Od megakryzysu do hiperawangardy #3: Zygzaki heksizmu

magazynszum.pl 2 tygodni temu

Heksizm to regres do myślenia magicznego w ramach wyobraźni deklaratywnie progresywnej. Ściegi regresu są pogmatwane, tworzą patchwork estetyk, dyskursów i ekspresji. Z jednej strony są partykularne – rozdrobnione – a z drugiej, doraźnie skonsolidowane wspólną fastrygą. Zszywa ona sztuki wizualne, akademicką herstorię, feministyczną powieść, inscenizację teatralną. Jednocześnie bezwiednie, ale wiernie kopiuje wzory zaprogramowane przez populizm konserwatywny, reakcyjny. Populistyczny reakcjonizm ma to do siebie, iż odpowiada na wieloznaczne realia prostymi zaklęciami. Brzmią one tak: moje subiektywne mniemanie ma definiować kulturową i społecznopolityczną całość; moje partykularne roszczenie ma być uniwersalnym prawem. Dlaczego? Ponieważ stoją za mną prawi przodkowie i cały rdzenny lud. Wszyscy polegli i prawdziwi Polacy – lub zamęczone i wszechmocne czarownice.

Neomarksizm powinien przeciąć ten węzeł. Z heksistowskiej osnowy należy dialektycznie wypruć wątki przydatne dla hiperawangardy. W tym celu przyjrzę się mikro- i hiperpolityce oraz uwikłanemu w nie feminizmowi magicznemu. Wezmę na warsztat twórczość (nie tylko z obszaru sztuk wizualnych) Anny Marii Brandys, Iwony Demko, Moniki Drożyńskiej, Agnieszki Szpili i Moniki Strzępki. Przeskanuję ich wystąpienia na szerokim tle i w świetle następującej diagnozy: szwalnie wstecznictwa pączkują, ale postęp jest wciąż możliwy. On jednak – rację miał Engels – będzie torować sobie drogę poprzez „zygzaki i chwilowe nawroty wsteczne”[ref]Engels, Ludwik Feuerbach i zmierzch klasycznej filozofii niemieckiej, przeł. Instytut Marksa–Engelsa–Lenina przy CK WKP(b), w: K. Marks, F. Engels, Dzieła wybrane, t. II, Warszawa 1949, s. 368.[/ref]. Podobnie hiperawangarda. Nasze ścieżki biegną odpowiednio do wrogiej rzeźby terenu – zygzakami.

*

Tam, gdzie zanika realna sprawczość, jej miejsce zajmuje fantazjowanie o apokaliptycznej interwencji żywiołów transcendentnych.

Wróćmy do fastrygi. Jej rozedrgane ściegi koduje nowe czarownictwo. To formacja reagująca na późny kapitalizm idiosynkratycznie, w stylu maniakalno-depresyjnym. Fazę maniakalną często napędza rozzłoszczona negatywność, która w porywach marzy o radykalnej destrukcji kapitalizmu. Epizody depresyjne bywają natomiast paradoksalnie „pozytywne”, animowane eskapistyczną konstruktywnością. Nie możemy zabić Lewiatana, ale przynajmniej ucieknijmy z jego trzewi. Wykopmy azylancką norkę, otoczmy palisadą przytulną szczelinę, gdzie wyliżemy i pozszywamy rany w ciepłej wspólnocie pokrzywdzonych. Co ważne, w obu przypadkach pojawia się uczulenie na nowoczesny racjonalizm. Pokrzywdzeni reagują nań alergicznie zarówno w fazie burzycielskiej, jak budującej. Racjonalność nowoczesności jawi się im jako forma poznawczo, etycznie i politycznie toksyczna. Jednocześnie z różnych powodów (lęk przed technologią, nieufność wobec uprzemysłowionej nauki, pesymizm cywilizacyjny) wykluczają ponowoczesny futuryzm. Dlatego rekonstruują imaginaria archaiczne – jako spichlerze wspólnotowości zdrowszej, bo nieskażonej moralnie, sycącej społecznie.

Neoczarowników prześladuje lęk przed wyczerpaniem energetycznym. Żyjąc w strachu przed niemocą, szukają źródeł mocy we wszystkim, co rdzenne, pradawne, pierwotne. „Jeżeli nam zabraknie sił, zostaną jeszcze morze i wiatr” – tak niegdyś grupa Armia wzywała na pomoc siły natury przeciw kapitalizmowi państwowemu w PRL. Po transformacji, konsekrującej kapitalizm neoliberalny, analogiczną postawę przyjął (lub zdiagnozował) Andrzej Żuławski. Jego Szamanka rejestrowała narastanie mniemania, iż ludzie przeorani transformacją, a zarazem negujący jej sensowność, nie będą w stanie dokonać dzieła negacji własnymi siłami. Tam, gdzie zanika realna sprawczość, jej miejsce zajmuje fantazjowanie o apokaliptycznej interwencji żywiołów transcendentnych. Finał Szamanki jest zatem paradygmatyczny. Eksplozja przemyconego do Polski radzieckiego ładunku jądrowego symbolizuje masę krytyczną antykapitalizmu, którą zasila irracjonalizm.

1
Krytyka 06.03.2020

Jesteśmy wnuczkami czarownic, których nie zdołaliście spalić

Zofia Krawiec
Jak zauważył Hegel, czarownictwo zawsze pogrąża siebie i innych w myśleniu hiperżyczeniowym.

Ale co to znaczy – myśleć racjonalnie? W skrócie: inwestować w autorefleksję, w metaświadomość. Według Kanta człowiek rozumny to nie tyle ktoś, kto potrafi zaprogramować logicznie uzasadnioną i retorycznie spójną teoriopraktykę (poznawczą, ekonomiczną, polityczną) – ile podmiot autokrytyczny. Zdaje on sobie sprawę, iż rozum często wytwarza bałamutne, choć sugestywne racjonalizacje: „mamidła”[ref]Kant, Krytyka czystego rozumu, przeł. R. Ingarden, Kęty 2001, s. 105.[/ref]. Sztuka metakrytyki polega na tym, by je refleksyjnie rozpoznać, następnie rozbroić w praktyce. Z tej perspektywy heksista może być sprawnym planistą, dobrym organizatorem i przywódcą – a zarazem agentem czystego irracjonalizmu. Rządzi nim bowiem jednostkowy lub kolektywny woluntaryzm, który nie uświadamia sobie, iż myli pragnienia z realiami, wyobrażenia o własnej sprawczości ze sprawczością realną. Jak zauważył Hegel, czarownictwo zawsze pogrąża siebie i innych w myśleniu hiperżyczeniowym. Szaman umie przekonać wspólnotę, iż z sukcesem „zadawał chmurom ciosy nożem”[ref]W. F. Hegel, Wykłady z filozofii religii, t. I, przeł. Ś. F. Nowicki, Warszawa 2006, s. 293. [/ref]. Czarownica argumentuje sugestywnie, iż ma świat „w swojej mocy”, modeluje go bezpośrednio pod dyktando swych roszczeń, „swojego pożądania”[ref]Tamże, s. 289. [/ref].

We wspólnotach i organizacjach skonfliktowanych z dominującym reżimem (poznawczym, ekonomicznym, politycznym) często dominuje przeświadczenie o rewolucyjnej naturze woluntaryzmu magicznego. Ale prędzej czy później ujawnia się jego konserwatyzm, skłonność do kultywowania zmistyfikowanych autoportretów, złudzeń na temat własnej progresywności. Złudzenia te nie tylko odbiegają od rzeczywistej rewolucyjności, ale również ją represjonują. Okazują się zatem kontrrewolucyjne, wbrew swoim deklaracjom i pobożnym życzeniom. Na tym polega dziś heksistowska komedia pomyłek.

*

Fearless Girl obiecywała rozprawę z bykiem kapitalizmu – tymczasem zastygła w cieniu nowojorskiej Giełdy i tkwi od lat w katatonii.

