarkami, wbiegli najpierw do sypialni Pierwszego.

Pomieszczenie wypełnione było pudłami na ubrania oraz książkami. Chociaż z pozoru wydawało się puste mężczyźni przewrócili łóżko i sprawdzili ogromną szafę, gdzie kobieta bez trudu byłaby w stanie się schować. Po uciekinierce nie było jednak śladu.

Pośpiesznie sprawdzili salon, ale tam nie było choćby kawałka miejsca, gdzie można by się ukryć, dlatego ruszyli w stronę kotłowni. Pierwszy używał jej jako podręcznej spiżarni, dlatego ustawione tam były dodatkowe półki i szafki, ale Agnieszka nie czaiła się za żadną z nich.

W końcu zostawiając piętro do sprawdzenia na koniec, mężczyźni stanęli przed zejściem do piwnicy.

- Jesteś pewien, iż tam schodzimy? – spytał nieco zlękniony Drugi przypominając sobie prawdopodobnie sytuację z bloku.

- Moja piwnica jest całkiem normalna… - odparł Pierwszy i zszedł po stromych schodach na sam dół.

Chociaż miejsce nie było znaną z horrorów podziemną pieczarą pełną pordzewiałych narzędzi, tylko wyłożonym płytkami, nowoczesnym i czystym pomieszczeniem, to i tak budziło spory niepokój. Mężczyźni szli jeden za drugim strzelając snopami światła po półkach pełnych gratów, próbując wyłapać w półmroku jakikolwiek ruch.

Pierwszy doszedł w końcu do agregatu prądotwórczego i szarpiąc przez chwilę z kablem uruchomił urządzenie, a jego ryk zagłuszył wszystko dookoła. Niemal natychmiast zapaliły się też jarzeniówki pod sufitem piwnicy oświetlając pomieszczenie i przeganiając całą złowrogą aurę. Po Agnieszce wciąż jednak nie było śladu.

- Musi być na piętrze...! - zawołał Drugi, ale na jego twarzy pojawiła się niepewność.

Pierwszy natomiast stanął jak wryty spoglądając na wyjście z piwnicy. Wszystko w swojej kryjówce miał dokładnie zaplanowane. Między innymi tak połączył instalacje żeby po odpaleniu agregatu światła na całym parterze zapalały się same, ale z jakiegoś powodu z korytarza wciąż ziała ciemność.

Widząc jego skonsternowaną minę, Drugi szturchnął go łokciem. – Co się dzieje?!

- Światła na parterze też powinny się zapalić… - stwierdził zaniepokojony Pierwszy.

Drugi spojrzał odruchowo w górę. – Myślisz, iż to ona?

- Albo instalacja padła! To była tylko prowizorka! – odparł próbując się uspokoić.

Mężczyźni ruszyli z powrotem na górę, a gdy tylko zbliżyli się do wyjścia Pierwszy, niczym przestraszone dziecko wchodzące do ciemnego pokoju, przesunął ręką po ścianie szukając włączników. Gdy jednak nacisnął przycisk nic się nie wydarzyło. – Coś jest nie tak… - stwierdził i oświetlając sobie drogę latarką, podszedł do jednego z kinkietów. Odruchowo chciał wykręcić i sprawdzić żarówkę, ale gdy złapał w miejscu gdzie powinna się znajdować, poczuł jak rozcina sobie palec. - AJ! – jęknął spoglądając na swoją rękę.

- Co się stało?! – zawołał zaniepokojony Drugi.

- Potłuczona… - odparł Pierwszy.

Obaj mężczyźni popatrzyli na siebie niepewnie. Najwidoczniej przyszła im do głowy ta sama myśl - zasadzka.

- To wchodzimy? – spytał Drugi zerkając w stronę piętra.

- Tak, tylko ostrożnie… - odpowiedział Pierwszy ruszając cicho w stronę schodów.

Niestety, drewniane ozdobne stopnie wydawały z siebie jęknięcie, gdy tylko postawiło się na nich stopę. Nie było więc mowy o jakimkolwiek elemencie zaskoczenia. Dlatego też mężczyźni robili postój po każdym kroku i nasłuchiwali czy zwabiona hałasami Agnieszka, nie zacznie biec w ich stronę. Po irracjonalnie długim czasie Pierwszy stanął w końcu u szczytu schodów i chciał już skierować latarkę w stronę przejścia. W tym samym momencie zza winkla wypadła niewykształcona. Z wrzaskiem zamachnęła się długim wojskowym nożem celując prosto w jego twarz. By uniknąć cięcia rzucił się do tyłu i wylądował na idącym zanim Drugim.

