Odlotowe Agentki to animowany serial mojego dzieciństwa. Pamiętam, iż to była jedna z moich ulubionych kreskówek. Opowiadała perypetie trzech licealistek, później studentek, które jednocześnie były tajnymi agentkami. Dlatego, gdy zobaczyłam, iż powstała gra inspirowana przygodami Sam, Alex i Clover, koniecznie chciałam przetestować ten tytuł. Czy było warto?
Nie miałam specjalnych oczekiwań, naprawdę. Wiedziałam, iż pierwsze skrzypce będzie grała nostalgia, i iż niezbyt już popularna seria raczej nie doczeka się wybitnej adaptacji na konsolach. Cybermisja zapowiadała się jednak ciekawie. Spodziewałam się, iż będzie to raczej przyjemne doświadczenie – może niespecjalnie porywające, ale wciąż nie zakładałam żmudnych godzin pełnych irytacji.
Odlotowe Agentki miały być przygodową grą akcji z elementami skradanki. Jak dla mnie trochę chybiony opis. To jedna, wielka skradanka z elementami przygodowymi i kiepską fabułą. Ja wiem, iż Sam, Alex i Clover to tajne agentki, ale nie pamiętam, żeby w serialu dziewczyny bez przerwy się gdzieś ukrywały. Były tam też elementy walki, które miałam nadzieję zobaczyć również w grze.
W moim odczuciu tytuły takie jak ten są źródłem przekonania, iż gry powodują agresję. Naprawdę trudno przy niej zachować spokój. Cybermisja jest od siódmego roku życia, ale gdybym grała w nią jako dziecko, po dziesięciu minutach rodzice daliby mi szlaban. Bardzo nie lubili, jak denerwowałam się i krzyczałam podczas grania. Nic zresztą dziwnego. Kilkakrotnie miałam ochotę rzucić konsolą.
W Cybermisji trzeba się non stop czaić za plecami przeciwników, w żmudnym oczekiwaniu na dogodny moment, aby przejść dalej. To tym bardziej irytujące, iż w wielu sytuacjach elementy skradankowe wydają się wstawione na siłę. Można by je było spokojnie zastąpić sekwencjami walki czy pościgu, unikalną minigierką albo w ogóle pozwolić graczowi na swobodne poruszanie się po mapie. Opcji było naprawdę sporo, nie wykorzystano żadnej.
Najlepsze, co można powiedzieć o fabule, to chyba tylko to, iż w ogóle jakaś jest. Nie była specjalnie porywająca, ale stanowiła jedyną motywację do przechodzenia kolejnych, zrobionych bardzo podobnie sekwencji. Z jednej strony ucieczka przed strażnikami była wyjątkowo prosta, z drugiej zaś wielokrotnie przyłapywano mnie też w absurdalnie głupi sposób. Łatwo popełnić błąd, chociaż rozgrywka wcale nie jest zbyt trudna. Ona jest po prostu irytująca. Podobnie zresztą jak brak minimapy, choć nie przeszkadza on za bardzo w odnalezieniu celu, bo nieustannie jesteśmy kierowani przez kolorowy znacznik.
Odlotowe Agentki: Cybermisja zdaje się grą stworzoną do co-opa. Do tego stopnia, iż przechodzenie tego samemu jest wręcz męczące. Niestety nie miałam okazji zagrać w tytuł ze znajomym, ale potrafię sobie wyobrazić, iż wtedy ogólne odczucia z rozgrywki byłyby lepsze. W trybie jednoosobowym wszystkie sekwencje skradankowe trzeba powtarzać po trzy razy, po kolei każdą z agentek: Sam, Alex i Clover. Chyba jedyny plus jest taki, iż każda z nich faktycznie ma inny zestaw umiejętności.
Poziom rozgrywki to jedno, ale zwróćmy jeszcze uwagę na aspekt wizualny. Czy grafika jest dobra i przynajmniej możemy nacieszyć oczy dobrą animacją? Otóż nie. Biorąc pod uwagę możliwości, jakie dają konsole, na które wydano grę, jakość obrazu jest po prostu fatalna. Toporne, pokraczne wręcz modele 3D z jeszcze gorszą mimiką. Kiedy bohaterki się nad czymś zastanawiały, dosłownie wyglądały, jakby miały IQ na poziomie krzesła.
Dubbing był naprawdę dobry, jednak pod względem warstwy audio znowu zawiodła ogólna jakość muzyki, albo raczej granej w tle banalnej melodyjki. W ogóle nie budowała klimatu. Granie bez dźwięku kilka zmieniała w odbiorze, a bądźmy szczerzy, przy dobrym tytule choćby nie przyszłoby mi do głowy, żeby to sprawdzać.
Podsumowując. Odlotowe Agentki: Cybermisja to naprawdę kiepski tytuł. Nie sprawdza się ani jako growa adaptacja kultowej serii, ani osobny tytuł. To niekończąca się, wyjątkowo irytująca skradanka, przeciętna fabuła i okropna grafika w jednym, o zaskakująco wysokim potencjale na bycie niezłym tytułem, o ile gra się z przyjaciółmi.
Powyższa recenzja powstała w ramach współpracy z firmą PLAION. Dziękujemy!
Źródło grafiki głównej: Materiały promocyjne (Balio Studio)