Omyłkowość heksizmu funkcjonuje w szerszym kontekście – mianowicie, wiąże się z megakryzysem polityczności. Ludzie, obywatele, artyści są z jednej strony przerażeni własną bezsilnością, a z drugiej inwestują w rojenia o potędze. Rozdzierane stanami lękowymi habitusy wierzą jednocześnie w swe supermoce. Stąd ciągłe erupcje populizmu, rzeźbiącego wulkaniczno-księżycowy pejzaż „hiperpolityki”. Anton Jäger określa w ten sposób stan chronicznego wzmożenia, które pompuje nadzieje na wielkie zmiany, ale rozczarowuje każdym kolejnym wybuchem, bo żaden nie przynosi spektakularnej transformacji systemu. Hiperpolityka to „bomba neutronowa”, która wypala ludzi, pozostawiając „nietkniętą infrastrukturę”[ref]Jäger, Everything Is Hyperpolitical. A genealogy of the present, https://thepointmag.com/politics/everything-is-hyperpolitical/, dostęp: 06.04.2024.[/ref].

Wypalenie ma dynamikę parareligijną. Sinusoida szczytujących i pikujących nadziei przeplata się z sinusoidą jednostkowych i zbiorowych neomesjanizmów. Rośnie przy tym dwubiegunowa dewocja. Zelotyzm płonie słomianym ogniem, jednocześnie tonąc w marazmie. Jak zauważył Peter Sloterdijk, w takim układzie „silna reakcja stresowa przejawia się nie tylko w eksplozywnej, ale także implozywnej odmianie”[ref]Sloterdijk, Gorliwość Boga. O walce trzech monoteizmów, przeł. B. Baran, Warszawa 2013, s. 18. [/ref]. Zelotom stale grożą zapaści. „Matador trzy razy z rzędu chybił i nie zadał śmiertelnego pchnięcia atakującemu bykowi – w konsekwencji zapadł w swego rodzaju odrętwienie”[ref]Tamże.[/ref]. Coś podobnego stale przydarza się nie tylko hiperpolityce, ale także sztuce współczesnej, uwikłanej w kryzys polityki. Sztuka szarżuje, zarazem grzęznąc w apatii. Fearless Girl Kristen Visbal obiecywała rozprawę z bykiem kapitalizmu – tymczasem zastygła w cieniu nowojorskiej Giełdy i tkwi od lat w katatonii.

Nawet protesty Black Lives Matter, spaliły na panewce. Protestujący błyskawicznie wrócili do codziennych zajęć, zaś cała erupcja nie przybliżyła nas do realizacji kluczowych postulatów: defundowania policji i ograniczenia jej brutalności.

Katatoniczna faza kryzysu nie oznacza zapadania w jednolity bezwład. Pojawia się raczej stan hybrydowy, w którym poczucie niemocy jest podminowane desperackim pragnieniem aktywizmu. Ponieważ system blokuje operatywność na poziomie makro, utrudniając dyskryminowanym grupom dostęp do ogólnospołecznych struktur instytucjonalnych – więc dyskryminowani inwestują w mikroorganizację. Pół wieku temu Félix Guattari nazywał taki model mobilizacji „polityką molekularną”. I wierzył, iż jej oddolny charakter będzie sabotować megastruktury kapitalizmu, a jednocześnie uniknie wchłonięcia przez demobilizującą biurokrację starych organizacji lewicowych (partie socjaldemokratyczne, związki zawodowe). W całym układzie kluczową rolę powinny odgrywać różnorodne „projekty małoskalowe”[ref]Guattari, Molecular Revolution and Class Struggle, w: tegoż, Molecular Revolution. Psychiatry and Politics, przeł. R. Sheed, Penguin Books. 1984, s. 260. [/ref]. Samopomocowe żłobki przy wydziałach uniwersyteckich, komitety sąsiedzkie, osiedlowe wspólnoty oraz inne minikomuny inscenizują pracę organiczną, przygotowując grunt pod molekularną rewolucję. Skutecznie? Zaraz po wielkim wybuchu masowej kreatywności w Maju ‘68 kalkulacje Guattariego nie były bezpodstawne. Ale dziś widać wyraźnie to, czego filozof nie mógł przewidzieć. W trzeciej dekadzie XXI wieku molekularyzm, wyjściowo konkretny i treściwy, stał się abstrakcyjnym ekspresjonizmem, pompującym balony woluntaryzmu. Mikropolityka jest hiperpolityką, a najbardziej spektakularne ofensywy tej ostatniej mają siłę rażenia pryskających baniek mydlanych. W tym kontekście Jäger przypomina, iż choćby tak z pozoru przełomowe manifestacje progresywnej woli zbiorowej, jak protesty Black Lives Matter, spaliły na panewce. Protestujący błyskawicznie wrócili do codziennych zajęć, zaś cała erupcja nie przybliżyła nas do realizacji kluczowych postulatów: defundowania policji i ograniczenia jej brutalności[ref]Jäger, Political Instincts?, https://newleftreview.org/sidecar/posts/political-instincts, dostęp: 11.04.2024. [/ref].

*

Warszawa 23.10.2020. Protest i marsz przeciwko orzeczeniu TK w sprawie zaostrzenia prawa aborcyjnego, fot. Rafał Milach / Archiwum Protestów Publicznych
Iwona Demko, „408 223 podniesień spódnic, czyli Mój sen o Czarnym proteście”

W Polsce to samo spotkało feminizm po wygaśnięciu Strajku Kobiet. Genderowy ekspresjonizm pokrzyczał na ulicach, pomógł konserwatystom liberalnym przejąć władzę z rąk konserwatystów skrajnie prawicowych, a następnie wrócił do domu. I teraz kółkach terapeutycznych mantruje o zbawczej mocy matriarchalnej opiekuńczości. Czasem ktoś jeszcze ponarzeka, iż Tusk i Hołownia nie dowieźli prawa do aborcji na tacy. Ale hasło „Wypierdalać!” wypadło z gry i jeżeli sporadycznie wraca, to od razu zostaje odesłane do Canossy. W nowych okolicznościach progresywny radykalizm słabnie, a symboliczną rangę zyskuje przepraszający bukiet goździków, jaki Anna Maria Żukowska wręczyła ostatnio Hołowni[ref]https://www.rmf24.pl/polityka/news-od-wy-aj-do-gozdzikow-zukowska-przeprasza-holownie,nId,7442943#crp_state=1, dostęp: 11.04.2024.[/ref].

Aktywistki otulają wybrane elementy otoczenia włóczką, dzierganą z czułym pietyzmem. o ile liczą, iż w podzięce otrzymają hojny przydział czułości społecznej – mogą się przeliczyć.

Wnioski? Polityka w wymiarze makro opóźnia dziś wyraźny progres. Osoby sfrustrowane takim rozwojem sytuacji miewają tendencje do uciekania przed światem w opiekuńcze kokony. Społeczeństwo jest głuche na nasze prośby i groźby, często samo nam grozi, więc pochowamy się we wspólnotowych dziuplach. Takie tło ideologiczne stanowi kontekst konferencji Sploty wspólnoty. O inkluzywności poprzez tkaninę, zorganizowanej na początku marca przez Uniwersytet Artystyczny w Poznaniu[ref]https://poznan4free.pl/wydarzenie-355-sploty-wspolnoty-o-inkluzywnosci-poprzez-tkanine, dostęp: 11.04.2024. [/ref]. Opublikowany w Internecie program był interesujący o tyle, o ile kompresował frazeologię, ku której odruchowo zwracają się ludzie żyjący w poczuciu straumatyzowania przez makrospołeczną nieprzychylność. Dookolny świat jest wykluczający, niebezpieczny – grunt zatem to utkanie ciepłej otuliny (fizycznej, materiałowej, retorycznej, ikonograficznej, organizacyjnej). W niej nasza wrażliwość powinna być doceniona i ubezpieczona. „Spotkajmy się w bezpiecznej przestrzeni kręgu tkackiego, aby stworzyć na ramię [sic! – TK] niewielką formę tkacką” – zapraszał Pora Kolektyw. Niewykluczone, iż w zaproszeniu doszło do omyłkowego zastąpienia ramy tkackiej „ramieniem”. Ale nie musiała to być literówka. Rama wspólnoty potrzebuje wszak ramion tkających, im z kolei przydałyby się opaski integracyjne. Zaś wewnątrz struktur tworzonych przez zintegrowane osoby dojrzewałyby większe ambicje wspólnotowe. Marzenie o takim przeskalowaniu wyraża Anna Maria Brandys. „Ciałko to ja, a ciałka to my. Razem stwórzmy powidoki miękkości”. Afterefektem powinna być transmutacja „ciałek” w przytulne ciało zbiorowe. Zdaniem Brandys zasługuje ono „nie tylko na czułość, ale i na miłość. Bezgraniczną”. Jej przedstawieniom trzeba nadać odpowiednią formę, zamienić ją w „wielkoformatowy miękki obraz”. A potem czekać „co się wydarzy”.

