Opowieści z Martwego Świata - Historia Pierwszego XII

krancowo-postapokaliptycznaopowiescinternetowa.com 2 lat temu

Pierwszy przebudził się w środku nocy. W jego wypadku nie było to nic zaskakującego, bo przeważnie najlżejszy szmer potrafił wyrwać go ze snu. Z jakiegoś powodu czuł się jednak strasznie nieswojo. Gdy w końcu jego oczy zaczęły przyzwyczajać się do ciemności, zrozumiał skąd wzięło się to dziwne odczucie. Zamiast w swojej kryjówce znajdował się w budynku, który służył za schronienie ekipy Drugiego. Oprócz niego w pokoju spało jeszcze kilka osób.

- Dlaczego? - pomyślał natychmiast, ale przypomniał sobie, iż zaledwie kilka godzin wcześniej Drugi nie zgodził się odstawić go do kryjówki. Mężczyzna obawiając się o jego stan chciał go mieć na oku tak długo aż całkiem nie wydobrzeje.

Ponieważ Pierwszy przez ostatnie kilka dni spał zaledwie po parę godzin, nie miał w sobie dość sił, by tym razem o cokolwiek się kłócić. Chcąc nie chcąc zmuszony był więc skorzystać z tej przymusowej gościny. Teraz, gdy jednak w końcu trochę wypoczął, do głowy przyszło mu, iż nie powinien tak po prostu się poddać.

Pchany niepokojem o stan Agnieszki postanowił, iż bez względu na wszystko rano musi wracać do siebie.

Ponieważ w pomieszczeniu było duszno, a ciszę przerywały pochrapywania i świsty, Pierwszy był pewien, iż to dla niego koniec spania. Podnosząc się z materaca, który służył mu za łóżko, przekradł się miedzy dzielącymi z nim pokój mężczyznami i wyszedł na ciemny korytarz.

Bóle wewnętrzne ciągle mu doskwierały, ale dzięki lekom, które dostał po przyjeździe od Dix nie było to coś czego nie dałby rady znieść. Schodząc po schodach do kuchni stwierdził nawet, iż porusza się wyjątkowo sprawnie. Niestety, zgubiony zbytnią pewnością siebie, spróbował zbiec po ostatnich trzech stopniach i prawie runął przez to na podłogę krzywiąc się od uczucia palących wnętrzności.

-Nie powinienem tak gwałtownie się testować… -skarcił się w myślach.

Oparty o ścianę odczekał kilka sekund aż porażenie bólem minie po czym wszedł do kuchni.

W pomieszczeniu z jakiegoś powodu paliła się latarka postawiona na stoliku jak prowizoryczna lampka. Spoglądając na blat Pierwszy zobaczył notatnik zapisany gęstym drobnym pismem. Pchnięty ciekawością stanął nad nim i przeczytał notkę na pierwszej stronie.

Pkpowcy/elektrycy/ kolejarze.

Spośród wszystkich niewykształconych jakich dane mi było spotkać w Krańcowie, to właśnie Kolejarze stanowią dla mnie jak do tej pory największą zagadkę.

Istoty te bez wątpienia były w Starym Świecie pracownikami PKP. Wskazują na to zarówno fragmenty ich strojów jak i noszone oznaczenia, ale przemiana jaką przeszli wymyka się jakimkolwiek sensownym rozumowaniom.

O ile większość niewykształconych posiada jedynie większe bądź mniejsze zmiany w budowie ciała, potwory te zawierają w sobie liczne metalowe elementy. Nie są to jednak jakiekolwiek sensowne konstrukcje. Części te wydają się być wplecione w ich ciało w sposób zupełnie przypadkowy. Do tego ich ilość i zagęszczenie uniemożliwiałoby w normalnych warunkach, utrzymanie jakiejkolwiek spójności organów i układów. Z biologicznego punktu widzenia, choćby akceptując wyjątkową wytrzymałość niewykształconych, istoty te nie powinny po prostu funkcjonować.

Na podstawie chwilowej obserwacji trzech osobników, stwierdzam, iż podobnie do innych typów potworów poszczególne okazy różnią się od siebie pod względem budowy ciała...

Nim Pierwszy skończył czytać tekst usłyszał ciche kaszlnięcie. Zaskoczony tym niespodziewanym dźwiękiem odskoczył od notesu i dostrzegł, iż przy stoliku siedział Trzeci.

Jakim cudem wcześniej go nie zauważył? Dałby sobie uciąć nie tylko rękę ale i głowę, iż wszystkie siedzenia były przed chwilą puste. Czy był aż tak nie wyspany, iż miał omamy wzrokowe?

Mężczyzna wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę wyraźnie zlękniony, aż w końcu uniósł drżącą rękę. - Hej Pierwszy… - wysapał głosem jakby został złapany na robieniu czegoś złego. - Nie… Nie możesz spać?

Pierwszego bardzo zdziwił ten przestraszony ton. o ile ktoś robił tutaj coś nieodpowiedniego to właśnie on przeglądając cudzy notatnik. Dlaczego więc Kuba zareagował tak dziwnie? - Nie. - odparł w końcu. -Cierpię na bezsenność. - wyjaśnił dosiadając się jednocześnie do stołu.

- No tak… - odparł Trzeci wciąż zerkając na niego tym samym zdenerwowanym wzrokiem.

- A ty? - spytał nie mogąc rozgryźć o co w tym chodzi. - Też słabo sypiasz?

Kuba z jakiegoś powodu odetchnął z ulgą jakby bał się, iż usłyszy zupełnie inne pytanie (Tylko jakie?). Spoglądając na Pierwszego już znacznie spokojniej wyciągnął się na krześle. - Po prostu dopiero gdy wszyscy śpią mogę w spokoju poświęcić się mojemu hobby. - wyjaśnił wskazując brodą na otwarty dziennik.

- Przepraszam, iż do niego zajrzałem. - wtrącił Pierwszy. - Po prostu nie ukrywam, iż przykuwał uwagę.

- Spokojnie... To przecież nie mój pamiętnik. - zaśmiał się Kuba najwidoczniej niespecjalnie o to rozgniewany.

- Zauważyłem. - podkreślił Pierwszy i dodał po chwili. - Muszę powiedzieć, iż podziwiam twoją spostrzegawczość. Jak na okoliczność w której się znaleźliście, wyłapałeś naprawdę dużo cech tego potwora.

Słysząc to Kuba machnął ręką jakby zbagatelizował tę pochwałę, ale ton jego wypowiedzi zdradzał, iż połechtała jego ego. - Nie chcę się chwalić. - stwierdził sztucznie skromnym głosem. - Ale jestem naprawdę dobrym obserwatorem. Chyba wyniosłem to z pracy na Krańcowskim SORZE. Wiesz przecież jak wyglądała Służba Zdrowia w Polsce. Wchodzisz do przepełnionej poczekalni, a tam para rodziców z dzieckiem, które ma drzazgę w palcu robi raban jakby ich bąbel oberżnął sobie rękę piłą mechaniczną. A z drugiej strony ktoś kto nie był świadomy hiperglikemii zaczyna w ciszy tracić świadomość i może się więcej nie obudzić... Trzeba było naprawdę gwałtownie oceniać i decydować o kolejności przyjmowania.

Pierwszy skinął głową niespecjalnie skupiony na opowieści Kuby. Dużo bardziej od jego przeszłości ciekawiły go spostrzeżenia jakie miał odnośnie niewykształconych. Od czasu gdy zdecydował się pomóc Agnieszce, temat potworów zaczął go bowiem interesować dużo bardziej.

- Napisałeś tam, iż ten Kolejarz nie ma prawa funkcjonować… Czemu? - spytał szczerze zainteresowany. - Czym właściciwe różni się on od innych potworów? Przecież większość z nich praktycznie nie jada, nie śpi. adekwatnie o każdym można by powiedzieć, iż nie ma prawa funkcjonować…

