"One Piece" to czysta frajda i porywająca adaptacja kultowego anime – recenzja serialu Netfliksa

serialowa.pl 1 rok temu

Piracka przygoda w trochę innym wydaniu, mnóstwo wspaniale działającego absurdu i żywy, barwny świat. „One Piece” udowadnia, iż kultowe anime da się zamienić w świeżą i wciągającą rozrywkę w amerykańskim wydaniu.

Gdy po raz pierwszy ogłoszono, iż Netflix stworzy aktorską wersję kultowej mangi i anime „One Piece„, słychać było głównie sceptyczne głosy. Poprzednie adaptacje live action zaprezentowane przez platformę – „Death Note” i „Cowboy Bebop” – okazały się dużymi porażkami, przy okazji nieźle wkurzając fanów oryginałów. Jednak w tym przypadku przysłowie „do trzech razy sztuka” sprawdza się idealnie.

One Piece to fantastyczna adaptacja kultowego anime

Głównym bohaterem składającego się z ośmiu odcinków serialu, od dziś dostępnego na Netfliksie, jest Monkey D. Luffy (Iñaki Godoy, „Kto zabił Sarę?”) – młody awanturnik, który pragnął wolności i przygody, odkąd tylko sięga pamięcią. Wyrusza więc ze swojej wioski na niebezpieczną wyprawę w poszukiwaniu legendarnego skarbu, tytułowego One Piece, aby dzięki niemu zostać królem piratów. Jednak najpierw musi zgromadzić załogę, o jakiej zawsze marzył, a także znaleźć statek, który pozwoli mu przetrząsnąć każdą milę bezkresnych mórz, pozostawić w tyle depczącą mu po piętach piechotę morską i przechytrzyć niebezpiecznych rywali, którzy czyhają na każdym kroku.

Opis może i brzmi prościutko, ale pod pokładem skrywa się wiele skarbów. Przede wszystkim sam świat serialu, w którym nastoletnie dzieciaki z wielkimi marzeniami walczą o prawo do bycia sobą w starciu z nierzadko bezlitosnymi dorosłymi. Jest on niezwykle barwny, dopieszczony i po prostu wyjątkowy – pokręcony, pełen absurdów, które na pierwszy rzut oka nie powinny działać, a jednak jakoś im się ta sztuka udaje.

„One Piece” (Fot. Netflix)

Każdy kolejny odcinek (widziałam całość) poszerza ten świat, dostarczając nowych informacji, ale stopniowo i z wyczuciem, które pozwala poukładać kolejne elementy puzzli. Zachwyceni będą zwłaszcza fani oryginału – jego twórca Eiichiro Oda mocno ingerował w produkcję i to prawdopodobnie najlepsze, co mogło spotkać adaptację Netfliksa. W serialu czuć rękę Ody, który sam zdradził, iż wiele scen kręcono od nowa. Czuć też ducha oryginału – netfliksowy serial, choć przyszykowany został dla mainstreamowego widza, utrzymany jest w tym samym, charakterystycznym tonie, który fani Ody rozpoznają z daleka, a nowi widzowie uznają za coś bardzo świeżego.

Serial miał większy budżet niż „Gra o tron” i produkcje Disney+ z uniwersum Marvela – na jeden odcinek przeznaczono ok. 18 mln dolarów. I tę kwotę zdecydowanie widać w „One Piece”. Charakteryzacje i efekty specjalne nie straszą, jak to bywa w serialach Netfliksa (ekhem, „Wiedźmin, ekhem), a wręcz przeciwnie – przy całym swoim ogromnym rozmachu wyglądają naturalnie, dodają głębi, dzięki czemu aż przyjemnie zanurzać się w kolejne odcinki. Ogromną zaletą są również sceny akcji, których też w serialu nie brakuje. „One Piece” nie jest przeładowane sekwencjami walki, ale są one obecne w każdym odcinku i świetnie, dynamicznie zrobione. Muzyka, której autorami są Sonya Belousova i Giona Ostinelli, czyli duet kompozytorów 1. sezonu „Wiedźmina”, także spełnia swoje zadanie, odpowiednio uzupełniając sceny i nadając klimatu.