1
Krytyka 09.10.2020

Cottagecore. „Magiczne zaangażowanie” w Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu

Piotr Policht
„Jak co roku, Pikotki celebrowały Walentynki na swój własny, yarnbombingowy sposób. All you need is love… i trochę włóczki”, fot. dzięki uprzejmości kolektywu Pikotki Crew
„Jak co roku, Pikotki celebrowały Walentynki na swój własny, yarnbombingowy sposób. All you need is love… i trochę włóczki”, fot. dzięki uprzejmości kolektywu Pikotki Crew
„Jak co roku, Pikotki celebrowały Walentynki na swój własny, yarnbombingowy sposób. All you need is love… i trochę włóczki”, fot. dzięki uprzejmości kolektywu Pikotki Crew

Idąc tym tropem, zabawię się w prognostę. Inkluzywność, która akumuluje powyższe frazesy, jest zagrożona implozją. Pod ciężarem wewnętrznych sprzeczności nastąpi zapaść pojęciowa i polityczna. Problemem jest przy tym sama istota aktywizmu, w jaki angażuje się Brandys, członkini kolektywu yarnbombingowego Pikotki Crew[ref]https://uap.edu.pl/uczelnia/kadra/brandys-anna-maria, dostęp: 11.04.2024.[/ref]. Yarnbombing nie ucieka przed światem we własną jednostronną „miękkość”. Przeciwnie, wychodzi na zewnątrz i nawiązuje kontakt z otoczeniem społecznym. Ale słabością rdzeniową jest tutaj źródło rzekomej sprawczości. Chodzi o wiarę w „miękkość”, w jej moc ogólną. Aktywistki otulają wybrane elementy otoczenia włóczką, dzierganą z czułym pietyzmem. o ile liczą, iż w podzięce otrzymają hojny przydział czułości społecznej – mogą się przeliczyć. Mimo wszechobecnego sentymentalizmu współczesne społeczeństwo jest małoduszne i każdą koncesję na rzecz potrzebujących oraz dyskryminowanych „ciałek” czyni pod przymusem. Przekładając ten ogólnik na doraźny konkret: żaden Hołownia, nie mówiąc już o Kaczyńskim, nie da nam uznania, ani tym bardziej „bezgranicznej miłości” w zamian za walentynkowe serducho i slogan „All you need is love”[ref]https://www.facebook.com/profile/100069313526821/search/?q=need, dostęp: 12.04.2024.[/ref]. Gdybyśmy spletli realnie groźny sznur, wtedy z kamiennych serc dałoby się wydusić uznanie naszych potrzeb i praw. Tyle iż sztuka takiego zaplatania leży poza obszarem zainteresowań Pikotek i innych tego typu kolektywów. W rezultacie ich kontakt z rzeczywistością wisi na nitce. Aktywizm jest zagrożony powrotem do łona, zapaścią w kwietyzm, abstrakcyjny pacyfizm, autopacyfikację.

Ale ideologia tkactwa, dziergania, koralikowania to nie tylko miękiszoństwo. Pod tęczowymi dzianinami drzemie też czerń fantazji o heksistowskim hardkorze. Fantazje, kondensowane przez feminizm magiczny, manifestują się jako eksplozje-implozje. Dialektykę tego procesu uosabiają Iwona Demko, Monika Strzępka i Agnieszka Szpila.

*

Strzępka z Demko wespół z Wilgotną Panią obnażyły skalę bigoterii zakorzenionej w rzekomo liberalnym społeczeństwie obywatelskim. To jednak herstoria bez happy endu.

W swojej rozprawie doktorskiej Demko deklaruje zainteresowanie koralikami, a szerzej tkaniną, w ramach oporu przeciw dominacji „męskich materiałów” i sprzeciwu wobec ogólnej pogardy dla „babskich robótek”[ref]Demko, Waginatyzm, Kraków 2012, s. 51.[/ref]. Koralik to paciorek w różańcu walki z patriarchatem. Odwaga i potęga, kompresowane w paciorku, drzemią pierwotnie w waginie. Kultury rdzennych ludów uznają ten topos za „miejsce magiczne, miejsce mocy, amulet o ogromnej sile i potężnym działaniu”[ref]Tamże, s. 9. [/ref]. Feminizm musi odzyskać tę źródłową moc, dlatego konieczna jest rekonstrukcja „kultu waginy”[ref]Tamże, s. 5.[/ref].

Iwona Demko, „Wilgotna Pani” fot. Iwona Demko, dzięki uprzejmości artystki
Inaguracja sezonu artystycznego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, procesja z „Wilgotną Panią” Iwony Demko, fot. K. Jóźwiak (materiały Teatru Dramatycznego)

Kult miał niedawno chwilę obiektywnego triumfu. W 2022 roku rzeźba Demko Wilgotna Pani, przedstawiająca złotą waginę, została intronizowana w foyer Teatru Dramatycznego po objęciu dyrekcji przez Strzępkę. Performans nie był wielkim wybuchem, ale widowiskowym fajerwerkiem już tak. jeżeli nie działał z siłą piorunującą, to przynajmniej przez pięć medialnych minut elektryzował opinię publiczną. Trudno zresztą było nie kibicować rzeźbiarce i dyrektorce w starciu z pisowskim wojewodą. To samo dotyczyło ich kolizji z filisterstwem deklaratywnie opozycyjnym. „Cipa w teatrze? Więcej nie pójdę tam z młodym!” – odgrażało się wielu moich szacownych znajomych. Nienawidzili wojewody, ale tak jak on drżeli przed „seksualizacją dzieci”. Gdy Strzępka zarządziła przemianowanie swojego gabinetu na „waginet”, nastroje uległy dalszemu pogorszeniu. Okazało się, iż groźba zawisła nad całą populacją. „Proszę, nie zapominajmy w dyskusji o Dramatycznym o tym, iż publicznością tej sceny są dzieci, młodzież, młodzi dorośli, dorośli i seniorzy” – napominała mnie na Facebooku liberalna krytyczka teatralna, Karolina Felberg[ref]https://www.facebook.com/TomaszPorosada/posts/pfbid02m9DsdjHs6pAYZVpkKmmCN6NGSPPuPXuxE5SP3TMF5HcVpewcxRsdizG4sBRX2xEml, dostęp: 12.04.2024.[/ref]. Głęboko przeraziło ją wyobrażenie zinstytucjonalizowanego gwałtu na jakiejś domyślnej wrażliwości międzypokoleniowej[ref]Każde skojarzenie z seksualnością miałoby implikować nieuchronną przemoc jednostkową oraz instytucjonalną. Dlatego w jednym ze swoich artykułów Felberg stawiała demagogiczne pytanie urzędniczce związanej jednocześnie z Teatrem Dramatycznym i Akademią Teatralną. Czy urzędniczka, pełniąca w Akademii funkcję Rzeczniczki Praw Studenckich, chciałaby, żeby rektor przyjmował ją na przykład w „penisariacie”? K. Felberg, Terapia szokowa. Co się dzieje w warszawskim Teatrze Dramatycznym?, https://oko.press/monika-strzepka-terapia-wstrzasowa-teatr-dramatyczny, dostęp: 12.04.2024.[/ref]. W tej sytuacji Demko ze Strzępką odniosły dwa sukcesy. Najpierw wygrały w sądzie z wojewodą, eksponentem jaskiniowego reakcjonizmu – było to zwycięstwo stricte polityczne. Jednocześnie wespół z Wilgotną Panią obnażyły (wprawdzie przypadkowo) skalę bigoterii zakorzenionej w rzekomo liberalnym społeczeństwie obywatelskim. Był to sukces diagnostyczny, którego sedno warto ująć bez owijania w bawełnę. Dzięki złotej cipie mogliśmy zrozumieć, iż przez cały czas tkwimy w czarnej dupie. Brawo heksy!