Kuba ponownie przeciągnął się na krześle spoglądając na Pierwszego takim wzrokiem jakby spodziewał się pytań odnośnie treści zdziennika. Nie wydawał się tym jednak szczególnie zirytowany. Wręcz przeciwnie. Pod brodą na jego twarzy zagościł uśmiech, jakby cieszył się, iż ma okazję podzielić się zdobytą wiedzą. - Cóż, większość niewykształconych mimo, iż jest podobna do ludzi to ma zupełnie odmienną fizjologię. Ta, mimo wszystko, ciągle trzyma się w logicznych standardach. - wyjaśnił przygotowując Pierwszego na znacznie dłuższy wywód.. - Opiszę ci to na przykładzie. Człowiek i rekin. Dwa zupełnie odmienne organizmy. Jeden żyje w wodzie, drugi na lądzie. Rekin może żywić się samym mięsem. Człowiek potrzebuje co jakiś czas spożyć owoce, bo nie wytwarza samoczynnie witaminy C. Rekiny adekwatnie nie chorują na nowotwory złośliwe, a ludzie często. I chociaż rekin znacząco różni się od człowieka, nie można uznać go za dziwactwo. Nie powiesz przecież, iż rekin nie ma prawa istnieć, bo oddycha powietrzem rozpuszczonym w wodzie, którym sam nie jesteś w stanie. To po prostu inny gatunek. Na podobnej zasadzie możemy spoglądać na różnice między większością niewykształconych a ludźmi. Odrzucając to, iż mogli być kiedyś nami i traktując ich jako oddzielne byty, ich egzystencja nabiera znacznie więcej sensu. Weźmy Gospodarzy! Spożywają oni niewielkie ilości pokarmu,często mocno zepsutego. Ich rany goją się choćby jeżeli są rozległe i nie zakażają się. Do tego praktycznie nie wyrzucają z siebie produktów przemiany materii. Patrząc teraz od strony ludzi. o ile zjemy coś choćby nadpsutego zatrujemy się, każda głębsza rana wymaga minimum opatrunku, a do tego regularnie defekujemy. Niemniej ta odmienność jest czymś co ciągle jeszcze można wyjaśnić logicznie. Uznając, iż są po prostu innym gatunkiem o odmiennej fizjologii, tak jak w przykładzie między człowiekiem a rekinem, nie wydają się niczym dziwnym. Możemy przecież uznać, iż typowy Gospodarz ma wysoce zjadliwy kwas żołądkowy z licznymi enzymami. Te zaś są w stanie rozkładać adekwatnie każdy rodzaj pokarmu i przekształcać go w energię. Idąc tym tropem dalej możemy zakładać, iż efektywniej wykorzystują pokarm niż my, co z kolei drastycznie redukuje potrzebę wydalania. Dodatkowo ta odmienna fizjologia może sprawiać, iż ich ciała nie generują warunków dobrych dla bytowania bakterii…

Pierwszy słuchając tego wykładu stwierdził, iż Kuba rzeczywiście miał dryg do biologii. Niespecjalnie podobała mu się jednak teoria kategorycznie oddzielająca niewykształconych od ludzi. Z jakiegoś powodu nie chciał przed sobą przyznać, iż to czym stała się Agnieszka może tylko wyglądać jak człowiek. To przekreślałoby przecież możliwość przywrócenia jej do zmysłów. Niemniej wciąż zaciekawiony wtrącił. - Dobrze. Jak dotąd wszystko rozumiem. Tylko w takim układzie co jest nie tak z tymi Kolejarzami, iż akurat ich istnienie uznajesz za nielogiczne?

Kuba, wciąż wyraźnie zadowolony, wyjaśnił zwięźle. - Jego organy były poszarpane. Układ krwionośny sądząc po kolorach ciała adekwatnie nie funkcjonował. To coś było po prostu martwe…

- Kolejny błąd tego świata... - podsumował Pierwszy.

- I to nie jeden! - wtrącił nagle Kuba. - Ta elektryczność, którą wytwarza też nie wydaje się mieć logicznej podstawy! Z początku sądziłem, iż ten potwór skrywa w środku jakiś rodzaj makrogeneratora.Ale Drugi opowiedział mi wczoraj, iż widzieliście jak inny niewykształcony rozerwał kolejarza i ze środka nie wypadło nic co mogłoby pasować...

Pierwszy skinął głową. - No dobrze, a co sądzisz o tej piwnicy? O tym co stało się z Dziewiątym?

Kuba zamyślił się przez chwilę przeciągając ostentacyjnie dłonią po swojej brodzie. - Rudy jak już się przebudził to nie czuł się najlepiej... - stwierdził z przekąsem. - Nie chciałem go męczyć pytaniami. Wiem tyle ile opisał mi Grzesiek i mam pewną teorię...

- Chętnie posłucham. - podkreślił Pierwszy.

Trzeci popatrzył na niego badawczo, a w jego oczach pojawiła się w tym momencie pewna wyższość. Pierwszy zupełnie to jednak zignorował, bo był mocno interesujący tego co może usłyszeć.

- Napiłbym się kawy! - stwierdził nagle brodacz podnosząc się z krzesła. - Masz ochotę? Wstawić więcej wody?

- Poproszę. - odpowiedział Pierwszy obserwując jak Trzeci zmierza w stronę kuchenki.

Na ten moment ciężko mu było stwierdzić jaką osobą jest adekwatnie Kuba. Gdy spotkali się po raz pierwszy mężczyzna kilka mówił i nie wydawał się zbyt pewny siebie. W trakcie oczyszczania H-Marketu był raczej wycofany i zdawał się w całości polegać na Drugim. W trakcie kłótni w markecie stanął co prawda po jego stronie, ale zrobił to dopiero gdy zobaczył, iż nie będzie w tym osamotniony.

Teraz jednak, gdy w końcu porozmawiali sami, Trzeci wydawał się być zupełnie inny. Po samym tonie jego wypowiedzi czuć było, iż czuje się w rozmowie tym mądrzejszym. Chociaż chętnie dzielił się swoimi przemyśleniami to robił to w sposób, który brzmiał jak przechwałki, a do tego wyraźnie lubił gdy ktoś pytał się go o zdanie. Ta nagła propozycja z kawą też nie wydawała się przypadkowa. Mężczyzna mógł spokojnie w trakcie czekania na wodę, odpowiedzieć na pytanie, ale zamilkł skupiony teatralnie na czajniku. Zupełnie jakby oczekiwał, iż Pierwszy pożerany ciekawością w końcu go ponagli.

Ten postanowił więc zagrać w jego grę. - To co z tą teorią? - spytał jakby nie mógł doczekać się odpowiedzi.

Zgodnie z tym czego się spodziewał Kuba westchnął ostentacyjnie. - Poczekaj. Chcę złapać chociaż łyk. Jestem już naprawdę nieprzytomny. - dodał mimo, iż wcale nie wydawał się szczególnie śpiący.

Gdy w końcu przygotował dwie kawy i postawił je na stoliku, wciąż milcząc zaczął popijać powoli z kubka. Zniecierpliwiony Pierwszy spróbował więc go delikatnie podpuścić. - Słuchaj nie będę cię nagabywał jeżeli jesteś zmęczony. Sam najlepiej wiem jak to jest nie spać po nocach. Możemy o tym porozmawiać przy innej okazji...

- Nie, nie! Zaraz się rozbudzę! - wypalił nagle Kuba, a Pierwszy ledwo powstrzymał się żeby nie parsknąć śmiechem. Zgodnie z tym co przewidywał chęć popisania się swoją wiedzą była u Trzeciego dominującą cechą. Mężczyzna pośpiesznie odłożył kubek i spytał. - Wiesz co to jest dimetylotryptanina?

Pierwszy pokręcił głową. - Brzmi jak chemiczna nazwa jakiegoś leku... albo narkotyku.

- Blisko. - stwierdził Trzeci. - Ale nie do końca. Dimetylotryptanina to substancja psychoaktywna. Badania dowodzą, iż zażyta może wywołać halucynacje oraz, co ciekawe, silne zaburzenie postrzegania czasu. Wedle tego co mówili Drugi i Dziewiąty po przejściu przez mgłę mieli wrażenie, iż przenieśli się w zupełnie inne miejsce oraz iż znajdowali się tam przez długi czas. Podczas, gdy wy z tego co słyszałem, wyciągnęliście ich w ciągu kilku sekund... - Pierwszy potwierdził skinieniem głowy, a Kuba kontynuował. - Jeszcze wcześniej wszyscy usłyszeliście dziwne dźwięki oraz zaobserwowaliście irracjonalne zachowanie niewykształconych. Mogło być więc tak, iż nad Krańcowem rozpylono w postaci gazu jakiś rodzaj halucynogenu, który sprawił, iż niewykształceni zaczęli rzucać się z okien. Wy zaś doświadczyliście przez to omamów wzrokowych i słuchowych. Gaz mógł być cięższy od powietrza i zgromadzić się w dużym stężeniu w piwnicy...

- Gdy otworzyli drzwi miałem wrażenie, iż widziałem tam jakiś dym. - wtrącił Pierwszy.

- No widzisz! - stwierdził Kuba jakby to co usłyszał potwierdzało jego teorię. - Wciąż jednak nie wiemy kto lub co stoi za działaniami w mieście. Ktokolwiek lub cokolwiek by tego nie robiło kryje się w bardzo sprytnie bez wątpienia wykorzystując do tego Błysk. Dlatego po pierwsze myślę, iż nie damy rady opuścić miasta, bo nam na to „nie pozwolą”, a po drugie o ile chcemy się dowiedzieć co się tu adekwatnie dzieje musimy pozostać w jego trakcie przytomni. Na szczęście tego jesteśmy już naprawdę bliscy... - Trzeci podniósł się w tym momencie z krzesła. - Poczekaj chwilę. - dodał i wyszedł z kuchni. Mężczyzna wrócił po jakichś trzech minutach niosąc ze sobą małą apteczkę samochodową. Kładąc ją na stole zademonstrował Pierwszemu jej zawartość. W środku zamiast bandaży, gazików i nożyczek znajdowała się duża strzykawka i trzy spore buteleczki. - To efekt moich prac! Drugi miał ci to przekazać przy pierwszej nadarzającej się okazji. No, ale wyszło jak wyszło i mogę ci to sprezentować osobiście!

- To środek na przetrwanie Błysku? - spytał Pierwszy, który przez wydarzenia z ostatnich dwóch dni prawie zapomniał o tym, iż remedium czeka tu przecież na niego.

