Oliwka Brazil – Oh My Gawd – recenzja płyty

popkulturowcy.pl 3 godzin temu

Szczerze, nie czekałam na powrót Oliwki Brazil. Jednak Oh My Gawd okazało się ciekawym, zróżnicowanym krążkiem, na którym znajdziemy zarówno agresywny rap, jak i cukierkowy pop, a choćby inspiracje muzyką elektroniczną.

Oliwki Brazil chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Kilka lat temu, gdy debiutowała, nie spodziewałam się, iż kiedykolwiek to powiem, ale… jej pierwszy longplay, Oh My Gawd, okazał się lepszy niż Atmosfera Young Leosi. Jest o wiele bardziej zróżnicowany brzmieniowo, mniej monotonny i nie dominuje na nim jeden gatunek muzyczny. Oliwka pokazała, na jak wysokim poziomie są jej umiejętności rapowe, i iż potrafi zrobić płytę, która nie jest przesadnie wulgarna.

Album Oh My Gawd rozpoczyna się spokojnym popowym wstępem do Freestyle’u, który jednak gwałtownie zmienia się w agresywny, charakterystyczny dla Oliwki rap. Ten klimat kontynuuje Thicc Business zdominowany mocnymi basami. W Dior Savage wprowadzają nas dziwne dźwięki trąbki, którym nieustannie towarzyszą basy. Zdecydowanie uroku dodają tu śpiewane wersy. W pewnym stopniu wprowadzają one słuchacza do następnego utworu, czyli Glamorous. Od razu słyszymy cukierkowy śpiew, który w zwrotkach przechodzi w spokojny rap. Osobiście podoba mi się taka przesłodzona odsłona Oliwki, choć czuję, iż nie wszyscy mogą podzielić moje zdanie.

Violetta Villas jest czymś pomiędzy swoim poprzednikiem a typowym rapem Oliwki. Brzmi naprawdę dobrze. Chwilę później wraz z Bawidamkiem wracamy do łagodnego popu. Co prawda, nie trwa on zbyt długo, ale momentami i tak może delikatnie znudzić. Pu$$ycat Dollz znacznie przyspiesza tempo. Emanuje agresją i melodycznym chaosem. Zwrotki Clowna nieco uspokajają sytuację, choć w jego refrenie słychać inspiracje muzyką elektroniczną i wspomaganie autotunem. Tu pojawiają się mieszane odczucia – z jednej strony koncepcja wskazuje, iż jest to kawałek zrobiony totalnie dla śmiechu. Z drugiej, niestety, momentami tekst może żenować.

Booty nie mają w sobie nic wyjątkowego, choć jednocześnie nie wieją nudą. Na szczęście zaraz po nich dostajemy popowo-rapowe Ty Wiesz z zaskakującym, gościnnym występem Chivasa i jego charakterystycznymi krzykami. Zdecydowanie stałam się absolutną fanką tego zapadającego w pamięć kawałka. Jako inny interesujący utwór mogę wymienić HAHA HAHA, któremu jednak daleko do bycia jednym z najlepszych. Po prostu wyróżnia się spośród pozostałych nieoczywistym stylem i sposobem artykulacji oraz użyciem większej ilości autotune’a.

Z Planem F wracamy do wulgarności, którą trochę przełamuje śpiewany break. Pozostajemy w niej podczas Da Da Ri Ra. interesujący refren jest naprawdę najlepszym fragmentem tej piosenki. Z kolei Nie Dzwoń Do Mnie to przesłodzony, śpiewany utwór z nieco bardziej elektronicznym, chwytliwym refrenem. Osobiście mogę nazwać go jednym ze swoich ulubieńców, ale wiem, iż cukierkowa Oliwka nie wszystkim przypadnie go gustu. Płytę zamyka tytułowe Oh My Gawd z niebanalnym bitem i licznymi skreczami.

Z pewnością Oh My Gawd nie jest najlepszym albumem tego roku, ale na pewno warto go przesłuchać. Płyta składa się z ciekawych, różnorodnych bitów. Czasami jest agresywnie i wulgarnie, chwilę później słodko i cukierkowo. Śpiew cały czas przenika się z rapem, mocnymi basami, krzykami i skreczami, co sprawia, iż każdy powinien znaleźć coś dla siebie.


Fot. główna: mat. promocyjne
Idź do oryginalnego materiału