Niestety jest to herstoria bez happy endu. Strzępka chciała walczyć z instytucjonalną przemocą, ale skończyła jako mobberka. Deklarowała demokratyzację teatru, ale pogrążyła się w autorytaryzmie. Zwieńczeniem kolapsu okazał się klip, w którym dyrektorka Dramatycznego, już odwołana przez wiceprezydentkę Warszawy, staje przed kamerą w czapie carycy, by odczytać tekst godny wnuczki Ceaușescu. Martwym głosem obwieszcza likwidację kolektywnego zarządzania teatrem i proklamuje jednoosobowy centralizm. Kurtyna.

1
Podcast 17.05.2023

Godzina Szumu #87 Monika Strzępka, Marcelo Zammenhoff

Karolina Plinta; postprodukcja: Izabela Smelczyńska

*

Kolaps nie był jednak wyłącznie winą samej Strzępki. Zarodki klęski zakodowano w DNA feminizmu neoprymitywnego, a jedną z artykulacji kodu stanowiła dysertacja doktorska Demko. Znajduje się tam symptomatyczna wersja legendy opowiedzianej w moraliach Plutarcha. Persowie uciekają z pola bitwy. Raptem na drodze stają im rozgniewane kobiety, podnoszą spódnice i obnażają łona. „Dokąd biegniecie, najnikczemniejsi z wszystkich ludzi? Nie możecie przecież, uciekając, schować się tam, skąd przyszliście na świat?”[ref]Plutarch, O cnotach kobiet, przeł. N. Cichocka, w: „Meander”, nr 2/2005, s. 166.[/ref]. Na widok wagin dezerterzy pokonują własne tchórzostwo i wracają do walki. Ktoś mógłby uznać, iż anegdotę podyktował duch remobilizacji, który wierzy, iż można przezwyciężyć eskapizm (odruch ucieczki do łona) i odzyskać, a następnie twórczo uwolnić energię bojową. Morał takiej interpretacji byłby liberalny oraz progresywny. Demko jednak idzie w odwrotnym kierunku, ku toposowi sromu[ref]Demko, Waginatyzm…, s. 9. [/ref]. Srom symbolizuje bezwzględność neoprymitywnej dyscyplinarności, która rodzi pojęcie „sromotnego wstydu”[ref]Tamże.[/ref]. Afirmatywna internalizacja tego pojęcia przechodzi w afirmację zawstydzania; Demko zaczyna propagować antypatriarchalny shaming. Zawstydzani to „winowajcy”, którym należy szokowo „uprzytomnić winę”[ref]Tamże. [/ref]. Ekspresja waginalnego numinosum (źródłowej mocy wyrokującej) została zaprogramowana jako rewolucyjnie wybuchowa, ale okazuje się represyjnie implozywna. Feminizm magiczny, obciążony kategoriami przejętymi z leksykonu religijnego (wina, sromotność, wstyd) – zapada się w reakcjonizm dewocyjny.

Klątwy Strzępki zwiastowały banicję, czyli rozwiązywanie umów o pracę. jeżeli tak było, to jeszcze raz wyszła na jaw istota gadaniny o wspólnotowej czułości.

Dewocji brak jednak seksapilu, czyli charyzmatu mobilizującego innych agitacyjnie, a nie przemocowo. Stąd uciekanie się do technik zastraszania, wiara w moralizm mobbingujący. Tu wraca widmo Strzępki. Podczas jej rządów obiecywano matriarchat opiekuńczy, ale okazało się, iż z jego kręgu będą wykluczeni pracownicy stygmatyzowani przez dyrekcję. „Ja nie chcę być mamusią, która ma 46 cycków i każdego wykarmi” – miała oznajmiać Strzępka tym, którzy czerpali z innych niż ona „źródeł”[ref]Romanowska, Rok ze Strzępką. „Monika z zadeklarowanej feministki stała się wzorcem dyskryminacji”, https://kultura.onet.pl/wiadomosci/rok-ze-strzepka-uslyszalam-ze-powinnam-spakowac-sie-i-nigdy-nie-wracac/49jrp46?srcc=undefined, dostęp: 13.04.2024.[/ref]. „W twoich żyłach płynie śmierć i trucizna” – podobno takie klątwy zwiastowały banicję, czyli rozwiązywanie umów o pracę. jeżeli tak było, to jeszcze raz wyszła na jaw istota gadaniny o wspólnotowej czułości. Witkacy powiedziałby, iż jej „dobroć” z zasady maskuje „byle jaką przemoc”[ref]I. Witkiewicz, Nienasycenie, https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/witkacy-nienasycenie-obled.html, dostęp: 13.04.2024.[/ref]. Wcześniej sedno problemu rozpoznał klasyczny marksizm. Engels wskazywał, iż władza sprawowana we wspólnotach pierwotnych bazuje na prymitywnym integryzmie biopolitycznym i jego „dziecinnych wyobrażeniach religijnych”[ref]Engels, Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa, przeł. Instytut Marksa–Engelsa–Lenina przy CK WKP(b), w: dz. cyt., s. 240.[/ref]. Ci, którzy wiszą „na pępowinie wspólnoty pierwotnej” skazują się na zależność od instytucji, którym jednostka będzie „bezwzględnie podporządkowana w swych uczuciach, myślach i czynach”[ref]Tamże. [/ref]. Nie był to wyłącznie problem z czasów króla Ćwieczka. Marks uznawał, iż podobne niebezpieczeństwo grozi komunom nowoczesnym. Rekonstruują one archaiczne matryce w formach populistycznych, rozwijając się lokalnie w reakcji na rozwój kapitalizmu. Przy czym mikrokosmos lokalnych komun, zafiksowanych na swych wernakularnych tożsamościach, jest stale zagrożony wojną wszystkich ze wszystkimi, a w rezultacie rozpadem. Widmo rozpadu wywołuje z kolei reintegracyjne tęsknoty autorytarne. Dlatego takie komuny stanowią (nie zawsze, ale często) „naturalną bazę centralistycznego despotyzmu”[ref]Marx, The reply to Zasulich. The “Second” Draft, w: Late Marx and the Russian Road. Marx and „the peripheries of Capitalism”, red. T. Shanin, Nowy Jork 1983, s. 103. [/ref].

*

Monika Drożyńska, plakat do odwołanego spektaklu „Heksy” w reżyserii Moniki Strzępki, według powieści Agnieszki Szpili, w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, fot. dzięki uprzejmości Moniki Drożyńskiej
Agnieszka Szpila, „Heksy”, dzięki uprzejmości Grupy Wydawniczej Foksal
W państwie Czarnka i kuratorki Nowak warto było bezczelnie afirmować masturbację. Gdy Kaczyński wzywał do obrony kościołów, sensowne było obsceniczne antychrześcijaństwo. Ale dzisiaj jesteśmy po zmianie władzy.

