Barbara Kowalewska: Jako muzykolog bada pan muzykę Moniuszki i Kurpińskiego. Jakie są korzenie tych zainteresowań badawczych?
Jakub Mateusz Lis: Szczególnie twórczość Moniuszki towarzyszy mi bardzo długo. Zaczęło się od szkoły muzycznej I stopnia w moim rodzinnym Pucku, której patronuje właśnie Moniuszko. Nauczyciele bardzo się starali przybliżyć nam tę postać. I robili to nie tylko w sposób udany, ale i ciekawy, co jak wiadomo, nie jest oczywiste. Pierwszą operą, która widziałem na żywo, był „Straszny dwór”. Kurpiński pojawił się nieco później. Ponieważ grałem na klarnecie, zacząłem szukać ciekawych utworów polskich kompozytorów napisanych na ten instrument. I tak poznałem „Koncert klarnetowy” Kurpińskiego – utwór, w którym się zakochałem i o którym marzyłem, by go kiedyś zagrać. Na studiach muzykologicznych w Krakowie poznałem ks. Tadeusza Przybylskiego, najznakomitszego badacza biografii Kurpińskiego. Wówczas pojawił się pomysł poświęcenia pracy magisterskiej właśnie Kurpińskiemu. Obaj kompozytorzy konsekwentnie od tylu lat przewijają się w moim życiu. Czy to przypadek?
BK: Jak dzisiaj odczytuje pan wartość tej twórczości na tle muzyki europejskiej? Czego nowego dowiedział się pan w trakcie badań nad kompozycjami Moniuszki?
JML: Nigdy nie zgodzę się zarzutem czy powtarzanym frazesem, iż Moniuszko był kompozytorem prowincjonalnym! Był kompozytorem polskim, ale o klasie europejskiej. Pozostawił olbrzymią spuściznę, w której ta wokalna (w tym sceniczna) jest najważniejsza i pokazuje jego niebywały talent. Zanim poważnie zająłem się tą muzyką, byłem przekonany, iż Moniuszko czerpał pełnymi garściami z opery i muzyki włoskiej. Nic bardziej mylnego. Był zafascynowany przede wszystkim operą niemiecką i francuską. Zresztą to echa muzyki Zachodu, a nie Południa słychać przede wszystkim w jego kompozycjach.
fot. Ośko/Bogunia
Mając dostęp do rękopisów i innych źródeł, poznawałem tę twórczość i zaszokował mnie olbrzymi dorobek, jaki pozostawił po sobie kompozytor, a żył zaledwie 53 lata. To około 350 pieśni, msze, opery, muzyka teatralna, muzyka fortepianowa… A przecież był bardzo zapracowanym człowiekiem, utrzymującym całą rodzinę; przy tym poza komponowaniem miał też liczne inne obowiązki. Moniuszko miał dużą łatwość pisania i był tytanem pracy. Był świetnym melodystą, z niezwykłą łatwością tworzył tematy wpadające w ucho, które się pamięta i nuci.
Sporym zaskoczeniem było też dla mnie odkrycie, w jaki sposób powstawały partytury oper. Najpierw komponował partie wokalne i tworzył „partycypację fortepianową” (czyli wyciąg), który następnie instrumentował. A robił to bardzo sprawnie, z doskonałą znajomością zasad instrumentacji, choć nie jest ona bardzo nowoczesna, raczej klasyczna. W bardzo interesujący sposób autoryzował też partytury czy wyciągi sporządzone przez swoich kopistów (a w Warszawie miał ich dwóch). Mianowicie wpisywał osobiście tekst w partiach wokalnych i ewentualnie nanosił przy tej okazji jeszcze ostatnie poprawki.
BK: Czy dotarł pan do nowych źródeł?
JML: Podczas tych lat udało mi się dokonać kilku „odkryć”. W 2019 roku w jednej z prywatnych kolekcji znalazłem nieznany list Moniuszki, który odkupiłem, a który jest w tej chwili w zbiorach Biblioteki i Archiwum WTM. W Berlinie natrafiłem na najstarszy przekaz opery „Jawnuta”, o której nie było mowy w literaturze muzykologicznej, a na podstawie której powstały materiały do spektaklu w Poznaniu. Wersja kameralna opery „Flis” to też małe odkrycie. Bo teczka z nutami spoczywała niezauważona przez prawie czterdzieści lat na archiwalnych półkach. A przecież partytura „Flisa” nie przetrwała wojennej zawieruchy, zatem ten materiał jest jedynym pełnym przekazem dzieła w wersji instrumentalnej, choć nieco okrojonej, kameralnej.
BK: Zbliża się premiera „Flisa”, którego Teatr Wielki ma wystawić właśnie w wersji kameralnej i w kameralnej przestrzeni Teatru Polskiego. Pan uczestniczył w ustalaniu formuły wystawienia sztuki. Jaka była pana rola?