- Trzy różne środki! - sprostował Kuba. - W każdej buteleczce znajduje się mieszanka oparta na innym składzie, ale mająca przynieść ten sam efekt. Wybudzenie chwilę po kulminacji. - Trzeci zamknął pudełko i podsunął je Pierwszemu. - Ponieważ zaoferowałeś się jako tester polecam mieć to gdzieś zawsze przy sobie i wstrzyknąć jedną z formuł, gdy tylko pojawią się symptomy nadchodzącego Błysku.

- Ile dokładnie mam wstrzyknąć? - dopytał Pierwszy.

- Trudno tu mówić o bezpiecznej dawce, ale gdzieś około mililitra na każde dziesięć kilogramów masy ciała nie powinno zaszkodzić.

Pierwszy skinął głową. - Dobrze. Mam nadzieję, iż nie będziemy musieli długo czekać na okazję do wypróbowania.

- Też jestem ciekaw efektów... - zaczął Trzeci, ale przerwał, bo do kuchni weszła właśnie Siódma.

Pierwszy na jej widok poczuł natychmiast jak wszystko w środku zaczyna go właśnie mocniej boleć. Dziewczyna dostrzegając ich praktycznie dobiegła do stołu. - A co to za ploteczki o poranku? - spytała.

- Tak sobie z Pierwszym marudzimy o świecie... - wyjaśnił Kuba na co dziewczyna wytknęła z wyrzutem.

- Nie mogliście mnie obudzić?

W tym momencie Trzeci i Pierwszy spojrzeli na siebie, a w ich głowach zdawała się krążyć w tym momencie jedna myśl. - A po jaką cholerę?

Siódma w tym czasie zaczęła zalewać sobie kawę. Najwidoczniej nie mogła sobie podarować, iż coś działo się bez jej udziału. Pierwszy spojrzał na zegarek. - Zaraz będzie szarzeć. - rzucił retorycznie.

- Cholera! - syknął Kuba. - choćby nie pomyślałem, iż to już ta godzina. -Zbierając swój notatnik podniósł się z krzesła. - Muszę dokończyć notatki. Długo tu zabawisz?

- Aż wydobrzeje! - odpowiedziała za Pierwszego Siódma dosiadając się z kawą do stołu. Pierwszy pokręcił jednak głową.

- Dziś już wracam do siebie!

- Ej! Nie żartuj! - wtrąciła ponownie dziewczyna. - Drugi na pewno nie pozwoli ci wracać w takim stanie. Po twarzy widać, iż ledwo się trzymasz...

- Ja tak wyglądam codziennie... - westchnął Pierwszy łapiąc łyk kawy.

Siódma pokręciła głową z niedowierzaniem. - Po tym co dla nas po raz kolejny zrobiłeś zasługujesz żeby ktoś się tobą zajął. Musisz w końcu porządnie odpocząć!

- Najlepiej odpoczywam w samotności... - odparł jej podnosząc się z krzesła.

- Ale gdzie wy idziecie?! - zawołała dziewczyna obserwując jak Kuba i Pierwszy wychodzą z kuchni.

***

Plan Pierwszego o powrocie do siebie spalił na panewce, gdy tylko spotkał się z Drugim.

Grzesiek słysząc jego szyte grubymi nićmi kłamstwo o cudownym powrocie do zdrowia choćby nie próbował negocjować. Po prostu dźgnął go palcem w żebra i obserwował jak zwija się przez kilka minut próbując złapać oddech. Po tym dość drastycznym sposobie na sprawdzenie stanu Pierwszego, zmusił go by został w ich kryjówce jeszcze przez kilka dni.

Pierwszy, chociaż niechętnie, skorzystał z dalszej gościny. Spróbował wykorzystać ten przymusowy pobyt na pełne dojście do siebie. Przez większość czasu leżał więc albo odpoczywał, by ułatwić organizmowi cały proces regeneracji. Niestety, bezsenność zaczęła dawać mu się we znaki jak nigdy wcześniej. Nieprzyzwyczajony do spania w grupie, mężczyzna budził się w środku nocy i do rana obijał się po domu.

Czwartego dnia pobytu, gdy wszyscy jeszcze spali, Pierwszy dopijał spokojnie kawę. Gdy na dworze zaczęło robić się jasno postanowił zabunkrować się na werandzie przed domem. Ponieważ poranki były nie mniej chłodne niż noce prawie nie było szansy by ktoś się do niego przypadkowo przyłączył. Był to dobry sposób na oszczędzenie sobie wymuszonych rozmów w kuchni, która rano zawsze wypełniała się ludźmi.

Siedząc na drewnianej ławeczce wyciągnął ‘’samobójczy” pistolet i zaczął go oglądać popijając na przemian kawę. W międzyczasie niebo wracało do swojej „zwyczajnej” szarej barwy. Pierwszy spojrzał w kierunku w którym, znajdował się wschód by zobaczyć czy kolor słońca odetnie się na nim chociaż trochę. Już po chwili stwierdził skonsternowany, iż szarość jaśnieje nad nim równomiernie. - Powinno być inaczej… - stwierdził w myślach przypominając sobie jak często obserwował wschody słońca jadąc zimą do pracy. Niebo nigdy nie zmieniało barwy całościowo. Zawsze robiło się jaśniejsze na wschodzie i dopiero po czasie światło rozlewało się dalej.

Gdy zastanawiał się nad kolejnym dziwactwem świata, z wnętrza domu zaczęły dobiegać do niego głosy Dix i Kamila. Przez przeszklone drzwi prowadzące na werandę słyszał ich tak wyraźnie jakby stali tuż obok.

- … ktoś już się gościł. - stwierdziła dziewczyna krążąc po kuchni.

- To mogli chociaż wstawić więcej wody… - westchnął Kamil i sądząc po dźwiękach postawił czajnik na kuchence.

- Chcesz już coś zjeść?- spytała w końcu Piąta przerzucając rzeczy w szafkach.

- Jeszcze nie jestem głodny… - odparł Czwarty, ale dziewczyna najwidoczniej wyciągnęła coś z zapasów, bo Pierwszy usłyszał jak układa talerze na stole.

- Zjedz… - westchnęła dziwnie zaniepokojona. - I staraj się najadać przez następne kilka dni. Przez tą nieudaną ucieczkę straciliśmy mnóstwo jedzenia. Niedługo znowu zaczną się problemy z zapasami.

- Kurwa… - skwitował Kamil. - Rzeczywiście jak teraz pomyślę ile tam tego zostało… Ech, mogłem chociaż złapać te przegryzki z automatu...

Pierwszy słysząc to wzniósł oczy do góry przypominając sobie w jaką kabałę wpakował ich chłopak w muzeum, ale Dix nie była najwidoczniej w nastroju do gdybania. Zamiast rozpaczać nad zostawionymi pod bramą zapasami stwierdziła z niepokojem. - Jak się reszta zorientuje jak źle stoimy, znowu zacznie się podkradanie jedzenia. Uciekając zostawiliśmy zapasy tylko dla Grześka, Siódmej i Szóstego. Nie było tego dużo, a przecież do wykarmienia doszedł jeszcze Pierwszy… Dlatego jedz, a potem zabierz trochę konserw do pokoju. - zarządziła dziewczyna dodając po chwili z zacięciem. - Nie pozwolę żebyśmy więcej byli honorowymi-frajerami, gdy ten fiut Ósmy będzie na bezczelnego podbierał jedzenie...

Pierwszy poczuł przez chwilę oburzenie przez to co usłyszał, ale potem przeszła mu przez głowę myśl, iż przecież każdy faworyzuje siebie i stawia swoje potrzeby przed innymi. -Czy mogę się dziwić? Sam przecież postawiłbym swoje dobro na pierwszym miejscu… - pomyślał i wtedy też doszło do niegojak bardzo próbował się okłamywać. -Naprawdę...? - spytał ironiczny głos w jego głowie. -Więc czemu po raz kolejny zamiast tak zrobić narażałeś się dla niego?

- Bo może wierzę, iż on zrobi to samo dla mnie? - odgryzł się mu Pierwszy, ale w odpowiedzi usłyszał. -Obyś się tylko nie rozczarował…

Gdy próbował zagłuszyć własne rozterki Czwarty rzucił niespodziewanie. - Może Drugi poprosi Pierwszego o zapasy? Przecież ten koleś bunkruje w tych swoich kryjówkach całe tony żarcia…

Dix nie odpowiedziała od razu i przez chwilę Pierwszy słyszał tylko skrobanie sztućców i odgłosy chrupania. Niemniej nadstawił uszu zainteresowany jakie zdanie będzie miała dziewczyna w tym temacie.

- Mam wątpliwości… - stwierdziła nagle Dix. -Grzesiek i tak ma opory przed proszeniem Pierwszego o cokolwiek.

- Kurwa dlaczego!? - wypalił zdziwiony Kamil. - Przecież chyba się lubią nie? Facet by mu nigdy nie odmówił...

- I w tym jest problem. - podkreśliła Dix. - Myślę, iż Grzesiek to zrozumiał i nie chce wyjść na wykorzystywacza. Dużo bardziej zależy mu na tym jaką Pierwszy ma o nim opinię niż na ułatwieniu sobie i nam przetrwania.