Heksy Agnieszki Szpili, powieść uznana przez Strzępkę za lekturę obowiązkową (jej adaptacja miała być spektaklem programowym nowego Dramatycznego), kompiluje powyższe problemy w formie modelowej. To apokryf utrzymany w tonacji ekspresjonizmu afektywnego, rekapitulujący historię „wyszywania” czarowniczej „ewangelii”[ref]Szpila, Heksy, Warszawa 2021, s. 203, pdf. Zamykający powieść Manifest heksizmu jest tekstem podręcznikowo, wręcz archaicznie ekspresjonistycznym. Zdaniem Ernsta Blocha fundament ekspresjonizmu to topos Dämmerung (E. Bloch, Diskussionen über Expressionismus, w: tegoż, Erbschaft dieser Zeit, Frankfurt nad Menem 1985, s. 264). Rzeczownik ten oznacza jednocześnie zmierzch i świt, najczęściej starego i nowego świata. Inwokacja do Ziemi, otwierająca Manifest heksizmu, bazuje właśnie na tym toposie: „Wrośnięte pazurami u stóp w ziemię, opowiadamy śpiewem, jękiem i krzykiem nową Pieśń o Stworzeniu Świata – nowy Świata Początek” (A. Szpila, Heksy, s. 309).[/ref]. Ewangelię tworzy wspólnota tytułowych heks, rekonstruowana we współczesnej scenerii społecznej jako megafon protestu przeciw patriarchalnemu kapitalizmowi. Bohaterki tworzą komunę kultywującą „wulwę”, „najczulsze centrum” osoby ludzkiej oraz całej planety[ref]Tamże, s. 9.[/ref]. Waginalny monogeizm[ref] „Monogeizm” to kategoria wprowadzona przez Sloterdijka. W Kryształowym pałacu oznaczała „przekonanie o niepowtarzalności tej planety” (P. Sloterdijk, Kryształowy pałac. O filozoficzną teorię globalizacji, przeł. B. Cymbrowski, Warszawa 2011, s. 11). O monogeizmie można powiedzieć, iż jest on wariantem monoteizmu i w ramach nowożytności stopniowo go zastępuje. „Znak kuli przebiia znak krzyża” – w tej metaforze Sloterdijk kondensuje cały proces (tamże, s. 201). W założeniu była to kondensacja wyłącznie opisowa, a nie wartościująca, choć niepozbawiona satyrycznej kąśliwości. Neologizm „monogeizm” miał być „wyrażeniem na wpół żartobliwym”, oznaczającym wyłącznie to, iż „liczba jeden jest absolutnie adekwatna tylko w odniesieniu do Ziemi, podczas gdy w odniesieniu do Boga pozostaje problematyczna” (P. Sloterdijk, Gorliwość Boga…, s. 202). Później monogeizmowi zaczęto nadawać nowe znaczenia. Tim Middleton postawił choćby tezę, iż dla Sloterdijka monogeizm jest czymś „równie złym jak monoteizm” (T. Middleton, Sloterdijk on Ecology, William Temple Foundation 2020, s. 26). Z perspektywy Middletona sedno monogeizmu to wiara w bezcenną jedyność Ziemi, łącząca się z autorytarnymi ekologizmami, w ramach których zachowania przyjazne dla środowiska powinny być „raczej wynikiem przymusu niż demokratycznego dialogu i wyboru” (tamże, s. 32). [/ref] reklamuje się jako uniwersalna religia miłości, ale w istocie jest sekciarstwem napędzanym furią. Czułość i miłość są zarezerwowane dla biopolitycznych krewniaczek (czarownice kochają tylko swoje klony) – reszta ma drżeć lub trzymać się z daleka. Chów wsobny eliminuje różnice, a sekciarstwo podporządkowuje wszystkie emocje ciała zbiorowego wszechogarniającej wściekłości. „I właśnie w owych wyładowaniach gniewu, w gromach i we wściekliźnie ich ciało toczącej wreszcie Jednością były. Bez żadnych podziałów. Bez różnic”[ref]Tamże, s. 81. [/ref]. Akcję powieściową wieńczy masakra genetycznych wrogów – na Jasnej Górze czarownice urządzają krwawą łaźnię „wielebnym”[ref]Tamże, s. 306. [/ref]. W finale heksom objawia się boska Starodziewica, błogosławiąc je w ich „najświętszym i najpiękniejszym szaleństwie”[ref]Tamże, s. 308. [/ref].

Czytając tę książkę ponownie, przypominam sobie, dlaczego w momencie premiery witałem ją z przychylnością. Jednocześnie widzę, dlaczego moja przychylność prysła. Wczoraj, w heroicznej fazie Strajku Kobiet i w środku drugiej kadencji pisowskiego reżimu – Szpila częściowo trafnie wyczuła, gdzie trzeba bić. W państwie Czarnka i kuratorki Nowak warto było bezczelnie afirmować masturbację. Gdy Kaczyński wzywał do obrony kościołów, sensowne było obsceniczne antychrześcijaństwo. Tu, gdzie prawica zmieniła patriotyzm w pachołka neofaszyzmu, czekaliśmy na radykalną kontrę. „Spalimy na proch Ojczyznę, której symbolem jest Orzeł Biały” – takie słowa potrzebne były wtedy. Ale dzisiaj jesteśmy po zmianie władzy. Po autopacyfikacji ruchu na rzecz prawa do aborcji. Wiemy też z doświadczenia, iż zagrożeniem dla demokracji będą nie tylko prawicowi pałkarze, ale i despotki pokroju Strzępki. W tym kontekście wychodzi na jaw aktualne znaczenie Heks. To powieść dająca do myślenia jako symptom konserwatywnej zapaści, w jakiej pogrąża się polski feminizm.

Uciekamy od polityki do waginalnej „Pra-Dziupli”, by niańczyć fantasmagorie o supermocach. Ale znowu: taki eskapizm nie jest antysystemowym szaleństwem.

Nie ma w nim – mimo wszystko – twórczej wywrotowości. Jest konwencjonalne i pozorowane szaleństwo, zasłona dymna starego porządku, który w Polsce ciągle rozdaje tradycyjne role. Pamiętacie zdroworozsądkową frazę „młodość musi się wyszumieć”? Dzisiaj ten reżimowy frazes sufluje się kobietom. Niech sobie pokrzyczą na ulicach, w powieściach i teatrach, byle nie pchały się masowo do dużej polityki. Feministki molekularne internalizują tę ideologię, dlatego ścibolą „sploty wspólnoty” i pichcą „odwary”[ref]Tamże, s. 215. [/ref]. Prawdziwą sprawczość ma dawać dzierganie, praca opiekuńcza, szczypta gniewnych zaklęć przy niedzieli – a nie zacięta walka o władzę ustrojową na poziomie makro. istotną rolę gra tu frazeologia miłości, rozprowadzana jako substytut polityki, opiat dla kobiet.

1
Krytyka 17.03.2017

Sprzeczności peryferyjnego feminizmu albo ewangelistki selfie

Agata Pyzik

Monika Drożyńska, aktywistka i doktorantka Iwony Demko, autorka haftowanego plakatu do planowanej przez Strzępkę adaptacji Heks[ref]

, dostęp: 21.04.2024.[/ref], zatytułowała jedną ze swoich prac hasłem „Nie lewica / nie prawica / miłość”[ref]https://www.hosgallery.pl/samosiejki?pgid=ltzqlqng-ad4b865a-535b-458f-beae-752150352ddf, dostęp: 21.04.2024. [/ref]. Wymówką, która w tym całym układzie racjonalizuje depolityzację, jest negacja patriarchatu. Według Szpili trzeba negować dyskurs zaangażowania jednoznacznie politycznego, ponieważ polityka to dziedzina „penisa”[ref]A. Szpila, Heksy, s. 8.[/ref]. Dlatego uciekamy od polityki do waginalnej „Pra-Dziupli”, by niańczyć fantasmagorie o supermocach[ref]Tamże, s. 309. [/ref]. Ale znowu: taki eskapizm nie jest antysystemowym szaleństwem. Przeciwnie, tkwi po uszy w systemowej logice i ją reprodukuje nolens volens. Guattari kiedyś podkreślał, iż prawdziwy „schizofrenik” to ktoś, kto realnie destabilizuje „porządek społeczny”[ref]Guattari, Molecular Revolution…, s. 260.[/ref]. Niech działa w skali mikro, ale jego „schizofrenia” powinna być nieobliczalna, zaskakująca dla wroga. Z tej perspektywy kobiety relegujące siebie do izby z kołowrotkiem (choćby poprawnym politycznie) i do kapliczki (choćby feministycznej) nie będą żadnymi wariatkami. Wyszumią się w dziuplach, fantazjując o magicznych kosturach, a w rezultacie zabraknie im nabożeństwa, by spuścić prawdziwy łomot polityczny Hołowni. Starodziewica pozuje na matkę rewolucji, jednak w realnym podziale pracy jest psychicznie stabilną i politycznie przewidywalną serwisantką tradycyjnego rozkładu ról. Po Maju ‘68 francuskie szpitalnictwo psychiatryczne, spacyfikowane przez konserwatystów, tłumiło popędy rewolucyjne przy pomocy recept matriarchalnych. Na oddziałach dziecięcych pacjenci mieli zwracać się do funkcjonariuszek „mamo”[ref]Guattari, G. Deleuze, Capitalism: A Very Special Delirium, w: F. Guattari, Chaososphy. Texts and Interviews 1972–1977, przeł. D. L. Sweet, J. Becker, T. Adkins, Los Angeles 2007, s. 50.[/ref]. We współczesnej Polsce tę anegdotę powinny przemyśleć zwłaszcza feministki.