Mężczyźni przetoczyli się na dół lądując na parterze, a Agnieszka stanęła przyglądając się im przez chwilę nim zniknęła w mroku gdzieś na górze.

- Aj… - syknął Pierwszy podnosząc się by uwolnić przygniecionego kompana – Wszystko ok? Nic nie złamane?

- Chyba nie… - odparł Drugi... – Przynajmniej wiemy, iż tu jest. – odetchnął z mieszaniną ulgi i niepokoju. – Tylko co teraz zrobimy? Dobrze widziałem, iż miała nóż? I dlaczego nie zbiegła za nami…?

- Ewidentnie coś tam szykuje. – stwierdził zdenerwowany Pierwszy. – Najgorsze, iż przeglądała moje skrytki. Ten nóż nie leżał nigdzie na wierzchu…

Drugi spojrzał teraz z prawdziwym lękiem w stronę schodów. – A miałeś tu broń?

Pierwszy nie odpowiedział wzdychając jedynie znacząco. – Nie będziemy ryzykować… - wyszeptał. – W piwnicy mam jeszcze strój do walki z tłumem… Pójdę w nim na górę i wezmę na siebie ewentualny ostrzał…

Drugi pokręcił głową. – Jesteś pewien? To raczej nie brzmi jak dobry pomysł. Może znajdziemy inny sposób...

- jeżeli ona ma przeżyć, musimy zaryzykować. – odparł Pierwszy.

Mężczyźni zerkając ciągle w stronę schodów, wrócili z powrotem do piwnicy. Pierwszy zamknął drzwi i gdy byli już jako tako bezpieczni, wyciągnął z dużego pudełka ciężkie opancerzenie. Z pomocą Drugiego pośpiesznie zaczął naciągać je na siebie...

- Naprawdę dobrze, iż za nami nie przyszła! - zawołał Drugi przekrzykując agregat i zawiązując jednocześnie Pierwszemu ochraniacze.

- Przez to właśnie boję się co przygotowała na górze! – odkrzyknął Pierwszy zakładając na siebie przeraźliwie wielką i ciężko kamizelkę.

- To co dokładnie robimy? – spytał Drugi zakładając tą samą osłonę na plecach.

Opancerzony Pierwszy stanął z hełmem w ręku, patrząc niepewnie w stronę drzwi. – Spróbuję ją rozbroić… Jak mi się uda pomożesz mi ją skrępować! Zabierz tą szarą taśmę klejącą z włóknem. - rozkazał wskazują palcem na skrzynkę z narzędziami.

Drugi wykrzywił się nieprzekonany. – A jeżeli ci się nie uda?

Pierwszy nie odpowiedział wkładając sobie hełm z przyłbicą na głowę.

Po chwili mężczyźni przekradli się z powrotem na górę, a hałas agregatu zniknął za wygłuszonymi drzwiami.

- Myślisz, iż dalej tam jest? – wyszeptał Drugi. – Na dole za diabła nie usłyszelibyśmy jak ucieka z domu

Pierwszy zmarszczył czoło. – Zaraz się przekonamy. Trzymaj się za mną i staraj nie wychylać. – dodał opuszczając przyłbicę na twarz.

W ciężkim stroju nie było już szans na jakiekolwiek skradanie. Schody strzelały jak oszalałe pod pancernymi butami, dając Agnieszce wyraźny sygnał, iż się zbliżają. Gdy Pierwszy znowu znalazł się u szczytu, szykował się do przyjęcia ataku, ale niewykształcona nie pojawiła się ponownie. Z jednej strony to zachowanie mocno go zaniepokoiło z drugiej napawało jakąś dziwną nadzieją.

Agnieszka przygotowała zasadzkę niszcząc oświetlenie, zaczaiła się na górze, a po ataku z zaskoczenia, który nie zabił Pierwszego, wycofała się i przygotowała inną pułapkę. Świadczyło to o tym, iż była w stanie planować i myśleć logicznie. – Może naprawdę gdzieś tam jesteś… - pomyślał, ale po chwili skarcił się w głowie za rozpraszanie. – Sprawdzę pierwszy pokój… - wyszeptał cicho do Grześka. – Osłaniaj mnie… Tylko proszę, zrób wszystko, żeby jej nie zabić…

Drugi skinął głową, a Pierwszy ruszył do przodu.