- Ja nie mogę... Jaki cyrk… - syknął Kamil. - Ludzie przecież my nie jesteśmy na jakichś koloniach zapoznawczych dla ludzi w średnim wieku. Świat się skończył, a ci jak damulki próbują się nie urazić. Przecież tu chodzi o przetrwanie!Jebać konwenanse!

Dix parsknęła. - I ty to mówisz zarozumialcu? To po co oficjalnie proponowałeś mi chodzenie? Przecież świat się skończył i potwory krążą po ulicach. Skoro i tak razem sypiamy to po co ci to było?

- Chciałem po prostu wiedzieć jak mam myśleć o tym co jest między nami… - wyjaśnił Kamil.

- No widzisz? - spytała retorycznie Piąta. - A oni, jak mi się wydaje, chcą dalej zachowywać się jak „ludzie”…

W tym momencie kolejna osoba weszła do kuchni, bo z wnętrza dało się słyszeć kroki, a Dix przerwała swój wywód. Jakiś męski głos powiedział „cześć”, a potem w pomieszczeniu zapadła cisza.

Pierwszy poczuł jakieś dziwne rozczarowanie. - No nie wierzę... - westchnął ten sam kpiący głos w jego głowie co zawsze. - Znowu zaczynasz przejmować się tym co myślą o tobie inni?

- A czy kiedyś tak naprawdę przestałem? - spytał samego siebie spoglądając na maskę przeciwgazową za którą tak skrycie ukrywał, iż w jego oczach gościł głównie smutek i strach.

***

W ciągu godziny kuchnia wypełniła się ludźmi. Wrzawa panująca ze środka i radosne głosy świadczyły, iż nikt oprócz Dix nie zauważył jeszcze problemów z zapasami. Dziewczyna zaś niespecjalnie kwapiła się żeby podzielić się swoimi spostrzeżeniami zresztą.

Ponieważ przez dłuższy czas nikt nie wspomniał o nim w środku, Pierwszy pomyślał już nawet, iż może o nim zapomnieli i będzie mógł cichaczem wymknąć się do siebie. Niestety, gdy w końcu zdecydował się podnieść, Drugi wypadł na zewnątrz rozglądając się po podwórku.

- No do cholery jasnej! - zawołał gdy tylko zobaczył Pierwszego. - Już myślałem, iż uciekłeś w nocy...

- Nie jestem twoim więźniem. - odparł natychmiast. - Mogłem co najwyżej z własnej woli wrócić do siebie...

Drugi wzniósł oczy do góry. - Nie czepiaj się słówek tylko chodź do środka...

Pierwszy słysząc to skrzywił się. - Po co? Macie w kuchni zbyt radosną atmosferę?

Grzesiek zmarszczył zniecierpliwiony twarz. - Tak. I brakuje nam kogoś kto sprowadzi nas na ziemię. CHODŹ! - ponaglił mężczyzna.

Pierwszy kręcąc głową wszedł za Grześkiem do domu. Reszta gromady zdążyła rozsiąść się w tym czasie w salonie żywo o czymś dyskutując. Gdy wchodzili Trzeci kończył właśnie swój wywód słowami.

- ... dlatego właśnie zostaje.

W tym momencie Ósmy naskoczył na niego. - No kurwa pojebało cię koleś! Najpierw sam pierdolisz wszystkim, iż trzeba wypierdalać z miasta, a teraz gdy raz nie wyszło to od razu ci rura mięknie...

Dziewiąty zganił go jednak. - Tylko, iż Kuba dobrze mówi. To nie jest przypadek, iż to wszystko stało się akurat jak spróbowaliśmy uciec. Ktoś ewidentnie nie chce żebyśmy wydostali się poza Krańcowo. Masz teraz siły i środki by walczyć?

- Kurwa, mam! - zaperzył się Ósmy. - Choćbym miał wystrzelać sobie drogę na zewnątrz! - krzyknął wyciągając pistolet.

- Nie wymachuj bronią jak zabawką! - warknął na niego Drugi. - Nie jesteś gangsterem w filmie...

Ósmy popatrzył na niego wrednie gotów wszcząć kolejną awanturę, ale Dziewiąty złapał go za rękę wyrywając broń. - Machnij w moją stronę jeszcze raz, a będziesz dupę łokciem wycierał...

W tym momencie Pierwszy zobaczył jak prosty sposób myślenia drzemie w głowie Ósmego. Dziewiąty był od niego o głowę wyższy, lepiej zbudowany i ewidentnie nie bał się bójek. Traktując go jako silniejszego goryla w stadzie, chłopak po prostu zmarszczył czoło i odpuścił.

Wykorzystując ciszę jaka zapanowała Dix zabrała głos. - Czyli Trzeci chce zostać, a Ósmy spróbować jeszcze raz. A ty Dziewiąty?

Mężczyzna wyraźnie nie był pewny co ma odpowiedzieć. - Może powinniśmy jeszcze trochę poczekać? Lepiej się przygotować?

- Czyli chcesz tymczasowo zostać? - dopytała Piąta, a Dziewiąty skinął głową. - No dobrze… - dodała dziewczyna. - Ja i Kamil też rozmawialiśmy na ten temat i oboje doszliśmy do wniosku, iż nie przekreślamy chęci ucieczki na dłuższą metę, ale...

Słowa Piątej zostały przerwane gwałtownym światłem, które uderzyło we wszystkich, a chóralny jęk wypełnił pomieszczenie. Zbliżał się kolejny Błysk

Drugi okazując się głosem rozsądku zarządził niemal natychmiast. - Wszyscy się kładźcie. Ja biegnę zamknąć drzwi…

- NIE WSZYSCY! - wtrącił nagle Trzeci. - Pierwszy to świetna okazja żeby wypróbować środek! - zawołał nagle wyraźnie podekscytowany.

- Oszalałeś! - zganił go Drugi. - Pierwszy ledwo doszedł do siebie! Na pewno nie będzie się teraz szprycował…

- Zbyt długo czekaliśmy na odpowiedni moment! - zaprotestował Pierwszy przekrzykując narastający gwizd. - Skoro jest okazja, mam zamiar ją wykorzystać.

- ...ale.- wtrącił Grzesiek chcąc prawdopodobnie odwieźć go od pomysłu. Pierwszy nie dał mu jednak dojść do słowa krzycząc.- Nie ma czasu! Mililitr na każde dziesięć kilo? - dopytał patrząc na Kubę.

Ten potwierdził skinieniem głowy, a Pierwszy pobiegł po pudełko ukryte w salonie.

Drugi pokręcił głową krzycząc. - Na co czekacie?! Wszyscy do łóżek! - po tych słowach ruszył zablokować drzwi.

Pierwszy wyciągnął w tym czasie pudełko spod fotela i wbiegł z nim na górę. Gdy znalazł się przy swoim materacu otworzył je wyrzucając zawartość na kołdrę. Drżącymi rękami napełnił strzykawkę płynem z przypadkowej butelki i po chwili wbił ją sobie w ramię. Gdy tylko wcisnął zawartość uderzyło kolejne błyśnięcie. Czując, iż zaraz nastąpi najgorsze ułożył się na posłaniu.

Wciskając twarz w poduszkę poczuł nagle, iż ktoś przykląkł obok niego. Przez chwilę myślał, iż Trzeci przyszedł przypatrzyć się efektom środka, ale gdy się odwrócił zobaczył Drugiego.

- Idę tam z tobą! - zawołał mężczyzna otwierając pudełko.

- Oszalałeś?! - krzyknął Pierwszy.

- Ktoś musi cię pilnować… - wyjaśnił Drugi i zaczął napełniać strzykawkę. Nim jednak zdążył wcisnąć sobie zawartość nastąpiła kulminacja. Z ust Pierwszego wydarł się wrzask, ale nie był w stanie go usłyszeć. W głowie miał już tylko jeden wielki gwizd.

***

Utrata przytomności po Błysku o wiele bardziej przypominała śpiączkę niż sen. Człowiek w jego trakcie zatracał całkowicie poczucie czasu, a do momentu przebudzenia nie miał żadnych przebłysków albo snów.

Gdy Pierwszy w końcu oprzytomniał zobaczył niewyraźne światło przebijające się przez jego powieki. - Udało się… - pomyślał zadowolony, ale jego euforia nie trwała długo. Już po chwili poczuł gwałtowny uścisk w mostku. Zupełnie jakby jakaś niewidzialna ręka zaczęła ściskać mu wnętrzności. W głowie miał teraz takie ciśnienie jakby zaraz miała ona wystrzelić z szyi niczym korek od szampana. Do tego jak przez mgłę słyszał czyjeś głosy.

Otwierając powoli oczy zobaczył przed sobą przerażoną twarz Dix.

- Budzi się! On się budzi! - zawołała dziewczyna. W tym samym momencie dostrzegł nad sobą Drugiego. - Pierwszy! Jak się czujesz? Co się dzieje?!- zawołał patrząc na niego z wyraźnym lękiem rysującym się na twarzy.

Pierwszy chciał już mu odpowiedzieć, ale gdy otworzył usta w jego głowie po prostu zawirowało. Pusty żołądek ścisnął go tak mocno, iż ledwo zdążył zatrzymać poranną kawę w ustach. W tym momencie wszystko dookoła niego wirowało jakby był zatruty alkoholem.