Monika Drożyńska, „Nie lewica / nie prawica / miłość”, fot. dzięki uprzejmości Hos Gallery
Iwona Demko, z cyklu „Obrazy strajkowe”
Iwona Demko, „Specjały”

*

Z problemem bezwiednego przyjęcia roli kontrrewolucyjnej wiąże się analogiczny problem, istotny dla hiperawangardy. To kwestia klasycyzmu i akademizmu, związana z kwestią zagrożenia, jakie stanowi konwencjonalizm. W latach siedemdziesiątych XX wieku Deleuze podkreślał, iż „schizoanaliza” (formuła estetyczno-politycznej kooperacji z antyreżimową nieobliczalnością) musi wyzwalać ludzi z myślowych i behawioralnych schematów[ref]Tamże, s. 51–52.[/ref]. Podobne zagadnienie pojawiło się pod koniec lat trzydziestych za sprawą słynnej debaty o dziedzictwie ekspresjonizmu. Bloch polemizował wówczas z Lukácsem, który uważał ekspresjonizm za reaktywację wyobrażeń archaicznych i konserwatywnych, integralnie kontrrewolucyjnych[ref]Krytyczne opracowanie najważniejszych głosów w debacie znajduje się w: Aesthetics and Politics. Debates between Ernst Bloch, Georg Lukács, Bertolt Brecht, Walter Benjamin, Theodor Adorno, przeł. R. Taylor, Londyn 1979.[/ref]. Według Blocha sprawa była bardziej skomplikowana: eksklamacje „przedwczorajszej awangardy” miały naturę częściowo archaiczną, a częściowo rewolucyjną. Rewolucyjność zaś wiązała się z destrukcją neoklasycyzmu[ref]Bloch, Diskussionen über Expressionismus…, s. 268. [/ref].

„Przedwczoraj” formuły te bywały progresywne, dzisiaj są agentkami konserwatyzmu. Chcą inspirować erupcje, ale oddziałują implozyjnie – pogrążają nas w wintydżowym mimetyzmie.

Na tym tle widać odmienność aktualnej sytuacji. Tu i teraz to właśnie ekspresjonizm (afektywny, tożsamościowy, populistyczny) stał się neoklasycyzmem. Klasycyzm bowiem to repozytorium form uznanych za kanoniczne, a przy tym odruchowo i bezkrytycznie reprodukowanych przez dominujący w danym momencie przemysł kulturalny. W takim rozumieniu dzisiejsza hiperekspresyjność, wespół z tożsamościowym słowotokiem i despotycznym ekshibicjonizmem – okazuje się hiperkonwencjonalna. Wykrzykiwanie siebie, indywidualne oraz wspólnotowe, jest konwencją dominującą w hiperpolityce i skanonizowaną przez kulturę masową.

1
Krytyka 09.04.2021

Rysa na suficie. „Jej Magnificencja Rektora” Iwony Demko w Galerii Sztuki Wozownia

Karolina Plinta

Kanonizacja feminizmu biegnie tym samym torem. Poetykom konfesyjnym rutynowo sekundują metodologie mimetyczne, immersyjne. Hiperrealizm herstorii pieczołowicie odtwarza biografie i emocje wybranych bohaterek, a socjotechniki postpamięciowe przekształcają biogramy afektywne w sekwencje symulacyjnych rodowodów, z którymi należy utożsamiać się biopolitycznie. Dlatego Demko wplata własną herstorię, Mój życiorys, w rekonstruowaną przez siebie biografię Zofii Baltarowicz-Dzielińskiej[ref]Demko, Mój życiorys, w: tejże, Zofia Baltarowicz-Dzielińska. Pierwsza studentka Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, Kraków 2019, ss. 191–216.[/ref]. Ale pojawia się problem zasadniczy. „Przedwczoraj” formuły te bywały progresywne, dzisiaj są agentkami konserwatyzmu. Chcą inspirować erupcje, ale oddziałują implozyjnie – pogrążają nas w wintydżowym mimetyzmie. Mimetyzm oznacza ograniczenie kreatywności do praktyk rekonstrukcyjnych, do konserwatorskiej reprodukcji komunałów na wystawach, w powieściach, serialach, teatrach, podczas konferencji uniwersyteckich.

Monika Drożyńska, „Misterium squirtu”, fot. dzięki uprzejmości Hos Gallery
Monika Drożyńska, „Śmiech Meduzy”, fot. dzięki uprzejmości Hos Gallery
„Czarownice” mogą krzyczeć bez przeszkód, bo krzyk idzie w gwizdek systemowego wentyla bezpieczeństwa.

W ramach wystawy Samosiejki w galerii HOS Drożyńska prezentowała haft Misterium squirtu[ref]https://www.hosgallery.pl/samosiejki?pgid=ltzqlqng-6bbf9624-db98-42ed-8215-ec0615ce5a65, dostęp: 21.04.2024.[/ref]. To praca prowokująca do namysłu nad istotnym problemem. Lawa niegdyś rewolucyjna ma historyczną tendencję do zastygania w formach sloganowych, a squirty oznaczają nie tyle wytryski nowatorstwa, ile bodźcowanie publiczności skamieniałymi frazesami. Znaczący jest wobec tego totemiczny sztandar Drożyńskiej Śmiech Meduzy[ref]https://www.hosgallery.pl/samosiejki?pgid=ltzqlqng-03d5c527-7874-4535-b45d-3be7c8766d45, dostęp: 21.04.2024.[/ref]. Praca powstała w 2018 roku i nawiązuje z jednej strony do tytułu klasycznego eseju Hélène Cixous, z drugiej zaś do stulecia uzyskania przez Polki praw wyborczych oraz do pięćdziesięciolecia Maja ‘68. „Dzisiaj maj” – postuluje Drożyńska, wyszywając to hasło na sztandarze. Umyka jej jednak ironiczny rezultat procesu historycznego. Cixous pisała swój manifest na pomajowym rauszu, w połowie lat siedemdziesiątych XX wieku, gdy tożsamościowa herstoria była jeszcze dyskursem rewolucjonizującym myślenie o płci i kulturze. „Nastał czas oswobodzenia Nowej Kobiety z więzów Starej Reguły” – wtedy takie eksklamacje bywały prawomocne[ref]Cixous, Śmiech Meduzy, przeł. A. Nasiłowska, w: „Teksty Drugie”, nr 4-5-6 1993, s. 150. [/ref]. Roześmiana Meduza faktycznie mogła symbolizować wywrotowe szyderstwo, z jakim feminizm twórczo obsceniczny traktował poetyki i dyskursy zasiedziałe w „uprzywilejowanym centrum”[ref]Staley, „Beyond glorious Ocean”: Feminism, Myth, and America, w: Laughing with Medusa. Classical Myth and Feminist Thought, ed. V. Zajko, M. Leonard, Oksford 2006, S. 215.[/ref]. Ale dzisiaj poetyka herstorii sama należy do uprzywilejowanych „starych reguł”, a narcystyczne zapatrzenie w siebie zmieniło ją w skamielinę niezdolną do autoironii. Rezultatem jest ugrzęźnięcie w nowym „żargonie autentyczności”. Adorno określał w ten sposób idiolekt konserwatyzmu, który w proteście przeciw nowoczesności fabrycznej chciał kultywować źródłową „troskę” o niesformatowane „bycie”. Tyle iż sam okazał się prefabrykatem. Kompresowano w nim pozory „głębokich ludzkich wzruszeń, on jednak był tak samo standardowy jak świat, któremu się sprzeciwiał”[ref]W. Adorno, Jargon der Eigentlichkeit. Zur deutschen Ideologie, Frankfurt nad Menem 1969, s. 9. [/ref].

Dzisiaj to samo dotyczy heksizmu. Demko, Szpila czy Strzępka niby walczą z konserwatyzmem, ale same są konserwatystkami. Krzykliwie oskarżają instytucje, ale są w nich wygodnie zadomowione. Akademia, przemysł kulturalny i kapitalizm tolerują takie „szaleństwo”, czasem je choćby premiując, gdyż instynktownie rozpoznają jego obliczalną, w sumie niegroźną naturę. „Czarownice” mogą krzyczeć bez przeszkód, bo krzyk idzie w gwizdek systemowego wentyla bezpieczeństwa. Krzyczących nie trzeba krępować, one własnoręcznie przywiązują się do systemowych matryc. Negują chrześcijaństwo, by brnąć we wtórne religianctwo. Wołają o emancypację, popadając w despotyzm. W tym kontekście przypomina się rzeźba Ernsta Barlacha, klasyka ekspresjonizmu. Związana Heksa ma dłonie skrępowane na krzyż. Prawa ręka blokuje lewą nogę, ręka lewa kurczowo trzyma się nogi prawej. Wybałuszone oczy to humorystyczny kontrapunkt tej krzyżówki pomyłek.