Ponownie chciał to zrobić jak najciszej, ale jak na złość panele skrzypiały z każdym krokiem jak oszalałe. Niemniej Agnieszka wciąż nie wykonała żadnego ruchu. Stając przed wejściem do pokoju Pierwszy złapał za klamkę i nacisnął ją delikatnie. Wtedy padł strzał.

Na drzwiach pojawiła się postrzępiona wyrwa, a kilka drzazg pofrunęło w powietrze. Mężczyzna zdążył jedynie zasłonić twarz, gdy kolejne kule zaczęły przeszywać wejście. Pierwszy poczuł, iż dostał co najmniej trzy razy, ale ciężka kamizelka zatrzymała w sobie pociski. Od samej energii jednak poczuł ból na całej klatce piersiowej i w miejscach gdzie pancerz był przymocowany. Oszołomiony przyklęknął na kolano, a wtedy doskoczył do niego Drugi. - NIE! – zawołał przestraszony mężczyzna chcąc pomóc mu wstać, ale Pierwszy odepchnął go na bok krzycząc. – UWAŻAJ!

Wtedy padły kolejne strzały. Grzesiek rzucił się na ziemię chowając uszy w dłoniach, a Pierwszy ruszył na drzwi by osłonić kompana przed zabłąkanymi pociskami. Obrywając po raz kolejny wyczekał, aż Agnieszka przestanie strzelać i ruszył w stronę drzwi wbijając się w nie barkiem. Niewykształcona musiała jednak zastawić czymś wejście, bo chociaż tani zamek puścił natychmiast, drzwi uchyliły się tylko nieznacznie.

Pierwszy dość nierozsądnie spojrzał przez dziurę w futrynie dostrzegając kobietę oraz przesunięte łóżko, które blokowało przejście. - Agnieszka! Przestań walczyć! Ja chcę ci pomóc! – krzyknął sfrustrowany.

- Pomóc?! – zawołała niewykształcona dobiegając do drzwi. - Dlaczego niby miałabym chcieć pomocy?! Jedyne czego pragnę to żebyś w końcu przestał istnieć!

W tym momencie w stronę głowy Pierwszego wyleciała ręką z nożem. Ostrze prześlizgnęło się po przyłbicy, a Pierwszy złapał za nadgarstek kobiety wytrącając jej broń z ręki. – Agnieszka, proszę… - zawołał, gdy kobieta wyszarpała swoją dłoń.

- Prosisz? – zakpiła Agnieszka. – O co? Chyba nie o to żebym „TO” w końcu dostrzegła? Widziałam i wiedziałam przez cały czas! Trudno byłoby nie dostrzec tych twoich maślanych oczu! Tego jak się ślinisz na samą myśl, by znowu uścisnąć mi rękę! Tylko, iż ty nigdy mnie nie obchodziłeś! Byłeś zabawką na której ćwiczyłam sobie ciężkie przypadki! Dla mnie byłeś tylko ciekawą chorobą, nie człowiekiem…

W tym momencie Pierwszy z nienanych sobie przyczyn poczuł jak coś w nim pęka. Fala gniewu przelała się przez jego ciało do tego stopnia, iż runął na drzwi roztrzaskując je. Nim Agnieszka zdążyła zareagować, chwycił ją za szyję tak mocno, iż niewykształconą aż zatkało. Drobnymi rękoma spróbowała rozluźnić jego uścisk, ale wściekły mężczyzna był dla niej zbyt silny.

- Maślane oczy? – syknął Pierwszy uderzając plecami kobiety o ścianę. – Ja miałbym coś czuć do ciebie? Jak na psychologa łatwo mylisz powinność z uczuciami. – wysyczał zaciskając palce jeszcze mocniej. - Próbuję ci pomóc tylko dlatego, iż moralnie stoję wyżej od większości ludzi! Bo mam u ciebie dług! Bo byłaś pierwszą osobą której zaufałem! Niczego więcej do ciebie nie czuję! Robię po prostu to co powinni robić ludzie…

- PIERWSZY, UDUSISZ JĄ! – krzyknął Drugi łapiąc mężczyznę za ramię.