Dix ścisnęła czymś jego ramię i zawołała nagle. - Ciśnienie mu szaleje... Cholera, gdzie ten Trzeci? Jak zaraz czegoś nie zrobię dostanie wylewu.

Pierwszy chociaż słyszał wszystko nie był w stanie nic powiedzieć. Zawroty głowy miał tak silne, iż gdyby tylko otworzył usta natychmiast by się porzygał. Do tego w uszach odczuwał tak głośne buczenie jakby miał w nie włożone rezonujące słuchawki.

- Upuśćmy mu krwi! - zaproponował nagle Czwarty, którego sylwetka błysnęła mu gdzieś z boku. - Mojej babci tak kiedyś robili...

- Może to jest wyjście... - syknęła Piąta grzebiąc jedną ręka w szafce.

Pierwszy, gdy dotarło do niego co się dzieje, spróbował się poderwać, ale to tylko pogorszyło jego stan. Żołądek ścisnął go po raz kolejny, a w głowie pojawiła mu się pędząca karuzela.

- Spokojnie!Leż spokojnie! - zawołał Drugi podczas gdy Dix zaczęła mu wbijać strzykawkę w ramię.

Po chwili poczuł jak całą kołdrę zalewa krew, a serce zaczyna mu bić w jakiś dziwny chaotyczny sposób.

- JEST!!! PRZYJECHAŁ!!! - zawołała nagle Siódma gdzieś z głębi pokoju.

Pierwszy usłyszał jak gdzieś na dole trzaskają drzwi, a potem ktoś wbiega po schodach. - To wszystko co znalazłem w aptece. - zawołał Trzeci wysypując leki na podłogę.

Piąta odskoczyła do tyłu i zaczęła przeglądać pudełka. - Boże, oby było coś z karwedilolem...

W tym momencie Pierwszy poczuł jak po raz kolejny robi mu się słabo. - Dix, on znowu odpływa. - krzyknął Drugi, a jego słowa zdawały się tonąć w wodzie.

***

Gdy Pierwszy po raz kolejny odzyskał przytomność błyskawicznie zorientował się, iż nieprzytomny był przez naprawdę długi czas. Pomieszczenie, w którym leżał było skryte mrokiem i oświetlała je tylko obozowa lampa. Z jakiegoś powodu nie słyszał natomiast niczyich głosów. Podnosząc się powoli na łóżku dostrzegł Piątą, która siedząc po turecku na podłodze, czytała jakąś książkę.

Dziewczyna widząc, iż się w końcu obudził zakończyła natychmiast lekturę i stanęła obok łóżka w którym leżał. - Jak się czujesz? - spytała dziwnie przejęta.

- Słabo…- odparł Pierwszy. - Co się adekwatnie stało?

Dziewczyna słysząc to pytanie zrobiła niespodziewanie zaciętą minę. - Chyba nie trudno zgadnąć, iż mikstura naszego domorosłego chemika o mało cię nie zabiła…

Pierwszy westchnął. - Czyli z przebudzenia w trakcie Błysku nici?

Dix spojrzała na niego ironicznie. - Ty się ciesz, iż to przeżyłeś… Nie mogę w ogóle zrozumieć jak mogłeś zgodzić się na coś takiego! Kuba jest tylko ratownikiem medycznym... Wie o lekach i ich łączeniu jakieś śmieszne podstawy! Co wam w ogóle obu strzeliło do głowy?

Pierwszy słysząc to jak dziewczyna przejęła się tą sytuacją był naprawdę zdziwiony. - Obudzenie się podczas Błysku to nasza jedyna szansa, by zrozumieć chociaż trochę co się tutaj dzieje… - próbował wyjaśnić, ale Dix nie dała za wygraną.

- Martwy raczej kilka byś się dowiedział! Poza tym jaką ty dawkę sobie wstrzyknąłeś? - spytała wyraźnie zirytowana.

- Dziesięć mililitrów. - odparł Pierwszy. - Ważę dziewięćdziesiąt trzy kilo, a Kuba mówił o...

- Nie ważysz… - wtrąciła dziewczyna.

- Zawsze tyle ważyłem… - zaprotestował Pierwszy, a słysząc to Dix uśmiechnęła się ironicznie.

- I niech zgadnę. Ostatni raz warzyłeś się w Starym Świecie? - spytała wznosząc oczy. - A nie wziąłeś pod uwagę, iż może trochę zmienił ci się tryb życia? Na moje oko nie masz teraz więcej niż osiemdziesiąt kilo… Nie mówiąc już o tym, iż noc wcześniej dałam ci naprawdę mocne środki przeciwbólowe, żebyś mógł się przespać. To nie są żarty!

Pierwszy oparł się o poduszkę spoglądając w sufit. Czyli lek był niewypałem? Kuba nie był tak cwany za jakiego się uważał? Czy może kwestią była tutaj zła dawka? Najgorsze w tym wszystkim było to, iż po tej nieudanej próbie Drugi i Trzeci mogli nie być już skorzy do kolejnych eksperymentów. Wtedy Pierwszemu przypomniało się moment, gdy po przyjęciu leku przebudził się po raz pierwszy. - Gdzie Grzesiek? - spytał zaniepokojony.

- Odsypia Błysk. Jak z resztą wszyscy… - wyjaśniła Dix odkładając swoją książkę na półkę - Nie mieli okazji odchorować, bo gdy się wybudzili miałeś praktycznie atak padaczki...

- A ty? Dlaczego nie śpisz? - wtrącił zdziwiony Pierwszy.

- Bo ktoś musiał pilnować czy ci się nie pogorszy. - odparła dziewczyna.

- Podziwiam to jak dobrze znosisz pobłyskowy kac… - westchnął, a Piąta pokręciła głową.

- Nie wiem dlaczego, ale tak już mam. Wystarczy, iż wezmę jakiś proszek i za chwilę funkcjonuje normalnie. Tylko, iż zwykłego kaca też nigdy nie miałam. Może ma to coś wspólnego? Trudno powiedzieć... Na razie, zamiast myśleć, spróbuj się jeszcze przespać. Po tym co się działo nie byłabym zdziwiona gdybyś był wykończony.

Pierwszy musiał przyznać dziewczynie rację. Czuł się tak jakby dzień wcześniej brał udział w jakimś maratonie. Odwracając się na bok prawie natychmiast zaczął odpływać.

***

Następnego dnia Pierwszy czuł się zdecydowanie lepiej. Może to fakt, iż w końcu porządnie się wyspał, a może jego ciało po prostu miało wreszcie czas dojść do siebie. Chwilową euforię związaną z poprawiającym się samopoczuciem, zagłuszyła natychmiast niepewność o to co działo się z Agnieszką. Tym razem nie miał już zamiaru dać się zatrzymać. Pośpiesznie zebrał swoje rzeczy, w tym, o dziwo, pozostałe dwie mieszanki leków od Kuby i zszedł na dół by rozejrzeć się za Drugim.

Nie musiał go jednak długo szukać, bo mężczyzna razem z Trzecim, Czwartym i Piątą siedział w salonie z rozłożoną na podłodze mapą Krańcowa. Mężczyzna dostrzegając go podniósł natychmiast głowę i przywitał wyraźnie ucieszony. - Hej… Jak się czujesz?

- Dobrze. - odparł Pierwszy podchodząc do zgromadzonych. Kątem oka zerknął na mapę, która pełna była skreśleń.Wyglądało na to, iż grupa wytaczała potencjalnie najbezpieczniejsze trasy do pobliskich sklepów. - Chcecie sprawdzić je wszystkie? - spytał zaskoczony.

- Tak. - odparł Drugi. - Mamy nadzieję, iż po tym Błysku któryś z nich się odnowił tak jak wcześniej komisariat. Tylko, iż teraz chcemy całą akcję dobrze przygotować. Skończyć wreszcie z obrywaniem i niepotrzebnymi stratami…

- Rozumiem zbyt dobrze. - podkreślił Pierwszy.

Drugi popatrzył na niego badawczo wskazując głową na mapę. - Może chcesz nam pomóc? Słowo od kogoś tak doświadczonego zawsze w cenie.

- Niestety, nie mogę. - westchnął Pierwszy. - Zatrzymałem się tutaj zdecydowanie zbyt długo. Wiesz, iż muszę wracać… - podkreślił patrząc znacząco na Grześka, mając cichą nadzieję, iż zrozumie o co chodzi i przestanie dłużej nagabywać.

Zamiast niego wtrąciła się jednak Dix. - Nie wiem czy to dobry pomysł… - podkreśliła głosem znawcy. - Wczoraj prawie się wykończyłeś…

- Ale dziś czuję się dobrze. - podkreśli Pierwszy. - Po za tymjest coś co muszę sprawdzić. - stwierdził patrząc jeszcze raz znacząco na Grześka, a potem na Kubę.

Mężczyźni jako jedyni wiedzieli, iż Pierwszy przetrzymuje w swoim domu niewykształconego. Drugi nigdy nie podzielił się tym z resztą kompanów bojąc się, iż może przez to utrudnić potencjalną „integrację” grupy.

- Dobrze… - westchnął Drugi. - W takim układzie odwiozę cię…

- To chyba nie jest najlepszy pomysł… - stwierdził Pierwszy, który sam od dawna rzadko korzystał z samochodu.