One Piece – barwne postacie i świetnie dobrana obsada

Nie można pisać recenzji „One Piece” bez wspomnienia o niesamowitej robocie, jaką wykonał Iñaki Godoy. Z ekranu wręcz wylewa się pasja, którą aktor wkłada w swoją rolę, i widać, iż doskonale bawił się na planie, praktycznie stając się Luffym, a nie tylko go grając. Jego charyzma, energia i zaraźliwy entuzjazm sprawia, iż Luffy’ego obdarza się sympatią w mgnieniu oka. A jeszcze szybciej Godoy łapie chemię z każdym aktorem, z którym dzieli ekran. To żywy Luffy, który wyszedł z mangi i anime, teraz zarażając nas swoją miłością do żeglugi, odkrywania świata i oczywiście zdobycia tytułowego skarbu.

W swojej roli świetnie spisuje się także Emily Rudd („Ulica strachu”) jako tajemnicza i zadziorna Nami. Rudd błyszczy przed kamerą, zarówno gdy jej postać jest skryta i emocjonalnie wycofana, jak i wtedy, gdy w końcu widzimy ją z wrażliwej strony. Trzeba jednak przyznać, iż casting to ogólnie jeden z najbardziej udanych aspektów serialu i tak naprawdę na pochwały zasługują wszyscy. Mackenyu („Pacific Rim: Rebelia”) jako Roronoa Zoro, Taz Skylar jako Sanji i Jacob Romero Gibson („All Rise”) jako Usopp też błyskawicznie wydobywają esencję swoich bohaterów, często wręcz kradnąc show.

„One Piece” (Fot. Netflix)

Załoga Luffy’ego to zbiór bardzo różnych postaci, których z pozoru nie łączy nic. Mamy tu do czynienia ze znanym schematem „przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę” – i tak się składa, iż za drużyną, którą widzimy na ekranie, po prostu chce się podążać. Dobrze rozgrywane i wciągające są także wątki poboczne, m.in. Koby’ego (Morgan Davies, „Martwe zło: Przebudzenie”), który dołącza do marynarki, oraz surowego i nieugiętego wiceadmirała Garpa (Vincent Regan, „Luther: Zmrok”), który za punkt honoru wyznaczył sobie ściganie piratów, a jego następnym celem jest Luffy – a kto zna oryginał, ten dobrze wie, iż kryją się za tym osobiste pobudki.

One Piece – dlaczego warto oglądać serial Netfliksa?

Najsłabiej z całego 1. sezonu „One Piece” wypada odcinek pilotażowy – nie oznacza to w żadnym razie, iż jest zły czy zniechęcający, ale to od 2. odcinka wyraźnie czuć, iż udało się złapać rytm, a serial wciąga i już do końca nie wypuszcza. Im dalej w las, tym lepiej poznajemy przeszłość bohaterów, dowiadując się w ten sposób coraz więcej o świecie „One Piece”, ale także lepiej rozumiejąc ich motywacje i pobudki. Widzimy też, jak rodzi się między nimi autentyczna więź i jak ze zbieraniny ekscentrycznych charakterów przemieniają się w załogę z prawdziwego zdarzenia i zgraną ekipę przyjaciół.

„One Piece” (Fot. Netflix)

Równocześnie to, co dzieje się przez osiem odcinków, to tak naprawdę wstęp, i łatwo odczuć niedosyt po obejrzeniu całości. Na sukces serialu zawsze składa się wiele czynników, a w przypadku aktorskiej adaptacji „One Piece” liczy się przede wszystkim to, iż aktorzy i twórcy – Steven Maeda („Z Archiwum X”) i Matt Owens („Agenci T.A.R.C.Z.Y.”) – grają do jednej bramki, z szacunkiem traktując materiał źródłowy. A przy tym tworząc bardzo przystępną i atrakcyjną rozrywkę dla widzów, którzy go nie znają.

„One Piece” to wypakowana pozytywnym myśleniem, pełna humoru, absurdu i charyzmatycznych postaci opowieść o przyjaźni i pogoni za marzeniami – a wszystko to rozgrywane jest w niezwykłym świecie. W zeszłym roku Netflix podbił świat dzięki „Wednesday„, a „One Piece” ma wszystko, by stać się równie ogromnym sukcesem w tym roku. Ten serial to wciągająca historia, zwariowany świat i bohaterowie, w których towarzystwie chce się spędzać czas, a to wszystko okraszone jest morską bryzą i zewem przygody. Załóżcie słomkowe kapelusza i wejdźcie na pokład – naprawdę warto.

One Piece już jest dostępne na platformie Netflix

Idź do oryginalnego materiału