W tym momencie Pierwszy otrząsnął się z amoku puszczając Agnieszkę. Kobieta runęła na ziemię ledwo łapiąc powietrze.

- Cholera, ja…

- Spokojnie. – szepnął Drugi. – Była twoim psychologiem, więc doskonale wiedziała co najbardziej cię zaboli. Nie przejmuj się tym. Tak naprawdę nigdy by tego nie powiedziała. Przemawia przez nią natura niewykształconego…

- Masz rację… - wyszeptał Pierwszy opuszczając ze wstydem głowę.

- Muszę przyznać, iż jest naprawdę niezwykła. – stwierdził Drugi nachylając się nad wciąż oszołomioną kobietą. – Gdyby nie te oczy pomyślałbym, iż to po prostu zwykła wariatka…

Agnieszka podniosła w tym momencie głowę spoglądając wściekle na Drugiego, ale nim zdążyła zareagować, Pierwszy chwycił ją za kark. – Zwiążmy ją! Będę się musiał zastanowić, gdzie ją ulokować tym razem…

Drugi rozciągnął taśmę gotów skrępować ręce niewykształconej, ale ta nie miała zamiaru się poddać. Gdy tylko się otrząsnęła i dotarło do niej co się dzieje, zaczęła szarpać się tak mocno, iż mimo niewielkiej postury Pierwszy miał problem z utrzymaniem jej w miejscu.

Chwytając na przemian jej głowę i ręce wyginał się z nią jak w jakimś dziwny balecie, a ciężki strój chociaż chronił przed ciosami, bardzo ograniczał mu ruchy i utrudniał utrzymanie kobiety w miejscu. W końcu zdesperowany złapał ja w pół i poderwał do góry. – Teraz! – krzyknął. – Wiąż nogi!

Drugi doskoczył do stóp Agnieszki, ale ta zaczęła kopać tak wściekle, iż trafiła mężczyznę najpierw w brzuch, a potem w czoło odrzucając go do tyłu.

Gdy Drugi podnosił się szykując do kolejnej próby stało się coś przerażającego. Przedbłysk uderzył oślepiając na chwilę obu mężczyzn. Agnieszka wykorzystała okazję i wyszarpała się Pierwszemu biegnąc natychmiast w stronę drzwi.

Pierwszy ruszył w jej stronę. Niestety, Drugi zrobił dokładnie to samo. Mężczyźnie wpadli na siebie i odbijając się stracili tą cenną chwilę, w trakcie której kobieta dobiegła do schodów. Drugi chciał dalej biec za nią, ale Pierwszy zatrzymał go łapiąc za ramię. – NIE ZDĄŻYMY! TERAZ TO SIĘ DZIEJE BŁYSKAWICZNIE, A ONA OBUDZI SIĘ PIERWSZA! – krzyknął. – MUSIMY SIĘ UKRYĆ, BO ZABIJE NAS WE ŚNIE!

- Ale ona może uciec! – zawołał Drugi.

- Martwy i tak jej nie pomogę! – odparł Pierwszy.

- A mieszanka?! – spytał chwytając się ostatniej nadziei.

- Została w radiowozie…

Ponieważ drzwi pokoju, w którym stali były roztrzaskane, mężczyźni wbiegli do sąsiedniego pomieszczenia. Tam przewrócili szafę i zapierając ją o przeciwległą ścianę, zablokowali drzwi. Mimo to na wszelki wypadek zarzucili jeszcze wejście wszystkimi gratami jakie były w pokoju. Nim uderzył kolejny przedbłysk obaj leżeli już na podłodze, za barykadą.

- Cholera! - zawołał Drugi przekrzykując narastające buczenie. – Chyba jeszcze nigdy nie bałem się tak jak teraz…

- Barykada wytrzyma. – próbował go uspokoić Pierwszy.

- Mimo wszystko… - westchnął Drugi. – Ta świadomość, iż ona będzie tu krążyć gdy my... Całkiem nieświadomi. To jest dopiero przerażające….

- Tego nie dało się przewidzieć! – krzyknął Pierwszy ledwo już słysząc samego siebie.