Grzesiek popatrzył jednak na niego pewnie i uśmiechnął się. - Trzeci wyskoczył wczoraj do apteki, żeby znaleźć coś co może ci pomóc. - odparł z jakiegoś powodu wyraźnie zadowolony. - I wiesz co? Ulice są puste! Gospodarzy albo wywiało po ostatnim Błysku albo znaleźli jakiś sposób na dostanie się do domów…

- ...albo się pozabijali. - wtrącił Pierwszy przypominając sobie dziwną sytuację z przed kilku dni.

Trzeci słysząc go postanowił wtrącić swoje zdanie. - Te zachowania są bardzo odmienne od tych do których się przyzwyczailiśmy… Naprawdę ciekawi mnie co to może zwiastować.

Pierwszy wzruszył ramionami bo i tak nie miał szans domyślić się w tej chwili o co w tym chodzi. Interesowała go za to inna kwestia. - Zostały jeszcze dwie mieszanki... Może…

- O nie! - krzyknęła Dix. - Chyba ci się do końca coś w głowie odlepiło. Nie po to pół dnia wczoraj walczyłam żebyś nie zszedł żeby pozwolić ci się znowu truć!

Grzesiek, chociaż nic nie powiedział, to jego mina zdradzała, iż w całości zgadza się z dziewczyną. Natomiast Trzeci był wyraźnie zadowolony słysząc, iż Pierwszy nie ma zamiaru porzucać ich eksperymentu. - Dix, kurczę… Nie będzie już więcej takich ekscesów! Wczoraj popełniliśmy po prostu mały błąd….

- Dokładnie! Próbowałeś robić coś na czym się nie znasz… - zakpiła Dix, ale Kuba nie przestawał tłumaczyć.

- Nie wiedziałem, iż dzień wcześniej dałaś Pierwszemu tak mocne leki, a on sam nie był świadomy tego, iż mocno przekracza dawkę. Tym razem spróbujemy oszczędniej i…

- Skoro chcesz mieć go na sumieniu. - podsumowała dobitnie Piąta, a Drugi poparł ją w całości.

- Może na razie skończmy z eksperymentami! Mamy bardziej przyziemne rzeczy na głowie. Znowu musimy zrobić zapasy wody i żywności… - stwierdził dyplomatycznie.

Pierwszy skinął głową udając, iż się zgadza. - Na razie mnie odwieź.

***

Słowa Trzeciego nie był choćby odrobinę przesadzone. Ulice Krańcowa po prostu opustoszały. Nie przyniosło to jednak Pierwszemu oczekiwanej ulgi. Sytuacje, które w Nowym Świecie odbiegały od normy budziły uzasadniony niepokój. W głowie ciągle krążyły mu pytania. Gdzie podziali się ci wszyscy Gospodarze? Co jeżeli jednak się nie zabili, a zamiast tego zgromadzili w jakimś punkcie jak H-Market? Co o ile Kuba miał rację i było to zwiastunem jakiegoś nowego, jeszcze nieznanego zagrożenia?

Ten natłok myśli musiał w jakiś sposób odbić się na jego mimice, bo prowadzący samochód Drugi spojrzał na niego z niepokojem. - Martwisz się czymś?

- Wieloma rzeczami… - podkreślił Pierwszy. - Ale to nic na co mógłbym mieć wpływ.

- Mnie też niepokoi, gdy w tym świecie coś dzieje się nie tak jak do tego przywykliśmy. - stwierdził Grzesiek rozgryzając o co może chodzić Pierwszemu. - Dlatego staram się myśleć o bieżących problemach. Odstawić cię bezpiecznie, zadbać o zaopatrzenie…

Pierwszy skinął głową.

W tym momencie przypomniały mu się słowa Dix, która uważała, iż Drugi nie będzie chciał poprosić go o pomoc. Gdzieś w środku poczuł, iż nie może dłużej udawać obojętnego na jego los. Po tym wszystkim co i tak dla siebie robili było to po prostu bez sensu. - Drugi… - zaczął niepewnie. - Mam mnóstwo kryjówek. Mnóstwo jedzenia… Podzielę się z wami…

Grzesiek przerwał mu jednak wyraźnie wzburzony. - Pierwszy! Nie możemy ciągle na tobie polegać. Mam co raz większe przeczucie, iż nie opuścimy tego miasta przez bardzo długi czas! O ile w ogóle nam się to kiedyś uda. o ile mamy przetrwać musimy nauczyć się działać jako drużyna. o ile oni przyzwyczają się do tego, iż w każdej krytycznej sytuacji będą mogli przez moją osobę wycisnąć coś z ciebie... Obaj skończymy z bandą pasożytów na plecach.

Pierwszy słysząc to nie wiedział przez chwilę co powiedzieć. W końcu zbierając myśli stwierdził. - Obiecaj mi, iż jeżeli będziesz w krytycznej sytuacji powiesz mi o tym… Powiem to tylko raz. Ja CHCĘ ci pomóc… bo… bo... - w tym momencie ścisnął usta i wymamrotał niewyraźnie. - Bo też uważam, cię za przyjaciela…

Drugi uśmiechnął się pod nosem. - Co raz łatwiej przechodzi ci to słowo przez gardło… - wytknął spoglądając na niego wyzywającym wzrokiem.

Pierwszy popatrzył na niego zdziwiony. - Nie przyzwyczajaj się! To był ostatni raz…

- Poprzednim razem też tak mówiłeś. - wytknął Drugi wypinając jednocześnie język.

- Pierdol się! - wyrwało się Pierwszemu, a Grzesiek zaśmiał się.

- Zabluźniłeś! Ale ja cię zdemoralizowałem! - stwierdził z wyraźną dumą.

- Nie! - zaprotestował Pierwszy. - Zrobiłem to z premedytacją żebyś zrozumiał jak bardzo mnie irytujesz…

Grzesiek słysząc to wyprostował się dumnie, a Pierwszy westchnął wyglądając przez okno. Ponieważ przez chwilę skupiony był na rozmowie, nie zauważył choćby jak zbliżyli się do komisariatu. Przyglądając się budynkowi zastanawiał się czy odnowił się po raz kolejny, gdy nagle Drugi zatrzymał gwałtownie auto.

Ledwo unikając uderzenia czołem w kokpit radiowozu, Pierwszy spytał natychmiast. - Co się stało?

Grzesiek milczał przez chwilę wpatrując się oniemiały w stronę blokowiska. W końcu wskazał palcem w stronę jednego z balkonów szepcząc. - Patrz…

W tym momencie Pierwszemu również odjęło mowę. Na barierce wskazanego balkonu rozwieszone było prześcieradło z ogromnym napisem.

TU SĄ LUDZIE !

POMOCY!

- …gdy ostatnio tędy przejeżdżaliśmy na pewno tego nie było. - dodał po chwili Grzesiek wyraźnie poruszony.

Pierwszy zamyślił się. - Hmm… Ktoś musiał się pojawić w trakcie wczorajszego Błysku. - W obecnej sytuacji wydawało mu się to jedynym logicznym wyjaśnieniem.

Drugi skinął głową jakby się zgadzał przegryzając jednocześnie nerwowo usta. Zmarszczki na jego czole od razu zdradziły, iż nad czymś intensywnie myśli. - Dobra.To nie nasza sprawa jedziemy dalej…

- Co? - spytał zszokowany Pierwszy. Takie coś zupełnie nie pasowało do Grześka. Dlaczego nagle miałby zacząć ignorować nowo przybyłych skoro przez tyle czasu próbował znaleźć sposób by im pomagać. - Co to w ogóle za stwierdzenie?

- Nie wiemy jak długo tak naprawdę jest tu ten napis. Może od wczoraj, a może ci którzy go stworzyli już dawno nie żyją. - wyjaśnił pokrętnie Drugi. - Myślę, iż nie warto kombinować gdy mamy inne rzeczy na głowie.

Gdyby Pierwszy nie zdążył poznać Drugiego tak dobrze pewnie uwierzyłby w to tłumaczenie. Niestety dla niego, wzajemnie rozgryzanie się działało w obie strony. - Co ty kombinujesz Grzesiek? - spytał spoglądając na towarzysza nieprzekonany.

- Nic… - odparł, ale w jego oczach widać było zawahanie.

- Chyba nie masz zamiaru mnie odwieźć i spróbować wrócić tu samemu? - spytał podejrzliwie Pierwszy.

Grzesiek słysząc to oparł głowę o kierownicę. - Dobra, posłuchaj! To się źle skończy! Ja to po prostu wiem. Za każdym razem gdy mi pomagasz ledwo uchodzisz z życiem. Doszło w końcu do mnie, że… - w tym momencie Drugi zrobił krótką pauzę najwidoczniej próbując dobrać odpowiednie słowa. - Po prostu nie zniósłbym tego gdyby coś ci się przeze mnie stało. Nie będę cię okłamywał, iż oleję ten napis. Odwiozę cię do domu, a potem tu wrócę i sprawdzę co to za ludzie i czy jeszcze żyją… ale ciebie ma tutaj już nie być.