1
Rozmowy 26.08.2022

Zmyć żel patriarchatu. Rozmowa z Joan Snitzer

Dobromiła Dobro

*

Czy hiperawangarda może skutecznie kontrować krzyżówkę, formatującą heksizm i jego politykę tożsamości?

Zanim odpowiem, znów naszkicuję szerszy kontekst. Kiedy Guattari i Deleuze propagowali rewolucję molekularną, Ireneusz Iredyński odsłaniał regresywne podteksty kontrkultury. Główny bohater powieści Manipulacja (1975) to młody polski rzeźbiarz, który wyjeżdża na stypendium do Szwajcarii. Demaskuje tam fałszywą świadomość pseudoawangardowego rytualizmu, przypominającego akcjonizm wiedeński. „Jesteście małymi szamankami, a nie rewolucjonistami!” – krzyczy do młodzieży zaangażowanej w lewicowy aktywizm[ref]Iredyński, Manipulacja, Warszawa 1975, s. 39.[/ref]. Podobna krytyka pojawia się w dramacie Trzecia pierś (1973). Sztuka opowiada o małej wspólnocie antykapitalistycznej, która stopniowo przekształca się w totalitarną sektę. Z kolei dramat Ofiara w bóstwo przemieniona (1985) ukazuje metamorfozę organizacji feministycznej. Od samokształceniowego seminarium do komórki mafijnej, zintegrowanej przez mentalność wtórnie religijną. Tu feministki, agentki molekularyzmu, to „zamknięte w sobie monady, drżące od utajonych cierpiątek”[ref]Iredyński, Ofiara w bóstwo przemieniona, w: tegoż, Ireneusz Iredyński. Kreacja. Dramaty, red. Z. Majchrowski, Warszawa 2014, s. 626.[/ref]. Ich popędy wspólnotowe grzęzną w regresie do „myślenia magicznego”[ref]Tamże, s. 628. [/ref]. W tych trzech przypadkach inspirujące są nie tylko diagnozy, ale także proponowane środki zaradcze. Iredyński za każdym razem sufluje bezwzględną rozprawę z progresywnym aktywizmem, tonącym we wtórnej dewocji. Rozprawa ma być operacją brutalnie konserwatywną, morderczo reakcyjną[ref]Jak wiadomo, istnieje czarna legenda biograficzna, zgodnie z którą Iredyński miał osobowość przemocową, bywał fizycznie i psychicznie agresywny wobec kobiet oraz mężczyzn. Zdaniem Zbigniewa Majchrowskiego znajomość tej legendy nie jest „niezbędna przy lekturze jego dramatów”, choć oczywiście trudno „nie dostrzec narzucającej się analogii” (Z. Majchrowski, „Po co to całe okrucieństwo?”, w: I. Iredyński, Kreacja. Dramaty…, s. 14). Neomarksizm szukałby w tym układzie uwarunkowań systemowych, a nie biograficznych. Przydatna jest tu koncepcja „podporządkowania semiotycznego” Guattariego. Dominująca władza ideologiczna podporządkowuje wyobrażenia oraz odruchy behawioralne jednostek semiozie reżimowej. Ludzie od kołyski wychowywani przez kapitalizm będą odruchowo myśleć i działać „kapitalistycznie” (F. Guattari, Molecular Revolutions, w: tegoż, Chaosophy…, s. 278). Z kolei ci, których wychowała przemoc patriarchalnego konserwatyzmu, będą odruchowo uciekać się o do specyficznego typu przemocy psychofizycznej. Dotyczy to także walczących z systemową przemocą. Ludzie podporządkowani semiotycznie danemu reżimowi są nim zawsze mniej lub bardziej skażeni i mają tendencje do reprodukcji zachowań reżimowych (np. autorytarnych) również podczas walki z reżimem. Dlatego Guattari zaleca, by każdy z nas tropił w sobie „mikrofaszyzmy” (tamże, s. 280). Zasada ta ma zastosowanie nie tylko do krytyków feminizmu – obejmuje też sam feminizm.[/ref].

Polska wyobraźnia jest dzisiaj podwójnie związana. Z jednej strony przez konserwatyzm prawicowy, z drugiej – przez progresywny.

Przekrojowo przybliżę detale. W Trzeciej piersi tytułowy topos to potencjalnie kancerogenna anomalia fizyczna, która przekształca się w patologię polityczną. Charyzmatyczna liderka posiada dodatkową pierś, symbolizującą znaczenie wtórnej religijności we wspólnotach kontrkulturowych. Anomalię najpierw się ukrywa, potem normalizuje, wreszcie zaczyna czcić. „Przecież ja mordowałem dla trzeciej piersi” – wyznaje zastępca liderki[ref]Iredyński, Trzecia pierś, w: tegoż: Dziewięć wieczorów teatralnych. Wybór utworów scenicznych, Kraków 1986, s. 212.[/ref]. W finale Iredyński każe mu dokonać swoistej „mastektomii”, zniszczyć obiekt kultu. Zastępca zamorduje więc liderkę, a reakcyjna męskość odbierze władzę reakcyjnej kobiecości – za karę. W Ofierze… podobna kara spotka feministki, które zostaną zmasakrowane żyletkami przez interweniujących chuliganów[ref]Iredyński, Ofiara w bóstwo przemieniona…, s. 696. [/ref]. Bohater Manipulacji również marzy o eksplozji przemocy, karzącej lewackich „szamanków”[ref]Iredyński, Manipulacja…, s. 103. [/ref]. Co ciekawe, jego fantazje drzemią w szczelinie „drzewa życia”[ref]Tamże, s. 100–101. [/ref]. Okazuje się wtedy, iż Iredyński zajmuje lustrzaną pozycję ideologiczną wobec pozycji zajmowanej przez Szpilę. W jej Manifeście heksizmu także najważniejsze jest „Drzewo Życia” oraz topos „Świętej Szczeliny”[ref]Szpila, Heksy…, s. 309.[/ref]. O ile jednak w Trzeciej Piersi genetycznym zagrożeniem było rakowacenie komuny matriarchalnej[ref]Iredyński, Trzecia pierś…, s. 172. [/ref] – o tyle w Heksach kancerogenny jest patriarchat. Trzeba bez znieczulenia „pozbyć się” tego „nowotworu”[ref]Szpila, Heksy…, s. 309.[/ref]. Operację ma przeprowadzić mściwy witalizm feminizmu magicznego.

Teraz podkreślę sedno sprawy. Symetria między Iredyńskim a Szpilą to modelowe lustro, w którym ujawnia się zasadniczy węzeł gordyjski. Polska wyobraźnia jest dzisiaj podwójnie związana. Z jednej strony przez konserwatyzm prawicowy, z drugiej – przez progresywny. W dodatku oba tworzą sprzężenie zwrotne. Im więcej obustronnego konserwatyzmu, tym częściej walka z konserwatyzmem jest konserwatywna, czyli przeciwskuteczna, gdyż prowadząca do utrwalania postaw konserwatywnych po obu stronach barykady. W rezultacie powstaje wrażenie, iż dla wszechobecnych konserwatyzmów brak alternatywy, a inwestowanie w awangardę będzie stratą czasu. Mniemanie to kieruje wyobraźnię społeczną wyłącznie ku kolejnym konserwatyzmom. Rządzi nami zaklęty krąg.

1
Rozmowy 16.12.2016

Kultura intymności przeciw kulturze patriarchatu

Ewa Majewska Zofia Krawiec

*

Jak go przerwać? Po stronie progresywnej trzeba zlikwidować hiperekspresyjną tożsamość magiczną z jej żargonem autentyczności, cierpiętnictwem, eskapizmem i rojeniami o supermocach. Ale najważniejszy moment likwidacji powinien być momentem dialektycznym. Chodzi o samolikwidację.