- A jednak dało… - zarzucił Drugi. – Czy ostatnio błyski nie pojawiają się irracjonalnie często?! Jakby cały świat się rozpadał!

- Będziesz się nad tym zastanawiał, gdy już oprzytomniejemy!

- Tak… obyśmy mieli szanse…

O ile w zwykłym wypadku Pierwszy miał wrażenie, iż po pierwszym oślepieniu Błysk przychodzi niemal błyskawicznie, o tyle tym razem nie pojawiał się wyjątkowo długo. Jakby cały świat uparł się, żeby zrobić im na złość i trzymać dłużej w niepewności o własny los.

***

Pierwszy obudził się co już było dla niego niespodzianką. Głowa pulsowała mu jakby miała eksplodować, a cały kręgosłup zesztywniał od leżenia na twardej podłodze. Mimo to nie mógł powstrzymać euforii – Żyli! Udało im się. – spoglądając na Drugiego dostrzegł, iż ten walczył jeszcze z otępieniem. Gdzieś w głowie słyszał jakieś dziwne łupanie. Dopiero po chwili dotarło do niego, iż łupanie nie bierze się z jego nadwrężonych bębenków. Rozglądając się po pokoju dostrzegł wyłamany kawałek drzwi. Agnieszka zaglądała przez dziurę i widząc, iż się obudził odbiegła natychmiast w głąb domu.

Podnosząc się na drżących nogach zbliżył się do wejścia. Pancerny strój ciążył mu w tym momencie tak mocno jak jeszcze nigdy.

- Poczekaj… - jęknął Drugi spoglądając na niego. – Złapmy oddech… Błagam...

- Dam radę… - wysapał Pierwszy i zaczął odsuwać łóżko.

Szybko przekonał się jednak, iż to były tylko czcze nadzieje. Gdy pochylił się by odepchnąć szafę, mdłości wzięły górę. Z jego ust wydarło się odgłosy wymiotów, ale ponieważ żołądek miał od wielu godzin pusty, przez przełyk nic nie wyleciało. Po chwili bólu i skręcania wnętrzności osunął się na ziemię. – Może chwila przerwy nie zawadzi… - wyszeptał zamykając oczy.

Przez chwilę myślał, iż znowu zaśnie. Podłoga na której leżał zrobiła się z jakiegoś powodu wyjątkowo miła i ciepła. Tylko dlaczego była taka ciepła? Pierwszy poczuł po chwili jak do jego nozdrzy dociera ostry zapach dymu.

- DRUGI! – krzyknął podrywając się. – Dom! ONA PODPALIŁA DOM!

Drugi poderwał się jak w delirce i krokiem pijanego dopadł do barykady. Razem z Pierwszym oczyścili wyjście, ale przez potworny stan w jakim byli zajęło im to naprawdę długo. Gdy wybiegli na korytarz dym zaczął już wypełniać budynek, a stając przed schodami dostrzegli płomienie wydostające się z salonu.

- Biegiem! – krzyknął Pierwszy, ale gdy tylko spróbował dać krok na dół, poczuł jak oczy zalewają mu łzy, a płuca zaczynają ściskać. – Nie! Oknem… Oknem łazienki… - wycharczał kaszląc jak oszalały.

Razem z Drugim wbiegli do małej łazienki na piętrze. Pierwszy natychmiast otworzył okno i po parapecie wyszli na dach domowej werandy. Tam w końcu mogli odetchnąć czystym powietrzem, ale wciąż nie byli bezpieczni. Drewniana konstrukcja zatrzeszczała im pod stopami, ale na szczęście nie zarwała się. Siadając na skraju daszku mężczyźni zsunęli się na dół. Mimo, iż weranda nie była wysoka upadek nie należał do przyjemnych. Nogi Pierwszego z ledwością wytrzymały ciężar pancerza. Miał też wrażenie, iż gdyby nie wysokie buty to jego kostki po prostu by wystrzeliły. Grzesiek zniósł upadek lepiej, ale zaraz po nim zaczął rzygać raz za razem.

- Do radiowozu… - krzyknął Pierwszy i walcząc z zawrotami głowy podniósł się na nogi.

Łapiąc po drodze Drugiego, który wciąż wypluwał z siebie zawartość żołądka, wyczłapał się z nim poza podwórko. Niestety, Agnieszka musiała przewidzieć dokąd będą uciekać, bo wszystkie cztery opony samochodu były przebite.