Pierwszy zacisnął pięści. - Posłuchaj mnie! - zawołał rozgniewany. - Nie prosiłem się o ciebie! Nie prosiłem o twoją przyjaźń ani o to żebyś wbijał się z butami w moje życie! Byłem szczęśliwy i spokojny w swojej samotności, bo w odróżnieniu od większości żyjących na świecie, zrozumiałem, iż korelacje międzyludzkie to cholerne brzemię! Może nie jestem wylewny jak ty, staram się nie rzucać wielkimi słowami i nie jestem typem, który patrzy na wszystko przez pryzmat emocji, ale to nie znaczy, iż w nic się nie angażuje. Nie jestem cholerną maszyną! Przyzwyczaiłem się do ciebie i o ile myślisz, iż obeszła by mnie wieźć o twojej śmierci to się mylisz… Dlatego za każdym razem ci pomagam…

Drugi westchnął podnosząc głowę i spoglądając na Pierwszego w dziwnie ciepły sposób. - Nigdy nie miałem cię za maszynę… Powiem ci coś i jestem gotów przyjąć za to piąchę na mordę, ale ja już dawno cię rozgryzłem. Jesteś cholernie wrażliwy. Dlatego ludzie mogli łatwo cię wykorzystywać. Tylko, iż nie jesteś głupi i dobrze zdajesz sobie sprawę ze swoich słabości. Mówiłem ci już. Maskujesz prawdziwego siebie i ukrywasz to, iż jesteś z natury dobry by nikt więcej nie obrócił tego przeciw tobie. Dlatego po tym świecie chodzi „Pierwszy”, a ty jesteś gdzieś tam za maską, pancernym strojem, opryskliwością i sztucznym chłodem. Niestety dla ciebie, twoja prawdziwa natura przebija się choćby mimo tego, iż starasz się ją zakopać. I jestem pewien, iż gdyby mnie tu nie było, to przez trzydzieści minut tłumaczyłbyś sobie w głowie, iż ci ludzie to „nie twoja sprawa”, odjechał stąd, a po godzinie wracał tu pędem pchany wyrzutami sumienia… I żebyśmy mieli jasność, gdy gadasz do siebie nie robisz tego wcale tak cicho jak myślisz. Nigdy nie zwróciłem ci na to uwagi, bo podsłuchując jak sprzeczasz się ze sobą mogłem lepiej zrozumieć jak patrzysz na świat…

Pierwszy poczuł w tym momencie zażenowanie. Nigdy nie przypuszczał, iż jego rozterki wychodzą poza jego głowę. Opuszczając wzrok westchnął. - Nie dam ci w mordę… Po prostu wolałbym żeby to co myślisz zostało między nami.

- Spokojnie… - odparł Drugi. - Wiesz, iż im dłużej znajdujemy się w tym świecie tym bardziej rozumiem dystans jaki budujesz? Dzięki tobie widzę w końcu jak mnie wykorzystują i wykorzystywali od początku. I przede wszystkim jak próbują przez moją osobę wykorzystywać ciebie… No, ale co zrobić? Jak sam powiedziałeś to brzemię dobrych ludzi… To co? Idziemy zachować się przyzwoicie, a ty przy okazji znowu zrobisz okropne pierwsze wrażenie?

- Mhm… - potwierdził Pierwszy, a Drugi złapał za klamkę. Nim jednak wyszedł z samochodu rzucił przezornie.

- Tylko błagam! o ile ktoś ma tym razem wrócić połamany niech to będę ja…

***

Zwierzęcy niewykształceni są w Krańcowie prawdziwą rzadkością. Przyczyn takiego stanu rzeczy można doszukiwać się w kilku czynnikach:

Przede wszystkim w miastach jest znacznie więcej ludzi niż zwierząt. Liczba potencjalnych osobników, która może ulec przemianie przez Błysk jest więc zdecydowanie mniejsza.

Drugi czynnik związany jest z samą naturą zwierzęcych niewykształconych. o ile już jakiś pojawi się w mieście to przeważnie jego przemiana znacząco rozbudza instynkt łowiecki. Niewykształcone zwierzę atakuje bez strachu potwory, które są od niego o wiele większe i silniejsze przeważnie kończąc w ten sposób swoje życie.

Trzeciej przyczyny należy doszukiwać się w obrębie samych zmiany fizycznychwśród niewykształconych. Przemiany ludzi w większości wypadków równoznaczne są ze zwiększeniem ich siły i wytrzymałości. Przemiany zwierząt pozostawiają na ogół obie te cechy bez zmian lub podnoszą je tylko nieznacznie. Uzbrojony człowiek nie będzie miał problemu z zabiciem większości zwierzęcych niewykształconych, co w przypadku potworów pochodzenia ludzkiego nie jest już takie oczywiste.

Swoistą ciekawostką jest natomiast fakt, iż w Nowym Świecie nie zaobserwowano zwierząt w swojej naturalnej postaci. Każe to przypuszczać, iż na zasadzie podobnej do „bariery wieku” pojawiają się wyłącznie jako niewykształceni…

Aktualizacja: Od kiedy dowiedziałem się, iż świat istnieje dłużej niż moment pojawienia się Pierwszego, wiele moich teorii uległo zmianie. Teraz już wiem, iż Zwierzęta w swojej zwyczajnej formie występowały we wcześniejszych latach istnienia świata. Wszystko więc wskazuje na to, iż większość z nich zginęła, ale podobnie do ludzi po śmierci mogą powrócić jako niewykształceni.

***

Pierwszy i Drugi zamarli przerażeni widokiem jaki zastali między blokami. Małe stado dziwnych niewykształconych obgryzało truchło, które tylko dzięki resztkom ubrań dało się jeszcze rozpoznać jako ludzkie.

Mięsożerne potwory były zaś niepodobne do niczego co Pierwszy widział wcześniej w Nowym Świecie. Dwunożne i pozbawione rąk istoty były kilka większe od indyka. Ostry dziób, którym zawzięcie wyszarpywały kawałki mięsa sugerowałby, iż pochodziły od jakiegoś ptaka, ale zamiast piór miały smolistą czarną skórę.

Przyglądając im się przez lornetkę Pierwszy zauważył, iż nie rozrywały one ciała dziobami jak zwykłe drapieżne ptaki. Zamiast tego opluwały je jakimś rodzajem kwasu tak długo, aż wypalił on mięso na tyle mocno, iż były w stanie oderwać jego kawałek.

Drugi, który opuścił swoją lornetkę spytał z nadzieją. - Myślisz… Myślisz, iż to mogą być padlinożercy? Tak jak ci grabarze?

Pierwszy nie miał pojęcia co ma powiedzieć, ale przeczucie podpowiadało mu, iż istoty były niebezpieczne. Gdy jednak pomyślał o tym jak wyglądali Grabarze wiedział, iż pozory mogły mylić. Wygrzebując z ziemi duży kamień spytał Drugiego. - Dobrze rzucasz?

- W miarę, a ty? - odparł mężczyzna

- Fatalnie… - westchnął Pierwszy. - Dlatego masz i spróbuj uderzyć w to okno. - powiedział wskazując palcem na klatkę po przeciwnej stronie placu.

Grzesiek złapał kamień i wychylając się cisnął nim z całej siły. Kamień poszybował po łuku i mijając okno o jakiś metr rąbnął w fasadę bloku. Jeden z niewykształconych słysząc to oderwał się na chwilę od konsumpcji i spojrzał w stronę z której usłyszał hałas.

Coś w jego ruchu natychmiast nie spodobało się Pierwszemu. Nie było w nim niepewności albo strachu. Był szybki i agresywny. Jak u drapieżnika, któremu ktoś przerwał posiłek.

- Cholera… - wyszeptał Drugi. - Poprawię… - stwierdził pewnie i wygrzebując z ziemi kolejny kamień cisnął ponownie w okno.

Tym razem mężczyzna trafił w sam środek rozbijając szybę z głośnym hukiem. Istoty natychmiast oderwały się od posiłku i ku przerażeniu Pierwszego, rzuciły się wściekle w stronę z której nadbiegał hałas plując kwasem dookoła jak oszalałe.

- No to masz odpowiedź… - westchnął Pierwszy chowając się głębiej za blokiem.

- Nie damy rady? choćby jak strzelalibyśmy z daleka? - spytał Drugi.

Pierwszy pokręcił głową. - Jest ich dużo, są szybkie, a żaden z nas nie jest strzelcem wyborowym.

Drugi spojrzał jeszcze raz przez lornetkę w stronę bloku gdzie wywieszone było prześcieradło z napisem. - Drzwi do klatki są zabarykadowane, a za zasłonami widać ruch. Ktoś tam jest… - czoło mężczyzny zmarszczyło się. - Co moglibyśmy zrobić by jakoś im pomóc i nie dać się przy tym zabić? - spytał patrząc na Pierwszego.

Pierwszy zamyślił się przez chwilę. - Wydają się być naprawdę agresywne… Widziałeś jak zareagowały na kamień? Może mógłbym odciągnąć je samochodem? Wtedy dostałbyś się bez problemu do środka…

- Cholera… - jęknął Drugi. - Nie podoba mi się ta wizja. Znowu będziesz się narażał. Może ja je odciągnę, a ty wejdziesz do bloku?