Z perspektywy Iredyńskiego mentalność zaangażowana w „szydełkowanie” wspólnoty toksycznej[ref]Iredyński, Trzecia pierś…, s. 211. [/ref], a zarazem wyidealizowanej (pomalowanej „na różowo”[ref]Tamże, s. 210. Nawiasem mówiąc, kolor różowy ma sztandarowe znaczenie dla Demko jako wyraz emancypacyjnego buntu przeciw chromatyce patriarchalnej (I. Demko, Mój życiorys…, ss. 205–206). istotny jest także włókienny asamblaż „cekinów, koralików, włosów anielskich, ozdób choinkowych i maszyny do szycia” – symbol kontestacji materiałoznawstwa maskulinistycznego (s. 213). [/ref]) – nie popełni politycznego samobójstwa. Akcję likwidacyjną musi zawsze przeprowadzić ktoś inny. Neomarksizm widzi to inaczej. Ma nadzieję na odwrotny przebieg akcji, dlatego postuluje radykalizację autokrytyki. I tutaj inspirujące tropy podsuwa sama heksa. W 2020 roku galeria BWA Warszawa zorganizowała wystawę W czarodziejską burzę włożę własną duszę, poświęconą ikonografii czarownicy w najnowszej sztuce polskiej. Wystawie patronowała Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, a konkretnie jej wiersz Różowa magia [ref]https://bwawarszawa.pl/pl/w-czarodziejska-burze-wloze-wlasna-dusze/, dostęp: 16.04.2024. [/ref]. Jednak wbrew twierdzeniom kuratorki, Zofii Krawiec, poetka nie była eksponentką prostodusznej ideologii feministycznej mocy[ref]K. Gołuchowska, „Czy powinna spłonąć na stosie?”. Nowe spojrzenie Zofii Krawiec na ludobójstwo czarownic, https://www.ofeminin.pl/swiat-kobiet/to-dla-nas-wazne/nowe-spojrzenie-zofii-krawiec-na-ludobojstwo-czarownic/mqkytvy, dostęp: 16.04.2024.[/ref]. W wierszu nie ma „burzy” pojętej jako gromowładna eksplozja, której obrazoburstwo miałoby zmieść „męską dominację”[ref]Tamże. [ref]. Jest za to aluzja do samozniesienia. „Nikogo nie otruję” – oświadcza podmiotka liryczna, uspokajając tych, którzy mogliby żywić obawy, iż jej moc będzie groźna dla innych. Nikogo innego „nie zabiję” – podkreśla, po czym inscenizuje sekwencję gestów ikonoklastycznych, sugerujących demontaż własnej tożsamości, ukazanej jako rekwizytornia toksycznego sentymentalizmu. Stąd deklaracja: „spalę różową różę” i tylko „jedno ludzkie serce” – „moje”[ref]Pawlikowska-Jasnorzewska, Różowa magia. Poezje, Kraków 1924, s. 7. [/ref].

„W czarodziejską burzę włożę własną duszę”, widok wystawy, fot. Bartosz Górka
„W czarodziejską burzę włożę własną duszę”, widok wystawy, fot. Bartosz Górka
„W czarodziejską burzę włożę własną duszę”, widok wystawy, fot. Bartosz Górka
„W czarodziejską burzę włożę własną duszę”, widok wystawy, fot. Bartosz Górka
Być może będzie możliwa nowa samoorganizacja, ale nie pod dyktando heksizmu i jego toksycznej wściekłości. Nie w ciepłych kokonach i ciasnych dziuplach.

Engels zwracał niegdyś uwagę, iż w kulturach konserwatywnych krytyka społeczna często rozpływa się w „ckliwej gadaninie”[ref]Engels, Ludwik Feuerbach…, s. 351. [/ref]. Powierzchowny krytycyzm utożsamia się z zachowawczym liryzmem, popadając w „rozrzewnienie pojednawcze”[ref]Tamże, s. 366. [/ref]. W tym kontekście warto dziś czytać Pawlikowską-Jasnorzewską nie jako kompilatorkę frazesów feministycznych, ale jako krytyczkę polubownej koegzystencji z sentymentalizmem tożsamościowym. Wiersz Ja, następujący w tomie Różowa magia bezpośrednio po utworze tytułowym, opowiada o dekonstrukcji kiczowatej postpamięci. Pamięć taka fabrykuje dobrotliwy rodowód samowiedzy feministycznej – jednak samowiedza nagle uświadamia sobie infantylizm oraz martwotę, zakodowane w rodowodzie. W rezultacie fabrykat zostaje pogrzebany. Po pogrzebie wchodzi na scenę „jakaś niedobra kobieta”[ref]Pawlikowska-Jasnorzewska, Różowa magia…, s. 8.[/ref].

1
Krytyka 23.02.2024

Od megakryzysu do hiperawangardy #1: Prawdomówność pieniądza (Ewa Juszkiewicz)

Tomasz Kozak

Towarzyszem „niedobrej kobiety” mógłby być jeden z bohaterów Środka zaradczego Brechta. Ten dramat dydaktyczny, napisany kilka lat po Różowej magii, opowiada o radykalnej samolikwidacji. Pewien rewolucjonista zatracił się w egzaltowanym ekspresjonizmie. Zła była krzykliwa czułostkowość, z jaką podchodził do ludu. Jeszcze gorsze okazało się kultywowanie własnego sentymentalizmu, bezkrytyczna identyfikacja z jego pobożnymi życzeniami. Zadaniem rewolucjonisty będzie więc likwidacja tej identyfikacji, dezintegracja złej integracji z samym sobą. Aby ją przeprowadzić, trzeba być bezwzględnie „niedobrym” dla siebie. I tak się dzieje. Bohater wnioskuje o delegację poza ramę źle zintegrowanego Ja. „Gdzie mamy cię umieścić?” – pytają towarzysze. „W dole z wapnem”[ref]Brecht, Środek zaradczy. Sztuka z tezą, przeł. A. Kopacki, w: „Literatura na Świecie”, nr 5–6/2006, s. 424. Więcej na ten temat w: T. Kozak, Bertolt Brecht: kwatermistrz postpopulizmu, https://krytykapolityczna.pl/kultura/bertolt-brecht-kwatermistrz-postpopulizmu/, dostęp: 16.04.2024.[/ref].

Środek zaradczy zwyczajowo demonizowano, widząc w nim racjonalizację terroru stalinowskiego. Hannah Arendt uogólniła ten skrypt demonizacyjny, dochodząc do wniosku, iż sztuka Brechta generalnie uczy człowieka „jak być złym”[ref]Arendt, Bertolt Brecht, przeł. A. Kopacki, „Literatura na Świecie”, nr 5–6/2006, s. 209. [/ref]. Ale z perspektywy neomarksistowskiej widać wyraźnie, co Brecht oferuje naprawdę. Stawką jest indywidualna oraz zbiorowa zdolność do autonegacji, pojętej jako awangardowa sztuka niszczenia utożsamień wiążących nas z fetyszami dysfunkcyjnych tożsamości. Dzisiaj musimy uczyć się tej sztuki na nowo, żeby pokonać kryzys pogłębiany przez tożsamościowe wstecznictwo. Radykalna i racjonalna nauka od podstaw będzie konieczna, jeżeli chcemy wyjść z pułapki molekularyzmu („bezsilna spontaniczność”[ref]Guattari, G. Deleuze, Capitalism: A Very Special Delirium…, s. 43. [/ref]), ominąć potrzask mobbingowej instytucjonalizacji (autorytarny „centralizm”[ref]Guattari, Psychoanalysis and the Struggle of Desire, w: tegoż, Molecular Revolution…, s. 63. [/ref]) i nie ugrzęznąć na pustyni hiperpolityki. Dopiero po takich zygzakach możliwa okaże się nowa samoorganizacja. Oczywiście nie pod dyktando heksizmu i jego toksycznej wściekłości. Nie w ciepłych kokonach i ciasnych dziuplach. Nie pod wezwaniem gołąbka pojednania, upieczonego przez kółko ceramiczne w strefie wolnej od AI. Ale może w kooperacji z jakimś gołębiem hybrydowym, hipersonicznym, sensownie jastrzębim, sztucznotygrysim. Chłodnym, posiadającym przestronne (i klimatyzowane) wnętrze. „Gołębia nie zaduszę” – gwarantuje hiperawangarda – w wapno wrzucę tylko własną zwapniałą „duszę”.

Idź do oryginalnego materiału