- Pierwszy… - jęknął Drugi. – Nie mam siły… Nie dam już rady… - zawołał i zaraz potem zwymiotował ponownie, padając po chwili na kolana.

Pierwszy chciał mu powiedzieć, iż muszą wytrzymać, ale nie był w stanie otworzyć choćby ust. To było za dużo. Jeden błysk wyczerpywał niewyobrażalnie. Dwa w tak krótkim czasie to było po prostu za wiele. Opierając się o radiowóz zsunął się po nim na ziemię i wsparty plecami o drzwi zaczął walczyć z wycieńczeniem. Oczy zamykały mu się same i co chwila tracił na sekundę świadomość. - Nie mogę! Ona ciągle tu jest! Ona ciągle tu krąży! Jak zasnę zabije nas...

W pewnym momencie usnął na co najmniej dwie minuty, a obudził go trzask płomieni, które ogarniały jego kryjówkę. - O boże! - zawołał. - Wstań! Wstań! - powtarzał sobie przerażony. W tym samym czasie Drugi przegrał już całkiem swoją walkę. Leżąc nieprzytomny w kałuży wymiocin, nie reagował na nic.

Pierwszy otworzył drzwi od radiowozu. Najpierw chciał ukryć w nim siebie i Drugiego, ale nagle jego wzrok skupił się na apteczce leżącej na tylnej kanapie. W tym momencie przypomniało mu się, iż przecież remedium Kuby składało się ze środków pobudzających, przeciwbólowych, stabilizatorów błędnika. Wszystkiego czego teraz potrzebował. To była ich szansa!

Otwierając pudełko przeczłapał się do Drugiego na czworaka i wbił dawkę środka w ramię. Mężczyzna zareagował na to tylko cichym pomrukiem nie budząc się wcale. Niestety, gdy odmierzał porcje dla siebie, jak znikąd na drodze pojawiła się Agnieszka. Kobieta trzymała w rękach dużą starą siekierę z drewnianym trzonkiem.

Pierwszy spojrzał na nią przerażony i próbował poderwać się na równe nogi, ale jego błędnik natychmiast odmówił posłuszeństwa. Niczym pijany zatoczył się i upadł do tyłu wsparty na rękach. W tym czasie Agnieszka dobiegła do niego i biorąc zamach rąbnęła go siekierą w hełm.

Uderzenie okazało się zbyt słabe by przeciąć policyjny kask, ale szyja Pierwszego chrupnęła, a po ramionach przeszedł mu prąd. Ból pobudził go jednak na tyle, iż w przypływie adrenaliny zdołał złapać siekierę nim Agnieszka wyprowadziła kolejny cios. Niewykształcona szarpała się z nim próbując odzyskać broń, ale w końcu się poddała. Rozwścieczona wskoczyła mu na tors i zaczęła okładać głowę pięściami.

Pierwszy zobaczył jak przyłbica hełmu pokrywa się krwią z rozciętych kłykci Agnieszki, ale niewykształcona nic sobie z tego nie robiła.

- Trzymaj siekierę... - powtarzał w myślach Pierwszy. - Nie daj jej zabrać siekiery...

Furia kobiety trwała dobrą minutę, gdy nagle okolicą wstrząsnął wybuch od którego szyby we wszystkich okolicznych oknach zadrgały, a masa odłamków wyleciała na drogę. Butla gazowa w kryjówce musiała właśnie eksplodować. W tym momencie Drugi wpadł z rykiem na Agnieszkę, strącając ją z Pierwszego.

Mężczyzna zaczął szarpać się z niewykształconą na asfalcie, a Pierwszy podniósł się powoli chcąc doczłapać się do apteczki z remedium, która leżała otwarta na drodze. W tym samym momencie kolejny przedbłysk oślepił mężczyzn. - Nie... nie... NIE! - wykrzyczał Pierwszy doskakując do apteczki. Nie mógł usnąć choćby na chwilę. o ile mieli przeżyć nie mógł odpłynąć choćby na chwilę.

W butelce drugiego środka nie było już adekwatnie nic, a strzykawka była pełna w połowie. Pierwszy środek o mało go nie zabił, a co z trzecim? Były w stanie wytrzymać nadejście błysku?