- Wolę poznać się bliżej z tymi stworami niż z kolejnymi ludźmi. -odparł Pierwszy, a Drugi wzniósł oczy do góry.

- Dlaczego ja wiedziałem, iż powiesz coś w tym stylu… - stwierdził zirytowany.

- Wolisz zagrać w marynarza? - spytał z przekąsem Pierwszy.

- Niech będzie! - stwierdził niespodziewanie Drugi przygotowując pięść.

***

Po wygranej grze Pierwszy stwierdził, iż wciąż woli odciągać potwory radiowozem. Ustawiając auto przed blokiem poczekał, aż Drugi da mu sygnał i włączył przez chwilę syrenę. Nie czekał choćby minuty nim zza bloku wypadło stado dziwnych niewykształconych strzelając bezlitośnie kwasem w stronę radiowozu. Gdy tylko istoty zbliżyły się na odległość miotaną, Pierwszy wcisnął gaz i wyjechał na drogę. Już po chwili usłyszał w radiu głos Drugiego.

- Jest dobrze! Wszystkie pobiegły za tobą... Chyba, iż auto nagle stanie. Wtedy to nie jest dobrze...

- Zrobiłeś się przeze mnie strasznym fatalistą… - westchnął Pierwszy przyśpieszając na tyle by nie oddalać się zbytnio od stworów. Te na szczęście nie miały zamiaru odpuszczać i z niesamowitą zaciętością goniły za radiowozem.

W ciągu kilku minut odciągnął stwory na odległość dwóch przecznic od bloku. - Chyba nie dadzą mi spokoju aż od nich nie ucieknę… Wydają się naprawdę zawzięte. - zameldował Drugiemu.

Ten odparł natychmiast. - Ja już prawie jestem w bloku! Zobaczę ilu jest tu ludzi i czy damy radę ich zabrać na raz…

Pierwszy spojrzał w lusterko żeby się upewnić czy stwory wciąż są za nim i wtedy stało się coś od czego go zmroziło. Przedbłysk uderzył go w oczy oślepiając na chwilę. Zszokowany prawie wjechał autem na chodnik i musiał gwałtownie odbić kierownicą by uniknąć uderzenia w pobliski kiosk. - NIE! NIE! PO PROSTU NIE!!! - wykrzyczał przerażony.

- PIERWSZY! BŁYSK!!! -wrzasnął przestraszony Grzesiek.

- Wiem! - odparł mu natychmiast. - Zamknij wejście do klatki i całe mieszkanie. Niewykształceni budzą się szybciej!

- A ty?! - krzyknął mężczyzna.

- Ucieknę im! - zawołał Pierwszy wciskając pedał gazu. Wtedy jednak uświadomił sobie straszną rzecz. Potwory były naprawdę zawzięte. Musiałby odjechać od nich naprawdę daleko by przestały biec w jego stronę! Na to miał tylko dwie, może trzy minuty...

Serce Pierwszego uderzyło jak szalone. Co mógł teraz zrobić? Radiowóz rozpędzał się, ale w tylnym lusterku widział, iż niewykształceni wciąż pędzili w jego stronę. - FUCK!!! - zabluźnił uderzając pięścią w kierownicę, gdy kolejny błysk uderzył mu w oczy. Szło szybciej niż myślał. Od kulminacji dzieliły go sekundy.

Wtedy do głowy przyszedł mu pomysł, który był jego ostatnią nadzieją. Sięgając do swojego plecaka wyszarpał dwie butelki ze środkami od Kuby. Zatrzymując gwałtownie auto zaczął szukać strzykawki, podczas gdy gwizd w jego uszach nasilał się z każdą sekundą. Po raz kolejny wybierając losową butelkę wstrzyknął sobie jej zawartość w ramię.

Niewykształceni mignęli mu w lusterku, a tylna szyba zaczęła pokrywać się jasno zielonym śluzem. Łapiąc za radio Pierwszy westchnął. - Grzesiek. Nie wiem czy to usłyszysz, ale gdyby coś mi się stało nie chcę żebyś się przejmował. Ja byłem już w środku martwy od bardzo dawna i nie żałuję choćby przez sekundę, iż mogłem przez jakiś czas udawać żywego w twoim towarzystwie. Uważaj na siebie i rób zawsze to co słu…

W tym momencie nastąpiła kulminacja.

***

Pierwszy przebudził się, a przez zamknięte powieki wciskało mu się światło. Zupełnie jakby ktoś skierował mu latarkę prosto w oczy. Spróbował na chwilę otworzyć powieki, ale wtedy oślepiło go jakby patrzył prosto w słońce.

Grzebiąc po omacku wyciągnął z plecaka swoją maskę przeciwgazową. Jej wizjery były adaptacyjne i chroniły przed ostrym światłem. Nakładając ją na twarz poczuł niewyobrażalną ulgę.

Otwierając w końcu oczy zobaczył, iż wszystko skąpane było w jasności - O boże… - jęknął czując jak jego zmysły doprowadzane są do szaleństwa. Oczy mimo osłony męczyły się samym patrzeniem. Uszy świdrował mu jednostajny gwizd, a głowa bolała kilka lżej niż zaraz po wybudzeniu.

Pierwszy potrzebował dłuższej chwili by uświadomić sobie co się adekwatnie dzieje. Spoglądając na tył radiowozu zobaczył, iż tylna klapa pełna jest wypalonych dziur. - Świetnie… - westchnął wychodzą powoli z pojazdu.

Tuż za sobą zobaczył istne stado małych czarnych potworów. Mimo otępienia bólem pomyślał, iż lepiej byłoby nie zostawiać ich żywych. Wyciągając z kabury nóż pochylił się nad najbliższym stworem i kładąc obie ręce na ostrzu spróbował odciąć mu głowę. Wtedy bestia przebudziła się i splunęła kwasem w tors Pierwszego. Mężczyzna szybkim ruchem dekapitował niewykształconego i odskoczył do tyłu widząc jak z jego kamizelki kuloodpornej wydobywają się strugi dymu. Odczepiając pancerz rzucił go na ziemie i dość nierozsądnie poklepał się po bluzie, by sprawdzić czy kwas nie dostał się dalej. Na szczęście reszta ubrania była sucha.

Wtedy też dotarło do niego, iż niewykształceni nie tylko budzą się wcześniej, ale najwidoczniej ból był w stanie je ocucić choćby w środku błysku. Nieco zszokowany postanowił nie ryzykować więcej. Wracając do radiowozu wrzucił go na luz i odepchnął kawałek nim zdecydował się odpalić silnik. Objeżdżając potwory sporym łukiem wrócił z powrotem na blokowisko.

Zbliżając się do klatki spróbował przepchnąć zablokowane drzwi. Wyglądało na to, iż Drugi zdążył zbudować tylko prowizoryczną blokadę, bo po chwili szarpaniny Pierwszemu udało się dostać do środka. Przechodząc dalej zobaczył leżącego na pół piętrze kompana.

Przyklękając obok stwierdził, iż Drugi nie wyglądał choćby jakby spał, a jakby był po prostu martwy. Gdyby nie delikatnie podnosząca się klatka piersiowa Pierwszy byłby przekonany, iż stało się coś naprawdę złego. W tym momencie do głowy przyszła mu jednak pewna myśl. Skoro niewykształconych dało się obudzić bólem może z ludźmi było tak samo.

Podnosząc delikatnie głowę Grześka przyłożył mu dłoń do policzka. - Pamiętasz jak nazwałeś mnie dzisiaj wrażliwym i delikatnym? - spytał zawistnie po czym wymierzył mu cios od którego twarz mężczyzny odkształciła się, a głowa prawie odpadła z szyi. Nie czekając choćby sekundy poprawił uderzeniem z drugiej strony. Niestety mimo, iż twarz Drugiego momentalnie napuchła i zrobiła się czerwona jak znak stopu nie ocknął się choćby na sekundę.

- Ups… - westchnął Pierwszy i wciągnął kompana na plecy.

Grzesiek mimo, iż był dość szczupły zaczął ciążyć mu momentalnie podczas drogi na zewnątrz. Z ledwością doczłapał się z nim na parter, bo zaczynało mu co raz bardziej brakować tchu. -Nie jest dobrze…- jęknął czując jak zaczynają pojawiać się zawroty głowy.

Był już niemal pewien, iż nie wytrzyma do końca Błysku. Czy była to wina za małej dawki? Czy może po prosty był już wykończony? Póki był jeszcze w stanie coś zrobić musiał podjąć szybką decyzję. -Nie dam rady wrócić do kryjówki… Musimy tu zostać… - westchnął czując jak słabnie z każdą chwilą.

Resztkami sił zaczął z powrotem blokować drzwi klatki. Przerzucając jeszcze raz drewnianą sofę, krzesełka, stoliki i parę innych gratów ułożył z nich znacznie solidniejszą konstrukcję niż wcześniej zrobił to pośpiesznie Drugi. Czując w uszach narastający gwizd wiedział, iż zaraz nie wytrzyma… W ostatnim odruchu przytomności spróbował wciągnąć Grześka do jednego z mieszkań, ale gdy tylko podsunął go pod drzwi nogi się pod nim ugięły…

- Koniec… - westchnął czując jak zaczyna tracić świadomość.

Idź do oryginalnego materiału