JML: Adaptacja, którą usłyszymy, jest prezentowana po raz pierwszy od około stu dwudziestu lat! Choć „Flis” był po wojnie wystawiany nie raz, także w Poznaniu, była to instrumentacja przygotowana po II wojnie światowej na podstawie zachowanego wyciągu fortepianowego. To, co zabrzmi teraz w Poznaniu, to wersja na podstawie zapisu głosów pochodzącego z końca XIX wieku, który zachował się w Bibliotece i Archiwum Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego, na które nikt nie zwrócił do tej pory uwagi. Opowiedziałem o tym dyrygentowi Rafałowi Kłoczko, a on zaproponował Dyrekcji Opery Poznańskiej, by wystawić tę kameralną wersję. Wraz z Bartoszem Stawiarskim-Lietzauem zrekonstruowaliśmy partyturę na podstawie tych zachowanych głosów i dzięki temu usłyszymy adaptację tej opery nigdy współcześnie nieprezentowaną. Nie uczestniczyłem w próbach, jestem więc bardzo ciekaw koncepcji reżyserskiej. Co do kwestii muzycznych nie mam żadnych obaw. Wybór solistów jest trafiony (znam możliwości wszystkich wokalistów), a Rafał Kłoczko niewątpliwie przygotuje i zaproponuje poruszającą i urzekającą interpretację Moniuszkowskiej partytury. Zresztą myślę, iż w tej kameralnej wersji jest duży potencjał. Moniuszko w Warszawie dysponował zespołem liczącym niespełna czterdziestu muzyków!
BK: Wielu osobom opera kojarzy się z wieloosobowym przedsięwzięciem muzycznym. Tymczasem są przesłanki, by wystawiać niektóre dzieła tego gatunku w formie kameralnej. Jakie przesłanki mamy tutaj, w przypadku „Flisa”?
JML: Przez lata przyzwyczailiśmy się do ciężkich i masywnych wykonań Moniuszkowskich oper. Moim zdaniem sukces leży w lekkości wykonywania tych kompozycji, doborze odpowiednich temp, wyłuskaniu tanecznych motywów, którymi emanuje muzyka Moniuszki. No i konieczne są tu „lekkie” głosy.
fot. Ośko/Bogunia
Tak widzę klucz do sukcesu interpretacji muzyki Moniuszki, którą tak kocham! Partytura „Flisa” podzieliła losy wielu innych, które nie przetrwały wojennej zawieruchy. Po II wojnie światowej Kazimierz Sikorski oraz Włodzimierz Ormicki zinstrumentowali zachowany wyciąg fortepianowy. Do naszych czasów, poza wspomnianym wyciągiem, ze źródeł Moniuszkowskich mamy tylko partyturę „Dumki” Zosi, ale w nieoryginalnej tonacji, tylko w transpozycji, oraz głosy waltorni.
Moniuszko wydał też za życia wyciąg fortepianowy, ale nie dysponowaliśmy żadnym pełnym przekazem orkiestrowym „Flisa”. Aż do momentu, gdy natrafiłem na wersję kameralną, o której istnieniu praktycznie nikt nie wiedział. Zatem ta, choć kameralna, wersja jest jedynym materiałem, którym dysponujemy w całości. Co prawda nie wiemy, kto go sporządził i na podstawie jakich materiałów, ale przypuszczam, iż może to być wersja, którą Moniuszko mógł znać i akceptować.
BK: Już w XIX wieku chwalono tę operę, ale nisko oceniano libretto. To częsty problem w przypadku historycznych dzieł operowych. Czym się broni „Flis”? Dla jakich powodów warto zobaczyć/usłyszeć tę sztukę?
JML: Faktycznie, libretto „Flisa” nie jest literackim arcydziełem. I niestety już po premierze spotkało się z krytyką, o czym możemy się przekonać, czytając prasę z tamtego okresu. Zresztą wielu kompozytorów oper pisało muzykę do kiepskich tekstów, co nie przeszkadzało, by pod względem muzycznym utwory te były znakomite. Moim zdaniem muzyka we „Flisie” jest nieprzeciętna. Moniuszko po raz kolejny udowadnia, iż jest twórcą i muzykiem klasy europejskiej. Rozbudowana i monumentalna programowa uwertura to mistrzostwo. Znakomite ansamble i chóry, świetna muzyczna charakterystyka postaci, piękne melodie, duża liczba pomysłów muzycznych. Sądzę, iż Moniuszko miał zamiar stworzyć dłuższe dzieło, ale ograniczało go libretto. Nie tylko sama muzyka sprawia, iż będzie to spektakl wyjątkowy. O jego wyjątkowości świadczy też fakt, że, tak jak wspomniałem, zobaczymy tę adaptację po raz pierwszy od ponad stu lat.
Jakub Mateusz Lis – studiował muzykologię i zarządzanie kulturą i mediami (UJ) oraz dziennikarstwo (UP w Krakowie). W centrum jego zainteresowań leży przede wszystkim muzyka polska czasów rozbiorów, ze szczególnym uwzględnieniem życia i twórczości K. Kurpińskiego i S. Moniuszki, a także zagadnień edytorstwa i źródłoznawstwa muzycznego oraz wykonawstwa historycznego. Dwukrotny stypendysta MKiDN oraz laureat stypendium artystycznego m. st. Warszawy. Od 2021 r. współpracuje z Filharmonią Zielonogórską oraz Fundacją im. R. Peryta, z którymi w 2023 r. rozpoczął projekt rejestracji nagrań kompletu dzieł Tadeusza Bairda.