- Pierwszy! - zawołał panicznie Drugi.

Mężczyzna nie zdołał utrzymać Agnieszki. Kobieta zrzuciła go z siebie niczym wściekłe zwierzę i zaczęła ściskać mu szyję. W tym samym czasie uderzył kolejny przedbłysk, a jednostajny gwizd wypełnił okolicę. Pierwszy wiedział, iż to może być ich ostatnia szansa, ale jeżeli środek nie zadziała zginą... Wszyscy zginą... Chyba, że...

Pierwszy poczuł w tym momencie zimno, które przelało mu się przez plecy. Szybkim ruchem wyciągnął pistolet i wycelował w Agnieszkę. Kobieta zamarła wpatrując się w lufę. - Przecież... - wyszeptała, gdy Pierwszy nacisnął spust. W tym samym momencie uderzył kolejny błysk.

***

Pierwszy ocknął się z twarzą w asfalcie. W głowie wszystko mu wirowało, a łzy nabiegły do oczu. Nie było to jednak łzy bólu czy mdłości. Te łzy wywołane były ostatnim wspomnieniem jakie zanotował, gdy jego zmysły ulatywały - Widok osuwającej się na ziemię Agnieszki.

Mężczyzna mimo, iż czuł się jakby przeżył właśnie wypadek, podniósł się i spojrzał z bólem w stronę kobiet. Jej ciało wciąż leżało obok Drugiego tam gdzie upadła trafiona kulą. Podczołgując się do niej chwycił ją za rękę, która była zimna i sztywna. - Przepraszam... - wyszeptał czując jak głos mu się łamie. - Przepraszam... tak bardzo przepraszam... - powtarzał cały czas.

W tym samym momencie ocknął się Drugi. Jego gwałtowna reakcja świadczyła o tym, iż nie zanotował ostatnich kilku sekund przed błyskiem. Rozglądając się w panice dostrzegł szepczącego Pierwszego i martwą Agnieszkę.

- O nie... stary, nie...- wyszeptał przyklękając obok.

Do Pierwszego nic jednak nie docierało. Ciągle powtarzał tylko. - Przepraszam... tak bardzo przepraszam...

***

Pierwszy i Drugi stali przy ruinach dawnej kryjówki. Na wyschniętej trawie przed nimi leżał usypany kopiec ziemi. Mężczyźni wpatrywali się w niego ze skupieniem.

- Będziesz... będziesz robił jakąś tabliczkę? - spytał niepewnie Drugi zerkając w stronę Pierwszego.

- I tak nikt jej nie przeczyta...- odparł czując w środku ziejącą pustkę.

Nie miał pojęcia z czego ona wynikała. Nigdy nie spotykał się z Agnieszką poza sesjami. Miała męża. Nie dała też mu żadnego sygnału, iż może być nim zainteresowana inaczej niż jak lekarz pacjentem. Z jakiegoś jednak powodu Pierwszy czuł się jakby stracił w życiu coś cennego. Czy wynikało to z tego, iż przyzwyczaił się do niej? Ufał jej? A może o prostu uświadomił sobie, iż stracił ostanią rzecz jaka łączyła go ze Starym Światem.

- To cud, iż ten pożar się nie rozniósł. - powiedział niespodziewanie Drugi, stwierdzając chyba, iż cisza trwała zbyt długo.

- Błysk go zgasił. - wyjaśnił mu Pierwszy wciąż nie odrywając wzroku od pseudogrobu. - Zawsze tak robi... W trakcie Błysku wszystko co się pali, gaśnie. Agregat też się wyłącza...

- Aha... - mruknął Drugi, który ewidentnie zbierał się żeby o coś spytać. - To co teraz? - zaczął niepewnie. - Może w końcu przyłączysz się do nas na stałe?

- Nie. - odparł Pierwszy. - Mam inne kryjówki... Poza tym muszę teraz przemyśleć parę rzeczy...

- Jasne. - westchnął zrezygnowany Drugi.

Mężczyźni stali tak jeszcze przez chwilę, aż w końcu Pierwszy odwrócił się gwałtownie zakładając z powrotem maskę na twarz. W tym momencie chciał raz na zawsze ukryć pod nią to co czuje. - Dlaczego to musi tak boleć...- pomyślał czując łzy cieknące mu po policzkach.

Idź do oryginalnego materiału